niedziela, 29 sierpnia 2021

Od Apollo Anubisa Aina "Rewia Dusz" cz.3

 

-Cicho-

Ale on nie chciał być cicho.
Mówił głośno, krzyczał!
Pomocy! Pomocy!
Ale głos nie uciekał z jego gardła.

-Milczenie jest złotem-

    Anubis znudzony spacerował w ten piękny słoneczny dzień pośród lasu i szumu drzew. Zapadał wieczór i pogoda sprzyjała takim przechadzkom. Nieprzejęty zupełnie coraz to bardziej ciemniejącym otoczeniem brnął dalej w głąb. Dokąd dokładnie? Sam nie był pewien. Nogi prowadziły go po prostu, prosto. Przed siebie. Oczy miał zamknięte, a słuch nastawiony na otoczenie. Wszystko śpiewało i pomimo że jednocześnie układało się do snu, pozostawało głośne i tłoczne. Życie na drzewach zamieniało się swoimi zmianami i wróble oddawały dowództwo sowom. Huki i pomrukiwania okolic uspokajały nerwy Anubisa, który miał je zaskakująco zszargane. A czym? Zwyczajną i płową nudą jakiej doświadczał i jakiej nie mógł przełknąć. I pomimo , że narzekał na nią każdego dnia, nie był w stanie zrobić niczego co zmieniłoby stan rzeczy na nieco ciekawszy. Dusze nie były rozmowne, wilki raczej od niego stroniły usuwając się z jego drogi, w końcu stanowił taki margines wilczego społeczeństwa i dumnie się na nim usadowił. Nie przeszkadzało mu to właściwie nigdy, a przynajmniej nie do teraz. Milczenie, bo nie cisza, użerało jego gardło i dławiło duszę. Jego serce nieco tęskniło do starych czasów, kiedy biegał z lisimi Fenkami po piaskach pustyni za wężami.  Syki spłoszonych gadów i żar skwierczący w uszach. To wszystko co pamiętał z dzieciństwa, które, pomimo bycia samemu na świecie, było udane i spędzone w szczęściu i beztrosce. Tyle dobrych dusz spotkał w swoim życiu, a jednak teraz miał problem nawiązać zwykłą rozmowę. I doskonale zdawał sobie sprawę, że to on jest tutaj tym parszywym elementem z problemami społecznymi, ale co miał poradzić. Ciężko temu kto nie widzi świata wejść w buty tego kto patrzy wyłącznie oczami. Dobrze widzi się tylko sercem. To też właściwie stek bzdur. Ani oczy ani serce nie patrzą czasami poprawnie. Bo ile to razy każdy sparzył się na swoim osądzaniu po okładce. A ile więcej jest złamanych serc, które głupio i prawie na ślepo zaufały temu kto rozerwał je na strzępy. Więc jaka była właściwa odpowiedź? Umysł? Ten wadliwie i bezuczuciowo kalkujący narząd? Komu ufać i wierzyć, jak nawet ty sam jesteś pełen niewiarygodności. Anubis odrzucił od siebie te myśli przechodząc tuż obok samego centrum. To pełne życia za dnia miejsce teraz milczało prawie, ze głuchą ciszą. Jedynie sporadyczne świerszcze świszczały swoimi skokami nad lekko wysokawą już trawą.

    -A Kogo moje oczy WIDZĄ? - Ain odetchnął świeżym powietrzem, głęboko i spokojnie słysząc ten obcy, ale znajomy głos. - Czyżby nasz nieudacznik? Ślepota próbowała szukać znajomych?

    -A jedyne co znalazłem to śmiecia. - odpowiedział bezbarwnie. Jego głos stopił się z przelatującą obok sową, która  pochwyciła z wrzaskiem zwycięstwa mysz. Stojący parę kroków za nim Admirał najeżył się i zawarczał ewidentnie niezadowolony z odpowiedzi starszego basiora.

    -Jedynym śmieciem jaki tu jest jesteś ty. - mruknął. Anubis nie wiedział czy szczerzy się ze złości czy może jest bliski płaczu. De facto nie widział ale wrogość w powietrzu wystarczyła mu na potrzebę wycofania się z tego miejsca. Dlatego powstał. - Oho. Uciekasz jak największy tchórz co? Boimy się ślepoto? Uważaj bo się jeszcze zgubisz w tym wielkim i strasznym lesie w drodze do domu... - słodko dogryzający ton powrócił do jego głosu. - A nie przepraszam... ty jesteś BEZDOMNY! - szyderczy śmiech obiegł polanę, a zaraz przy nim mniejszy, nieśmiały i nieco niepewny. Anubis odetchnął głęboko.

    - Hymm... Noce spędzone pod gołym niebem. Te wszystkie lata podróży po świecie i poznawanie innych kultur raz na dobre nauczyły mnie ,że tacy jak ty na świecie zawsze będą istnieć i pozostaną zakałą dla każdego społeczeństwa. Więc Kanno kochana... lepiej nie ucz się od swojego ojca bo stoczysz się na dno jak on. Knując i tracąc wszystko co kocha przez własne niedomówienia i zapominalstwo. - i skończywszy zdanie, które zaboleć miało w samo serce skoczył przed siebie i zniknął w lesie. Drzewa i krzaki otuliły go miłym cieniem zapomnienia i nawet jeśli niemiłe słowa bodły w skórę to odbiły się od niego jak od ściany. Znał swoją wartość i nie przejmowały go słowa osób niedowartościowanych.

 

-Słyszysz? Cisza...-

 

CDN

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz