- To co robimy? - zapytałem nie będąc pewnym, jak najlepiej byłoby spędzić nadchodzący dzień. Etain idąc przed siebie odpowiedziała lekkim wzruszeniem ramion, co zresztą zadowoliło mnie biorąc pod uwagę, że wreszcie wyglądała na zainteresowaną otaczającą ją rzeczywistością.
- No chyba mieliśmy rozejrzeć się po tych terenach? - zapytała w końcu. Teraz ja pokiwałem głową.
- Proponuję udać się na pola uprawne, jeśli tak interesują cię ludzie, to może kogoś spotkamy? - niema skuliłem się w sobie, zgłaszając tą propozycję w nad wyraz pewny siebie sposób.
- Tak tak, idziemy - odpowiedziały mi plecy wadery, truchtającej przed siebie. Odetchnąłem w duchu.
Na polach przywitał nas jednak tylko szum wiatru lecącego przez pustkowie. Miałem ochotę uderzyć się w czoło, na co jednak nie pozwalał mi pewien rodzaj dumy przywódcy. Naprawdę? Spodziewałem się zastać tłumy uprawiających ziemię rolników tu, w zimie?
Gdzieś w oddali dało się słyszeć ciężkie kroki. Pod przeciwległym skrajem lasu biegła mała piaskowa dróżka, a po dróżce wolno stąpał koń z przyczepionymi do grzbietu paskami i drewnianymi belkami po bokach, za którymi ciągnął się drewniany, niezadaszony, niski pojazd na szerokich kołach. Na górze siedział człowiek w czapce i przydużej kurtce, a z tyłu jechała starsza kobieta w chusteczce i jakieś ludzkie szczenię. Popatrzyłem na nich przez chwilę, nieznacznie przekręcając głowę w bok. W stanie trochę przypominającym hipnozę, a trochę zwykłe skupienie powiodłem za nimi wzrokiem i dopiero gdy zniknęli wśród drzew zorientowałem się, że Etain zadała mi chyba jakieś pytanie. Spojrzałem na nią szybko, wyczekując kolejnych słów. Domyśliła się najwyraźniej, że nie zrozumiałem ani słowa, więc po krótkim westchnieniu powtórzyła:
- Zawilec, nie powinniśmy chyba stać tu tak na widoku? Ci ludzie mogą być groźni?
- Nieee... - zawahałem się - spokojnie tędy przejechali, to nie jest typ groźnego człowieka. Niebezpieczni są myśliwi z rażącymi piorunami-kamieniami.
- Co? - tym słowem wadera dała do zrozumienia, że nie przemówiło do niej moje obrazowe wytłumaczenie.
- Huczy jak piorun, boli podobno bardziej niż kamień. Strzela z czarnego kija. Nie wiem niestety, jak się nazywa, jeżeli w ogóle ma jakąś nazwę.
- Może po prostu strzelba? - uzupełnił mój przyjaciel, stojący nieco z tyłu. Popatrzyłem na niego z zastanowieniem i na chwilę się zawiesiłem.
- Tak, może to prawda - pokiwałem w końcu głową, choć czułem, że mój wzrok zaczyna się rozjeżdżać. To znowu się działo. Jeszcze chwila a zupełnie zgaśnie mi świadomość.
Zdarzało się to często, więc byłem w stanie rozpoznawać momenty, w których zbliżał się napad mojej smutnej przypadłości. Potrząsnąłem głową, chcąc uciec od narastającego, nieprzyjemnego uczucia zagubienia.
- Wszystko dobrze, Zawilec? - zapytała troskliwie Etain - słabo wyglądasz. Może powinieneś się przespać...?
- Tak - odpowiedziałem bez namysłu - położę się na chwilę.
- Może - tu przeciągnęła się leniwie - wszyscy powinniśmy. W końcu nieprzespana noc... - miała rację, zeszłej nocy żadne z nas nie spało, praktycznie przez cały czas byliśmy w drodze. Dopiero w tamtym momencie zorientowałem się, jak bardzo kleiły mi się oczy.
- Tu niedaleko jest dobre miejsce, ładny pagórek w lesie, na którym można się wygodnie ułożyć - nie czekając na dalszy bieg wydarzeń, ruszyłem przed siebie, by jak najszybciej dotrzeć do celu. Z ciągu dalszego rozmowy zresztą niewiele zapamiętałem, oprócz tego, że Etain była ogromną, nieco nawet niepokojącą entuzjastką chwili przerwy, a Mundurek postanowił przy okazji bycia na terenach WWN załatwić jakąś sprawę z tamtejszymi mieszkańcami.
W pierwszej chwili, gdy obudziłem się leżąc samotnie w wykopanym w ściółce leśnej, trochę wilgotnym od ziemi dołku, nie zastanawiałem się, co stało się z moimi towarzyszami, mając nadzieję zaraz ich zobaczyć. Widocznie Etain obudziła się wcześniej, znudziło jej się czekanie na mnie i wybrała się na przechadzkę, a Mundus nie zdążył jeszcze wrócić skądś tam.
Dopiero po chwili, gdy wróciło tylko jedno z nich i zapytało, gdzie jest to drugie, zacząłem trochę się martwić.
- Gdzie Etain? - zapytał szary ptak widząc, że już nie śpię.
- Pewnie za długo spałem i trochę się znudziła... - postanowiłem podzielić się swoimi błyskotliwymi ustaleniami - i poszła na spacer. Eeee, po co ci ten kwiatek? - dodałem z lekkim zdziwieniem.
- Nie podoba ci się? Magnolia, nie znalazłem niczego kwitnącego o tej porze.
- Jest... - popatrzyłem na białe jak śnieg płatki, od których chyba musiałem trochę zmrużyć oczy. Ale to prawda, był ładny. Dłuższą chwilę szukając jakiejś błyskotliwej odpowiedzi, wyrzekłem w końcu - śliczna, ale od kiedy interesujesz się roślinkami?
- Aaa... ten... - zawahał się - dzisiaj Dzień Kobiet, Zawisiu.
- Ach - podrapałem się po głowie - co?
- Mamy w naszym kalendarzu bardzo bogaty spis świąt, nie rozumiem, dlaczego nie chcemy ich wykorzystywać.
- To dla Etain! - załapałem wreszcie, na co ptak westchnął cicho.
- Mam nadzieję, że zaraz wróci, a na razie, chyba poczekasz tutaj, nie? - zapytał.
- Ja sam? - popatrzyłem na niego ze zdziwieniem.
- Nie mów, od kogo ten kwiatek - położył przede mną białą magnolię i otrząsnąwszy pióra z kurzu zaczął zbierać się do odejścia - albo powiedz, że to od ciebie. Wszystko jedno. Muszę znikać i coś jeszcze załatwić, potem pewnie wrócę.
W milczeniu pokiwałem głową. Dobrze, poczekam sam. W końcu nie jestem aż taką sierotą... prawda? Leniwie przeciągnąłem się i usiadłem na swoim miejscu. Dalsza część dnia, chociaż pochmurna, zapowiadała się przyjemnie.
Dopiero gdy zaczęło robić się ciemno, zaniepokoiłem się. To nie mógł być spacer, Etain dawno by wróciła. A co, jeśli coś się niebodze stało?
Siedziałem cały czas w tym samym miejscu, ale miałem coraz większą ochotę wstać i pójść szukać wadery. Spojrzałem na kwiatek, przyniesiony przez Mundusa. Zaczął już szarzeć i nędznieć. Co prawda wody mu nie brakowało, bo w powietrzu było wyjątkowo wilgotno, ale ile mała roślinka może leżeć i czekać?
Tak samo ja, pomyślałem. Nie mogę czekać bezczynnie tak długo, nie wiadomo, czy ona w ogóle jeszcze wróci.
< Etain? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz