Po słowach Conquesta uśmiechnęłam się i również wtuliłam w basiora. Leżeliśmy tak przez chwilę. Nagle usłyszałam jak krople wody uderzają w podłoże, liście i skały.
- Zaczęło padać.- odparłam.
- Mówiłem, że będzie padać.- zaśmiał się Conquest.
- Miałeś rację mówiąc to.- odparłam z uśmiechem. Spojrzałam w górę. Na niebie były ogromne chmury burzowe. - Oby nie zebrało się na śnieżycę.- dodałam po chwili.
- Masz rację, choć wątpię, by nastała śnieżyca. - odparł.
- Conqueś?- spytałam z ciepłym uśmiechem.
- Tak? - spytał lekko rozbawiony. Cóż chyba pierwszy raz zdrobniłam jego imię. Nie jestem do końca pewna.
- Może jak przestanie padać, to przyjdziemy się do wioski?
- Dobry pomysł Aisu. Ruszymy gdy tylko przestanie padać.
- To cudownie.- odparłam radośnie. Gdy ponownie wtuliłam się w basiora, zamknęłam oczy. Nim się obejrzałam zasnęłam.
Kręta droga. Pozbawiona końca i początku. Po środku znajduję się ja. Wokoło nie ma nikogo. Żadnej żywej duszy. Niepokój, cisza. Nagle usłyszałam dziwne piski. Jakby szczeniaka. Ruszyłam przed siebie. Biegłam, a droga nie ukazywała swojego końca. W pewnym momencie znalazłam wrota. Ale dokąd o e prowadzą. Podeszłam do nich i położyłam na nich łapę. Uchyliły się. Były otwarte. Weszła nimi do środka. Jaskinia. Ciemna mroczna jaskinia. Nie końcu tunelu światełko. Małe i pozorne. Brnęłam ku niemu. Nagle zaczęło ono się powiększać. Świeciło znacznie jaśniej. Przymknęła oczy. Gdy je otworzyłam zauważyłam siebie. Leżałam na ziemi, a tuż obok mnie leżał Conquest. Przyjrzałam się sobie. Zakrywałam coś ogonem. To coś piszczało. Miało taki delikatny głosik. Gdy druga ja zabrała ogon zauważyłam, że jest to gromadka szczeniaków. Wtedy się obudziłam....
Otworzyłam oczy. Leżałam dalej wtulona w basiora.
- Wyspałaś się? - spytał z uśmiechem.
- Można tak powiedzieć.- zaśmiałam się.
- Gotowa, by ruszyć w drogę?
- Ja urodziłam się gotowa.- odparłam z uśmiechem. Wstałam wraz z basiorem. Otrzepaliśmy się i wyszliśmy z jaskini. Skierowaliśmy się w stornę wsi. Podczas naszej drogi rozmawialiśmy sobie swobodnie w międzyczasie żartując siebie. Gdy dotarliśmy na miejsce, zatrzymałam się w miejscu, z którego wszystko było idealnie widać. Nagle drzwi pewnej chaty się otworzyły. Wyszła z nich kobieta z małym dzieckiem na rękach. Podeszła ona do mężczyzny, który z uśmiechem przytulił ją. Musiała to być rodzina. Przyglądałam się im z zaciekawieniem.
- Aisu? - spytał rozbawiony Conquest.
- Wiesz... Oni wyglądają na takich szczęśliwych.- powiedziałam z lekko zacinającym się głosem. - Myślisz, że my też będziemy tak szczęśliwą rodziną?
- Oczywiście Aisu.- odparł Conquest kładąc swoją głowę na moją, co było dziwnie miłe.
- A Conqueś? Czy ty.....- urwałam zdanie, gdyż nie mogłam wypowiedzieć tego co chciałam. Czułam, że coś mnie blokuje.
- Tak?- spytał Conquest.
- Chciałbyś, abyśmy byli tak szczęśliwi?
- Ależ oczywiście, że tak.- odparł basior. Westchnęłam. Wzięłam głęboki wdech i zebrałam w sobie całą pewność siebie.
- A chciałbyś... byśmy zostawili na tym świecie nasze pociechy? - spytałam cała zarumieniona. Czułam jak temperatura mojego ciała wzrasta. Nie mogłam uwierzyć w to, że udało mi się wypowiedzieć te słowa. Co prawda miały one brzmieć trochę inaczej, ale miały mieć ten sam sens. Spojrzałam niepewnie na Conquesta. Cierpliwie czekałam na jego odpowiedź.
<Conqueś? Mam nadzieję, że ci się spodoba^^>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz