- Taaak - Ruten uśmiechnął się przebiegle, za co sam w duchu miał później do siebie pretensje. Zbyt wymowny wyraz pyska mógł tylko zniweczyć wszystkie jego plany. A przecież nie planował teraz niczego konkretnego w stosunku do Haruhiko. On po prostu był tutaj, jako przyjaciel i opiekun. Wrogami trzeba było zająć się później.
- Widzę, że humor też masz już trochę lepszy - czarny wilk zamachał ogonem na znak wesołości, choć szczeniak był prawie pewny, że była to wesołość udawana. Z grzeczności pokiwał jednak głową, mając nadzieję na szybkie odpowiedzenie na wszystkie kłopotliwe dla niego pytania. Trudno zbierało mu się słowa na sprawną odpowiedź, gdy myślał zupełnie o czymś innym. A przed oczyma miał w tamtej chwili już zupełnie coś innego, myślał już nad swoim nowym celem na najbliższe dni. Kości, wilcze kości, bardzo był ciekaw, jak mocne są wilcze kości. Tego dnia na spacerze w lesie znalazł już kilka różnych zwierząt, które chciał wykorzystać do swoich pierwszych badań. będzie wynalazcą, postanowił. Odkrywcą nowych rozwiązań, na które, choć będą proste, nie wpadł jeszcze nikt przed nim.
Tak więc kości, które zwierzęta z lasu mają najsilniejsze kości? Wilki, które żywią się mięsem i często przemierzają w ciągu dnia ogromne odległości są obiektem, który, jak można przypuszczać, będzie silną konkurencją dla innych leśnych. Psowatych na pewno. Kilka razy widział w lesie jakiegoś zabłąkanego psa, jakie toto chude i słabe, niemoc aż spływa z położonych po sobie uszu i wklęsłego kręgosłupa, przypominającego raczej kręgosłup konia, rzecz jasna, tym razem w negatywnym tego słowa znaczeniu.
Może łosie lub jelenie? Ich nogi też muszą być silne, jednak jak wypadłyby, gdyby zmniejszyć je do rozmiarów jego pobratymców? Nad tym trudniej będzie na razie pracować. Jednak trzeba będzie pozbierać kilka ładnych egzemplarzy piszczeli, czy ramion różnych gatunków. Potem porównać ich twardość i wytrzymałość. A potem...
Ruten wyrwał się z rozpędzonego ciągu swoich myśli i potoczył trochę nieobecnym wzrokiem wokół. Stały przed nim dwie postacie, które przecież dobrze znał. Przynajmniej tak mu się wydawało. Dopóki jednak żadna z nich nie odezwała się, nie miał pewności, kim są ani o czym wcześniej rozmawiały. Postanowił nie panikować, udał tylko, że czeka na ich kolejne słowa...
- No cóż - czarny wilk, który, jak zdążył zorientować się Ruten, nie wyglądał na osobnika, z którego strony miałby nadejść atak - jeśli niczego nie potrzebujesz, może już pójdziemy. Wyglądasz na zmęczonego. Szczeniak mruknął tylko coś pod nosem, ale zostało to chyba potraktowane jako przyzwolenie.
Dopiero, gdy basior i czapla oddalili się, wilczek patrząc za nimi zaczął odzyskiwać pełną świadomość. To Haruhiko. Przecież to Haruhiko, którego dobrze zna! A ten drugi to Mundus, z którym nieraz już rozmawiał. Co zatem sprawiło, że chwilę wcześniej zapomniał ich imion?
Rozejrzał się. Był przed jaskinią, w której przecież mieszkał. A jednak przed kilkoma sekundami stojąc w tym samym miejscu i gniotąc łapą tą samą kępkę trawy, nie byłby w stanie powiedzieć, gdzie się znajdował.
Wilk otrząsnął się i wszedł do środka. Wyglądało na to, że rzeczywiście był bardzo zmęczony.
* * *
Ruten czuł się coraz doroślejszy, wyglądał coraz lepiej, jego mięśnie z każdym tygodniem nabierały wyczekiwanej siły. Najbardziej jednak podniecająca była dla niego myśl o początku realizacji jego wielkiego planu, który już nastąpił. Zyskał pewnego rodzaju towarzysza, którego obecność w życiu małego wilka sprawiała, że nie czuł się on zupełnie odosobniony, pogrążony w swoim wewnętrznym świecie. W najbliższym czasie, o czym jednak jeszcze nie wiedział, miał również poznać swojego nowego nauczyciela.
- Masz chyba sporą trudność w odczytywaniu emocji - zauważył kiedyś Mundus.
- Nie wiem, o czym mówisz - uciął krótko basiorek, postanawiając równocześnie nie zaszczycić swojego znajomego nawet spojrzeniem.
- Nie czujesz, aby było ci to potrzebne - dodał cicho ptak - bo nie interesują cię uczucia innych wilków. A może od nich uciekasz.
- Przestań - warknął Ruten - nie mów tego, czego nie chcę słyszeć.
- Dlaczego? Obrażam cię?
- Nie podobają mi się twoje próby interpretacji mojego charakteru. Wiesz, że to może być niebezpieczne, prawda?
- Tak mówisz? - uśmiechnął się Mundus. Rutenowi nie podobał się ten uśmiech. Choć z drugiej strony szary ptak nie musiał nawet się uśmiechać, samym swoim przenikliwym spojrzeniem sprawiał, że wilka coś skręcało w przełyku.
- Niepotrzebnie proponowałeś mi spotkanie się dziś z Cymonią - mruknął w końcu, wypuszczając powietrze z płuc. Tym razem mu odpuści.
- To twoja siostra, nie jest winna niczemu, co uważasz za część swojego nieszczęścia. Jeśli nie możesz patrzeć z przyjaźnią na Serenity, może przynajmniej tą zaakceptujesz jako rodzinę. Nie masz nikogo poza nimi dwiema.
- Podobno mam jeszcze ciotkę - odezwał się niechętnie Ruten.
- A utrzymujesz z nią jakikolwiek kontakt?
- Nie...
- Więc pomyślimy o niej później, a na razie pora chyba zbierać się do wyjścia.
- Gdzie ona będzie?
- Na południu, na stepach - westchnął z wyrazem jakiegoś smętnego wspomnienia Mundus - tam, gdzie kiedyś miało siedzibę stowarzyszenie twojego ojca.
- Mało o nim wiem. Ale myślałem, że nikt już tam nie mieszka.
- Po rozwiązaniu go zostały tam tylko dwie osoby. Ardyt, najbliższy współpracownik twojego ojca i Cymonia. Oboje nie bardzo mieli dokąd wrócić.
- Ardycik! - zawołał pogodnie towarzysz Rutena - gdzie znajdziemy Cymonię? To braciszek, szuka jej - tu ruchem głowy wskazał na wilka.
- Jest u siebie - odpowiedział płowy basior stojący naprzeciw nich - chciałem, aby zamieszkała w naszej głównej siedzibie, ale wolała wybrać jedną z jaskiń, które wykopaliśmy dla rodzin.
- Są tam - Mundus wskazał szczeniakowi kierunek - pozwolisz, że zostanę tutaj i chwilę porozmawiamy.
Ruten w milczeniu skinął głową.
- Ładnie tu sobie żyjesz. - ptak rozejrzał się po tym miejscu, które w oczach jego towarzysza mogło zostać nazwane co najwyżej ruiną. Połamane gałęzie rosnących wokół, nielicznych bezlistnych drzew nadających scenerii nieco mroczny charakter, walały się po ubitym piasku, z którego wyrastały pojedyncze kępy ostrej trawy. Nieopodal leżało kilka stert sporych kamieni, będących pewnie pozostałością po jakimś nieskończonym remoncie, a które jak na ironię były chyba najładniejszym elementem tego osobliwego miejsca. Na niektórych skałkach widać było ślady przypominające bordowe zacieki, które z jakiegoś powodu przywodziły na myśl krew.
- Uprzątamy powoli to pobojowisko - mówił Ardyt - minął już ponad rok... odkąd tak wiele się zmieniło. Od wczesnej młodości właściwie całe moje życie było związane z ligą - wzruszył ramionami - co miałbym teraz robić... niczego już nie ma, a ja mogę zacząć żyć w spokoju. To trochę jak przedwczesna emerytura. Siedzimy tu sami z córką Wrotycza... cieszę się, że przynajmniej ty o nas nie zapomniałeś.
- Staram się odwiedzać was jak najczęściej, to miejsce stało się też trochę i moim domem. Jak twoja noga? Medyk z WWN obawiał się łamać kość. Chciał amputować całą.
- Już dawno się zagoiła - basior popatrzył na to, co zostało z jednej z jego tylnych łap i sięgało niedaleko za kolano. - lepiej zresztą żyć bez stopy i kawałka piszczela, niż z wiecznymi wyrzutami sumienia. Prawda?
- Ech, Ardyt, gdybym ja cię nie znał, zdziwiłyby mnie takie słowa w twoim wykonaniu - zaśmiał się cicho ptak.
- W każdym razie nie żałuję tego, co zrobiliśmy. Te wilczyce i ich szczenięta, które wtedy uratowaliśmy... i cała WSJ ma w końcu raz na zawsze spokój z Arcunem.
Ruten nie słuchał dalej. Szedł przed siebie. Cymonia. Cymonia, w której płynie ta sama krew, co w nim. Ciekawiła go również i ta postać.
- Halo? - zajrzał do jednej z czterech położonych niemal obok siebie jaskiń wykopanych w ziemi. Ta wyglądała na najbardziej zadbaną. Lub raczej na najmniej opuszczoną. Ze środka wyjrzała szara wadera.
- Ruten? - zapytała - to ty? Miło cię poznać, braciszku! - z entuzjazmem, który w pierwszej chwili sparaliżował wilka, skoczyła w jego kierunku.
- Ta, ciebie też... siostro - usiadł na ziemi, kładąc uszy po sobie.
Nie rozmawiali długo, bo o czym? Oprócz wspólnego ojca nic ich nie łączyło. Przeciętny obserwator nie mógłby też pewnie zauważyć żadnych podobieństw świadczących o przynależności tych wilków nie tylko do jednego rodziciela, ale nawet do jednej rodziny. Cymonia była jak ma waderę wysoka, szczupła, a jej oczy miały specyficzny, morski kolor. Ruten pomyślał, że było to pewnie wynikiem jakiejś dziwnej mieszanki genów, gdyż barwa ta przywodziła na myśl wyobrażenie szczeniaka o oczach jego ojca, jasnych i równie spokojnych. On sam natomiast miał złote ślepia, z wiekiem przybierające coraz bardziej gadzi wyraz.
- A więc interesujesz się biologią? - zapytała siostra z ciekawością - jeśli chcesz, mogę pokazać ci jutro kogoś, kto też się tym zajmuje - dodała wesoło - na pewno się dogadacie.
- Jeśli tylko będzie w stanie wyjaśnić mi, na czym polega świat - niemal szepnął, jakby nie był zdecydowany, czy wypowiedzieć te słowa głośno. Ostatecznie wilczyca nie kontynuując tematu, obiecała zabrać brata ze sobą na jutrzejsze ćwiczenia.
Następnego dnia razem udali się na Polanę Życia, na której już czekał Achpil, przyjaciel i nauczyciel Cymonii. Zdaje się, że mały wilk i ten uczony basior od początku przypadli sobie do gustu. Młodemu Rutenowi nowy znajomy wydał się na tyle wartościowy, by być w stanie pomóc mu osiągnąć poziom wiedzy, na jakim mu zależało, a że świat ciekawił go bardzo, postanowił bez zbędnych wstępów opowiedzieć swojemu nowemu guru o swojej pasji. Także Achpil odnalazł w bracie swojej przyjaciółki cennego ucznia. Coraz częściej rodzeństwo przychodziło do basiora razem, a on powoli ukierunkowywał ich młode umysły na to, do czego w jego mniemaniu zostali stworzeni.
Coraz częściej również zdawał się dziwnie zapominać o Cymonii i traktować ją coraz bardziej przedmiotowo. Kilkukrotnie wreszcie posłużyła za obiekt, z pomocą którego Ruten uczył się wilczej budowy ciała.
- Popatrz, Ruten - mówił Achpil, ustawiwszy wcześniej Cymonię w pięknej, wystawowej pozycji - doskonale zbudowane ciało, linia prosta poprowadzona od ziemi przez stopę przechodzi przez koniec kości kulszowej... silne mięśnie i równoległe względem siebie pięty. Nad tym pracowałem przez całe życie. Znaleźć odpowiednie wilki było niezwykle trudno. Brak widocznych wad i niezwykła wydolność organizmu jej matki, a także ponadprzeciętna siła ojca. Waszego.
- A więc ja również mam w sobie coś z ideału - młody wilk wyprostował się z zastanowieniem.
- Ty, Ruten, jesteś wyjątkowo typowy - oznajmił Achpil, choć jego uczeń nie by pewien, czy lepiej poczytać to a wyraz uznania, czy też zaprzeczenie. Basior tymczasem mówił dalej - masz proste, silne łapy, muskularny grzbiet i długi ogon. Wyglądasz jak prawdziwy wilk.
Ruten zastrzygł uszami, dosłyszawszy w tych słowach coś więcej, niż chciał dosłyszeć.
- Twój ojciec - Achpil popatrzył na ucznia i kiwnął głową, mówiąc cicho - miał piękne, wilcze oczy. Jego kły były duże i bardzo silne, a on sam cechował się odwagą, jaką posiadać mógł, wydawać by się mogło, tylko prawdziwy wilk.
- Prawdziwy? - Ruten znów wyłapał jedno ze słów, z dreszczem na grzbiecie coraz wyraźniej czując, że kryje się za nim wiadomość inna, niż ta, której wcześniej się spodziewał.
- Ale w jego żyłach płynęła podwójna krew. Tak, jak w żyłach Cymonii, tak jak w twoich.
Pomimo kilku nieśmiałych pytań, które zadał jeszcze szczeniak i kilku wymownych spojrzeń jego siostry, która również chciała dowiedzieć się czegoś więcej, Achpil niczego już nie wyjaśnił.
Młody wilk codziennie wracał do swej jaskini przejęty kolejnymi intrygującymi wiadomościami, a z każdym dniem był bliżej naciśnięcia guzika, który uruchomiłby praktyczny wymiar tej wiedzy. Tak upływały dni i tygodnie, które sprawiały, że Ruten pogrążał się coraz bardziej w swoim wewnętrznym, ciemnym świecie, który wciągał go i powoli pochłaniał. Cymonia tymczasem z coraz mniejszym zapałem chodziła do Achpila, już zresztą nie po to, by wysłuchiwać jego nauk, ale by być przedmiotem nauki swojego brata. On sam usłyszał nawet raz rozmowę wadery z ich nauczycielem.
- Inaczej teraz odnosisz się do mnie - mówiła z żalem, myśląc, że oddalony o kilkanaście metrów braciszek nie zdoła niczego nie usłyszeć.
- Co ci się nie podoba? - odrzekł jej szorstko - jesteś moim największym dziełem, Cymonio. Wiesz o tym, nie ma tu nikogo oprócz ciebie, z kogo byłbym równie dumny.
- A jednak to mojego brata wtajemniczasz w swoje plany. W plany, które niepokoją mnie coraz bardziej.
- Dziewczynko - basior spojrzał jej w oczy - Jesteś cudem, jesteś etapem końcowym tego, do czego dążyłem przez całe życie, w twoim umyśle i twoim ciele zapisane jest wszystko, co udało mi się osiągnąć. Ale to Ruten jest moim następcą.
"Po co jej to mówisz?" - zapytał w myślach mały wilk - "ona i tak tego nie zrozumie... to tylko obiekt, który musimy odpowiednio pokierować. To tak, jakbyś tłumaczył chartowi dlaczego szybko biega", zamiast przez trening rozwijać jego możliwości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz