wtorek, 12 marca 2019

Od Etain CD Kivuli

Nie znosiłam wykonywania zadań powierzonych mi wbrew mojej woli, więc wlokąc za sobą jajo, rozmyślałam w milczeniu nad opcją zabrania go ze sobą i prostej ucieczce z jaskini. Smok sam powiedział, że przez swoje rozmiary nie zmieści się we wszystkich korytarzach, jakie więc były szanse, że ruszy za nami w pogoń? Zresztą, nim by się zorientował, że go wykiwałyśmy, już byłybyśmy z powrotem wśród swoich. Połączone moce całej watahy kontra jeden głupi smok - gadzisko pozostałoby bez szans. Pewnie w tym całym zamieszaniu ktoś dowiedziałby się, że to ja i Kivuli odpowiadamy za atak, bo zabrałyśmy własność stworzenia. Nawet jeśli, to co. Śmierć to za duża kara, wygnaniem bym się nie przejęła, kara pozbawienia wolności to też nic takiego, chociaż w sumie nie słyszałam, żeby Zawilec prowadził system penitencjarny. Zresztą kara to nic pewnego, jeśli odwróciłoby się sytuację na własną korzyść. Albo po prostu od razu zwiałabym z przedmiotem gdzieś daleko i próbowała go przehandlować tak, by dobrze się ustawić. Smok stwierdził co prawda, że to zwykły kamień, jednak jaką miałam pewność, że nie kłamał? Ten głaz całkiem przypominał prawdziwe smocze jajo, a takie z pewnością było wiele warte. Brakowało mi jednak pewności co do prawdziwości tego faktu, a co najważniejsze, Kivuli wydawała mi się fatalnym kompanem do kradzieży, grzecznie odniosłam więc jajo czy tam kamień do zleceniodawcy. Ten przyjrzał się podejrzliwie przedmiotowi, a potem nam, jednak po chwili na jego pysku pojawił się uśmiech. Nie byłam pewna, czy chytrość, którą w nim ujrzałam, była prawdziwa, czy to złudzenie spowodowane przez wąski, zębaty i niekoniecznie przecież piękny pysk stworzenia oraz jego małe, gadzie oczka.
- Zadowolony? - spytałam, machając z wolna ogonem.
- Owszem - rzucił krótko, koncentrując teraz całą uwagę na nowo pozyskanym jaju.
- Cieszę się. To chyba cenny kamień.
Wbił we mnie wzrok, jakby próbując wyczytać, do czego zmierzałam.
- Zapewne możemy już odejść? - spytałam.
- Możecie.
- To świetnie, naprawdę, ale zanim to zrobimy, może pozwolisz mi zadać jedno małe pytanko? - zdecydowałam się ciągnąć wypowiedź, wyczułam bowiem, że w przeciwnym razie otrzymam szybką, niemal automatyczną odmowę - Skąd to się wzięło w tamtych korytarzach? Znaczy jesteś za duży, żeby go tam wcześniej zgubić. Czy... czekałeś lata, aż ktoś cię odwiedzi i będziesz mógł go po to wysłać?
Zadawanie takich pytań to akurat u mnie nic nowego. Akt ten mógł oznaczać jedynie, że przestałam się już jakkolwiek bać bestii, o ile rzeczywiście wcześniej tak było. Skoro wykonałam zadanie, to chyba była mi ona w jakiś sposób dłużna. Nawet jeśli sama tego nie czuła, o mnie nie można by było powiedzieć tego samego. Moja natura nie pozwalała mi o tym zapomnieć.

<Kivuli?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz