Moża uznać, że pomysł basiora lekko mnie zadziwił. Nie miałam bynajmniej zamiaru skakać po kamieniach, więc tylko wykrzywiłam pysk (mam nadzieję, że basior odebrał to jako uśmiech; starałam się, naprawdę...).
— Jestem niestety zmuszona odmówić — odparłam. Kiwnęłam głową w jego stronę, odwróciłam się i zaczęłam odchodzić. Vitale jednak w paru sekundach znalazł się obok mnie.
— Hola, hola. Nie chcesz zostać oprowadzona po terenach przez najlepszego i najprzystojniejszego psychologa w tej watasze? — zapytał, zerkając na mnie kątem oka.
— Myślę, że poradzę sobie sama — odpowiedziałam.
— Oh, daj już spokój — mruknął. — Od jakiego miejsca chcesz zacząć?
Wyczuwając, że szybko się go nie pozbędę, powiedziałam, że chętnie zobaczyłabym jakiś wodospad. Nie była to do końca nieprawda; bardzo lubiłam wodospady. Zwłaszcza, że zbliżała się moja ulubiona pora roku.
Ruszyliśmy więc ramię w ramię. Vitale zabawiał mnie rozmową, ja w miarę możliwości starałam się odpowiadać. Przez dziesięć minut z nim zdołałam wydusić z siebie więcej słów, niż przez ostatnie parę dni, więc można to chyba uznać za mój osobisty sukces w dziedzinie konwersacji.
— Jesteśmy prawie na miejscu — oznajmił Vitale po dłuższym czasie.
I rzeczywiście, nie minęło parę minut, a przed naszymi oczami wyrósł piękny wodogrzmot. Szumiał dosyć głośno, ale jednocześnie na tyle cicho, żebyśmy byli w stanie słyszeć własne oddechy. Nie potrafiłam tego wyjaśnić. Tak po prostu było.
— Więc jak nazywa się to miejsce? — zagadnęłam, przyglądając się odbiciu drzew w wodzie.
< Vitale? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz