piątek, 22 marca 2019

Od Etain CD Kivuli

Zwierzę definitywnie odmówiło odpowiedzi na pytanie i, pomimo że stałam tam nieruchomo i prosto niczym struna, ze spojrzeniem wbitym głęboko w oczy jaszczura, niby rzucając mu tym samym wyzwanie, krew w moich żyłach bliska była wrzenia. Nie podobała mi się ta odmowa. Nie byłam szczeniakiem i na ogół potrafiłam pogodzić się z tym, że nie dostałam czegoś, czego pragnęłam, jednak zadałam mu jedynie proste pytanie, tak na pożegnanie, kiedy już miałyśmy odejść i nigdy więcej nie spotkać łuskowatego mieszkańca groty. Nie była to jakaś mistyczna tajemnica, pradawna wiedza, której byłabym niegodna. Zdawało mi się, że każdy normalny odpowiedziałby na pytanie, lecz ta nikczemna kreatura spojrzała na mnie z góry i stwierdziła, że wcale nie musiałam tego wiedzieć. Mało tego, dotychczas nie poznałam nawet jego imienia, a on ze swej strony już zdążył się mną wysłużyć. Moja godność ucierpiała, cierpliwość się wyczerpała, a jej miejsce zajął teraz skrajny nierozsądek, bo przez chwilę byłam pewna, że zaraz powietrze wypełni się drzazgami i ogniem. Opuściłam wzrok tylko o kilka centymetrów, patrząc na szyję zwierzęcia i zastanawiając się, ile zaostrzonych korzeni potrzeba, by ją przebić, oraz jak zrobić skuteczny unik przed falą ognia.
- Etain, po prostu już chodźmy - głos czarnowłosej nadszedł niespodziewanie niczym nagłe uderzenie.
Spojrzałam na nią z niedowierzaniem. Szybko wróciłam do smoka, potem znowu skupiłam uwagę na Kivuli. Przez chwilę zastanawiałam się, co jest słuszne, a co jest szaleństwem, po czym wzięłam głęboki oddech. Ta walka byłaby zbyt ryzykowna, a jej powód błahy. Przeżywałam już większe upokorzenia. Moje życie będzie cudowne także bez tej wiedzy. Zmrużyłam oczy, zerkając na smoka z rodzajem pogardy. Gdzieś sobie wsadź te swoje jaja.
Wyszłam z pomieszczenia niedbałym krokiem, zastanawiając się, co jest w życiu ważne, a raczej czy istnieje w ogóle jakaś taka rzecz. Nihilistyczny nastrój nie zdążył mnie jeszcze opuścić, kiedy dotarłyśmy do rozwidlenia ścieżek. Nie odpowiedziawszy wprost na pytanie wadery, ruszyłam prawym korytarzem, gdyż akurat ten wydawał mi się prowadzić do wyjścia. Szłyśmy ciemnym korytarzem, nie wymieniając zdania, choć ja nuciłam sobie pod nosem jakieś piosenki akurat pod mój nastrój. Poczułam ulgę, kiedy dotarłyśmy do końca drogi i znalazłyśmy się ponownie na rozwidleniu z trzema ścieżkami. Jedna prowadziła do komnaty z kryształami górskimi, drugą właśnie opuściliśmy... pozostawała trzecia. Rzuciłam czarnej krótkie spojrzenie, po czym wkroczyłam w korytarz. Mogła równie dobrze już za mną nie iść, pewnie nie poczułabym różnicy, jednak po chwili usłyszałam jej kroki i kątem oka ujrzałam jej cień na ścianie. To przejście było szerokie i przez to komfortowe, jednak bardzo ciemne - brakowało tu otworów w ścianach i zadaszeniu. Nieliczne wstążeczki białego światła nadawały miejscu tajemniczy nastrój, miałam wrażenie, że tuż nad moją głową znajduje się nocne niebo. Było chłodno, czego należało się spodziewać, wchodząc w kamienny korytarz, jednak w powietrzu dało się wyczuć teraz wilgoć oraz charakterystyczny zapach soli, której nieduże ilości być może osadzone były na ścianach. Spacer skończył się nad wyraz szybko. Okazało się, że weszłyśmy w ślepą uliczkę, jednak wyprawa nie okazała się całkiem bezcelowa, bowiem droga kończyła się sporawym zagłębieniem wypełnionym wodą. Podeszłam na brzeg sadzawki, mruknęłam coś, trwając chwilę w zamyśleniu, a po chwili moja stała potrzeba czynu kazała mi zanurzyć łapy w zimnej wodzie. Powoli ruszyłam w głąb okrągłego zbiornika.

<Kivuli?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz