poniedziałek, 4 marca 2019

Od Agaresa CD Notte

   Gdy w końcu zauważyliśmy tereny watahy, a słońce chyliło się ku zachodowi, mogliśmy odetchnąć z ulgą, że nie spędzimy kolejnej nocy pod gołym niebem, lecz co na to zarząd watahy? Okaże się później. Już po wkroczeniu na przyjazny teren zrobiłem się mocno senny, lecz w przypadku Notte pewnie nie było inaczej. Od razu skierowaliśmy się do swoich jaskiń nie myśląc nawet o jakimś posiłku. Rozłożyłem się na środku pomieszczenia i położyłem skrzydła po długości, gdyż nawet nie miałem siły na szukaniu odpowiedniej pozycji do snu.
Pobudka nie należała do najprzyjemniejszych, gdyż obudził mnie swąd spalenizny oraz znaczne ciepło, a jak dobrze pamiętam, jeszcze niedawno była zima. Podniosłem się z ziemi i otrzepałem, po czym wyszedłem z jaskini na obadanie terenu. Widok, jaki zastałem na zewnątrz, zszokował mnie do takiego stopnia, że całe moje ciało niemalże zdrętwiało. Wzrok błądził od jednego do drugiego i kolejnego, spalonego drzewa, gdzie nie gdzie się jeszcze tliło. Z tego dziwnego stanu wybudził mnie ryk czegoś dużego, a że ciekawość miała znaczną przewagę nad rozumem, skierowałem się w stronę dźwięku. Mój wzrok, który rejestrował zgliszcza lasu, zaczął z lekka się zamazywać. Im dalej od jaskini, tym gorzej.. Gdy jednak byłem blisko dźwięku, czarna, mocno zniekształcona postać zionęła, prawdopodobnie ogniem, prosto w moim kierunku..
Zerwałem się nagle na równe łapy i przypadkiem przemieściłem się do ciemnego skrawku lasu, który od jaskini jest jakieś kilkadziesiąt metrów. Pozostając nadal niewidoczny w cieniu, uspokoiłem oddech i uświadomiłem siebie, że był to tylko głupi sen. Otrzepałem się odruchowo i przenosząc się poprzez ciemność, wróciłem do jaskini, w której leżałem dobrą godzinę, by później znów zasnąć.
   Poranek nastąpił dość szybko, lecz przez nocną sytuację, nie chciało mi się wychodzić. Mógłbym leżeć tak do południa, lecz mój żołądek domagał się jakiegokolwiek posiłku. Dość niechętnie podniosłem swoje cztery litery i opuściłem jaskinie w celu schwytania czegoś dobrego. Padło na niewielkiego dzika, który w dość szybkim tempie został pozbawiony mięsiwa oraz niektórych kości. Upiłem kilka łyków z zimnej rzeczki i gdy miałem wzbić się w powietrze, zatrzymał mnie wcześniej wspomniany zarząd. Uświadomił mnie, że takie nagłe znikanie jest złą czynnością i następnym razem lepiej jest o czymś takim powiadomić, niż kopać sobie samemu grób. Przyjąłem owy fakt i wysłuchałem resztę rad, których i tak pewnie zapomnę. Na szczęście rozmowa trwała bardzo krótko i mogłem w spokoju oddalić się w głąb terenów watahy, aby w pełni wypocząć i wrócić do formy. Wykonałem krótki trening oraz kilka piruetów w powietrzu, aby przyzwyczaić skrzydła do wysiłku, choć po wczorajszym locie czułem lekki ból w części łopatkowej. Lecz jako twardy basior, ignorowałem każdy ból i kontynuowałem swoją czynność.
Gdy stwierdziłem, że co za dużo to nie zdrowo, wróciłem do zwykłego spaceru i przemierzałem, w sposób lądowy, tereny stada. Spokój i cisza, zaś gdzie nie gdzie było słychać szczekanie szczeniąt. Brakuję teraz tylko dobrej pogody. Wróciłem do rzeczywistości, gdy zauważyłem niedaleko siebie Notte. Przywitaliśmy się, gdyż tak wypada. Nie zawsze śpi się sam na sam z obcym wilkiem, pod gołym niebem..
- Tak w ogóle, dziękuję. - rzuciła nagle wadera.
- Za to, że zachowałem się jak skończony idiota?
- Głównie za sarnę. - sprecyzowała.
- A to.. Nie ma za co - odparłem spokojnie - To co? Może znowu wypad do lasu? - zaśmiałem się krótko.
- Tylko po to, by Ciebie tam zostawić - uśmiechnęła się z lekka.
- Jak zwykle miła..
- Do usług - poszerzyła swój uśmiech ukazując rządek białych ząbków.
- Zapamiętam.. Ogólnie, miewałaś może ostatnio jakieś koszmary? - spytałem powoli ruszając, aby nie stać jak ostatni debil w środku lasu.


< Nootteee? Oby dwoje jacyś psychiczni są D: >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz