piątek, 1 marca 2019

Od Etain CD Kivuli

Wizja, która pojawiła się w moim umyśle po zamknięciu oczu, była tak lekka, spokojna i przyjemna jak moja drzemka sama w sobie. Śniłam o wiośnie, może nawet o lecie, czymś niezwykle pięknym, ale tajemniczym: rzadkim i poznanym przeze mnie dopiero w dorosłych latach, po przebyciu wielu kilometrów drogi, daleko od miejsca narodzenia. We śnie znajdowałam się pośród trawy. Była cudownie zielona, a tańcząc na wietrze, śpiewała cichutką, melancholijną balladę. Zupełnie jak ta, na której leżałam, zasypiając w jaskini, z tą różnicą, że jej senna odpowiedniczka była wysoka, sięgała ponad moją głowę, pozbawiając mnie mniej więcej połowy wizji. Jedyne, co ponad nią widziałam to słodkie, błękitne niebo. Intensywny blask słońca zawieszonego nisko nad horyzontem, mającego zniknąć za kilka godzin, ozdabiał jasnym blaskiem trawę i moje futro. Czułam na sobie jego przyjemne ciepło. Obróciłam się niepewnie na wszystkie cztery strony świata. Nie znałam tego miejsca. Nim zdążyłam podjąć jakąś decyzję, usłyszałam coś za moimi plecami. Cichy, spokojny głos przedarł ciszę tylko na chwilę, wypowiadając jedno krótkie słowo. Moje imię. Odwróciłam się, jednak nikogo nie ujrzałam w morzu traw. Nie czułam strachu, ruszyłam więc w kierunku, z jakiego padło słowo. Towarzyszył mi świst wiatru, kiedy uparcie przedzierałam się przez zieleń. Gdy znalazłam się bliżej, ujrzałam jakąś sylwetkę. Kłosy falowały przed obliczem, zasłaniając nieco, jak się okazało, wilczą istotę, jednak i tak nie sposób było przeoczyć niezwykłego blasku, który pokrywał całe jej ciało. Mieniło się ono blaskiem słońca i czystych kryształów, wszystkich najpiękniejszych kamieni, jakie ujrzałam w ciągu życia. Nieznajomy stał dumnie w całkowitym milczeniu. Nie mogłam oderwać wzroku od lśniącej sierści, jednak otworzyłam usta, by zadać pytanie.
Kiedy się obudziłam, towarzyszył mi dreszcz na ciele, jednak powrót do rzeczywistości nie zajął mi długo. Widziałam przed sobą Kivuli, która bawiła się jakimś świecącym materiałem. Chol,era, znowu jakieś błyskotki.
- Co tam masz? - spytałam, ziewając.
Wskazała łapą kryształowe słońce ponad nami. Porównałam szybko materiał w jej łapach do jasnej formacji.
- Ty... wycięłaś... Czekaj, on serio jest taki plastyczny? Myślałam, że to twarda skała. - podeszłam bliżej, oglądając dokładnie znalezisko.
Kivuli nie odpowiedziała, uznając pewnie, że dobrze radzę sobie z oceną sytuacji.
- To jakiś nowy materiał? - uniosłam wzrok - Ciekawe, co da się z niego zrobić. Potrzebna mi próbka.
Obserwując drogę do sufitu, stwierdziłam jednak, że to nie będzie takie proste. Kivuli była dość niewielkiej postury, co z pewnością dodawało jej zwinności, dzięki której mogło jej się nawet udać dość do naszego małego słońca, ja jednak nie widziałam się wcale w takiej roli. Kryształ był płynny, więc moje pnącza także się do niczego nie przydadzą. Rozważałam wytworzenie szeregu pęknięć skalnych, które odrąbałyby fragment konstrukcji, uznałam jednak, że to niebezpieczne, mogłaby ona ulec całkowitemu zniszczeniu, podobnie zresztą ściany groty... Spojrzałam na małą próbkę Kivuli. Nie, nie będę jej z tego okradać. Uśmiechnęłam się gorzko.
- Spróbuj ją zjeść, zobaczymy, co się stanie.
Uderzyła mnie chłodnym spojrzeniem, ja jednak i tak odwracałam się już, by ruszyć za siebie, w kierunku niewielkiego strumienia. Pochylając się nad nim, wypiłam powoli parę łyków wody.
- Po co my miałyśmy iść? Jakieś kosmiczne jajo? - zawołałam do tyłu.
Czarna nadal milczała, ale to nic złego, pytanie było raczej retoryczne. Westchnęłam gorzko, rozglądając się po komnacie. Była cudowna i nadal nie miałam ochoty jej opuszczać. Chciałam wrócić pod swoje drzewo, już się do tego zbierałam, kiedy nagle przypomniałam sobie swój sen. Zielone, nieprzekraczalne równiny. Błękitne niebo. Przegryzłam wargę. Czy to coś znaczyło? Może miejsce ze snu naprawdę gdzieś istniało? Czekało na mnie, wzywając? Może jest tysiąc innych, jemu podobnych, tak pięknych, że odbierają dech w piersiach? Komnata, choć piękna, jest mała i otoczona skałą. Spojrzałam w dół. Tylko jeden, niewielki strumień. A może się mylę? Może będzie mi tu dobrze? Kim był złoty nieznajomy? Zamknęłam oczy, biorąc kilka kontrolowanych oddechów. Dlaczego się wahałam? Nie mogłam się wahać. Spojrzałam na Kivuli.
- Chodźmy - rzekłam stanowczo.
Nie protestowała, spojrzała jednak pytająco na swoją jasną zdobycz.
- Przechować Ci to? Zgoda, dawaj. Ale wisiorka to Ci z tego tym razem nie zrobię - uśmiechnęłam się słabo.
Wyszłyśmy z pomieszczenia. Ja na przodzie, bo Kivuli raczej się nigdzie nigdy nie spieszy, jednak po przejściu wrót nagle zamarłam. Zupełnie nie pamiętałam instrukcji otrzymanych od bestii. Nie miałam pojęcia, dokąd się udać. Z nadzieją i jakąś prośbą widoczną w oczach spojrzałam na długowłosą.

< Kivuli? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz