Smoki zawsze mnie fascynowały. Ich majestatyczna postura, ogromne skrzydła i potęga sprawiały, że przy każdej informacji chciałam wiedzieć więcej i więcej. Pamiętam, jak mój brat opowiadał mi historie o nich, kiedy jeszcze byłam małym szczeniakiem. Zwykliśmy byli wtedy siadać w rogu jaskini i podczas gdy on snuł opowieści o smoczych przygodach, ja słuchałam go z zapartym tchem.
Dlatego też teraz praktycznie pożerałam wzrokiem wielką bestię. Analizowałam każdy mięsień w jego potężnych nogach, obserwowałam jak układają się skrzydła i przyglądałam się odbłyskom światła na łuskach. W niemym zachwycie i z pyskiem bez wyrazu przenosiłam wzrok z jednego punktu do drugiego.
Wtem Etain spytała smoka, jak kamień się tam znalazł. Ze wstydem muszę przyznać, że nawet się nad tym nie zastanowiłam. Wykonałam po prostu rozkaz jak posłuszna wadera i przez myśl mi nie przeszły głębsze przemyślenia. Spuściłam wzrok, zasępiona.
— Wyglądasz mi na taką, której nie można zbyć wymijającą odpowiedzią — stwierdził smok, zniżając łeb, aby bliżej przyjrzeć się Etain. — To dobrze.
— Nie odpowiedziałeś na moje pytanie — odparła.
— A i owszem, nie mam również takiego zamiaru. — Przeniósł wzrok na kamień.
— To może inaczej. Czy to jajo? — drążyła dalej wadera.
— Nie. To nie jest jajo — odmruknęła bestia, teraz bardziej zaabsorbowana zdobyczą niż rozmową z dwójką wilczycz. Zadziwiające, jak szybko zmieniał obiekt zainteresowania.
— Więc co takiego?
— Nie odpowiem na to pytanie — odparł smok. — Przyszedłem na świat nie po to, żebym odpowiadał, ale żebym zadawał pytania.
— Etain, po prostu już chodźmy — zwróciłam się do wadery. Mój zachrypnięty głos poniósł się echem. Słysząc to, lekko się wzdrygnęłam.
Ona zmierzyła mnie krótkim spojrzeniem i wzruszyła ramionami.
Popchnęłyśmy razem ogromne wrota. Tuż przed odejściem obróciłam się jeszcze, żeby ostatni raz rzucić okiem na smoka. On zdawał się nawet nie zauważać, że wychodzimy. Wbił wzrok w kamień i chyba mruczał coś pod nosem.
Gdy drzwi zamknęły się za nami z hukiem, ruszyłyśmy pierwszą lepszą drogą, która prowadziła przez długi korytarz.
Nie szłyśmy nawet przez pięć minut, gdy przed nami wyrosło rozwidlenie, prowadzące do trzech innych korytarzy.
— Którędy teraz? — spytałam.
< Etain? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz