piątek, 8 marca 2019

Od Notte CD Agaresa

Ruszyliśmy powoli przed siebie, wybierając ścieżkę na chybił-trafił. Temperatura wciąż nie była raczej dodatnia, ale słońce świeciło mocno na bezchmurnym niebie, tworząc na na ziemi mozaikę plam światła i cieni gałęzi drzew. Dość często gdzieś w pobliżu odzywał się jakiś utalentowany śpiewak, zapodawał parę nut i znów znikał, ustępując miejsca zimowej ciszy. Wciąż zalegała wokół gruba warstwa śniegu, aczkolwiek stara, zmatowiała i ubrudzona, zmieszana z gruntem. Subtelne oznaki, jednak czuło się już powiew świeżości; wiosny.
— Zapamiętam... - odpowiedział powoli wilk. - Ogólnie, miewałaś może ostatnio jakieś koszmary? - spytał nagle. Zaskoczyło mnie to trochę, ale nie mógł zrobić tego z premedytacją. Ostatnio... - uśmiechnęłam się lekko na samą ironiczną myśl. Gdybym miała być szczera....no, nieważne.
— Jeżeli koszmarem nazwać przymusową wycieczkę trzy metry pod ziemię do labiryntu zamieszkanego przez komatoperzałki i gwałtowne podtopienie, to tak. - odparłam spokojnie, układając wygodniej skrzydło przy boku.
— Komato...? Znasz to coś? - basior przekrzywił nieco głowę.
— Nie. Ale nadanie nazwy to już jakiś początek. - odrzekłam. Nieoczekiwanie coś fioletowego mignęło mi w polu widzenia. Zatrzymałam się i rzuciłam okiem w tamtą stronę. Spod bieli puchu wysuwała się nieśmiało soczyście zielona łodyżka, a na jej końcu wspaniały, purpurowy kwiat. Sześć płatków otulało wnętrze konstrukcji z żółtymi, pylącymi słupkami. Krokusów było jeszcze kilka, rozrzuconych po okolicy.
— Piękne. - skwitował po chwili Agares, trącając nosem jeden z nich. - Zima może już zacząć pakować manatki. - pokiwałam łbem na potwierdzenie. Wtem rozpostarł skrzydła, podbiegł trochę i wzniósł się niemal pionowo w powietrze, by przejść dokładnie przez wąską lukę między koronami drzew.
— Hej! - mruknęłam z oburzeniem, dołączając prędko do niego, aczkolwiek nie wydawał się zbyt przejęty tym faktem.
— Ścigamy się do tamtej skały. - samiec wskazał wystający nieco ponad las głaz w oddali. - Trzy, cztery! - nie dając mi wiele czasu na zastanowienie, wystrzelił przed siebie. Rzecz jasna ruszyłam za nim w pogoń i dość szybko wyprzedziłam, czując napływającą euforię. Właściwie, to przecież pierwszy raz od tamtych czasów... Przez niemal całą trasę górowałam nad towarzyszem - z naszej dwójki byłam w tej kwestii sprawniejsza. Dopiero pod koniec, gdy adrenalina uderzyła mi do głowy...popsuło się, jeżeli mogę tak to nazwać. Zwolniłam dla uspokojenia, i skutkiem tego był remis.
— Huh. - Agares wziął głęboki wdech, przysiadając na czubku naszego celu. Przymknęłam na moment oczy, by powstrzymać tak dobrze mi znane uczucie, lecz wnet wróciłam do rzeczywistości. - Miłym jest mi bardzo, że mogłem przebywać w twoim towarzystwie, jednak chyba muszę już wracać do obowiązków. - wstał powoli, machając delikatnie ogonem. Również wyrównałam ostatecznie oddech i odwróciłam się w swoją stronę. Aczkolwiek jak to ja, nie mogłam rozstać się ot tak, zwyczajnie, pokojowo.
— Zamierzamy zostawić to zmaganie rangi światowej nierozstrzygnięte? - mruknęłam zaczepnie na pożegnanie.
— Jeżeli mi pomożesz i przeprowadzisz patrol na północnej granicy, to pójdzie szybciej i będziemy mieli na to jeszcze trochę czasu. Oczywiście, jeżeli nie masz innych zajęć... - uśmiechnął się, przenosząc wzrok na leśny horyzont.
— Jako szpieg, wątpię. Zgoda. - nie czekając na odpowiedź, oddaliłam się wreszcie, po pewnym czasie przyspieszając do biegu, w kierunku swojej warty. Zwolniłam dopiero przy granicy. Zaczęłam spacerować umiarkowanym, ale równym tempem wzdłuż niej, czujnie obserwując otoczenie, wytężając wszystkie zmysły. Wokół panowała typowa leśna cisza, wypełniona odgłosami przyrody, tak miła i niewzruszona. Westchnęłam cicho, czując, jak chaotyczne plątaniny myśli rozwiązują się i wracając na swoje miejsca. Miałam już zdecydowanie dość wszelkiego towarzystwa na dziś. Włączyło mi się w końcu ponownie racjonalne myślenie i biło na alarm. Zdecydowanie zachowywałam się do tego momentu dziwnie. Może to uderzenie w labiryncie trochę mi zaszkodziło. Najgorszy był fakt, że nie mogłam zagłuszyć intuicji, która temu przeczyła.
Spędzanie czasu z innymi, a zwłaszcza z osobnikiem jego pokroju, sprawiało mi jaką taką przyjemność. Równolegle, nie chciałam tego. Nienawidziłam tych spotkań, rozmów, nienawidziłam Notte przystającej na propozycję spaceru z czystej chęci. Kompletnie nielogiczne, czyli w moim stylu. Nic już w tej istocie nie zmienię. Mogę tylko zapobiegać skutkom. Zachowujesz się nieodpowiedzialnie, Notte. Straciłaś czujność. Pozwoliłaś mu podejść zbyt blisko. Wciąż był dla mnie jedynie kolejnym dobrym znajomym, aczkolwiek. Sam fakt, że o nim myślisz, najlepiej świadczy o tym, że jest inaczej. Przystanęłam nagle. Ta myśl, świadomość, niczym cios z liścia, przypieczętowała moje wcześniejsze rozmyślania i obróciła wniwecz ich puentę. Zamknęłam na moment oczy. Ciemność jak zwykle buzowała w moim wnętrzu niczym gotująca się woda. Pokręciłam głową z lekkim, mało radosnym uśmiechem. Tak. Skupiłam się na obserwacji otoczenia, urozmaicając ją sobie czasem rozdzieraniem skóry w różnych miejscach o ostrzejsze przedmioty po drodze.
Przyroda budziła się do życia. W niektórych miejscach ziemia była już odsłonięta. Wśród zeszłorocznych zarośli wiły się świeże, szmaragdowe łodyżki trawy i bliżej nieokreślonych gatunków. Gałązki drzew zazieleniły się nieco od oliwkowych pąków, ciasno upakowanych zawiązków liści. Ptaki rozśpiewały się o tej porze dnia niezmiernie, pieszcząc uszy ariami prosto z niebios. Sam patrol nie wyróżniał się niczym szczególnym. Zero szpiegów, zero zagrożeń. Ot, rutyna do odwalenia. Tuż przed nosem mignęła mi beżowo-pomarańczowa plama z odcieniami szarości. Zięba przysiadła całkiem blisko na gałązce, prezentując swoją niebieskawą czapeczkę, jaskrawy brzuch i znaczenia na skrzydłach w pełnej okazałości. Również usiadłam na ścieżce, mierząc ptaka wzrokiem. Zwierzę podchodziło powoli coraz bliżej, po czym poderwało się z ziemi i wylądowało na moim grzbiecie z dumą. Odwróciłam głowę i patrzyłam na na nie przez chwilę z paranoidalnym uśmiechem. W końcu wstałam i otrzepałam się.
— Dosyć tego, mały. - warknęłam, ruszając przed siebie. Nie mam całego dnia na włóczenie się po granicach. Spokój lasu był wciąż niewzruszony. Korony drzew trzeszczały lekko pod naporem 
wiatru.

Hello, Hello...?

Postawiłam kolejny krok. 

Can you hear me, as I scream your name?

Puszczę wypełnił głos, swobodny już, któremu równocześnie się przysłuchiwała. Zatopiłam się w śpiewie.

Hello, Hello
Do you need me, before I fade away?

Is this a place that I call home...?
To find what I've become
Walk along the path unknown
We live, we love, we die

Deep in the dark I don't need the light
There's a ghost inside me
It all belongs to the other side
We live, we love, we die

Hello, Hello
Nice to meet you, voice inside my head
Hello, Hello
I believe you, how can I forget?

Is this a place that I call home...?
To find what I've become
Walk along the path unknown
We live, we love, we die

Deep in the dark I don't need the light
There's a ghost inside me
It all belongs to the other side
We live, we love, we die

We live, we love, we die...

<Agares? Koncert filozoficzny, a co tam u ciebie?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz