Ujrzawszy nadchodzącego basiora, umilkłam, skupiając na nim całą swoją uwagę i pozwalając, by mój ogon tańczył radośnie, zdradzając entuzjazm. Głód stawał się coraz bardziej dokuczliwy, ale i bez tego uznałabym zbliżający się posiłek za wspaniałą alternatywę dla dyskusji z nudnym ptaszyskiem. Po tych paru, chcąc nie chcąc wymienionych zdaniach, mogłam stwierdzić prawie pewnie, że uważał się on za jakiegoś wspaniałego polityka, choć ja myślałam, że bardziej żałośnie się już nie da. Nie, żeby mnie to coś obchodziło. Dostawszy od Zawilca spory kawałek najpewniej sarniny, wgryzłam się w niego, niemalże warcząc pod nosem. Żując mięso, kontemplowałam chwilę słony smak krwi, który czułam w ustach, po czym wróciłam do tematów bardziej przyziemnych, rozważając słowa Zawilca. Tak, trzeba było stwierdzić, że cieszyłam się jakoś z odwołanego spotkania. Słysząc o tym całym sekretarzu, wyobrażałam sobie go jako jakiegoś staruszka, który z pewnością nie powiedziałby, ani nie zdziałał niczego interesującego. Nie wiedziałam, kto z nas usnąłby podczas zaaranżowanej rozmowy: czy ja z nudów, czy on z racji wieku, byłam jednak pewna, że ktoś by to uczynił. Ponoć dobrze dogadywał się z Mundusem i Zawilcem, czego więc można było się spodziewać?
- Mhm... - mruknęłam, zastanawiając się chwilę, jak dobrać słowa. Może to mięso w ustach mnie tak rozpraszało. - To... szkoda. Dokąd wybył?
- Na wyprawę dyplomatyczną.
Kiwnęłam głową w geście zrozumienia, po czym zaczęłam zastanawiać się, co robi wataha, kiedy jej głowa jest nieobecna. W głębi duszy zazdrościłam mieszkańcom tych terenów, mieli teraz dobrą okazję, by porządnie się zabawić i złamać parę reguł. Jeśli to zgrana społeczność, sekretarz nigdy się nie dowie, a zabawa będzie niesamowita. Zerkając spode łba na Zawilca, uświadomiłam sobie, że taka sama sytuacja jest teraz w WSC. Gdyby tak namówić białego i koniecznie jego czaplę, żeby zostali tu jeszcze chwilę, a samemu pod jakimś pretekstem czmychnąć do domu? Ta myśl wywołała na mojej twarzy niewielki, buntowniczy uśmiech.
- Rozumiem, kiedy wraca? - uznałam, że należy pociągnąć jeszcze Zawilca za język.
- Najpewniej jutro.
- E - machnęłam łapą - To bardzo szybko. Moglibyśmy tu nawet na niego poczekać.
- Chciałabyś tego?
Zawahałam się. Podniosłam wzrok wysoko do rannego nieba, myśląc nad odpowiedzią. Nie, nie wydawało mi się to interesujące, ale odpowiedź przecząca byłaby kłamstwem, bo już od początku wyprawy coś mi mówiło, że z tej sytuacji może wyniknąć coś pozytywnego. Obym miała rację i nie kierowała się w żadne bagno. I oby to nie trwało zbyt długo.
- Tak. Tak, owszem. - coś wywołało mój chichot, gdy wypowiadałam te słowa.
Zawilec podniósł uszy, jednak nie skomentował mojego zachowania. Trzymał się ściśle tematu.
- Mmmyślę, że możemy tak zrobić.
- A do tego czasu? - rzuciłam szybko, nim on zdążył zadać takie pytanie. Niech ćwiczy chłop decyzyjność, jak już miałam mieć przywódcę, to zależało mi, żeby był dobry.
- Dobrze by było odpocząć trochę po podróży, dokończyć śniadanie. Później może... pokażę ci tutejsze tereny i ich mieszkańców.
Skinęłam głową.
- Tak chyba będzie najlepiej.
Wróciliśmy do posiłku. Teraz większość uwagi skupiłam na czapli, która swym długim dziobem urywała fragmenty mięsa, znikające po chwili w czeluściach jej równie pokaźnego gardła. Więc jednak. Większość ptaków, jakie znałam, żywiła się roślinami, lecz ten jeden w istocie miał taki niepokojący wygląd, sprawiał wrażenie rasowego krwiopijcy. Kiedy skończyliśmy, zapytałam basiora, czy jest w okolicy jakiś strumyk, a po uzyskaniu odpowiedzi twierdzącej, ruszyliśmy w jego kierunku przez senne łąki. Dotarłszy na miejsce, napiliśmy się wody i obmyliśmy po podróży i posiłku. Nie protestowałam odnośnie chwili odpoczynku w tym miejscu, wydawało mi się bowiem bardzo malownicze. Niebo ubrane w różne odcienie granatu, małe, srebrne gwiazdy odbijające się w strumyku, kilka krzaków kryjących nas przed światem i obdarta z trawy ziemia przykryta cienką warstwą śniegu - wszystko miało takie mroczne, chłodne kolory. Siedzieliśmy, obserwując postępujący świt, a kiedy stało się już jasno, ruszyliśmy przed siebie, by na dobre rozpocząć kolejny dzień.
< Zawilec? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz