sobota, 24 grudnia 2016

Wesołych Świąt!

Znalezione obrazy dla zapytania wesołych świąt

Z okazji Świąt Bożego Narodzenia i mającego przybyć już niebawem Nowego roku,
W głowie spokoju, w sercu miłości, a w Nowym Roku 2017. wiele pomyślności!

                                                                                                 Wasz samiec alfa,
                                                                                                     Beryl

piątek, 16 grudnia 2016

Od Oleandra CD Maxa

- Max? Max... - wszedłem do pomieszczenia, gdzie najpewniej znajdował się wilk.
Był tu rzeczywiście. Podniósł się, gdy tylko mnie usłyszał.
- Spałeś? - zapytałem sam przyłapując się na tym, że mój głos jest wyjątkowo zaspany.
- Tak - burknął, jeszcze nie do końca obudzony. Usiadłem obok i zastrzygłem uszami.
- Wiesz... mam tyle wątpliwości, że nie wiem już nawet, co powiedzieć.
- Co się dzieje? - basior otrzepał się z piasku i kurzu, którym wypełniona była nora.
- Dlaczego siedzimy tu pod ziemią? Czy to coś da? Toru może znaleźć nas także i tutaj. A przecież nie uciekniemy stąd, gdy zaatakuje! - prawie wykrzyknąłem.
Max cały czas patrzył na mnie z delikatnym uśmiechem, po czym, gdy przestałem mówić, tylko wzruszył ramionami.
- Nie wiem! Nie zastanawiałbym się nad twymi przemyśleniami i nie truł się tak. Wiesz, że nie możemy teraz wyjść. To niebezpieczne bardziej, niż siedzenie tutaj. Możemy przejść się po korytarzach i popytać, jak chcesz. Może ktoś nam to wyjaśni.
- Chodźmy - westchnąłem. Przez te ciemności i sztuczne światełka znikąd, nie byłem w stanie nawet określić, czy jest dzień, czy noc.
Gdy szliśmy jednym z korytarzy, nagle natknęliśmy się na Mundusa.
- Co ty tu robisz? - zapytałem zdziwiony. Przez te kilkanaście godzin od naszego przybycia tutaj ani razu nie opuścił naszego "pokoju".
- Sprawdzam gdzie... jest wyjście - odpowiedział, jakby nieco zmieszany.
- Ile już tuneli przeszedłeś, żeby je znaleźć?
- Piętnaście... piętnaście i cztery. Chyba - odpowiedział - tu powietrze jest znacznie zimniejsze wcześniej. Jesteśmy gdzieś blisko wyjścia. Może zaraz pod ziemią - spojrzał w górę - jest tak cicho... wszyscy śpią. Mi też chce się spać. Jest noc.
Rzeczywiście, przypomniałem sobie. Max spał, zanim go odwiedziłem, ja też, więc pewnie po prostu obudziłem się w środku nocy.
- Nie wiem - popatrzyłem niepewnie na Maxa - czy te kruki będą zadowolone, że ktoś chodzi po ich siedzibie. Drugi dzień tu jesteśmy, a ty już będziesz miał kłopoty. Zbyt długo byłeś dobrym przyjacielem...
- Ćśśś - zmarszczył brwi - wy robicie to samo.
- My szukamy właśnie kogoś, kogo moglibyśmy zapytać o pewne wątpliwości.
- Te, o których mi opowiadałeś jakiś czas temu? Ja już mogę ci wstępnie odpowiedzieć. Każdy martwo się o siebie i swoich bliskich. O nikogo więcej. Gdyby cokolwiek się stało, chcę wiedzieć, jak poradzić sobie w tych podziemiach. Chcę po prostu przeżyć.
Nie zdążyłem odpowiedzieć. Mundus wciągnął głęboko powietrze w płuca, po czym zrobił jeszcze kilka szybkich kroków przed siebie i zniknął niczym widmo w innym korytarzu.

< Max? >

niedziela, 11 grudnia 2016

Od Maxa CD Oleandra

Spoglądałem na piękny krajobraz. Trawa była pokryta kropelkami rosy, zaokrąglone góry i wodospad, jego uspokajający szum. Błękitne, lekko zachmurzone niebo. Gdzie niegdzie małe kępki różnobarwnych kwiatów o delikatnych płatkach. Biegałem, skakałem czując nieopisaną radość ! Niedaleko mnie znajdowało się jezioro. Wskoczyłem do niego i zacząłem chlapać i nurkować.
Nagle pojawiłem się znów w tunelu. To był tylko sen. Powoli otworzyłem oczy, wszystko było zamazane, mrugnąłem kilka razy i zacząłem normalnie widzieć. Ziewnąłem, przeciągnełem się i wstałem. Brakowało mi świeżego powietrza, gór, jezior, lasów i ogólnie dużych przestrzeni. Westchnąłem. W tych tunelach czułem się niczym, pies przykuty do budy. Siedziałem tak bardzo zamyślony, że nawet nie zauważyłem jak wszedł tu Oleander.
- ...

< Oleander ? >

Od Oleandra CD Maxa

Szliśmy za Ami w głąb podziemi. Ciasne przejścia i długie, ciemne korytarze oświetlane tylko co jakiś czas światłem, którego pochodzenia nie mogłem odkryć, wprawiały mnie z zaniepokojenie i zły nastrój. Byłem zmęczony kilkugodzinnymi poszukiwaniami i zestresowany tym nienaturalnym dla wilka środowiskiem. Ponadto cały czas bałem się, być może niesłusznie, że Toru znajdzie nas także i tutaj. A stąd - z podziemi, nie mamy przecież jak uciec. Możliwe, że kruki znają wyjście, ale czy dadzą radę wyprowadzić na zewnątrz nas wszystkich? Wątpię. Nie wiem nawet, czy będą miały czas się tym zajmować.
- Mundurek - szepnąłem - nie przeczuwasz, że coś złego się stanie?
- Nie... - odpowiedział nieobecnie, delikatnie uśmiechając się sam do siebie. Patrzył na jedwabiście miękką sierść i zgrabne ruchy naszej przewodniczki.
- Ale to przecież podziemia. Gdy coś nas tu zaatakuje, mamy jak uciec?
- Oleandrze, ja też nie ufam tutaj prawie nikomu - w miarę, jak mówił, coraz bardziej angażował się w wyjaśnianie mi swoich spostrzeżeń. To podobno cecha urodzonych dwudziestego dziewiątego listopada. "Poznaje i analizuje". Tak jak moją jest: "Chciałby widzieć wokół siebie jedynie harmonię i zgodę". Pasuje idealnie - Zwłaszcza gdy znajdą się w niebezpieczeństwie - mówił dalej - z pewnością nie zawahają się nas zostawić. Chyba, że kieruje nimi jeszcze coś, o czym my nie wiemy...
Nie spodobało mi się to tłumaczenie. Wzbudziło we mnie jeszcze większy niepokój.
Ami zostawiła nas w niewielkiej norze. Pamiętam tylko, że prawie od razu wtedy zasnąłem.

< Max? >

Od Apara CD Manti

- Pokażę wam gdzie możecie spać - powiedziała Ami do Mundusa i Oleander'a, po czym poszła jakimś tunelem, a oni za nią.
Poszedłem do siebie się położyć, ponieważ praktycznie nie można było tu nic innego robić. Zastanawiałem się, kto jeszcze się tu zjawi i co planuje zrobić Toru. 
< Oleander ? >

Od Manti CD Maxa

- Miło was widzieć 
Zerknęłam na Mundusa, wyglądał na wpółprzytomnego i tępo wpatrywał się w kotkę.
- Mundus dobrze się czuje? - spytałam Oleander'a 
- No, na początku nie czuł się najlepiej, ale myślałem że już mu to przeszło... 
Oleander nagle zapatrzył się w jakiś punkt za mną, odwróciłam się i zobaczyłam Margo, która również przyszła go powitać i dowiedzieć się czegoś nowego.
- Cieszę się, że cię widzę ! - powiedział Oleander uśmiechając się 
- Ja również - rzekła Margo odwzajemniając uśmiech 

< Apar ? >

Od Maxa CD Oleandra

Leżałem na ziemi zastanawiając się nad tym co teraz robi 
Oleander i gdzie jest Toru ? Również co teraz robią inni członkowie watahy i czy niektórzy zostali pojmani, albo gorzej... Moje rozmyślania przerwała Manti, która tu szybko wbiegła i powiedziała krótko :
- Oleander i Mundus... są tu ! 
Po czym wybiegła z pomieszczenia. Niezmiernie się ucieszyłem na tą wieść, przez ten czas, gdy tylko siedziałem w tych podziemiach zdążyłem się nieźle znudzić, a teraz nareszcie coś się dzieje !
Natychmiast ruszyłem za Manti i po chwili dołączył do nas także Apar. Gdy doszliśmy na miejsce była tam już Ami, która zadawała im różne pytania, jak i różne rzeczy tłumaczyła. Oleander, trochę zmęczony rozglądał się dookoła, natomiast Mundus przez cały czas miał wzrok utkwiony w Ami. Oleander odwrócił głowę i spojrzał się na mnie, Apara i Manti, uśmiechnął się i powiedział :
- ...
< Manti ? >

sobota, 3 grudnia 2016

Od Oleandra CD Maxa

Obudziłem się rano. Mundek siedział oparty o ścianę.
- Mundek! Żyjesz? - westchnąłem z ulgą.
- Hhhh... - syknął, skuliwszy się - proszę, ciszej...
- Co ci się stało? - zapytałem szeptem, podchodząc do ptaka.
- Nic mu nie powiedziałem - uśmiechnął się lekko, nadal patrząc w dal.
- Komu nie powiedziałeś? Co? - usiadłem obok i zacząłem dopytywać, nadal szeptem.
- Temu... - kiwnął głową, jakby próbując coś pokazać. Potem przymknął oczy.
- Komu... - również zmrużyłem oczy, by po chwili odskoczyć z przerażeniem i zatrząść się - To... Toru?
- Już sam nie wiem - ptak potrząsnął głową - ale nie sądzę, by był to jakiś jego pomocnik. Pomocnicy nigdy nie patrzą tak... groźnie.
Odetchnąłem głośno. To nie była dobra wiadomość. Toru był tutaj i pewnie wiedział, gdzie jesteśmy.
- Mundurek - podniosłem się z ziemi i strzepnąłem piasek z sierści - idziemy. Musimy jak najszybciej znaleźć Maxa, Manti i Apara.
- I Ami... - westchnął ptak, nadal patrząc tępo w przestrzeń.
- Taak - przytaknąłem - Ami też. Chodźmy.
- Chyba nie mam siły - Mundek wstał chwiejnie.
- Nie szkodzi. Możesz usiąść mi na grzbiecie. Poniosę cię. Naprawdę słabo z tobą - położyłem uszy po sobie.
- Wybacz - Ptak odsunął się od ściany - nie mam prawa jazdy na wilki. Jakoś dam radę.
- Prawa jazdy... - nie zrozumiałem, o co mu chodziło, jednak przyjąłem to za dobry znak. Widocznie mój przyjaciel nie czuje się już tak źle.
Długo szliśmy przez las. Jak  to w zimie, wcześnie robi się ciemno. Już miałem zaproponować przerwę w poszukiwaniach, i zacząć znowu następnego dnia, gdy nagle Mundus zatrzymał się i wbił wzrok w coś siedzącego na gałęzi, kilkanaście metrów od nas.
- Pierwszy ptak, jakiego widzę od kilku dni - zmarszczył brwi - kruk. Nieczęsto widzę tutaj kruki.
Rzeczywiście, kruk. Siedział na drzewie uporczywie nam się przyglądając. Czyżby chciał zwrócić na siebie uwagę? Ale dlaczego...
- Witaj, czarny towarzyszu - Mundek stanął pod drzewem, na którym siedział kruk - czy wiesz może, gdzie podziały się inne zwierzęta z lasu?

Ptak siedzący na gałęzi nie odpowiedział. Zamiast tego kiwnął na nas głową i wzbił się w powietrze i odleciał. Mundus przez chwilę patrzył za odlatującym.
- Chodź. Szybko - rzucił tylko, po czym poleciał za krukiem. Nie zastanawiając się długo, pobiegłem za nim.
Szybki bieg trwał kilka minut. Przedzierałem się przez jałowce i przeskakiwałem wystające korzenie. W końcu Mundek stanął cicho na trawie.
- Tutaj - kiwnął głową, wskazując na wejście do jakiejś nory - wleciał tam.
- Tam? - przemknąłem ślinę. Sam ledwie bym się tam zmieścił.
- Wchodzimy? - zapytał Mundus.
- Wchodzimy - przytaknąłem.
Mundus pierwszy a ja za nim, wsunęliśmy się do nory. Przejście nagle rozszerzyło się, tak, że oboje mogliśmy stanąć w nim bez schylania się. Szliśmy dalej. Wyczuwałem coraz więcej znanych zapachów. Skąd się tu wzięły? W pewnym momencie wyraźnie poczułem wilki.

< Max? >

Od Manti CD Apara

- Jest jeszcze kilka rzeczy które chciałbym - zaczął Max, ale spojrzał się na mnie i Apara i powiedział - A raczej chcielibyśmy wiedzieć
- Ale to później bo teraz muszę iść - rzekła Ami
- Gdzie ? - spytałam, lecz kotka już poszła
Chwilę staliśmy zamyśleni na kamiennej podłodze, po czym Max bez słowa poszedł do jednego z pomieszczeń i się położył, Apar uczynił to samo. Ja, po chwili zastanowienia również poszłam do trzeciego pomieszczenia, rozejrzałam się. Dookoła mnie ciemne, skalne, ponure ściany, w niektórych miejscach były szczeliny, a w jeszcze innych chyba glina. Grunt był również chyba z gliny, ale zmieszanej z ziemią. Byłam zmęczona, położyłam się ziewając przy tym. Zasnęłam.

< Oleander ? > Sorki że takie krótkie 

Od Apara CD Maxa

Ami zaprowadziła nas poprzez korytarze licznych tuneli do kilku mniejszych pomieszczeń. 
- Tutaj możecie spać i w ogóle - powiedziała kotka - Jakbyście byli głodni to poproście kruki żeby wam dali jedzenie
- A ty gdzie zazwyczaj będziesz tu przebywała ? - spytał się Max
- Wszędzie - kotka uśmiechnęła się - Nie potrafię za długo siedzieć w miejscu
- A są tu jakieś inne wilki z watahy ? Albo Mundus ? - zapytałem się Ami
- Jest tu jeszcze Margo i niestety już nikt inny - westchnęła kotka 

< Manti ? >

Od Maxa CD Oleandra

Do Ami podleciał jeden z kruków i powiedział szybko do niej :
- Zajmij się nimi, dobra ?
- Dobra - odpowiedziała krótko kotka i odwróciła się do nas - Chodźcie 
- Co to za miejsce ? O co tu chodzi ? - spytałem się kotki idąc za nią razem z innymi
- Jak zapewne wiecie kruki to obdarzone niezwykłymi mocami inteligentne i sprytne ptaki - zaczęła Ami - Oni utworzyli grupę w której walczą przeciw Toru i jego zwolennikom. Te wszystkie tunele, to cała wielka baza, jako środek bezpieczeństwa hasło do wejścia jest zmieniane raz na kilka dni. 
- A ten brak zwierząt, to też sprawka Toru ? - spytała Manti 
- Tak, a dokładniej jego gadów, którym niezwykle szybko zwiększa się wzrost i apetyt. Na szczęście udało się krukom ich dużo uratować i teraz są gdzieś w innych korytarzach.
- A skąd kruki wzięły tą jaskinię i te tunele ? To wygląda jakby było częściowo wykopane. - spytałem Ami
- Nie wiem - odpowiedziała kotka

< Apar ?>

Od Jaskra CD Kasai

- To co?
- Co "co"?
- Idziesz? - chrząknąłem.
- Nie - pokręcił głową ptak, w skupieniu wpatrując się w wilka leżącego na środku jaskini.
- Przecież miałeś iść!
- Przecież śpi.
- To go obudź.
- Ja nie mogę.To mogłoby zmniejszyć mój prestiż. I tak się narażam.
- Co to jest "prestiż"??
- Kiedy indziej ci to wytłumaczę. Idź i go obudź.
Zrobiłem kilka kroków do przodu, po czym podkuliłem ogon i pisnąłem niepewnie kładąc uszy po sobie. Nie wiem, czego spodziewać się po tym wilku. Odwróciłem głowę w stronę Mundusa. Ten spojrzał na mnie pośpieszająco.
Przysunąłem się do leżącego na ziemi. Potem westchnąłem ciężko i trzepnąłem strażnika w ucho. ten zastrzygł nim i otworzył oczy.
- Czego? - warknął.
- Nie wiem, czy zauważyłeś - przełknąłem ślinę i kontynuowałem - ale już jest rano. Nie masz przypadkiem nic do roboty? - przekrzywiłem głowę. Z tyłu usłyszałem zrezygnowane westchnienie. Co zrobiłem źle? Słowa zaczęły mi się plątać. W końcu powiedziałem pewniej - zasnąłeś wczoraj w NASZEJ jaskini i leżysz tak do dzisiaj zajmując nam miejsce.
- Masz coś do tego? - wilk wstał i przeciągnął się wolno, wbijając we mnie złowieszczy wzrok.
- Nie lubię cię. Wystarczy? - fuknąłem groźnie. Strażnik najwidoczniej nieco się zdezorientował. Nie spodziewał się aż tak ostrego tonu.
- Jesteście tutaj zakładnikami. To od nas zależy, kiedy wyjdziecie. I czy w ogóle wyjdziecie - wyszczerzył się w złowrogim uśmiechu.
- Ehm... - wychyliłem się i popatrzyłem przez ramię rozmówcy.
- Czego? - warknął.
- On - wskazałem na drzwi - wychodzi.
- Co?! - wilk aż podskoczył. Tymczasem Mundek był już poza jaskinią, ostrożnie stąpając po  mokrej trawie i leżącym gdzieniegdzie śniegu.
- Hej! A ty gdzie? - bury wilczur wyskoczył za ptakiem z jaskini.
- Możesz pozdrowić ode mnie Kanjiela - Mundus machnął skrzydłem.
- Wracaj! - wilk rzucił się na ptaka. Ten jednak bez wysiłku wzbił się w powietrze i usiadł na gałęzi jakiegoś wysokiego drzewa.
- Nie ma siły, żebyś mnie stąd ściągnął - uśmiechnął się jeszcze z góry - a ja chcę ci jeszcze powiedzieć, żebyś koniecznie powiedział Knjielowi, że nie mam pretensji, za to co zrobił, i, jeżeli tylko będzie zainteresowany dalszą współpracą, a zaręczam, że będzie, niech następnym razem po prostu powie.
Po tych słowach, Mundek kiwnął mi głową na pożegnanie i odleciał. Strażnik wbił we mnie wściekły wzrok.
- To było specjalnie - zawarczał - zagadywałeś mnie, żebym nie zobaczył jak ucieka z jaskini?
- Gdyby taki był nasz plan, wyszedłby najzwyczajniej w świecie, kiedy spałeś - cofnąłem się pod ścianę w jaskini - powiedziałem niewinnie - a przecież sam ci o tym powiedziałem!
- Może i tak - napuszył się wilk - przynajmniej ty nie uciekasz. Zostań więc tutaj, kiedy ja zawiadomię Kanjielowi o całym zajściu.
Wyszedł tak jak stał. O to właśnie chodziło. Nie wzbudziłem jego podejrzeń. Teraz z pewnością Kanjiel pokwapi się, by przyjść tutaj. Mam jakieś pół godziny, by wszystko przygotować...

< Kasai? >

piątek, 2 grudnia 2016

Od Beryla CD Eclispe

- Eclipse... - zacząłem cicho, ale postanowiłem nie drążyć dłużej tego tematu. Te wszystkie sprawy, którymi zwykliśmy się przejmować są w istocie takie nieważne. Dopiero teraz to widzę. Może trzeba było przeżycia tych kilkunastu lat, aby to wreszcie zrozumieć. Z każdym następnym rokiem świat w moich oczach się zmieniał. Nie wiem, skąd to się bierze. Przypominam sobie siebie jako młodego wilka, pełnego pewności siebie, wiary i nadziei, pamiętam, jak wiele rzeczy chciałem zmienić w naszej watasze. Miałem wielkie plany, sam nie wiedziałem, że nie realne. Przypominam sobie gniew i wszystkie ambicje gnieżdżące się w moim młodym sercu, dawno, dawno temu. Ledwo to pamiętam. Przypominam sobie, jak poznałem Eclipse. Tak dawno temu... potem pojawiła się Wataha Wielkich Nadziei, Wataha Szarych Jabłoni... tyle zmartwień, tyle problemów... przeszło, minęło...
Teraz nie myślę już o tak błahych rzeczach. Życie jest zbyt krótkie, w końcu to widzę. Szkoda, że dopiero teraz, gdy staję się stary i zmęczony. Tyle rzeczy, których nie zrobiłem, nie dokończyłem, choć mogłem przy odrobinie wysiłku.
W końcu znaleźliśmy się w jaskini. Przemknęło mi przez myśl, że odkąd ją pamiętam, cały czas było taka sama. Żadna szczelina nie powiększyła jej powierzchni, żadna rysa nie zmieniła struktury kamiennej ściany. A przecież minęło już tyle lat. Wilki przemijają, a jaskinia wciąż taka sama. Mieszka tu już czwarte pokolenie. Alekei i Oleander niedługo będą zupełnie samodzielni.
Wtedy przypomniałem sobie, że Eclipse chciała mi coś powiedzieć. Ech... umysł już nie ten sam, lata lecą, a pamięć słabnie.
- Chciałaś mi coś powiedzieć, kochanie? - zapytałem.

< Eclispe? >

poniedziałek, 28 listopada 2016

Od Eclipse C.D Beryla

- Właściwie... -Zamyśliłam się na chwilę, lecz szybko dokończyłam -Właściwie to nigdzie.
- Doprawdy? A mi się wydaję inaczej -Odpowiedział, uśmiechając się przy tym delikatnie.
Odwzajemniłam uśmiech, po czym spojrzałam się w lewo, gdzie mieściła się Polana Życia, z której mój małżonek przyszedł.
- Też masz wrażenie jakby wszystko... wymarło? -Zapytałam, przymykając przy tym oczy -Jest to dość niepokojące...
- Masz rację -Westchnął zrezygnowany
Spojrzałam z powrotem na niego, by następnie do niego podejść i przybliżyć się pyskiem do jego klatki piersiowej.
- Już dawno o  tym myślałam... -Wydukałam w końcu.
- O czym takim? -Zapytał, spoglądając na mnie.
Ponownie się zamyśliłam. Powiedzieć mu to teraz, czy jak wrócimy do jaskini? Wolałam raczej to drugie wyjście, więc tak też postąpiłam. Oddaliłam głowę od jego ciała i spojrzałam w jego oczy, po czym figlarnie się uśmiechnęłam, ukazując przy tym niektóre, boczne kły. Nie ciągnąc dalej tematu, odwróciłam się i zaczęłam iść. Widocznie zakłopotany, podbiegł do mnie truchtem.
- Eclipse? Coś się stało? -Dopytywał, na co tylko pokręciłam przecząco głową.
Spojrzałam w górę, na niebo. Było piękne, a przynajmniej mój wzrok się radował. Długo nie widziałam takiego widoku i sądzę, że już takiego nigdy nie ujrzę. Z rozmyślań nad krajobrazem, odciągnął mnie Beryl, który mnie szturchnął. Zwróciłam się w jego stronę.
- Ech, zachowujesz się jak jakiś szczeniak.
Skinęłam głową, śmiejąc się przy tym wyraźnie.
- To chyba lepiej, że choć mam tyle lat, to nadal mam energię?
<Beryl?> Przepraszam, za takie opowiadanie, ale brak pomysłów.

niedziela, 20 listopada 2016

Od Oleandra CD Apara

Czas mijał, a ja nadal leżałem w ciemnej jaskini, bez jakiejkolwiek nadzei na ratunek. Wyjście na zewnątrz jest zasypane kamieniami a innego chyba nie ma. Z resztą, nawet gdyby gdzieś było, nie znalazłbym go w tej ciemności. Ponadto, nie widziałem, a tym bardziej nie słyszałem, co działo się na zewnątrz.
Przeciągnąłem się. Trzeba wstać i coś wykombinować - może uda mi się odkopać te wielkie kamienie. Podszedłem do wyjścia.Tak... na pewno uda mi się odsunąć te głazy większe ode mnie... te głazy.
Z całej siły nacisnąłem bokiem na jeden z kamieni. Nawet się nie poruszył. Tylko dwa mniejsze spadły z góry, prosto na mój grzbiet.
- Auu... - odskoczyłem. Popatrzyłem na zawalone kamieniami przejście. Nagle, dostrzegłem w ciemności... jakby coś jaśniejszego. Czyżby te dwa kamienie otworzyłły przejście? Tak! Widzę! Tam coś się rusza! To na pewno gałęzie drzew rosnąych na łące. Na zewnątrz jejuż późny wieczór albo noc. Może nikt nie zauważy mojej ucieczki. Znów obudzził się we mnie długo wyczekiwany zmysł trategiczny. Poczułem się jak w niebie. Sam nie wiem dlaczego - ale ucieczę chyba mam w genach.
Jeśli jeszcze raz popchnę ten kamień, to tamten drugi, na górze, pewnie spadnie. Muszę tylko uważać, by mnie nie uderzył. To mogłoby się źle skończyć.
Spadł. Tak jak przypuszczałem. otwór powiększył się prawie dwukrotnie. Do jaskini wleciał zimny przeszywający wiatr.
Wszystko dobrze... tyle, że otwór nadal jest za wysoko. Nie dosięgnę go. Z resztą jest chyba za wąski.
Przełknąłem ślinę. Tego wielkiego głazu zasłaniającego całe wejście nie przesunę. Może ktoś mógłby mi pomóc? Nie mogę przecież zawołać. W pobliżu są pewnie jakieś wrogie wilki.
A może by tak... przekrzywiłem głowę. Być może dam radę wepchnąć głaz do niewielkiego dołka w ziemi. Wtedy będę mógł przecisnąć się przez szczelinę!
Ostatni raz naprężyłem mięśnie i popchnąłem, mocniej niż poprzednio. Zacisnąłem zęby. Moje łapy zaczęły już ślizgać się po twardym podłożu. Nagle kamień poruszył się! Rozkołysałem go, po czym z hukiem zsunął się o kilkanaście centymetrów w dół. Leżał już w dziurze.
Ostrożnie, powoli wcisnąłem sie w szczelinę. Po chwili byłem już na łące. Koniec z więzieniem! Na zawsze. Albo na teraz. uciekam.

Nie wiem, ile kilometrów przebiegłem w szalonym pędzie. W każdym razie, gdy już poczułem się bezpieczny, zatrzymałem się, zastrzygłem uszami, by sprawdzić, czy nikt mnie nie goni, po czym usiadłem pod drzewem. Co mam teraz zrobić? Środek nocy, ciemno wszędzie, głucho wszędzie... mogę spróbować znaleźć Maxa i Ami. Rozdzieliliśmy się. A to często zły pomysł.
Podniosłem głowę i zaćżąłem węszyć. Tylko zapach mokrej trawy, jakichś roślin i dzika, który był tu pewnie jakiś czas wcześniej. Nie wyczułem żadnego wilka. To pewnie jedne z tych "martwych" terenów, na których bardzo żadko można spotkać jakiegoś członka naszej watahy. Nie wiedziałem dokładnie gdzie się znajduję. To na pewno las, ale nic poza tym nie przychodziło mi do głowy.
Truchtem ruszyłem przed siebie.
W końcu, poczułem znajomy zapach. Co prawda to nie żaden wilk, ale z pewnością kolejna osoba, jakiej bym szukał.
- Mundek? - szepnąłem - jesteś tu?
Coś tu nie gra. Nie pasowała mi ta cisza, ani brak oznak życia.  przecież czułem to wyraźnie. Musiał gdzieś tu być. Szkoda, że było tak ciemno, a resztki światła z gwiazd i cienkiego księżyca zatrzymywały gęste konary i gałęzie drzew.
- Mundus - niepewnie ruszyłem przed siebie. Z każdym krokiem miałem coraz gorsze przeczucia. Poa tym, dosyć wyraźnie czułem także inny zapach. To chyba jakiś slny alkohol. Ze złością fuknąłem, wydmuchując z nozdrzy intensywny zapach.
Wtem dojrzałem go między drzewami. Ptak leżał na ziemi, trzęsąc się i dysząc ciężko, jakby właśnie uciekł conajmniej przed niedźwiedziem. Stadem niedźwiedzi.
- Mundek! Jesteś tu! - potrząsnąłem nim. Dosyć bezwładnie machnął skrzydłem, otwierając oczy. Miałem wrażenie, że nie do końca mnie rozumie.
- Chodź - podniosłem go, próbując postawić na ziemi. Ten jednak chwiał się i tylko coś jęknął. W końcu oparł się o drzewo i zjechał z powrotem na ziemię. Wreszcie wziąłe go na grzbiet i powoli ruszyłem przed siebie. Po około godzinie udało mi się znaleźć jedną z jaskiń na naszych terenach. Teraz już wiedziałem, że jestem w domu. Położyłem przemarzniętą i wykończoną czaplę na ziemi. Sam usiadłem obok, zastanawiając się, co mogło się stać. Postanowiłem zaczekać do jutra.

< Max? >

sobota, 19 listopada 2016

Od Apara CD Manti

Gdy tak szliśmy przez gęstwiny lasu miałem nieprzyjemne uczucie że ktoś nas śledzi. Nagle tuż przed nami usiadł na gałęzi kruk.
- Jednak jeszcze są tu jakieś zwierzęta - powiedziałem przyglądając się krukowi
- Szukacie Ami ? - spytał kruk
- Myślałem że kruki nie... - zaczął Max
- Tak - powiedziałem przerywając wypowiedź Maxa - Wiesz gdzie ona jest ?
- Wiem - odparł kruk
- Zaprowadzisz nas do niej ? - spytała Manti
- Chodźcie - powiedział kruk i podleciał na dalszą gałąź
Ciągle tak podlatywał z jednej gałęzi na drugą, a my szliśmy za nim i w końcu wyprowadził nas z lasu na jakąś polanę.
- To gdzie ona jest ? - spytał się Max
- W jaskini - odparł kruk tajemniczo wskazując skrzydłem samotnie stojący dąb
- Ja nie widzę żadnej jaskini - rzekł Max wpatrując się w drzewo
- Podejdźcie do dębu - rozkazał kruk - I powiedzcie hasło
Podeszliśmy do drzewa, czując się dość dziwnie i zapytałem :
- Jakie hasło ?
- Czarne skrzydło - powiedział kruk podlatując do nich i nagle znikając
- Gdzie go wcięło ? - spytał Max - To było te hasło ?
- Chyba tak - powiedziałem
- Czarne skrzydło - powtórzyliśmy i nagle, tak jak kruk, zniknęliśmy
Pojawiliśmy się natomiast w jaskini. Zaczęliśmy się rozglądać i wtedy zauważyliśmy podchodzącą do nas Ami i mówiącą :
- Nareszcie jesteście !


[ Oleander? ]

Od Manti CD Maxa

Czasem zastanawiam się dlaczego to akurat ja muszę mieć skrzydła, a nie inni... To znaczy, fajnie jest polatać i w ogóle ale zazwyczaj właśnie przez to muszę kogoś wciągać czy nieść. Lecz oprócz tego moje skrzydła są bardzo pomocne, na przykład dlatego że mogę się dużo szybciej poruszać niż inne wilki. Powoli wstałam z ziemi i powiedziałam :
- Będziemy musieli poszukać Ami
- Manti ma racje - stwierdził Apar, po czym zerknął na Maxa - Wiesz którędy poszła ?
- Chyba tam - Max wskazał łapą na północ
- Chyba ? - spytałam
- Ech... dokładnie nie pamiętam ale tak mi się wydaje... - powiedział niepewnie Max
- No dobra, to idziemy - oznajmił Apar 
Powoli, w trójkę ruszyliśmy w kierunku wskazanym przez Maxa.


[Apar?] 

Od Maxa

Szedłem dalej przed siebie nie zważając na słowa kotki i nagle gałęzie po których stąpałem, razem ze mną, spadły do wykopanej przez kogoś dziury. Ami podbiegła do krawędzi i powiedziała :
- To pułapka !
- Zauważyłem - odpowiedziałem nie kryjąc złości i rozczarowania - Nie dość że tyle czasu łaziliśmy po lesie na marne, to w dodatku ktoś musiał zastawić tą... durną pułapkę akurat tutaj !!!
- Bądź cicho bo ci nie pomogę ! Zachowujesz się jak dziecko - prawie krzyknęła kotka, a potem dodała już spokojniejszym głosem - Teraz trzeba się zastanowić jak cię stąd wydostać...
- Nie mam pojęcia - odparłem - No chyba że mnie tu zostawisz i spróbujesz znaleźć kogoś do pomocy...
Ami rozejrzała się niepewnie, spojrzała na mnie i powiedziała :
- Zostawić cię tu ? No nie wiem czy to dobry pomysł...
- Ale nie możesz tak ciągle tu przy mnie siedzieć, musisz iść ! - rzekłem
- No dobra - Kotka westchneła i ruszyła dalej
Minuty wlokły się jak godziny, wydawało mi się że czekam już całe wieki. Położyłem się na ziemi i przymknąłem oczy. Znając moje szczęście pewnie jeszcze długo tu posiedzę. Nagle usłyszałem trzask łamanej gałęzi. Natychmiast wstałem i zacząłem uważnie nasłuchiwać, w moim kierunku poruszały się dość powolnym krokiem dwa wilki. Zaraz, zaraz, poznaję ich zapach, to...
- Apar, Manti ! - krzyknąłem
- Max, to ty ?!- odkrzyknął mi Apar
- Tak, chodźcie tu ! - odpowiedziałem
Szybko przybiegli i staneli obok dziury. Manti zajrzała do środka i się spytała :
- Jak tu wpadłeś ?
Szybko opowiedziałem im jak poszedłem z Ami szukając kogoś i wpadłem tutaj.
- Pomożecie mi się stąd wydostać ? - spytałem z nadzieją na pomoc
- Tak... - odpowiedziała niepewnie Manti - Ale łatwo nie będzie 
- A jak chcecie to zrobić ? - spytałem
- Spróbuje cię unieść na tyle wysoko żebyś mógł już się dalej wdrapać
- A dasz radę ? - spytałem niedowierzając 
- Przecież znasz Manti - przerwał Apar - Ona zawsze jakoś da radę
- No to dajesz - powiedziałem do Manti
Wadera podleciała do mnie i zaczęła mnie wciągać na górę, widać było że nie było jej łatwo, po chwili kiedy już było bardzo blisko powiedziała puszczając mnie :
- Tutaj już sam musisz się wdrapać, nie mam siły...
Powoli wgramoliłem się na górę. Usiadłem i spojrzałem na Manti. Siedziała nie mając już na nic siły i dysząc ciężko, podszedłem do niej i powiedziałem :
- Dzięki
- Nie ma za co - wadera uśmiechnęła się do mnie słabo.


[Manti ?]

Od Beryla

Las skąpany we mgle, był dziś nadzwyczajnie cichy. Niedawno spadł pierwszy śnieg. Co prawda zdążył już stopnieć, ale miałem wyjątkowo silne przeczucie, że właśnie dziś lub jutro spadnie następny.
Leżałem pod drzewem, przeciągając się i delektując chłodnym porankiem - ostatnio stałem się bardziej wycofany z życia naszej watahy. Myślę, że po prostu się zestarzałem. No nic. Mimo wszystko trzeba się czasami pokazać i upewnić naszą małą społeczność, że jeszcze żyję. Wstałem, kierując się w stronę Polany Życia, która wyglądała teraz zupełnie inaczej, niż w lato. Woda pokryła się cienką warstwą lodu a nieliczne liściaste drzewa pozrzucały liście leżące treraz na ziemi. Mgła zasnuła całą polanę. Nadawało jej to nieco tajemniczy wgląd.
Przypomniałem sobie o Luboradzu - wielkim wilku, którego Eclipse i ja spotkaliśmy nieopodal ludziej wioski, gdy Andrei, poszkodowany przez kłusowników leczył się u pewnego człowieka. Trzeba go będzie niedługo odwiedzić. Mam nadzieję, że już wyzdrowiał. Wtedy też poznaliśmy dwa psy - Adolfa i Irysa.
Kilkanaście dni temu wróciliśmy na tereny WSC, razem z Luboradzem. Zadomowił się u nas w lesie, choś nie widziałem go od jakiegoś czasu. Postanowiłem w pierwszej kolejności zneleźć jego. Miałem mieszane uczucia co do tego basiora. Trudno było zaufać komuś obcemu, w dodatku silniejszemu od siebie.
- Luboradz! - krzykrąłem, wchodząc na cichą łąkę.
Odpowiedziało mi tylko nieśmiałe echo.
Zaniepokoiła mnie ta cisza. Nikogo nie ma? Czy rzeczywiącie jest tak zimno, że wszyscy pochowali się w jaskiniach i śpią? Przecież właśnie na Polanie Życia zawsze było najwięcej... hmm... życia. Dziś wygląda jak martwa.
Wróciłem do lasu. Nadal nikogo. Tylko coś białego przemknęło kilka metrów dalej. Mój wzrok stanowczo pogorszył się jakiś czas temu, więc nie widziałem dokładnie, kto pojawił się przede mną. Postanowiłem zawołać na chybił-trafił.
- Eclipse? - zmróżyłem oczy, napinając mięśnie gotowe do walki lub ucieczki.
- Beryl? Wyszedłeś wreszcie na świat? - usłyszałem znajomy głos. Odetchnąłem z ulgą.
- Tak, kochanie. Szukam Luboradza. Widziałaś go może?
- Nie - dpowiedziała Wadera - od kilku dni. Może znudziło mu się w naszej watasze i odszedł.
- Nie wiem - ziewnąłem - w każdym razie, może to i lepiej. Powiesz mi tym czasem, dokąd tak się spieszyłaś?

< Eclipse? >

niedziela, 13 listopada 2016

WSC znowu działa!

  Witajcie, Drodzy Członkowie Watahy Srebrnego Chabra!
Jesteśmy szczęśliwi, że znowu możemy być tutaj z Wami, na stronie naszej cudownej watahy, a także, że możemy pisać teraz ten post. Oczywiście wiedzieliśmy, że to nastąpi już niedługo, jednak po zastanowieniu postanowiliśmy skrócić trochę czas zawieszenia WSC i wrócić do Was już dziś.
Mamy nadzieję, że wróciliście z takim samym zapałem i weną jak my i, gdy WSC rozgrzeje się trochę, nie zabraknie chętnych do pisania opowiadań.
Wiemy, że po tak długiej przerwie być może trudno jest powrócić do pisania, jednak wierzymy w Was i wiemy, że nie opuścicie nasw tak trudnej chwili. mamy nadzieję, że odpoczęliście i powracacie pełni nowych sił.

                                                                           Wasz samiec alfa,
                                                                               Beryl

czwartek, 22 września 2016

WSC zawieszona!

Wataha Srebrnego Chabra zostaje zawieszona, przypuszczalnie do 1 grudnia.
Niestety wszyscy mamy teraz mało czasu, więc wrócimy dopiero za dwa miesiące.

Pamiętajcie, że WSC była zawieszona już wiele razy i zawsze powracaliśmy. Teraźnejsza sytuacja również jest chwilowa.
Do zobaczenia w grudniu!

                                                                               Wasz samiec alfa,
                                                                                  Beryl

piątek, 16 września 2016

Od Kasai CD Jaskra

Obudził mnie śpiew ptaków. Od razu zerwałam się na równe nogi, przeklinając w duchu swoją nieostrożność. 
Jak mogłam zasnąć wiedząc, że ktoś na pewno ruszy moim śladem? Wyjrzałam z jaskini i odetchnęłam z ulgą. W pobliżu nie było nikogo, a na mokrej ziemi zauważyłam jedynie ślady jeleni. 
Usiadłam i próbowałam zebrać myśli. Pokazałam WSJ na co mnie stać... I co dalej? Siedzieć i czekać na dalszy rozwój wydarzeń czy działać? Coś musiałam zrobić.
Przeciągnęłam się leniwie i wstałam. Postanowiłam wrócić do obowiąków stróża, które ostatnio zaniedbałam, póki nie wymyślę jak uprzykrzyć życie tym przybłędom.
Nim weszłam między drzewa spojrzałam jeszcze na bezchmurne niebo. Zapowiadała się piękna pogoda i to zdecydowanie podniosło mnie na duchu.

< Jaskrze? >

środa, 7 września 2016

Od Oleandra CD Apara

Stwór brutalnie cisnął mną o ziemię. Syknąłem, czując rozciągniętą skórę na karku i kurczące się, obolałe mięśnie.
Wejście do młej jaskini, do której nagle zostałem wepchnięty, zostało zawalone jakimś głazem. Położyłem się na zimnej i wilgotnej ziemi, czując ulgę, a jednocześnie martwiąc się o przyszłość. Ledwie udało nam się wydostać z jednego więzienia, już siedzę w drugim. Ciekawe, czy moi towarzysze niedoli też się tu zjawią. Mam nadzieję, że Toru nie zrobi im nic złego.
Chyba zapadała noc, bo żadne światło nie przedostawało się przez szczeliny miedzy wejściem do jaskini a głazem leżącym przed nim. Albo po prostu zostałem uwięziony pod większą stertą kamieni, niż myślałem.

~~ Max i Ami natomiast, nie ustawali w poszukiwaniach. Nic nie ukryło się przed ich czujnymi oczami i uszami. Niestety, Mimo uważnego nasłuchiwania i wypatrywania, niewiele do nich dotarło. Las był pusty... ~~

- Nic nie widzę... - Ami rozgladała się dookoła, lecz jak las szeroki, nie widać było żywej duszy.
- A ja nic nie czuję - Max w skupieniu wciągnął powietrze raz, potem jeszcze raz, w końcu pokręcił głową z bezsilnością.
- Może poszukajmy gdzieś indziej. Tu już od dawna nikogo nie było  - Ami z niepokojem i lekkim wyrazem zażenowania patrzyła na drzewa, między którymi rozciągnięte było mnóstwo pajęcczyn.
- Rzeczywiście, nie czuć zapachu Apara, Manti ani Oleandra... ale oprócz tego nie czuć żadnego innego, znanego zpachu. Czy to koniec świata? Żadnych śladów, żadnych odgłosów, żadnego życia.
Z westchnieniem obrócił się wokoło, po czym bez słowa zawrócił.
- Gdzie chcesz isć? - zapytała z przerażeniem kotka - tam poszedł Mundus. My mieliśmy przeszukać tą część terenów. Pójdziemy dalej, a na pewno kogoś spotkamy!
- Nie wierzę, że tu mogą być jakieś zwierzęta oprócz nas. To pustkowie, nic więcej. Nikogo tu nie znajdziemy.

~~ Tymczasem, Mundus Znalazł się w zupełnie innej części WSC. Uważnie, acz już bez tak wielkiego jak wcześniej zapału podfruwał rozglądał się, w powietrze, wsponał na drzewa i truchtał zaglądając do każdej jaskini i w każdy kąt. ~~

- Kto tam? - ptak wyprostował się, słysząc cichy szelest wśród jałowców rosnących nieopodal. Nic nie odpowiedziało. Mundus przez chwilę wahał się, jednak podszedł do krzaków.
- Podejdź no bliżej - odezwał się ktoś. Mundus nie należał do łatwowiernych, więc po usłyszeniu podejrzanego głosu, zatrzymał się wbijając szpony w ziemię. Już chciał odwrócić się i odlecieć, gdy coś wyskoczyło z krzaków i zchwytało go, przyduszając do ziemi.
- Mam cię - warknął wilk stojący nad ptakiem - dalej pójdziesz ze mną.
Złapał Mundusa za szyję, po czym zawlókł na jakąś małą polanę.
- Siadaj - postawił ptaka na ziemi.
- Więc to ty - Mundus nerwowo przełknął ślinę - ty jesteś Toru...
- Nie bój się. Musisz mi tylko coś opowiedzieć. Ale najpierw, może się napijesz? Pomaga się skoncentrować - podstawił Mundusowi pod dziób naczynie z naczyniem o ostrym zapachu
- Dziękuję - Mundek ze strachem odsunął naczynie - wiem, co to jest.
- Pij - mruknął wilk, wyszczerzając zęby. Czapla niepewnie zanużyła dziób w przezroczystym napoju - z tego co wiem, to nigdy aż tak źle nie szło ci upijanie się podczas zebrań służbowych* - uśmiechnął się złośliwie - więc pij, a póniej powiesz mi, gdzie są teraz twoi przyjaciele z Watahy Srebrnego Chabra.
Mundek szyko wypił zawartość naczynia, po czym otrząsnął się i wysyczał:
- Nic nie powiem...
- Powiesz - wilk znów uśmiechnął się - mam jeszcze dużo tego w zapasie - napełnił naczynie napijem z innego, wielkiego naczynia stojącego obok, stawiając je przed Mundusem - pij, bo przegryzę ci krtań.
Mundus błyskawicznie opróżnił naczynie, powtarzając z jeszcze większą żałością swoje wcześniejsze słowa.

< Max? >
* Patrz opowiadanie: Od Beryla CD Eclipse

wtorek, 6 września 2016

Od Apara CD Max'a

Poszedłem razem z Manti do stawu po to żeby wyczyścić sobie sierść. Gdy byłem już w w wodzie, to chlapnąłem w nią wodą. Ona spojrzała na mnie, uśmiechnęła się i wskoczyła do wody, po czym się zrewanżowała chlapiąc mnie po pysku. Ja zrobiłem to samo, a potem to już tylko zabawa. Mimo iż byliśmy dorośli to zachowywaliśmy się jak szczenięta. Skakaliśmy, chlapaliśmy, pływaliśmy, a Manti do chlapania używała nawet swoich skrzydeł. Po jakimś czasie jednak się zmęczyłem i wydyszałem : 
- Koniec... Uff... Zmęczyłem się
Manti uśmiechnęła się i powiedziała :
- Jak chcesz
Powoli wyszłem z wody i położyłem się na trawie. Spojrzałem na Manti, która również wyszła ze stawu i położyła się obok mnie. Jeszcze nie wiedziałem jakie losy nas dzisiaj spotkają.
< Oleander ? > Nie mam pomysłu 😞

Od Max'a CD Oleandra

Szedłem w towarzystwie Ami i Mundusa, szukając Oleandera lub chociażby Apara, czy Manti, którzy mogliby nam pomóc. Wszystkie miejsca ziały pustką. Coś mi tu nie pasowało, brak zwierzyny, brak innych wilków, co tu się dzieje ?!
- Naprawdę nie uważasz że jest tu trochę za pusto ? - spytałem się spoglądając w stronę Mundusa - Nie ma innych wilków i prawie żadnych zwierząt...
- Spokojnie, znajdziemy Oleandera - powiedział Mundus - Jak już wcześniej mówiłem, często musiałem kogoś znaleźć na przykład Beryla albo...
- To może byśmy się rozdzielili ? - spytałem Mundusa - Ja pójdę z Ami, a ty sam. Skoro jesteś taki dobry w poszukiwaniach to lepiej żebyśmy ci nie przeszkadzali...
- Nie sądzę, aby było to konieczne... - zaczął Mundus
- Ale ja uważam że tak szybciej znajdziemy Oleandera lub kogokolwiek - uciąłem szybko
- No dobrze - Mundus westchnął cicho i poszedł w inną stronę. Ruszyłem dalej, Ami za mną. Czułem się tak jakby ktoś mnie śledził.
< Apar ? >

poniedziałek, 5 września 2016

Od Beryla CD Eclipse

Położyłem głowę na łapach, lekko wzdychając. nie miałem pojęcia, jak długo jeszcze będziemy w obcym miejscu, ani kiedy zobaczymy nasz ukochany dom. Chociaż, nie byłem w stu procentach pewny, czy kiedyś jeszcze w ogóle go zobaczymy. Strasznie smutne.
Zacisnąłem powieki. Delikatnie poprawiłem łapę, która trochę mi już zcierpła. Było mi źle, niewygodnie i nic nie zapowiadało poprawy. To przez tęsknotę. Przez chęć odprężenia się we własnej jaskini, wsłuchania się w ciche, jakby odległe cykanie świerszczy. Tu też było je słychać. Nawet wyraźniej. Jednak co z tego, jeśli to nie te świerszcze? To obce, pewnie wredne i brzydkie, świerszcze tego miejsca. Tej nieidealnej przestrzeni, która nie jest moim domem. Nieidealnej... ponieważ nie jest moim domem.
*****
Gdybym wiedział, jak blisko jestem domu, z pewnością wsłuchiwałbym się w to cykanie nawet z przyjemnością.  Bo  to  te  same  świerszcze  cykały...
*****
Zasnąłem. Z pełną świadomością, niczym się nie przejmując. A jednak w głębi serca czułem niepokój.
Następnego dnia, obudziłem się, czując na grzbiecie ciepłe futro Irysa. Odwróciłem się. Spał obok, jedna jego uszy były czujnie uniesione w górę. Co chwila kręcił głową mrucząc coś cicho przez sen. Ja nie spałem już tak czujnie. Starość nadeszła.
Eclipse leżała trochę dalej, łapami w naszą stronę. Wydaje mi się, że po prostu nie ufała psu, nie odwracając się do niego tyłem. Mi było wszystko jedno.
Wstałem. Przeciągnąłem się słabo, lecz z lubościa, po czym podszedłem do Eclipse. Przebudziła się.
- Dzień dobry, kochanie - szepnąłem.
- Dzień dobry. Już wstaję.
- Chciałbym zobaczyć Andreia. Może już się obudził. Co ty na to? - zapytałem.
- Pewnie - wadera również przeciągnęła się - jeśli człowiek da nam go zobaczyć, powinniśmy z nim porozmawiać. O tym wszystkim... co się stało.
Przeszliśmy przed dom, gdzie przywitał nas radośnie Adolf. Usiedliśmy pod schodami prowadzącymi do drzwi wejściowych, czekając na pojawienie się człowieka, który niedługo miał nakarmić psy.
- Andrei był przytomy, zanim przybyliśmy? - zapytałem.
- Nie - odpowiedział Adolf - w zasadzie nie było z nim żadnego kontaktu.
- Szkoda. To może i teraz się nie obudził... - dodała zafrasowana Eclipse.
- Może się obudzi? - Adolf przekornie się uśmiechnął.
- Nie jest już młody... - zauważyłem - jak my.
Siedzieliśmy pod domem. Pogoda zmieniała się, z każdą chwilą robiło się coraz chłodniej.
Nagle zauważyliśmy Eclipse, biegnącą od strony sadu. Wyglądała na roztrzęsioną.

Wątek niedokończony.

sobota, 3 września 2016

Od Eclipse C.D Beryla

Wszyscy troje ułożyliśmy się pod balkonem. Położyłam swój pysk na łapach i wsłuchiwałam się odgłosom tutejszego terenu. Choć można było pomyśleć, że powinno być głośno, było stosunkowo cicho i przyjaźnie. Przymknęłam oczy i zaczęłam rozmyślać nad wszystkim. Nagle nasunęło mi się pytanie. Co takiego porabiali teraz nasi synowie. Uśmiechnęłam się mimowolnie, a wtedy usłyszałam ciche westchnienie.
- Na jak długo tu zostaniecie? -Rozwarłam oczy i spojrzałam na psa. Nie wyglądał mi na takiego, który miałby nam coś zrobić. Z jednej strony to dobrze, wręcz wspaniale.
- Powiedzmy, że do tego czasu, kiedy Andrei nie wyzdrowieje -Stwierdził Beryl, kiwając przy tym głową.
- Andrei? -Zapytał, lecz szybko dodał -Ach, ten wilk, którego gościmy... Czyli dość długo -Westchnął i machnął ogonem jak jakiś zdenerwowany kot. Zamilkł na chwilę, po czym nabrał powietrza i ze świstem, dodał -Co wyście w ogóle robili, że jest w takim stanie?
Uniosłam głowę i spojrzałam się na Beryla, który obecnie lustrował mnie swoim wzrokiem. Powiedzieć mu prawdę, czy też nie? Właściwie, czemu byśmy nie mieli. Nic i tak nam nie zrobi. Przybrałam łagodny wyraz twarzy i uniosłam delikatnie kąciki ust.
- Z pewnych niewyjaśnionych przyczyn, trafiliśmy na grupę kłusowników. Uwięzili nas, rozdzielili, a kiedy się odnaleźliśmy, on już był w takim stanie... -Przekręciłam głowę i spojrzałam na trawę, która kołysała się przez wiatr. Kojący widok.
- Czyli, że byliście na ścieżce życia i śmierci? Tylko teraz pytanie... Jak wam się udało uciec? Przecież chyba nikt nie zdołał jeszcze uciec kłusownikom i to jeszcze, jak wspomniałaś, grupce.
Beryl mlasnął, przerywając dalszy rozwój naszej konwersacji, po czym spojrzał na niebo.
- Najwidoczniej mieliśmy szczęście... -Mruknęłam od niechcenia, po czym wstałam i przeszłam kilka kroków. Wtedy zatrzymał mnie głos małżonka.
- Dokąd idziesz? -Zapytał troskliwym głosem.
Spojrzałam na nich wyczyszczonym z uczuć wzrokiem, po czym się uśmiechnęłam.
- Przejść się -Powiedziałam i odwracając się z powrotem, ruszyłam truchtem w stronę lasku.
Jakoś nie miałam ochoty tam siedzieć, tym bardziej że nie chciałam z nikim rozmawiać. Tylko ja i moje myśli to jedyne czego obecnie potrzebowałam. Biegnąc, spojrzałam w górę. Drzewa gdzieniegdzie odkrywały poszarzałe już niebo. Ile my już tu przesiedzieliśmy, a jak długo jeszcze będziemy musieli? Wtedy przypomniał mi się Luboradz. Gdzie się teraz skrywał, nie wiem, lecz coś mi podpowiadało, że niedługo się tego dowiem. Przeszyło mnie dziwne ukłucie, świadczące o tak zwanym przeczuciu do jakiegoś zjawiska. A może to następny wybryk mojej, już i tak nadwyrężonej, wyobraźni? W tym momencie wszystko mogło być możliwe.
<Beryl?>

wtorek, 30 sierpnia 2016

Od Oleandra CD Maxa

Coś chwyciło mnie na skórę na karku unosząc do góry. pisnąłem, czując rwanie w grzbiecie. Zacząłem wić się rozpacziwie w uścisku wielkoluda.
Czułem na karku loowaty oddech wielkiego stwora. Ten huśtając mną na prawo i lewo uniósł mnie w nieznane. Podkuliłem nogi, które raz poraz zaczepiały o gałęzie. Poczułem zrezygnowanie.

~~ Tymczasem Max i Ami, szli przez las, pełni niepokoju, kierując swe kroki do jaskini zajmowanej teraz przez Manti i Apara... ~~

- Co mogło się stać? - mruknął Max, zniżając głowę ku ziemi i kładąc uszy po sobie. Zastanawał się głęboko. Ami szła obok, cicho stąpając po ziemi. Las był niespotykanie cichy, nawet wiatr prawie nie poruszał gałęziami drzew gdzieś wysoko w górze. Słychać było jedynie nieśmiałe kroki.
- Manti? Apar...? - Ami cicho zajrzała do ciemnej, cichej jaskini, cichszej i ciemniejszej niż zazwyczaj.
- Nie ma nikogo - odezwał się Max podchodząc do kotki i marszcząc brwi. Jego głos wzmocniło tajemnicze echo szumiące w głębi groty, z której wydobywało się chłodne, nieco wilgotne powietrze.
- Może poszli na polowanie? - zastanowiła się Ami przez chwilę.
- Niewykluczone - Max gwałtownie wypuśicł powietrze stając się na chwilę o kilka centymatrów niższy - Co tam mówiłaś? Ach, Mundus. Może on wie. Tylko ja nie wiem gdzie go szukać - przymróżył oczy - to znaczy myślę, że za chwilę się spotkamy - dodał, jakby próbując pocieszyć samego siebie - w końcu musi wszystko wiedzieć. Wobec tego i wszędzie być.
Max uśmiechnął się słabo. najwidoczniej był przytłoczony tymi wszystkimi strasznymi wypadkami. Szli przed siebie, powoli mijając las, wychodząc na Polanę życia, aż w końcu wyszli na wielką otwartą przestrzeń. Słońce, miło oświetlające dziś świat nagle wydało się silniejsze i bardziej bezwzględne. Zapewne dlatego, że odbijało sie od ubitego piasku sięgającego a ż po horyzont. To Stepy.
- Myślisz, że tutaj znajdziemy kogoś, kto będzie mógł nam pomóc? - rzekła Ami niepewnie.
- Nie - Max odwrócił się na pięcie - zaa... ojej. Zawracamy...
Ami również odwróciła się błyskawicznie. W cieniu drzew rosnących kilka metrów od granicy Stepów stał przygarbiając się Mundus. Skłonił się, widząc odwróconą Ami i wyszedł spod drzewa.
- Miło mi widzieć. W jakim celu chcieliście wejść na Stepy? Nawet na Polanie Życia jest dosyć słonecznie, a co dopiero na takim pustkowiu. Z resztą nic ciekawego tam nie ma - pokręcił głową. Choć mówił do obojga, dało się zauważyć, żę zwracał się głównie do kotki.
- Dobrze, że cię widzimy - odetchnął Max - nie wiesz może, gdzie podziewa się Oleander?
- Nie - znów pokręcił głową z wyrazem zatroskania na twarzy.
- Pomóż nam go poszukać! - powiedziała Ami.
- Z największą przyjemnością - Mundus znów ukłonił się, po czym jednym skokiem znalazł się przy kotce. - wiesz, Ami - wyglądał na zachwyconego propozycją - mam doświadczenie w szukaniu wilków. Co i rusz kogoś szukam. Eclipse, Beryla, Oleandra, Andreia... ostatnio wyjątkowo często. Kiedyś Eclispe nam zaginęła. Kilka dni żeśmy szukali...
- Ech... - Max położył uszy po sobie i z lekką irytacją ruszył przed siebie. Ami i Mundus podążyli za nim.
- A ty? - uśmiechnął się szeroko ptak - koty często czegoś szukają?
Ami nie odpowiedziała, gdyż ptak pełen entuzjazmu rzekł:
- Nie martw się Max, z takimi doświadczonymi towarzyszami podrócy znajdziemy go szybko. Nie mógł przecież tak poprostu zniknąć. Z resztą, zgubił się, to się i znajdzie. A wracając do naszej rozmowy. Jak byłaś myszą, to szukałaś ziarna na polu? To mnie ciekawi, bo przecież myszy nie umieją chodzić po kłosach zbóż...
Max, nie zwracając uwagi na idących za nim, rozglądał się. Szli teraz ścieżką biegnąca przez Polanę Życia. Przed nimi rozciągał się las.

< Max? >

Od Maxa CD Oleandra

Otworzyłem powoli oczy, zawiał ciepły przyjemny wiatr. Było już trochę późno. Usiadłem rozkoszując się urokiem tego dnia. Wszystkie smutki z tamtych dni minęły, czułem się naprawdę dobrze, ale nie trwało to długo bo już po chwili poczułem głód. Westchnąłem, przecież nic nie może trwać wiecznie. Wyszedłem z jaskini mając nadzieje na szybkie znalezienie jakiejś zwierzyny. Chodziłem wszędzie, ale miałem pecha, nic nie znalazłem. Długo tak się włóczyłem, aż w końcu zdecydowałem się że może lepiej jak złowię rybę. Podszedłem truchtem do najbliższego strumienia. Spojrzałem się w wodę, pływało tam dużo, ba dużo to nawet za mało, pływało tam całe mnóstwo ryb ! Zdziwiłem się, a jeszcze bardziej z tego powodu że było tu dużo ryb, które pływały tylko w morzu, a jakby tego było wszystkie płynęły w tym samym kierunku. Patrzyłem na nie zdziwiony, ale po chwili pokręciłem głową i złapałem rybę pod rzucając ją do góry. Pac ! Ryba upadła na ziemię obok mnie. Chwyciłem ją w zęby i zaniosłem w cień, a tam spokojnie zjadłem. Nagle usłyszałem ciche kroki, na pewno nie były to kroki wilka. Wilk ma kroki dość ciężkie, a te kroki były ledwie słyszalne. Obejrzałem się szybko, ale to tylko Ami szła w moim kierunku.
- Max - powiedziała szybko - Nie widziałeś Oleandera ? 
- Nie - odpowiedziałem zdziwiony - Coś się stało ? 
- Nigdzie go nie ma ! - odrzekła niespokojnie
- Nie mógł tak po prostu zniknąć - powiedziałem zaniepokojony - A przecież nie mówił nam że gdzieś pójdzie...
- No i... co zrobimy ? -spytała się Ami
- Nie wiem, może pomoże nam Manti albo Apar... - rzekłem powoli
- Albo Mundus - dokończyła Ami

< Oleander ? >

Od Jaskra CD Kasai

- Nie! - krzyknął strażnik - Kanjiel tu nie przyjdzie!
- Jeśli chce się z nami spotkać, to przyjdzie - odpowiedziałem wyniośle.
- Zaprowadzę cię do niego - warknął wilk groźnie.
- Nie sądzę, by ci się to udało - prychnąłem ignorjąc groźny ton wilczura. Ten Westchnął głośno, kładąc się na środku jaskini.
- Mam to w nosie - mruknął - niech szef sam sobie radzi. Co za niewdzięczna praca. Być strażnikiem! Na zewnątrz deszcz, w jaskini zimno, wszyscy siedzą w domach tylko strażnicy zasuwają dla dobra ogółu.
- Świetnie. Więc idź do domu i zajmij się swoimi sprawami - uśmiechnął się Mundus - i nie przeszkadzaj nam w przygotowywaniu zamachu stanu.
- Coo?! - strażnik zerwał się na równe nogi, wrzeszcząc wniebogłosy.
- Nic. Nie przeszkadzaj sobie - przeciągnąłem się.
Wilk mruknął coś jeszcze pod nosem, przekręcając się na drugi bok i ponownie wzdychając.
Deszcz powoli przestawał padać. Była już niestety ciemna noc. O ucieczce nie można było nawet marzyć. Siedzieliśmy więc w ciszy. Mundus skrzyżował skrzydła opierając się o ścianę a ja przymknąłem oczy, próbując zasnąć.

< Kasai? >

Od Kasai CD Jaskra

Wściekła szłam w strugach deszczu. Niemal podskoczyłam słysząc grzmot. Postanowiłam znaleźć schronienie, by się wysuszyć.
Przyspieszyłam do truchtu, starając się wyrównać oddech.
Jaskinia, którą znalazłam nie była duża, ale w środku było na prawdę zimno. Po upewnieniu się, że jestem w niej sama, usiadłam na ziemi i płomieniami szybko wysuszyłam sierść.Położyłam się, lecz nie zasnęłam. Odpoczywałam, spolądając na las spod wpół przymkniętych powiek. Miałam wrażenie, że czas zwolnił. Liczyłam sekundy dzielące błyskawice i odgłos grzmotu. Burza się oddalała. 


< Jaskrze? >

sobota, 27 sierpnia 2016

Od Oleandra CD Maxa

Max kilka minut temu wyszedł z jaskini, by się zdrzemnąć. Postanowiłem zrobic to samo. A później może odwiedzić Jaskra... dawno go nie widziałem, a w zasadzie całe dzieciństwo spędziliśmy na wspólnych zabawach. Miło wspomina się takie rzeczy.
- Ja też już pójdę - westchnąłem, przeciągając się. Wyszedłe z jaskini, kierując się w stronę swojego mieszkania. Wjaskini zostali Apar, Manti, Ami i Mundus. Wychodząc widziałem, że ten ostatni przysiadł się do Ami i zaczęli o czymś rozmawiać. Manti i Apar natomiast usiedli w innej części groty i mówili o czymś przyciszonym głosem. Nie zajmowałem się jednak tym długo.
Zasnąłem w jaskini moich rodziców, wygodnie rozkładając się na boku.
Alekei, mój brat, jak zwykle samotnie spędzał czas w miejscach, o których zapewne nawet mi się nie śniło, a Eclispe i Beryla ie było teraz na terenach watahy. Zdziwiło mnie więc głośne szuranie przy wejściu, pomyślałem jednak, że to jakiś zniecierpliwiony interesant. Szybko więc otworzyłem oczy, jeszcze nie do końca obudzony. Zrobiłem krok w stronę wyjścia, po czym rozejrzałem się niepewnie. Coś wielkiego zasłaniało słońce wpadające przez otwór do jaskini. Popatrzyłem przed siebie, nieco przymróżając oczy.
Czy to Toru?! Coś wielkiego stało przede mną. Cofnąłem się pod ścianę.

< Max? > Przepraszam, że krótkie, ale nie wiem, co mona jeszcze dodać :(

Od Maxa CD Oleandra

- Będę tutaj po prostu... mieszkać - odpowiedziała cicho Ami
- Dobrze, masz jakieś moce ? - spytał się Mundus nadal patrząc w ziemię
- Umiałam zmienić się w mysz ale... Toru pozabierał nam moce - rzekła powoli Ami
- Och... no tak - powiedział cicho Mundus
Nie wiedziałem jak sądzi Oleander ale moim zdaniem Mundus dziwnie się zachowywał w stosunku do Ami.
- A mogłaby mi panienka podać wiek ? - spytał Mundus
- 2 lata - odpowiedziała Ami tym samym cichym głosem
- Świetnie - powiedział Mundus - To chyba na tyle, z tego co pamiętam. 
Po chwili do jaskini weszli Apar i Manti.
- Świetnie - powiedział Mundus - Więc teraz już możemy dokończyć formalności z Manti i Aparem
- Dobra - odpowiedział Apar
- A więc jaki macie wiek ? - spytał Mundus
- 4 lata - odpowiedziała Manti
- A ty ? - Mundus zerknął w stronę Apara
- 3 lata - rzekł szybko Apar
- A jakie mieliście moce zanim odebrał wam je Apar ? - spytał Mundus 
- Ale po co wam ta wiedza ? - spytał zdziwiony Apar
- Jeśli odzyskacie moce to będziemy przynajmniej wiedzieć jakie one były - odpowiedział Mundus
- No dobra... - powoli powiedział Apar - umiałem rozpalać ogień, poruszać nim i byłem na niego odporny
- Ja umiałam stworzyć trąbę powietrzną - odpowiedziała ponuro Manti 
- Dobrze, to tyle z tego co pamiętam - powiedział Mundus 
Ziewnąłem, byłem już zmęczony i powiedziałem : 
- Idę się zdrzemnąć
Pobiegłem truchtem w stronę najbliższej jaskini. Słońce po chwili zaczęło zachodzić przez co robiło się już ciemno. Po chwili gdy już wszedłem do jaskini, wygodnie się ułożyłem i zasnąłem.
< Oleander ? > Sorki że tak długo nie pisałam i za krótkie opowiadanie

wtorek, 23 sierpnia 2016

Od Beryla CD Eclipse

Eclispe była wyraźnie zdenerwowana całą tą chorą sytuacją. Ja też. Bardzo. Bałem się iść do ludzi, bałe się zostać z, bądź co bądź, nieprzewidywalnym Luboradzem, nie mogliśmy jednak zostawić Andreia samego na pastwę losu wśród ludzi. Z drugiej strony, jak możemy mu pomóc? Co zrobimy, oprócz bycia przy nim? Nic nie możemy zrobić. To straszne, jednak los jednego z nas, czystego rodzaju wilków, spoczywa w rękach człowieka. Obcego.
- Ćśśś... - starałem się uspokoić ukochaną małżonkę - wszędzie, gdzie jesteśmy, jesteśmy razem. Pamiętaj - szepnąłem, patrząc jej w oczy. Ona także spojrzała na mnie smutno.
- Nie ma się czego obawiać - powiedziała cicho, jakby chcąc uspokoić samą siebie.
- To tutaj! Wieeeś! - Szczeknął donośnie Adolf, aż mnie uszy zabolały - teraz tą drogą, potem w prawo i jesteśmy. Wszystko wam pokażę!
Nogi ugięły się pode mną, na widok asfaltowej jezdni z cienkimi, szarymi chodnikami po obu stronach. Zaraz za każdym chodnikiem ogrodzenie, za ogrodzeniem podwórko, jakieś drzewa, to tu, to tam samochód lub ciągnik, a na podwórkach niewielkie, murowane lub drewniane domy.
- Tędy?! - zapytałem szybko - tu jesteśmy na widoku. Ludzie! Psy! Tędy nie możemy iść!
- Możemy jeszcze inaczej - uśmiechnął się szczeniak, po czym poprowadził nas na tyły podwórek po prawej stronie ulicy, potem jakąś piaskową drogą, w końcu przez niezamieszkane podwórze. Znaleźiśmy się na głównej dordze, przez którą co jakiś czas przejeżdżały samochody. Wskazał nam dosyć duży dom, otoczony świerkami. Ponieważ pozostałe domy we wsi stały po drógiej stronie szosy a dom Adolfa otoczony był polami, mogliśmy śmiało przedostać się na podwórze niezauważeni.
Rozejrzałem się. Duże podwórko, z lewej świerki, z tyłu świerki, z prawej świerki, z przodu dom, prawie na środku niewielka wierzba. Za wierzbą schody.
Luboradz stwierdził, że nie będzie wchodził na podwórze. Został więc z tyłu, za domem, za sadem rosnącym za domem i za ogrodzeniem ogradzającym sad rosnący za domem. Na polach, ukrywając się w wysokiej trawie. Ulżyło mi. Przynajmniej ten problem z głowy.
- Zostańcie tutaj - powiedział Adolf - przyprowadzę Iryska.
- Iryska? - zapytałem z lekkim zdziwieniem.
- Tak! To ten pies, o którym wam opowiadałem - zaśmiał się - to on musi was poznać pierwszy. Potem dopiero powiem o was Miłomirowi.
- Powiesz? - Eclipse zmróżyła oczy.
- To znaczy... - zmieszał się szczeniak - pokażę was mu.
Pobiegł, po chwili wracając. Za nim kłusował wielki pies. W zasadzie tak duży jak my.

"Na dziś to już za wiele!" - pomyślałem - "najpierw Luboradz, który jednym ugryzieniem mógłby przegryźdź mi kręgosłup... a teraz owczarek niemiecki, tak duży, jak ja!"
Pies stanął metr od nas i począł głucho warczeć.
- Kto to jest? - mruknął do Adolfa, który radośnie nas przedstawił:
- Eclipse i Beryl. Wilki. Przyszły tu do przyjaciela. Tego, który jest teraz u nas.
- Aha... - westchnął pies - więc to wilki. Witam. Jestem Irys.
- Miło mi poznać - odetchnąłem z ulgą.
- Niech Miłomir tu przyjdzie - warknął Irys - i ich zobaczy.
Adolf pobiegł zaraz do domu i zaczął ujadać pod drzwiami. Ja natoiast, aby zapoznać się bliżej z wielkim psem, zacząłem niepewnie:
- Jak na owczarka niemieckiego, jesteś bardzo duży... może masz jakieś wilcze korzenie?
- Nie jestem owczarkiem niemieckim - powiedział cicho - Omiris. Taka rasa. Bardziej spokrewniona z Drskv... Drsvl... Dr... - nieważne - mruknął.
Co prawda nic mi to nie powiedziało, ale mimo wszystko uśmiechnąłem się przyjaźnie.
Nadszedł Adolf, a za nim człowiek. Ten drugi przystanął, przyglądając się nam, po czym powiedział:
- Przyprowadziłeś przyjaciół? Ach nie, poznaję. To te wilki. Chcą zostać?
Popatrzyłem na człowieka spode łba. Ten uśmiechnął się i dodał:
- Nie mam nic przeciwko psom. Nawet tym dużym. Tylko czym ja was wszystkich nakarmię? Mam chyba jakieś mięso w zamrażarce... - to mówiąc, pogłaskał Adolfa po głowie i wrócił do domu.
- Robi się wieczór - powiedział Irys - możecie spać z tyłu, pod tarasem. Ja tam mieszkam.
- Nie mieszkacie w domu? - zapytałem.
- My tam nie wchodzimy - pokręcił głową Irys - ale jest tam wasz przyjaciel. A teraz rozgośćcie się. Przyjaciele Adolfa są moimi przyjaciółmi.
W duchu ucieszyłem się, że Luboradz został poza podwórzem. Nie wiem, jak Irys zareagowałby na niego. I czy zdołał nazwać go przyjacilem...
Adolf wszedł do dużej, drewnianej budy z przedsionkiem, stojącej przed domem. Eclipse, Irys i ja poszliśmy za dom i ułożyliśmy się pod balkonem, Wśród drewna na opał.

< Eclipse? >

Od Eclipse C.D Beryla

Wypuściłam powietrze ze świstem, zwieszając przy tym głowę. Co mogliśmy na tę sytuację poradzić? No właśnie, nie mogliśmy. Spojrzałam na Beryla, po czym skinęłam głową.
- Lepsze to niż nic... -Rzekłam pokrótce i spojrzałam w stronę szczeniaka -Tylko pytanie, czy ten twój człowiek się na naszą wizytę zgodzi.
Pies zamerdał weselej ogonem, po czym przybrał pozycję do zabawy.
- Oczywiście, że się zgodzi!
Coś nie byłam do tego przekonana. W końcu człowiek, to człowiek i nie przestanie nim być. A zobaczenie wilków w swojej dziupli, chyba by każdego zdenerwowało. Obejrzałam się za siebie i zamknęłam się we własnej przestrzeni. W tym momencie chciałabym porozmawiać z Hiacyntem albo...chociażby z Blake. Nie wiem, dlaczego pomyślałam o tym duchu, ale kiedy dała mi 'drugą szansę', w której mogłam uratować każdego, miałam wrażenie, że mogę jej zaufać. Nawet jeżeli znalazłby się ktoś, kto by ją znał i powiedział, że nie można jej wierzyć, ja i tak stanęłabym po jej stronie, chociaż, że w ogóle kim jest.
Ruszyliśmy do wioski. Adolf szedł pierwszy, tym samym kierując nas. Zaraz po nim szedł Beryl, kawałek dalej Luboradz. Ja szłam na samym końcu, przytłoczona tym wszystkim. A może gdybym jednak poszła z Alekei'em i Oleandrem do watahy, byłoby inaczej? A może właśnie wtedy obcy wilk rzuciłby się na mojego ukochanego. Spojrzałam na postać, o której aktualnie myślałam. Luboradz. Ni to wilk, ni to cokolwiek, co w życiu ujrzałam. Różnił się i to znacząco, choć na pierwszy rzut oka nie wydaje się inny. Mlasnęłam, po czym przełknęłam żółć w gardle. Musiałam się trzymać na baczności. Z jednej strony może nam grozić on, a z drugiej... całą wieś. Za parę chwil znajdziemy się w martwym punkcie, bez żadnego wyjścia. No, chyba że jakieś nadzwyczajne moce by nam pomogły. Westchnęłam zrezygnowana, z powrotem zwieszając głowę. Zdecydowanie za dużo myślałam, co przeradzało się w niepewność i ostrożność skierowaną do wszystkiego i wszystkich. Czy nadejdzie jeszcze w moim życiu takie coś, że zmienię się całkowicie? Znając moje szczęście, zapewne tak się stanie. Pokręciłam głową energicznie, po czym przyśpieszyłam kroku, gdyż zauważyłam, że znacząco oddaliłam się od swoich kompanów. Będąc bliżej nich, sapnęłam.
- Dość długo się idzie do tej wsi...
Luboradz spojrzał na mnie przez bark, tak samo, jak Beryl, lecz kiedy mój małżonek chciał coś powiedzieć, bestia, tak go nazwałam, odezwał się pierwszy.
- Wydaje ci się... idziemy niecałe dwadzieścia minut -Prychnął śmiechem, odwracając z powrotem głowę.
Spiorunowałam jego grzbiet pogardliwym wzrokiem, lecz kiedy tylko spojrzałam się na małżonka, niemalże od razu się uspokoiłam. On to potrafił sprowadzić mnie na ziemię, na co byłam i będę mu wdzięczna po wsze czasy.
<Beryl?>

piątek, 19 sierpnia 2016

Od Oleandra CD Apara

Max, Ami, Mundus i ja zostaliśmy w jaskini. Siedzieliśmy w milczeniu. Wiatr szumiał w gałęziach drzew, a słońce prześwitywało przez liście.
- Nie powiedziałem mu, jak nazywa się ta wataha - powiedział w pewnej chwili Mundus.
Kiwnąłem głową, nic nie mówiąc.
- A on nie pytał o was - dokończył.
- Nie przejmuj się - zwiesiłem głowę, wbijając wzrok w ziemię - i tak mało mu powiedziałeś.
- W życiu tak się nie bałem - westchnął ptak.
- Słuchajcie - Max spojrzał na nas z iskierkami nadziei w oczach - a jeśli to nie był Toru? Jakaś szansa jest zawsze...
- Może - odpowiedziałem - ale kto inny mógł to być? On też jest wielki i groźny...
- Rzucił mną o ziemię - Mundus, nadal w zamyśleniu patrząc w dal, dotknął skrzydłem swojej szyi, ka której widać było spore skaleczenie.
Po krótkiej chwili, którą chyba wszyscy poświęciliśmy na kontemplowanie wydarzeń z ostatnich dni, ptak wstał powoli, po czym otrząsnął się z kurzu i powiedział znużonym głosem:
- Nic jednak nie może mi przeszkodzić w uzupełnieniu formalności. Co by powiedział Beryl...
- Beryl chyba nie kładzie takiego nacisku na te wszystkie papiery, jak ty - uśmiechnąłem się, w głębi ducha ciesząc się, że atmosfera stała się teraz nieco przyjaźniejsza a rozmowa zeszła na nieco inne tory.
- To już defekt zawodowy. Zbyt długo zajmuję się służbą wywiadowczą. Masz rację, Oleandrze. Muszę jednak skończyć, co zacząłem. Ponieważ Manti i Apar są teraz... nieosiągalni, zajmę się tą panienką - tutaj uśmiechnął się trochę tępo, podchodząc do Ami siedzącej pod ścianą jaskini.
- Czy mogę prosić o podanie imienia? - zapytał, lekko zniżając głowę.
Mundek zawsze dziwnie zachowywał się w stosunku do kotów. Teraz jednak było to jeszcze bardziej osobliwe.
Ami niepewnie spojrzała najpierw na Maxa, później na Mundusa, po czym odpowiedziała cicho:
- Ami.
- Dziękuję, ciekawe imię - odpowiedział Mundus, patrząc w ziemię - można wiedzieć, jako kto panienka tutaj egzystuje?

< Max? >

Od Beryla CD Eclipse

Gdy tylko pożywiliśmy się mięsem świeżo upolowanego daniela, Luboradz położył się przed wejściem do naszej nory, na piasku, wykopując sobie uprzednio wygodny dołek. Ja i Eclispe weszliśmy do środka, przez chwilę milcząc, jakby bojąc się czegokolwiek powiedzieć. Nie tylko mi, ale również Eclispe przeszkadzała obecność obcego wilka... to znaczy nie wilka. Czegoś innego. Czymkolwiek był Luboradz.
W końcu Eclipse przerwała milczenie, mówiąc cicho:
- Wiesz... wydaje mi się, że on nie lest do końca...
- Normalny? Tak? Mi też się tak wydaje - odpowiedziałem, również cicho, kiwając głową.
- Nie wiem, czy dobrze zrobiliśmy przyjmując go do WSC - Eclipse z żalem ściągnęła brwi.
Westchnąłem, kładąc się na ziemi. Sam nie byłem pewny.
- Zawsze możemy to cofnąć... - zacząłem - ale na razie nie zrobił nic złego. Dajmy mu szansę.
- Oby ta "szansa" nie skończyła się, gdy na prawdę zrobi coś złego - mruknęła wadera.
- Mam taką nadzieję. Jednak teraz nie możemy go już wyrzucić.
- Mimo wszystko czuję się przy nim nieswojo - Eclipse położyła głowę między łapami. Nagle wydała się bardzo smutna.
- Ja też wolałbym, by nie było go z nami, ale... chociaż to dziwnie zabrzmi, moze nam się przydać. Wygląda na silnego. Jeżeli jest tak mocny, jak wielki, to...
- Jeszcze jak - przerwała Eclipse - widziałam, jak jednym ciosem upolował daniela. Jeśli by mu się chciało, to samo mógłby zrobić z nami. Och, chyba dziś nie zasnę...
- Może powinniśmy zastawić czymś wejście? - głośno myślałem, poruszony słowami partnerki - będziemy czuli się bezpieczniej.
- Czym? - zapytała Eclipse ze znużeniem.
- Hej! - powiedziałem głośniej, a w moich oczach zabłysły iskierki nadziei - a gdyby tak... - zacząłem obawiać się, że wadera się nie zgodzi. W końcu chodziło tu o coś ryzykownego. Kto wie, czy nie bardziej, niż przebywanie z obcym, dużo silniejszym od nas wilkiem - gdyby tak... zamieszkać an wsi? To znaczy tak tylko, dopóki nie będziemy pewni co do lojalności tego... Luboradza. U Adolfa na przykład?
Nie zdążyłem jeszcze usłyszeć odpowiedzi, gdyż na zewnątrz dało się słyszeć donośne warczenie Luboradza. Już samo jego warczenie powodowało ciarki na plecach. Wyjrzałem z nory.
- Adolf? - położyłem uszy po sobie, widząc niewielkiego, czarnego psa.
- Tu jesteście... - szczeniak zatrząsł się, niespokojnie spoglądając na siedzącego obok wielkiego basiora. Ten zapytał, nie przestając warczeć:
- Kto to jest?
- Znajomy pies - odpowiedziałem, po czym podszedłem do szczenięcia i zapytałem niemal przyjaźnie - wejdź do środka. Może się zmieścimy.
Ten kiwnął szybko głową i wskoczył do nory.
- Właśnie zastanawialiśmy się - zacząłęm, gdy już byliśmy w środku - czy nie moglibyśmy przenieść się do ciebie i tego faceta.
- Bo wiecie, my... nie mieszkamy sami - Adolf przekrzywił głowę - jest jeszcze jeden pies. Większy. Oczywiście, będzie nam bardzo miło gdy nas odwiedzicie na dłużej. Tylko ostrzegam.
- Jak duży jest ten twój... współlokator? - Eclipse zmarszczyła brwi.
- Taki jak wy. Taki trochę większy owczarek niemiecki. Ale to nie owczarek - pokręcił głową - mówił mi, ale nie pamiętam nazwy. Może wy wiecie? Złoty z takim ciemnoszarym siodłem.
Co prawda nie miałem pojęcia, jak wyglądają owczarki niemieckie, ani tym bardziej o jakie siodło chodziło Adolfowi. Ale tego nowego znajomego obejrzymy sobie później. Odwróciłem się do Eclipse. "Zgadzasz się?" - pomyślałem, patrząc na małżonkę. Ta wahała się przez chwilę, po czym odpowiedziała:
- ...

< Eclipse? >

Od Apara CD Manti

Siedziałem patrząc na Manti pełnym smutku wzrokiem, nie chciałem aby coś jej się stało, a teraz możliwe że będziemy musieli walczyć z tym przebrzydłym stworem. Westchnąłem cicho. Manti podeszła do mnie i powiedziała pocieszającym głosem : 
- Wszystko będzię dobrze, zobaczysz
- Chciałbym ci uwierzyć - westchnąłem 
Mundus który usiadł niedaleko nas powiedział ponuro :
- To wszystko moja wina 
- Nie obwiniaj się już - powiedział Max - Zaczyna mi się robić niedobrze od waszych smutków i żalów
- No właśnie musimy się uspokoić - potwierdził Oleander
- Racja - stwierdziła Ami
- Idę zapolować - powiedziałem wstając - Ktoś idzie ze mną ?
- Ja chętnie z tobą pójdę - rzekła Manti - Trochę już zgłodniałam
- No to chodźmy - powiedziałem z wymuszonym uśmiechem
Szliśmy parę minut lasem po czym Manti poczuła jakąś zwierzynę.
- Chodź tędy - cicho powiedziała wskazując mi głową miejsce gdzie znajdowała się zwierzyna.
Po chwili ja również już czułem zapach jakiegoś zwierzęcia, a była to sarna.Skończyłem na nią szybko ją zabijając, po czym razem z Manti zaczęliśmy jeść. Powoli przeżuwałem jedzenie zastanawiając się jak zwyciężymy Toru. Cóż... jedno jest pewne nie będzie łatwo.
< Oleander? >

Od Manti CD Maxa

- Może się przejdziemy ? - zaproponował Oleander
- Dobra - powiedziałam ochoczo
- Pewnie - odpowiedziała Ami
Natomiast reszta kiwnęła głową. Tak więc szliśmy, a podczas tego spaceru Ami zniknęła gdzieś w trawie, a po minucie zaczęła wołać :
- Chodźcie szybko !
Ruszyłam razem z innymi przestraszona w kierunku z którego wydobywał się głos Ami. Nagle dostrzegliśmy Ami siedzącą obok nieprzytomnego Mundusa. Oleander szybko się spytał Ami :
- Co się stało ?!
- Goniłam za myszą i nagle go zauważyłam - odpowiedziała przerażonym głosem
- Mundus żyje, bo widać że oddycha - powiedziałam starając się uspokoić wszystkich
- Ale jest ciężko ranny - powiedział Max powoli
- Musimy go stąd zabrać - stwierdził Apar - Zabierzemy go do jaskini i tam spróbujemy go obudzić
Tak więc wzięliśmy go do jaskini i próbowaliśmy go obudzić. Trwało to jakieś dziesięć - piętnaście minut zanim zyskał przytomność. 
- Co się stało - spytał się powoli przyglądając się nam, a po chwili rzekł - Co ja zrobiłem ?
- Co zrobiłeś ? Kto cię zaatakował ? - zapytał się Oleander
- On był... straszny - wykrztusił Mundus - I wielki... pytał się czy tu w pobliżu jest jakaś wataha...
- Co mu odpowiedziałeś !? - prawie krzyknął Oleander
- Powiedziałem że są tu w pobliżu trzy watahy, a jedna jest na tych terenach... - odpowiedział cichym, ponurym i przerażonym głosem Mundus
- Co zrobimy ? - spytałam się Oleandera - Jeśli to był Toru...
- Będziemy musieli powiadomić wszystkie wilki o zbliżającym się niebezpieczeństwie, ale oczywiście ich zbytnio nie martwić - rzekł Oleander stanowczym głosem
< Apar ? >

czwartek, 18 sierpnia 2016

Od Maxa CD Oleandra

- Mogę być szeregowcem... - powiedział niepewnie Apar
- A... - zaczął Mundus
- Może lepiej najpierw odpocznijmy, później się tym zajmiemy - przerwałem szybko Mundusowi - Czyż nie Oleanderze ?
Mundus spojrzał na mnie ze złością
- Tak, tak najpierw odpoczniemy - powiedział OLeander
- A ten kot...
- Będzie mieszkała na terenach watachy - uciął szybko Oleander dając do zrozumienia że to koniec rozmowy
- A więc dobrze... - zaczął Mundus - Przylecę do was jutro i wtedy porozmawiamy
Rozeszliśmy się w różne strony. Ja poszłem do jednej z jaskiń które przyuważyłem po drodzie. Nikogo w niej nie było więc rozłożyłem się wygodnie i zacząłem rozmyślać nad tym gdzie jest Toru i co robi, a może inne wilki też już nie mają mocy przez niego ? Potem pomyślałem o Mundusie, mówił że przyleci jutro i zapewne przyleci już jutro rano. Długo tak rozmyślałem i wkońcu zasnąłem. Kiedy się obudziłem przez chwilę nie wiedziałem gdzie jestem, ale nagle sobie przypomniałem wszystkie zdarzenia z dnia wczorajszego. No tak już nie jestem w celi. Powoli wstałem, przeciągnełem się, ziewnąłem i wyszłem z jaskini. W nocy musiało padać ponieważ wszędzie było pełno kałuż i rosy. Poszedłem zobaczyć co robią Manti, Apar, Ami i Oleander. W końcu odnalazłem Oleandera.
- Gdzie idziesz ? - spytałem się wesoło
- Coś przekąsić, a potem pójde do Manti i Apara żeby im pomóc w... no wiesz jak Mundus będzie ich wypytywał... - odpowiedział Oleander
- Pójdę z tobą, strasznie zgłodniałem - powiedziałem
Oleander uśmiechnął się, po czym ruszyliśmy głębiej w las. Cicho stąpaliśmy po ziemi i uważnie nasłuchiwaliśmy wszelkich odgłosów. Nagle Oleander stanął nieruszając się i wskazał mi łbem coś za drzewami. Również stanąłem mrużąc oczy by dostrzec co to takiego, a był to jeleń. Zaczęliśmy się do niego cicho i powoli skradać gdy byliśmy już odpowiednio blisko skoczyłem na jelenia przytrzymując go, a Oleander zadał mu śmiertelny cios w kark. Kiedy go już zjedliśmy od razu ruszyliśmy do Manti i Apara. Polowanie i jedzenie trochę nam zajęło, więc było już po południu, a to znaczyło że Mundus już na pewno był u Manti i Apara ale i tak postanowiliśmy ich zobaczyć. Wkrótce spotkaliśmy Apara i Manti którzy leżeli na trawie rozkoszując się tym dniem.
- I co Mundus był u was ? - spytałem się
- Nie - odpowiedział Apar wzruszając ramionami
- To do niego nie pasuje - stwierdził Oleander
Po chwili przyszła Ami i się spytała :
- Czekacie na Mundusa ?
- W pewnym sensie... - odpowiedziałem
< Manti ? >

Od Eclipse C.D Beryla

Coś mi w nim nie pasowało. Kto normalny przechodzi przez czyjeś tereny, później idzie w poszukiwaniu ich alf, a kiedy je tylko znajdzie oznajmia, że chce zostać oficjalnym członkiem, a do tego wytyka błędy? Na moim pysku pojawił się grymas. Wpatrzyłam się w jego posturę, gdyż on wymieniał się spojrzeniem z Berylem. Kiedy tylko przeszłam do jego głowy, a właściwie do oczu, niemalże od razu skierował swój wzrok na mnie. Lekko zaskoczona i speszona, położyłam uszy po sobie i odwróciłam głowę, jakbym nie wiedziała, o co chodzi. Usłyszałam ciche parsknięcie.
- Czy coś się stało, panno Eclipse?
Będąc delikatnie zgarbioną, spojrzałam na niego spode łba, a następnie mlasnęłam cicho, odwracając się w stronę Beryla.
- Musimy iść zapolować, długo tak nie pociągniemy -Powiedziałam, całkowicie ignorując, lub próbując ignorować, postać tamtego osobnika.
Beryl pokiwał głową i spojrzawszy się na mnie, rzekł nad wyraz spokojnie.
- Masz rację.
- To może wam w tym pomogę? -Ten cały... Luboradz, czy jak my tam było, przerwał Berylowi.
Spojrzałam na niego z powagą i wtedy właśnie zauważyłam, że wciąż mnie obserwuje. Czyżby coś knuł? Nie to niemożliwe. Pokręciłam głową, aby odgonić myśli, a następnie z uśmiechem, lekko wymuszonym, spojrzałam ponownie na partnera.
- Ruszajmy więc.
Weszliśmy więc do gęstszej części lasu, szukając przy tym pożywnych kąsków. Po kilku nieudanych próbach odnalezienia czegokolwiek postanowiliśmy się rozdzielić. Poszłam na lewo. Chodząc tak pomiędzy drzewami, natrafiłam w końcu na ścieżkę. Weszłam na nią i zobaczyłam, że po drugiej jej stronie rozciąga się mały staw. Przełknęłam ślinę i ruszyłam w tamtym kierunku. Szłam wolniej niż poprzednio, gdyż wszystkie moje myśli skupiły się na wodzie, która tak bardzo była mi potrzebna. Podchodząc do brzegu, rozejrzałam się, po czym nachyliłam głowę nad taflą wody. Chwilę się jej przypatrywałam, a gdy tylko ujrzałam małą rybkę, zaczęłam pić. Robiąc aktualną czynność, nasłuchiwałam wszystkiego dookoła. Nie chciałam mieć żadnych przykrych spotkań. Kiedy już się napoiłam, powoli uniosłam głowę, a wtedy o mało co nie zamarłam. W wodzie odbijała się sylwetka nowo poznanego wilka. Stał za mną, może trochę obok mnie i wpatrywał się tymi swoimi oczami. Łapy ugięły się pode mną, a kiedy się otrząsnęłam, zrobiłam szybki zwrot w jego kierunku. Skurczyłam swoją posturę i patrzyłam na niego z dołu, na co on parsknął niby śmiechem. Zmarszczyłam brwi, gdyż nie wiedziałam, co mogło go tak śmieszyć. Pokręcił głową, po czym znów spojrzał na mnie swoim beznamiętnym wyrazem twarzy. Tym razem przez całe moje ciało przeszły dreszcze, więc poczułam, jakbym w pewnym stopniu straciła nad nim kontrolę. Wilk obnażył delikatnie swoje kły i nachylił przede mną swój łeb.
- Gdzieś niedaleko wyczułem jakieś zwierze.
Wzrok zaszedł mi mgłą, a wszystkie odgłosy słyszałam stłumione. Co się właściwie działo, nie wiem. Może to strach lub jego sztuczka? Wszystko było możliwe. Kiedy ponownie się wyprostował, odwrócił się i zaczął iść wzdłuż brzegu. Będąc kilka metrów ode mnie, zatrzymał się i spoglądając na mnie, poruszył głową na wznak, żebym również zaczęła iść. Mimowolnie ruszyłam z miejsca. Nawet chwila nie minęła, a faktycznie natrafiliśmy na jakiegoś zwierza, a właściwie na całe stado i to danieli. Wypatrzyłam odosobnionego osobnika i ruszyłam w jego stronę, wciąż będąc w ukryciu. Kiedy miałam idealną okazję, ktoś mi przeszkodził.
- Lepiej się nie przemęczaj... -Wyszczerzył się, po czym wyskoczył z zarośli i niemalże jednym uderzeniem powalił zwierze.
Wybiegłam niemalże po nim, lecz kiedy ujrzałam, jak szybko go zabił, od razu się zatrzymałam. Nie mogłam w to uwierzyć. On na pewno nie był czymś 'normalnym'. Nie chciałam jednak poruszać tego tematu z nim, więc nic nie mówiąc, wzięliśmy zwierzynę i wróciliśmy do nory, przy której czekał Beryl, który, gdy tylko nas zobaczył, od razu do nas podbiegł.
- Już się martwiłem, że się zgubiliście -Mimo że mówił w liczbie mnogiej, wiedziałam, że kierował to tylko do mnie.
Uśmiechnęłam się do niego, po czym spojrzałam na towarzysza, a właściwie na zwierzynę, którą trzymał. Chciałam o nim porozmawiać z Berylem... na osobności.
<Beryl?>

środa, 17 sierpnia 2016

Od Oleandra CD Maxa

Położyłem się na piasku, wdychając świeże, morskie powietrze i susząc sierść z wody. Kiedy Ami, jako ostatnia bezpiecznie wylądowała na brzegu, wstałem otrzepując się z piasku i podszedłem do Margo.
- Dziękujemy - uśmiechnąłem się - bardzo nam pomogłaś. Wiesz... - zawahałem się przez chwilę - mam pytanie: jakiś czas temu byliście z moim ojcem na terenach Watahy Szarych Jabłoni. Słyszałem, że mieliście jakieś problemy... * już dawno chciałem cię o to zapytać.
- Chodzi o te bezsensowne oskarżenia WSJ i ich skargi o zakłócanie spokoju? Już wszystko rozwiązane - zaśmiała się - ta czapla czasami mnie zadziwia.
Uniosłem brwi. "Ta czapla", ach tak... Mundek znów w akcji.
- Co się stało? - zapytałem.
- Szczeże powiedziawszy, sama nie jestem pewna - wadera wzruszyła ramionami - Mundus jakoś to załatwił. Chyba wycofali oskarżenie.
Uśmiechnąłem się bezwiednie. W tej chwili podszedł do nas Max.
- Manti i Apar zdecydowali się dołączyć do naszej watahy. Trzeba powiedzieć o tym alfom.
Pokręciłem głową, zawieszając wzrok w oddali. Po chwili odpowiedziałem w zamyśleniu:
- Eclipse i Beryla teraz nie ma. Ja ich zastępuję. Możemy od razu powiedzieć im, że są przyjęci - znów się uśmiechnąłem.
- To świetnie - odrzekł Max.
- Do zobaczenia - powiedziała Margo, machnąwszy skrzydłami - muszę lecieć. Mam nadzieję, że niedugo się spotkamy.
Pożegnaliśmy Margo jeszcze raz dziękując jej za pomoc, po czym wróciliśmy do nowych członków WSC.
- Rozgośćcie się - powiedziałem, po czym dodałem szybko - możemy oprowadzić was po naszych terenach.
- Może trochę później - ziewnął Apar - chyba wszyscy jesteśmy zmęczeni. Odpocznijmy. Jutro z chęcią wszystko dokładnie obejrzymy. Jeszcze dziś rano siedzieliśmy zamknięci pod ziemią pod władzą wielkich jaszczurek, a teraz mielibyśmy zwiedzać... może lepiej jutro.
- Więc do jutra - Max kiwnął głową.
Nie zdążyliśmy jeszcze rozstać się, gdy nagle obok nas pojawił się Mundus. Byłem zdziwiony, że ptak który tak głośno lata i robi tak wielki szym machając skrzydłami, może równocześnie tak nagle i niezauważenie pojawić się wszędzie.
- Dobry wieczór - przywitał się beznamiętnie.
W tamtej chwili zorientowałem się, że w zasadzie ju robi się ciemno.
- Kto to? - zapytał, wsazując na Manti i Apara.
- To nowi członkowie naszej watahy - wyjaśniłem.
- Już to wiem. Dalej.
- Są członkami WSC od kilku minut! Skąd ty...
- Nie widzę w tym związku z moim pytaniem. Imiona?
- Jeśli będą chcieli, to sami ci je wyjawią - warknąłem lekko podenerwowany.
- Imiona - zwrócił się tym razem do wilków. Te popatrzyły po sobie ze zdziwieniem, po czym Apar powiedział:
- To Manti, moja partnerka. Ja jestem Apar...
- Partnerka... - Mundus przymróżył oczy, jakby chcąc jak najwięcej zapamiętać - jakie stanowisko?
- Co proszę? - Apar lekko przekrzywił głowę.
- Jak będziecie pracować?
- Ja będę pomocnikiem - zaczęła Manti niepewnie.
- Mundusie... - przerwałem przesłuchanie - jesteś chyba trochę zdenerwowany...
- Nie, dlaczego? - syknął - a ty? - tu ptak spojrzał na Apara - stanowisko.
- Jeszcze nad tym nie myślałem - odpowiedział wilk z lekką konsternacją.
- Wydaje mi się jednak - wtrąciłem cicho - że nie jesteś w najlepszym humorze.
- Wszystko ze mną w porządku, ale na wszystko co piękne i czyste, Oleandrze, nie doprowadzaj mnie do prawdziwego zdenerwowania...
- Dobrze, już dobrze - położyłem uszy po sobie - ale te formalności naprawdę można załatwić kiedy indziej.

< Max? >
* Patrz opowiadania: Od Beryla CD Margo i dalsze opowiadania z tej serii.