- Mundek! Żyjesz? - westchnąłem z ulgą.
- Hhhh... - syknął, skuliwszy się - proszę, ciszej...
- Co ci się stało? - zapytałem szeptem, podchodząc do ptaka.
- Nic mu nie powiedziałem - uśmiechnął się lekko, nadal patrząc w dal.
- Komu nie powiedziałeś? Co? - usiadłem obok i zacząłem dopytywać, nadal szeptem.
- Temu... - kiwnął głową, jakby próbując coś pokazać. Potem przymknął oczy.
- Komu... - również zmrużyłem oczy, by po chwili odskoczyć z przerażeniem i zatrząść się - To... Toru?
- Już sam nie wiem - ptak potrząsnął głową - ale nie sądzę, by był to jakiś jego pomocnik. Pomocnicy nigdy nie patrzą tak... groźnie.
Odetchnąłem głośno. To nie była dobra wiadomość. Toru był tutaj i pewnie wiedział, gdzie jesteśmy.
- Mundurek - podniosłem się z ziemi i strzepnąłem piasek z sierści - idziemy. Musimy jak najszybciej znaleźć Maxa, Manti i Apara.
- I Ami... - westchnął ptak, nadal patrząc tępo w przestrzeń.
- Taak - przytaknąłem - Ami też. Chodźmy.
- Chyba nie mam siły - Mundek wstał chwiejnie.
- Nie szkodzi. Możesz usiąść mi na grzbiecie. Poniosę cię. Naprawdę słabo z tobą - położyłem uszy po sobie.
- Wybacz - Ptak odsunął się od ściany - nie mam prawa jazdy na wilki. Jakoś dam radę.
- Prawa jazdy... - nie zrozumiałem, o co mu chodziło, jednak przyjąłem to za dobry znak. Widocznie mój przyjaciel nie czuje się już tak źle.
Długo szliśmy przez las. Jak to w zimie, wcześnie robi się ciemno. Już miałem zaproponować przerwę w poszukiwaniach, i zacząć znowu następnego dnia, gdy nagle Mundus zatrzymał się i wbił wzrok w coś siedzącego na gałęzi, kilkanaście metrów od nas.
- Pierwszy ptak, jakiego widzę od kilku dni - zmarszczył brwi - kruk. Nieczęsto widzę tutaj kruki.
Rzeczywiście, kruk. Siedział na drzewie uporczywie nam się przyglądając. Czyżby chciał zwrócić na siebie uwagę? Ale dlaczego...
- Witaj, czarny towarzyszu - Mundek stanął pod drzewem, na którym siedział kruk - czy wiesz może, gdzie podziały się inne zwierzęta z lasu?
Ptak siedzący na gałęzi nie odpowiedział. Zamiast tego kiwnął na nas głową i wzbił się w powietrze i odleciał. Mundus przez chwilę patrzył za odlatującym.
- Chodź. Szybko - rzucił tylko, po czym poleciał za krukiem. Nie zastanawiając się długo, pobiegłem za nim.
Szybki bieg trwał kilka minut. Przedzierałem się przez jałowce i przeskakiwałem wystające korzenie. W końcu Mundek stanął cicho na trawie.
- Tutaj - kiwnął głową, wskazując na wejście do jakiejś nory - wleciał tam.
- Tam? - przemknąłem ślinę. Sam ledwie bym się tam zmieścił.
- Wchodzimy? - zapytał Mundus.
- Wchodzimy - przytaknąłem.
Mundus pierwszy a ja za nim, wsunęliśmy się do nory. Przejście nagle rozszerzyło się, tak, że oboje mogliśmy stanąć w nim bez schylania się. Szliśmy dalej. Wyczuwałem coraz więcej znanych zapachów. Skąd się tu wzięły? W pewnym momencie wyraźnie poczułem wilki.
< Max? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz