- Co "co"?
- Idziesz? - chrząknąłem.
- Nie - pokręcił głową ptak, w skupieniu wpatrując się w wilka leżącego na środku jaskini.
- Przecież miałeś iść!
- Przecież śpi.
- To go obudź.
- Ja nie mogę.To mogłoby zmniejszyć mój prestiż. I tak się narażam.
- Kiedy indziej ci to wytłumaczę. Idź i go obudź.
Zrobiłem kilka kroków do przodu, po czym podkuliłem ogon i pisnąłem niepewnie kładąc uszy po sobie. Nie wiem, czego spodziewać się po tym wilku. Odwróciłem głowę w stronę Mundusa. Ten spojrzał na mnie pośpieszająco.
Przysunąłem się do leżącego na ziemi. Potem westchnąłem ciężko i trzepnąłem strażnika w ucho. ten zastrzygł nim i otworzył oczy.
- Czego? - warknął.
- Nie wiem, czy zauważyłeś - przełknąłem ślinę i kontynuowałem - ale już jest rano. Nie masz przypadkiem nic do roboty? - przekrzywiłem głowę. Z tyłu usłyszałem zrezygnowane westchnienie. Co zrobiłem źle? Słowa zaczęły mi się plątać. W końcu powiedziałem pewniej - zasnąłeś wczoraj w NASZEJ jaskini i leżysz tak do dzisiaj zajmując nam miejsce.
- Masz coś do tego? - wilk wstał i przeciągnął się wolno, wbijając we mnie złowieszczy wzrok.
- Nie lubię cię. Wystarczy? - fuknąłem groźnie. Strażnik najwidoczniej nieco się zdezorientował. Nie spodziewał się aż tak ostrego tonu.
- Jesteście tutaj zakładnikami. To od nas zależy, kiedy wyjdziecie. I czy w ogóle wyjdziecie - wyszczerzył się w złowrogim uśmiechu.
- Ehm... - wychyliłem się i popatrzyłem przez ramię rozmówcy.
- Czego? - warknął.
- On - wskazałem na drzwi - wychodzi.
- Co?! - wilk aż podskoczył. Tymczasem Mundek był już poza jaskinią, ostrożnie stąpając po mokrej trawie i leżącym gdzieniegdzie śniegu.
- Możesz pozdrowić ode mnie Kanjiela - Mundus machnął skrzydłem.
- Wracaj! - wilk rzucił się na ptaka. Ten jednak bez wysiłku wzbił się w powietrze i usiadł na gałęzi jakiegoś wysokiego drzewa.
- Nie ma siły, żebyś mnie stąd ściągnął - uśmiechnął się jeszcze z góry - a ja chcę ci jeszcze powiedzieć, żebyś koniecznie powiedział Knjielowi, że nie mam pretensji, za to co zrobił, i, jeżeli tylko będzie zainteresowany dalszą współpracą, a zaręczam, że będzie, niech następnym razem po prostu powie.
Po tych słowach, Mundek kiwnął mi głową na pożegnanie i odleciał. Strażnik wbił we mnie wściekły wzrok.
- To było specjalnie - zawarczał - zagadywałeś mnie, żebym nie zobaczył jak ucieka z jaskini?
- Gdyby taki był nasz plan, wyszedłby najzwyczajniej w świecie, kiedy spałeś - cofnąłem się pod ścianę w jaskini - powiedziałem niewinnie - a przecież sam ci o tym powiedziałem!
- Może i tak - napuszył się wilk - przynajmniej ty nie uciekasz. Zostań więc tutaj, kiedy ja zawiadomię Kanjielowi o całym zajściu.
Wyszedł tak jak stał. O to właśnie chodziło. Nie wzbudziłem jego podejrzeń. Teraz z pewnością Kanjiel pokwapi się, by przyjść tutaj. Mam jakieś pół godziny, by wszystko przygotować...
< Kasai? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz