Późnym wieczorem spacerowałam po Skrytym Lesie. Mimo wszechobecnej ciszy miałam nieodparte wrażenie, że ktoś mnie obserwuję... Może to po prostu urok tego miejsca? Poczułam na karku zimny dreszcz i odwróciłam się gwałtownie. Zobaczyłam czarną wilczycę, która patrzyła na mnie znudzonym wzrokiem.
- Cały dzień tak za mną chodzisz? - zapytałam.
-Tak.
- Po co?
- Nie wiem, nie miałam nic lepszego do roboty, więc postanowiłam poćwiczyć skradanie się. - powiedziała. - Mam na imię Vivian.
- Jestem Sonata. Lepiej chodźmy do lasu, nie ma ochoty zostać tu na noc.
< Vivian? >
niedziela, 30 listopada 2014
Od Beryla CD Jenny
- Kolega jest z Baker Street? - zapytałem uszczypliwie, siląc się na uśmiech.
- Nie. Tutejszy - Mrok spojrzał na mnie z zażenowaniem.
Zgaszony, nie powiedziałem już nic więcej. Dopiero po chwili, zebrałem się na odwagę i dodałem:
- I co? Mądrzysz się, czy zamierzasz nam pomóc? Nie wiem, czy mamy jeszcze marnować tutaj czas, czy też szukać pomocy gdzie indziej? - warknąłem.
- Dobry samiec alfa, nie szuka pomocy u nikogo - powiedział Mrok z wyższością.
- Więc jak ty będziesz miał już swoją watahę, to nie będziesz szukał pomocy u nikogo. A teraz odpowiadaj: pomożesz nam, czy nie? - zniecierpliwiony zacząłem stąpać w miejscu i warczeć.
- To bardzo ciekawa sprawa... - zastanowił się Mrok.
- Chyba pójdziemy szukać pomocy gdzie indziej! - mruknąłem.
Więc idźcie - ziewnął Mrok - jeśli to będzie wyglądać tak jak teraz, nie zamierzam wam pomagać.
- Berylu! - Jenny spojrzała na mnie ze złością - konflikty później... - po czym zwróciła się do Mroka - wybacz mu. Jest niecierpliwy ale... my nie mamy gdzie szukać pomocy!
- Nie wiem... Hiacynt był co prawda jaki był, łamaga nie łamaga, ale przynajmniej pracować się przy nim dało. A ten? - pokręcił głową.
< Jenny? >
- Nie. Tutejszy - Mrok spojrzał na mnie z zażenowaniem.
Zgaszony, nie powiedziałem już nic więcej. Dopiero po chwili, zebrałem się na odwagę i dodałem:
- I co? Mądrzysz się, czy zamierzasz nam pomóc? Nie wiem, czy mamy jeszcze marnować tutaj czas, czy też szukać pomocy gdzie indziej? - warknąłem.
- Dobry samiec alfa, nie szuka pomocy u nikogo - powiedział Mrok z wyższością.
- Więc jak ty będziesz miał już swoją watahę, to nie będziesz szukał pomocy u nikogo. A teraz odpowiadaj: pomożesz nam, czy nie? - zniecierpliwiony zacząłem stąpać w miejscu i warczeć.
- To bardzo ciekawa sprawa... - zastanowił się Mrok.
- Chyba pójdziemy szukać pomocy gdzie indziej! - mruknąłem.
Więc idźcie - ziewnął Mrok - jeśli to będzie wyglądać tak jak teraz, nie zamierzam wam pomagać.
- Berylu! - Jenny spojrzała na mnie ze złością - konflikty później... - po czym zwróciła się do Mroka - wybacz mu. Jest niecierpliwy ale... my nie mamy gdzie szukać pomocy!
- Nie wiem... Hiacynt był co prawda jaki był, łamaga nie łamaga, ale przynajmniej pracować się przy nim dało. A ten? - pokręcił głową.
< Jenny? >
Od Jenny CD Beryla - "Zatrute pióra"
- Ale... On się nie zgodzi. Nie znasz go, nie jest taki. Nigdy, nie pomógłby nam bezinteresownie!
- A Wtedy? - Zapytał zmieszany.
- Kiedyś, pomogłam mu ja. To była przysługa za przysługę.
- No, ale spróbować możemy, nie?
- Możemy. - Powiedziałam odważnie. - Ale, trzeba będzie pojechać tam pociągiem. Wybierzesz się ze mną?
- W sumie, czemu nie.
Po tych słowach oboje opuściliśmy jaskinię i udaliśmy się na peron. Wkradliśmy się do jednego z wagonów. Pociąg ruszył po 15 minutach. Siedzieliśmy w wagonie towarowym, chrupiąc paluszki z solą, które przewożono tym wagonem. Gdy konduktor powiedział: "Stacja: Różany Zdrój", wraz z Berylem opuściliśmy wagon. Szybko przeszliśmy przez peron i miasteczko, po czy skręciliśmy w małą drużkę, prowadzącą do lasu. Po chwili, ujrzeliśmy jaskinię, przed którą siedział Czarny wilk, i szara wadera. "Nora" przemknęło mi przez myśl. Partnerka Mroka nie przepadała za mną. Zanim zdążyłam coś powiedzieć, zmierzyła mnie zimnym wzrokiem. Spuściłam głowę i podeszłam bliżej. Mrok był bardzo zafascynowany kartką, którą trzymał w łapach.
- Co czytasz? - Powiedziałam tak, by go przestraszyć.
Mrok, nawet nie podnosząc łba, odparł:
- List od inspektora Jappa. A poza tym, powinnaś się najpierw przywitać, droga Jen.
- Skąd on wiedział, że to ty!? - Krzyknął Beryl.
Dopiero teraz, Mrok uniósł łeb. Widocznie, poznał, że to nie głos Storczyka, którego najwyraźniej się spodziewał.
- Och, co się stało z twoim przyjacielem? - Zapytał z zadziornym uśmiechem, sugerującym, że bardzo się cieszy, że go nie ma.
- Storczyk... on umarł... - Powiedziałam pociągając nosem.
- Przykro mi. - Powiedział obojętnie. - W jakim celu mnie odwiedzasz, Jen?
- Przyszłam prosić się o pomoc. Kelssie zachorował. Ktoś go otruł, nie wiemy kto.
- Stawiam od razu na niebieską papugę. - Widziałam, że Berylowi zgrzytają zęby, ale kiwnęłam głową. Uważałam, że miał rację. W tej chwili Beryl powiedział:
- Skąd możesz mieć pewność?!
- A czy ktokolwiek mówi o "pewności"? Powiedział tylko, że tak sądzę, panie... No właśnie, jak ma na imię twój nowy przyjaciel? - Zwrócił się do mnie Mrok.
- Beryl - odparł Beryl, nie czekając, aż ja to zrobię.
- A właśnie - powiedział Mrok - przeczytam wam ten list. Jest nader interesujący, a występujące w nim stworzy, przypominają waszą niebieską papugę. - Mrok, zaczął czytać list:
"10. 11. 2014 rok, Warszawa
Kochany Mroku!
Z radością, zawiadamiam Cię, że wracam już niedługo. Tymczasem, opowiem ci o wydarzeniach, które miały miejsce wczoraj: Około 13, wracałem z Lanchu, kiedy zobaczyłem na mojej drodze dziwnego, niebieskopiórego bociana. Mój terier, Marcus, rzucił się na niego, i ku mojemu ogromnemu zdziwieniu, ledwo co złapał pióro tego ptaka, natychmiast padł na ziemię. Zaniosłem mojego psa do weterynarza. Gdy opowiedziałem lekarzowi o całym zdarzeniu, wyśmiał mnie, ale przyjął psa. Nie wiem, co się z nim teraz dzieje. Dziwna opowieść, prawda?
PS.: Czy to nie przypomina trochę twojej opowieści o Zgredkach?
Pozdrawiam, James Japp."
( Beryl? )
- A Wtedy? - Zapytał zmieszany.
- Kiedyś, pomogłam mu ja. To była przysługa za przysługę.
- No, ale spróbować możemy, nie?
- Możemy. - Powiedziałam odważnie. - Ale, trzeba będzie pojechać tam pociągiem. Wybierzesz się ze mną?
- W sumie, czemu nie.
Po tych słowach oboje opuściliśmy jaskinię i udaliśmy się na peron. Wkradliśmy się do jednego z wagonów. Pociąg ruszył po 15 minutach. Siedzieliśmy w wagonie towarowym, chrupiąc paluszki z solą, które przewożono tym wagonem. Gdy konduktor powiedział: "Stacja: Różany Zdrój", wraz z Berylem opuściliśmy wagon. Szybko przeszliśmy przez peron i miasteczko, po czy skręciliśmy w małą drużkę, prowadzącą do lasu. Po chwili, ujrzeliśmy jaskinię, przed którą siedział Czarny wilk, i szara wadera. "Nora" przemknęło mi przez myśl. Partnerka Mroka nie przepadała za mną. Zanim zdążyłam coś powiedzieć, zmierzyła mnie zimnym wzrokiem. Spuściłam głowę i podeszłam bliżej. Mrok był bardzo zafascynowany kartką, którą trzymał w łapach.
- Co czytasz? - Powiedziałam tak, by go przestraszyć.
Mrok, nawet nie podnosząc łba, odparł:
- List od inspektora Jappa. A poza tym, powinnaś się najpierw przywitać, droga Jen.
- Skąd on wiedział, że to ty!? - Krzyknął Beryl.
Dopiero teraz, Mrok uniósł łeb. Widocznie, poznał, że to nie głos Storczyka, którego najwyraźniej się spodziewał.
- Och, co się stało z twoim przyjacielem? - Zapytał z zadziornym uśmiechem, sugerującym, że bardzo się cieszy, że go nie ma.
- Storczyk... on umarł... - Powiedziałam pociągając nosem.
- Przykro mi. - Powiedział obojętnie. - W jakim celu mnie odwiedzasz, Jen?
- Przyszłam prosić się o pomoc. Kelssie zachorował. Ktoś go otruł, nie wiemy kto.
- Stawiam od razu na niebieską papugę. - Widziałam, że Berylowi zgrzytają zęby, ale kiwnęłam głową. Uważałam, że miał rację. W tej chwili Beryl powiedział:
- Skąd możesz mieć pewność?!
- A czy ktokolwiek mówi o "pewności"? Powiedział tylko, że tak sądzę, panie... No właśnie, jak ma na imię twój nowy przyjaciel? - Zwrócił się do mnie Mrok.
- Beryl - odparł Beryl, nie czekając, aż ja to zrobię.
- A właśnie - powiedział Mrok - przeczytam wam ten list. Jest nader interesujący, a występujące w nim stworzy, przypominają waszą niebieską papugę. - Mrok, zaczął czytać list:
"10. 11. 2014 rok, Warszawa
Kochany Mroku!
Z radością, zawiadamiam Cię, że wracam już niedługo. Tymczasem, opowiem ci o wydarzeniach, które miały miejsce wczoraj: Około 13, wracałem z Lanchu, kiedy zobaczyłem na mojej drodze dziwnego, niebieskopiórego bociana. Mój terier, Marcus, rzucił się na niego, i ku mojemu ogromnemu zdziwieniu, ledwo co złapał pióro tego ptaka, natychmiast padł na ziemię. Zaniosłem mojego psa do weterynarza. Gdy opowiedziałem lekarzowi o całym zdarzeniu, wyśmiał mnie, ale przyjął psa. Nie wiem, co się z nim teraz dzieje. Dziwna opowieść, prawda?
PS.: Czy to nie przypomina trochę twojej opowieści o Zgredkach?
Pozdrawiam, James Japp."
( Beryl? )
Od Beryla CD Eclipse
Eclipse miała rację. Wszystkie wartości, z którymi wiązałem wcześniej Mundusa, były błędne.
Nie był honorowy, nie był szlachetny, nie był uczciwy.
Przede wszystkim, nigdy nie był on przyjacielem. Moim, ani niczyim. Nigdy nie pomógł nam z dobrej woli. Przez cały czas tutaj, chyba odkąd dorósł, działał wyłącznie na własną korzyść. Czyżby nie był przyjacielem nawet Murki? Nawet Lerki, którą wychował niczym własną córkę?
Nie wiem.
Cóż on mi powiedział? "Nigdy nie będę twoim wrogiem, Berylu". A więc, nie jest mi ni wrogiem, ni przyjacielem. Ja również nie będę mu ani wrogiem, ani przyjacielem.
W tym momencie, pomimo wewnętrznej niechęci, zerwałem się na równe nogi i z trwogą krzyknąłem:
- Mój losie!! Przecież... Mundus do niedawna współpracował z wojskiem WSC! On miał dostęp do najbardziej poufnych informacji o naszych siłach zbrojnych! Eclipse! Musimy szybko biec do siedziby wojsk! Może trwa tam jeszcze zebranie!!
Tymczasem w jaskini, będącej siedzibą wojska, szeregowcy, strażnik, posłowie i szpieg, skończyli właśnie naradę, wesoło gawędząc i śmiejąc się. Gdy nagle...
< Eclipse? >
Nie był honorowy, nie był szlachetny, nie był uczciwy.
Przede wszystkim, nigdy nie był on przyjacielem. Moim, ani niczyim. Nigdy nie pomógł nam z dobrej woli. Przez cały czas tutaj, chyba odkąd dorósł, działał wyłącznie na własną korzyść. Czyżby nie był przyjacielem nawet Murki? Nawet Lerki, którą wychował niczym własną córkę?
Nie wiem.
Cóż on mi powiedział? "Nigdy nie będę twoim wrogiem, Berylu". A więc, nie jest mi ni wrogiem, ni przyjacielem. Ja również nie będę mu ani wrogiem, ani przyjacielem.
W tym momencie, pomimo wewnętrznej niechęci, zerwałem się na równe nogi i z trwogą krzyknąłem:
- Mój losie!! Przecież... Mundus do niedawna współpracował z wojskiem WSC! On miał dostęp do najbardziej poufnych informacji o naszych siłach zbrojnych! Eclipse! Musimy szybko biec do siedziby wojsk! Może trwa tam jeszcze zebranie!!
Tymczasem w jaskini, będącej siedzibą wojska, szeregowcy, strażnik, posłowie i szpieg, skończyli właśnie naradę, wesoło gawędząc i śmiejąc się. Gdy nagle...
< Eclipse? >
Od Eclipse CD Beryla
- Berylu puść mnie proszę - Powiedział spokojnie
Beryl puścił oczekując na odpowiedź. Mundus otrzepał się. Podniósł kilka piór, które wyrwał mu Beryl.
- Posłuchaj Berylu, Eclipse. Przejrzeliście dopiero teraz na oczy że jestem wam potrzebny jednak to za późno. - Pokręcił głową
Nagle usłyszeliśmy warkot.
- Ptaku wychodź stamtąd bo inaczej a cie wyciągnę - Powiedział wilk
Mundus spojrzał się na niego, a potem na nas.
- Przepraszam jednak teraz muszę was opuścić
Podbiegłam do Mundusa mówiąc
- Mundusie, bardzo cię przepraszam za wszystkie szkody i nie uwagi które wyrządziłam. Chcę tylko abyś mi wybaczył
- Eclipse moja droga - Uśmiechnął się lekko - Berylu mój drogi przyjacielu - Spojrzał się na Beryla - Już niedługo się spotkamy - Uśmiechnął się szyderczo.
Spojrzałam się na Beryla, a on na mnie. Czyżby Mundus chciał ich... zdradzić? I tymi słowami chciał nas do tego przygotować? Mundus odszedł z wilkiem. Szli dumnie chodź wolno. Ja i Beryl wybiegliśmy przed jaskinię. Zauważyłam, że Mundus gdzie nie gdzie rozglądał się. Miał uśmiech na twarzy. Widać było że bardzo przeżywa tę rozłąkę jednak nie możemy go o nic osądzać. To jego życie, a jak powiedział niedługo się spotkamy.
- Tak mi bardzo źle - Powiedział Beryl ze łzami w oczach
- Nie masz się o co martwić - Uśmiechnęłam się lekko.
Podeszłam do niego. Usiadłam a on zrobił to samo.
- Jak mogłem tego nie wiedzieć? Stracić takiego... przyjaciela
- Przyjaciel prawdziwy nigdy cię nie opuści
Beryl spojrzał się na mnie. Słońce lekko zachodziło za góry.
< Beryl? Moja wena się wyczerpała >
Beryl puścił oczekując na odpowiedź. Mundus otrzepał się. Podniósł kilka piór, które wyrwał mu Beryl.
- Posłuchaj Berylu, Eclipse. Przejrzeliście dopiero teraz na oczy że jestem wam potrzebny jednak to za późno. - Pokręcił głową
Nagle usłyszeliśmy warkot.
- Ptaku wychodź stamtąd bo inaczej a cie wyciągnę - Powiedział wilk
Mundus spojrzał się na niego, a potem na nas.
- Przepraszam jednak teraz muszę was opuścić
Podbiegłam do Mundusa mówiąc
- Mundusie, bardzo cię przepraszam za wszystkie szkody i nie uwagi które wyrządziłam. Chcę tylko abyś mi wybaczył
- Eclipse moja droga - Uśmiechnął się lekko - Berylu mój drogi przyjacielu - Spojrzał się na Beryla - Już niedługo się spotkamy - Uśmiechnął się szyderczo.
Spojrzałam się na Beryla, a on na mnie. Czyżby Mundus chciał ich... zdradzić? I tymi słowami chciał nas do tego przygotować? Mundus odszedł z wilkiem. Szli dumnie chodź wolno. Ja i Beryl wybiegliśmy przed jaskinię. Zauważyłam, że Mundus gdzie nie gdzie rozglądał się. Miał uśmiech na twarzy. Widać było że bardzo przeżywa tę rozłąkę jednak nie możemy go o nic osądzać. To jego życie, a jak powiedział niedługo się spotkamy.
- Tak mi bardzo źle - Powiedział Beryl ze łzami w oczach
- Nie masz się o co martwić - Uśmiechnęłam się lekko.
Podeszłam do niego. Usiadłam a on zrobił to samo.
- Jak mogłem tego nie wiedzieć? Stracić takiego... przyjaciela
- Przyjaciel prawdziwy nigdy cię nie opuści
Beryl spojrzał się na mnie. Słońce lekko zachodziło za góry.
< Beryl? Moja wena się wyczerpała >
Od Beryla CD Jenny
Westchnąłem.
- Może... - zaproponowałem nieśmiało - powinniśmy jednak sprawdzić, kto sprawił, że Kelssie tak ciężko zachorował?
- Dla mnie, sytuacja jest coraz bardziej pewna.
- Dlaczego?
- Mundus. Kelssie powiedział, że "Mundus wie wszystko".
- Jednak, gdy ty i Storczyk udaliście się sprawdzić, czy wspomniany powyżej "wie wszystko", on okrutnie was zlekceważył i niczego się nie dowiedzieliście.
- Dziwne by było, gdyby się przyznał - wzruszyła ramionami Jenny.
- Więc jak się inaczej tego dowiedzieć?
- WSC powinna mieć kogoś, komu można by było zaufać i kto wszystkiego mógłby się dowiedzieć! - Jenny zrobiła srogą minę.
- No i właśnie dotychczas Mundus był kimś takim! - jęknąłem żałośnie.
Zapadła chwila milczenia. W końcu skuliłem się i jeszcze bardziej nieśmiało niż na początku, cicho, ledwo dosłyszalnie zapytałem:
- A może by tak poprosić... - tu zawahałem się - twojego przyjaciela? Tak, żeby Mundus i najlepiej Andrei ani Murka nic o tym nie wiedzieli?
- Mroka?? - wadera była zdziwiona - przecież dopiero co odjechał!
- Tak! Lecz przecież my wtedy nawet nie wiedzieliśmy, że Kelssiemu coś się stało! - krzyknąłem zrezygnowany. Miałem nadzieję, że Jenny zgodzi się na mój pomysł. Zgodzi się i nie będzie mi tego wypominać - nawet bez tego czuję się winny, że musimy prosić o pomoc kogoś spoza WSC.
< Jenny? >
- Może... - zaproponowałem nieśmiało - powinniśmy jednak sprawdzić, kto sprawił, że Kelssie tak ciężko zachorował?
- Dla mnie, sytuacja jest coraz bardziej pewna.
- Dlaczego?
- Mundus. Kelssie powiedział, że "Mundus wie wszystko".
- Jednak, gdy ty i Storczyk udaliście się sprawdzić, czy wspomniany powyżej "wie wszystko", on okrutnie was zlekceważył i niczego się nie dowiedzieliście.
- Dziwne by było, gdyby się przyznał - wzruszyła ramionami Jenny.
- Więc jak się inaczej tego dowiedzieć?
- WSC powinna mieć kogoś, komu można by było zaufać i kto wszystkiego mógłby się dowiedzieć! - Jenny zrobiła srogą minę.
- No i właśnie dotychczas Mundus był kimś takim! - jęknąłem żałośnie.
Zapadła chwila milczenia. W końcu skuliłem się i jeszcze bardziej nieśmiało niż na początku, cicho, ledwo dosłyszalnie zapytałem:
- A może by tak poprosić... - tu zawahałem się - twojego przyjaciela? Tak, żeby Mundus i najlepiej Andrei ani Murka nic o tym nie wiedzieli?
- Mroka?? - wadera była zdziwiona - przecież dopiero co odjechał!
- Tak! Lecz przecież my wtedy nawet nie wiedzieliśmy, że Kelssiemu coś się stało! - krzyknąłem zrezygnowany. Miałem nadzieję, że Jenny zgodzi się na mój pomysł. Zgodzi się i nie będzie mi tego wypominać - nawet bez tego czuję się winny, że musimy prosić o pomoc kogoś spoza WSC.
< Jenny? >
Od Jenny CD Storczyka - "Zatrute pióra"
Tego ranka, postanowiłam iść do Storczyka. Zastanawiałam się, co u niego słychać. Gdy już miałam wychodzić, w progu mojej jaskini stanął Beryl; syn Gai i Hiacynta. Wyglądał, jakby przed chwilą płakał. Niepewnym krokiem wszedł do jaskini.
- Jenny... - Powiedział szeptem - z przykrością, chcę cię poinformować, że Tata, Mama, Rozalka, Teler, Storczyk i Alicja.... Nie żyją.. - Po tych słowach, z oczu wilka pociekły łzy. Szybko wyszedł, by je ukryć. A ja, stałam jak wryta. Serce podeszło mi do gardła, a łapy ugięły się, jakby były z waty. "Śmierć przyjaciół to ogromny cios... i jeszcze choroba Kelssiego... Dlaczego tak musi być!?" - Myślałam przygnębiona. Wtem, przypomniałam sobie o moim towarzyszu. "No właśnie! Kelssie! Potrzebuje mojej pomocy! Pędzę do Katii!"- Przemknęło mi przez myśl, i ocierając łzy pobiegłam do jaskini Katii. Był tam też Beryl.
- I jak się ma? - Zapytałam Katii.
- Jest Ok, ale musi tu jeszcze zostać. - Odparła Medyczka i pospiesznie wyszła.
Zostałam z Berylem.
( Beryl? )
- Jenny... - Powiedział szeptem - z przykrością, chcę cię poinformować, że Tata, Mama, Rozalka, Teler, Storczyk i Alicja.... Nie żyją.. - Po tych słowach, z oczu wilka pociekły łzy. Szybko wyszedł, by je ukryć. A ja, stałam jak wryta. Serce podeszło mi do gardła, a łapy ugięły się, jakby były z waty. "Śmierć przyjaciół to ogromny cios... i jeszcze choroba Kelssiego... Dlaczego tak musi być!?" - Myślałam przygnębiona. Wtem, przypomniałam sobie o moim towarzyszu. "No właśnie! Kelssie! Potrzebuje mojej pomocy! Pędzę do Katii!"- Przemknęło mi przez myśl, i ocierając łzy pobiegłam do jaskini Katii. Był tam też Beryl.
- I jak się ma? - Zapytałam Katii.
- Jest Ok, ale musi tu jeszcze zostać. - Odparła Medyczka i pospiesznie wyszła.
Zostałam z Berylem.
( Beryl? )
piątek, 28 listopada 2014
Od Beryla CD Eclipse
Mundus patrzył na mnie i na Eclipse. Wilk tymczasem, stał przy wyjściu z jaskini obserwując cichą i mroczną polanę na zewnątrz. W pewnym momencie, Mundus odwrócił się z powrotem do wilczura i powiedział cicho:
- Idź już.
- Ale... - basior był bardzo zdziwiony.
- Idź już, idź - machnął skrzydłem Mundus - zaraz przyjdę.
Wilk odetchnął z ulgą i wyszedł z jaskini. Mundus poczekał chwilę, po czym podszedł do mnie.
- Berylu - westchnął i kontynuował przyciszonym głosem - nigdy nie będę twoim wrogiem. Co by się nie stało. Na tamtego bluźniercę nie zwracaj uwagi - tu uśmiechnął się pobłażliwie, patrząc na wyjście z jaskini - to tylko młodzik, żądny władzy, z wypaczonym światopoglądem. Ja natomiast, w Watasze Wielkich Nadziei rozwinąłem skrzydła. Udało mi się dojść do CZEGOŚ w życiu. Moja inteligencja - jedyne co mi zostało - jest doceniana.
- A Murka? A Lerka? One cię potrzebują! - powtórzyłem pytanie zadane wcześniej przez Eclipse.
- One nie ucierpią.
- Wydaje mi się, że źle skończysz, Mundusie - pokręciłem głową wbijając wzrok w ziemię.
- Odwiedźcie mnie kiedyś! - uciął ptak, uśmiechając się i zarzucając na siebie płaszcz.
Wtedy poczułem się winny. Rzeczywiście, nikt nigdy nie pomyślał o tym, by jakoś wykorzystać inteligencję Mundusa. Nikt nigdy nawet nie zwrócił na nią uwagi. Było to tak naturalne... a przecież Mundus tyle razy pomógł nam w trudnej sytuacji. Nie pozwolę, by nas opuścił.
- Nigdzie nie idziesz! - krzyknąłem, łapiąc zębami skrzydło ptaka.
- Co ty robisz?! - stworzenie energicznie pociągnęło mnie za sobą. Utrzymałem się na nogach i powiedziałem przez zęby:
- Nie oddam im takiego intelektu! - to mówiąc, lekko uśmiechnąłem się. Ptak przyjrzał mi się uważnie. Westchnął, wyprostowując się.
< Eclipse? >
- Idź już.
- Ale... - basior był bardzo zdziwiony.
- Idź już, idź - machnął skrzydłem Mundus - zaraz przyjdę.
Wilk odetchnął z ulgą i wyszedł z jaskini. Mundus poczekał chwilę, po czym podszedł do mnie.
- Berylu - westchnął i kontynuował przyciszonym głosem - nigdy nie będę twoim wrogiem. Co by się nie stało. Na tamtego bluźniercę nie zwracaj uwagi - tu uśmiechnął się pobłażliwie, patrząc na wyjście z jaskini - to tylko młodzik, żądny władzy, z wypaczonym światopoglądem. Ja natomiast, w Watasze Wielkich Nadziei rozwinąłem skrzydła. Udało mi się dojść do CZEGOŚ w życiu. Moja inteligencja - jedyne co mi zostało - jest doceniana.
- A Murka? A Lerka? One cię potrzebują! - powtórzyłem pytanie zadane wcześniej przez Eclipse.
- One nie ucierpią.
- Wydaje mi się, że źle skończysz, Mundusie - pokręciłem głową wbijając wzrok w ziemię.
- Odwiedźcie mnie kiedyś! - uciął ptak, uśmiechając się i zarzucając na siebie płaszcz.
Wtedy poczułem się winny. Rzeczywiście, nikt nigdy nie pomyślał o tym, by jakoś wykorzystać inteligencję Mundusa. Nikt nigdy nawet nie zwrócił na nią uwagi. Było to tak naturalne... a przecież Mundus tyle razy pomógł nam w trudnej sytuacji. Nie pozwolę, by nas opuścił.
- Nigdzie nie idziesz! - krzyknąłem, łapiąc zębami skrzydło ptaka.
- Co ty robisz?! - stworzenie energicznie pociągnęło mnie za sobą. Utrzymałem się na nogach i powiedziałem przez zęby:
- Nie oddam im takiego intelektu! - to mówiąc, lekko uśmiechnąłem się. Ptak przyjrzał mi się uważnie. Westchnął, wyprostowując się.
< Eclipse? >
Od Eclipse CD Beryla
Mundus spojrzał się na swego towarzysza. Wilk przewrócił oczyma.
- Jest to członek Watahy Wielkich Nadziei, a raczej jest on przyszłym przywódcą.
Beryl spojrzał się na wilka srogo.
- Czyli przyprowadziłeś do mnie mojego przeciwnika? Co prawda młodego i nieznanego...
- Tak - Odrzekł wilk - Jednak nie mam w zamiarze aby teraz wybuchła wojna.
- Ja i całe moje stado też tego nie chcemy - Warknął Beryl - Tak więc po co tu przybyliście? - Beryl wciąż drążył temat.
- Jesteśmy tu po to aby młody "królewicz" mógł zobaczyć swoich przeciwników i jak na zbieg okoliczności poznał kilka twoich ruchów za sprawą Geranii i eliksiru prawdy - Oznajmił Mundus.
Beryl był zszokowany tą wiadomością jednak Mundus po krótkiej przerwie znów zaczął.
- Wybacz, nie chciałem z nim tutaj przychodzić, jednak musiałem.
- Ale kiedy nas zdradziłeś? - Dopytałam się
- Około kilka dni po śmierci starej aczkolwiek dobrej rodzinie alf.
- Masz na myśli...
- Tak. Po śmierci Hiacynta, Gajii, Teler'a, Storczyka, Alci i Rozalki. Po kilku dniach oddaliłem się od watahy i znalazłem tego młodego wilka. On nie skrzywdził mnie a zaprowadził na swoje tereny. Tak też zostałem prawomocnym członkiem tamtejszej watahy, a nie jak tu. Tutaj byłem tylko towarzyszem i w niczym nie uczestniczyłem. Oni zagwarantowali mi nawet przemiany w bezużyteczne stworzenie jakim jest wilk jednak nowe ciało to nowe ciało.
- Ależ Mundusie... nowe ciało?
- Tak. Ale posłuchaj Berylu, gdybyś mnie choć trochę bardziej doceniał, ty lub twój ojciec byłoby inaczej a teraz jesteśmy wrogami na śmierć i życie.
- Nie... ale...
- Drogi Berylu żadnego ale - Skrzywił się Mundus - Przecież to nie tylko twoja wina. A no właśnie co do win - Mundus podszedł do mnie - Eclipse - Popatrzał na mnie z góry - Z tobą też mogę się już policzyć. Nie ma tu Hiacynta który by mógł cię uratować a przecież to twój najlepszy przyjaciel - Uśmiechnął się szyderczo. Odwrócił się w stronę wyjścia ale zatrzymałam go jednym zdaniem
- A co będzie z Murką? Lub z Lerką?
Mundus stanął w bezruchu z uniesioną jedną z długich nóg. Zobaczyłam że zastanawia się co odpowiedzieć. Odetchnął ciężko jednak wilk wybił go z zamyślenia.
- No... ptaku dalej, chodź. Co się nimi przejmujesz to tylko zdrajcy
Zdrajcy? - Pomyślałam Jak on może tak mówić? Jednak słuchałam go dalej
- To tylko niedorajdy które zabraniają ci być sobą. Czy tego właśnie pragniesz? Żyć wciąż poniżany i bezradny? Tutaj gdy zostaniesz za swoją zdradę pójdziesz siedzieć a tam w nowej watasze będziesz wielbiony jak jeden z bogów.
Mundus był pod wielką presją. Spojrzał się na mnie i na Beryla z ukosa. Wyglądał na bezradnego który potrzebuje pomocy ale jakiej? Może pomocy od przyjaciół od których się odwrócił? A może na podjęcie ważnej decyzji która zaważy nad jego losem? Rzecz jest pewna. Gdy wybierze ich zabijemy go o zdradę i o pomoc w knuciu planu jednak gdy tu zostanie... wilk ma rację. Mundus zostanie posądzony i pójdzie do więzienia lub dostanie jeszcze inny groźniejszą karę. Jednak co mamy zrobić? To jego wybór. Spojrzałam się ukradkiem na Beryla, a Beryl na mnie. Beryl pokręcił głową. Wyglądał na zakłopotanego i nie wiedzącego co ma poczynić. Zmartwiłam się tym wszystkim.
< Beryl?? >
- Jest to członek Watahy Wielkich Nadziei, a raczej jest on przyszłym przywódcą.
Beryl spojrzał się na wilka srogo.
- Czyli przyprowadziłeś do mnie mojego przeciwnika? Co prawda młodego i nieznanego...
- Tak - Odrzekł wilk - Jednak nie mam w zamiarze aby teraz wybuchła wojna.
- Ja i całe moje stado też tego nie chcemy - Warknął Beryl - Tak więc po co tu przybyliście? - Beryl wciąż drążył temat.
- Jesteśmy tu po to aby młody "królewicz" mógł zobaczyć swoich przeciwników i jak na zbieg okoliczności poznał kilka twoich ruchów za sprawą Geranii i eliksiru prawdy - Oznajmił Mundus.
Beryl był zszokowany tą wiadomością jednak Mundus po krótkiej przerwie znów zaczął.
- Wybacz, nie chciałem z nim tutaj przychodzić, jednak musiałem.
- Ale kiedy nas zdradziłeś? - Dopytałam się
- Około kilka dni po śmierci starej aczkolwiek dobrej rodzinie alf.
- Masz na myśli...
- Tak. Po śmierci Hiacynta, Gajii, Teler'a, Storczyka, Alci i Rozalki. Po kilku dniach oddaliłem się od watahy i znalazłem tego młodego wilka. On nie skrzywdził mnie a zaprowadził na swoje tereny. Tak też zostałem prawomocnym członkiem tamtejszej watahy, a nie jak tu. Tutaj byłem tylko towarzyszem i w niczym nie uczestniczyłem. Oni zagwarantowali mi nawet przemiany w bezużyteczne stworzenie jakim jest wilk jednak nowe ciało to nowe ciało.
- Ależ Mundusie... nowe ciało?
- Tak. Ale posłuchaj Berylu, gdybyś mnie choć trochę bardziej doceniał, ty lub twój ojciec byłoby inaczej a teraz jesteśmy wrogami na śmierć i życie.
- Nie... ale...
- Drogi Berylu żadnego ale - Skrzywił się Mundus - Przecież to nie tylko twoja wina. A no właśnie co do win - Mundus podszedł do mnie - Eclipse - Popatrzał na mnie z góry - Z tobą też mogę się już policzyć. Nie ma tu Hiacynta który by mógł cię uratować a przecież to twój najlepszy przyjaciel - Uśmiechnął się szyderczo. Odwrócił się w stronę wyjścia ale zatrzymałam go jednym zdaniem
- A co będzie z Murką? Lub z Lerką?
Mundus stanął w bezruchu z uniesioną jedną z długich nóg. Zobaczyłam że zastanawia się co odpowiedzieć. Odetchnął ciężko jednak wilk wybił go z zamyślenia.
- No... ptaku dalej, chodź. Co się nimi przejmujesz to tylko zdrajcy
Zdrajcy? - Pomyślałam Jak on może tak mówić? Jednak słuchałam go dalej
- To tylko niedorajdy które zabraniają ci być sobą. Czy tego właśnie pragniesz? Żyć wciąż poniżany i bezradny? Tutaj gdy zostaniesz za swoją zdradę pójdziesz siedzieć a tam w nowej watasze będziesz wielbiony jak jeden z bogów.
Mundus był pod wielką presją. Spojrzał się na mnie i na Beryla z ukosa. Wyglądał na bezradnego który potrzebuje pomocy ale jakiej? Może pomocy od przyjaciół od których się odwrócił? A może na podjęcie ważnej decyzji która zaważy nad jego losem? Rzecz jest pewna. Gdy wybierze ich zabijemy go o zdradę i o pomoc w knuciu planu jednak gdy tu zostanie... wilk ma rację. Mundus zostanie posądzony i pójdzie do więzienia lub dostanie jeszcze inny groźniejszą karę. Jednak co mamy zrobić? To jego wybór. Spojrzałam się ukradkiem na Beryla, a Beryl na mnie. Beryl pokręcił głową. Wyglądał na zakłopotanego i nie wiedzącego co ma poczynić. Zmartwiłam się tym wszystkim.
< Beryl?? >
czwartek, 27 listopada 2014
Od Beryla CD Eclipse
Z Eclipse stało się coś strasznego. Cisnęła nieszczęsnym Mundusem o drzewo i uciekła.
Czym prędzej, nie zważając ni nikogo i na nic, pobiegłem za nią. Długo przemierzałem las w poszukiwaniu wadery. W końcu, zatrzymałem się nad jeziorem. Eclipse siedziała nad nim ze spuszczoną głową wpatrzona w taflę wody. Podbiegłem do niej.
- Eclipse... nic ci nie jest? - zapytałem.
- Nie... już chyba nie.
- Mam nadzieję. Czemu to... to przed chwilą zrobiłaś?
- Nie wiem... musiałam. Nikogo tu nie ma?
- Nie. Mundek i tamten wilk właśnie starają pozbierać się z drzew a Gerania gdzieś przepadła. Znowu. Jesteś w stanie wrócić tam?
- Tak. Za chwilę.
Po powrocie, polanę pod jaskinią zastaliśmy pustą. W jaskini było cicho, więc myśleliśmy, że nikogo w niej nie ma. Moje rodzeństwo poszło pewnie na bardzo ważne zebranie wojskowe. Ja miałem jednak ważniejsze sprawy. Weszliśmy do jaskini. Aż nagle, wzdrygnęliśmy się ze strachu.
- Gdzieście wybyli? - usłyszeliśmy głos Mundusa. Siedział on pod ścianą jaskini razem z towarzyszącym wilkiem, przykryty swoim płaszczem.
- Co ty tu jeszcze robisz? - warknąłem.
- Normalnie, powiedziałbym, że ja i mój towarzysz przychodzimy w interesach, lecz te... eer... - Mundus przeciągnął się - a wiesz.. właściwie, to nic nie chcę ci już powiedzieć.
- Och, Mundusie - ze złością wskazałem łapą na ptaka - zwykle, poprosiłbym cię, żebyś był bardziej kulturalny, jednak będąc pod wpły... - ziewnąłem - jednak chyba chciałem ci powiedzieć właśnie to.
- Eliksir przestał działać! - uradowany Mundus zerwał się na równe nogi.
Nagle odeszła mi chęć do walki z nim. Zdałem sobie sprawę z nieuchronnej przegranej.
- Mówiłeś coś wcześniej o NIKL`u - westchnąłem - o co ci chodziło?
- Ach, przyjacielu - uśmiechnął się Mundus przymykając oczy - przestańmy chociaż na chwilę rozprawiać o polityce! Taki piękny wieczór!
- Powiedz chociaż, kim jest ten wilk - jęknąłem, wskazując na towarzysza Mundusa.
< Eclipse? >
Od Eclipse CD Beryla
- I ty myślisz że tego nie wiedziałem? - Mundus szyderczo się uśmiechnął
- A więc moje podejrzenia się potwierdziły... mamy zdrajcę w watasze a raczej na naszych terenach.
- I co ty niby mi zrobisz? Ja mam poparcie innej bardziej licznej watahy a ty... znam tutaj wszystkich i mogę wykorzystać to przeciwko tobie
- Odejdź. - Warknął
- Bo co? - Mundus zdenerwował się
Spojrzałam się na nich i zobaczyłam że ustawiają się do walki. Lekko zmartwiłam się jednak nic nie mogłam zrobić. To sprawa pomiędzy nimi. Patrzyłam więc na nich bezradnie myśląc nad tym wszystkim co się wydarzyło.
- A więc walka? - Warknął Beryl
- A co? piesek się boi?
- Jak mnie nazwałeś?
- Psem i powiem jeszcze coś. Jesteś beznadziejnym przywódcą - Wrzasnął Mundus
- Grr pożałujesz - Beryl rzucił się w stronę Mundusa.
Mundus uniknął ataku przesuwając się dwa metry w bok. Po tym jak Beryl chybił Mundus użył jakieś dziwnej mocy. Cała walka przeniosła się przed jaskinię. Mundus miał przewagę. No tak przecież on jest ptakiem.
- Ty papugo na szczudłach upierzony niedorajdo z długimi tyczkami na nic nie zasługujesz - Krzyknął Beryl
- Oj pożałujesz - Mundus wzbił się w powietrze i leciał w kierunku Beryla. Beryl zrobił unik i wskoczył na grzbiet Mundusa
- Zdrajco teraz już się nie wydostaniesz - Zaśmiał się Beryl
- Tak myślisz - Mundus zrzucił go z siebie
Chciałam czymś zaradzić ale coś a raczej ktoś zawołało mnie. Ten ktoś był za jaskinią Beryla. Poszłam tam. Rozglądałam się niespokojnie nagle zauważyłam coś. Była to dziwna postać. Była ona ośnieżona i przezroczysta. Miało białe futro i dziwne coś na głowie. Obok stała Gerania. Przeraziłam się. Gerania wraz z drugim wilkiem podeszła do mnie. Nagle usłyszałam pisk Beryla. Odwróciłam głowę i zaczęłam biec. Zobaczyłam że Beryl leży na ziemi przyciśnięty Mundusem który wbijał swoje szpony w pysk i klatkę piersiową Beryla. Beryl chciał się uwolnić jednak bez skutku. W ten wilk towarzyszący Mundusowi podbiegł do niego wbijając swoje szpony w plecy Beryla. Zmartwiłam się. Poczułam coś bardzo dziwnego. Ruszyłam w ich stronę. Mundus i obcy wilk nie spodziewali się tego. Przygwoździłam ich obu na raz. Wystawiłam kły na wiesz.
- Ej Eclipse co ty? - Mundus łagodnie jakby eliksir przestał działać powiedział - No weź chyba mnie nie skrzywdzisz?
Zaczęłam odpuszczać. Mundus i wilk powoli wstawali. Chwilę zastanowiłam się i spojrzałam za siebie tam gdzie stała Gerania z innym wilkiem. Gerania kiwnęła głową i w tedy toś mi się stało. Jakaś dziwna energia przeszła przez moje ciało. Oczy zaczęły mi świecić. Poczułam jakby jakieś inne stworzenie w sobie. Tak jakby moja dusza ożyła. Spojrzałam się na Mundusa i wilka. Wilka rzuciłam na jedno z drzew z ogromną siłą. Mundus się przeraził. Popatrzał na mnie spojrzeniem jakby mówił żeby go oszczędzić. Pokręciłam głową i zrobiłam tak samo z nim. On walnął o drzewo. Ujrzałam że Beryl się na mnie dziwnie patrzy tak jak wszyscy. Łza spłynęła mi po policzku. Zaczęłam biec przed siebie. Chciałam stąd uciec jak najdalej.
< Beryl?? >
- A więc moje podejrzenia się potwierdziły... mamy zdrajcę w watasze a raczej na naszych terenach.
- I co ty niby mi zrobisz? Ja mam poparcie innej bardziej licznej watahy a ty... znam tutaj wszystkich i mogę wykorzystać to przeciwko tobie
- Odejdź. - Warknął
- Bo co? - Mundus zdenerwował się
Spojrzałam się na nich i zobaczyłam że ustawiają się do walki. Lekko zmartwiłam się jednak nic nie mogłam zrobić. To sprawa pomiędzy nimi. Patrzyłam więc na nich bezradnie myśląc nad tym wszystkim co się wydarzyło.
- A więc walka? - Warknął Beryl
- A co? piesek się boi?
- Jak mnie nazwałeś?
- Psem i powiem jeszcze coś. Jesteś beznadziejnym przywódcą - Wrzasnął Mundus
- Grr pożałujesz - Beryl rzucił się w stronę Mundusa.
Mundus uniknął ataku przesuwając się dwa metry w bok. Po tym jak Beryl chybił Mundus użył jakieś dziwnej mocy. Cała walka przeniosła się przed jaskinię. Mundus miał przewagę. No tak przecież on jest ptakiem.
- Ty papugo na szczudłach upierzony niedorajdo z długimi tyczkami na nic nie zasługujesz - Krzyknął Beryl
- Oj pożałujesz - Mundus wzbił się w powietrze i leciał w kierunku Beryla. Beryl zrobił unik i wskoczył na grzbiet Mundusa
- Zdrajco teraz już się nie wydostaniesz - Zaśmiał się Beryl
- Tak myślisz - Mundus zrzucił go z siebie
Chciałam czymś zaradzić ale coś a raczej ktoś zawołało mnie. Ten ktoś był za jaskinią Beryla. Poszłam tam. Rozglądałam się niespokojnie nagle zauważyłam coś. Była to dziwna postać. Była ona ośnieżona i przezroczysta. Miało białe futro i dziwne coś na głowie. Obok stała Gerania. Przeraziłam się. Gerania wraz z drugim wilkiem podeszła do mnie. Nagle usłyszałam pisk Beryla. Odwróciłam głowę i zaczęłam biec. Zobaczyłam że Beryl leży na ziemi przyciśnięty Mundusem który wbijał swoje szpony w pysk i klatkę piersiową Beryla. Beryl chciał się uwolnić jednak bez skutku. W ten wilk towarzyszący Mundusowi podbiegł do niego wbijając swoje szpony w plecy Beryla. Zmartwiłam się. Poczułam coś bardzo dziwnego. Ruszyłam w ich stronę. Mundus i obcy wilk nie spodziewali się tego. Przygwoździłam ich obu na raz. Wystawiłam kły na wiesz.
- Ej Eclipse co ty? - Mundus łagodnie jakby eliksir przestał działać powiedział - No weź chyba mnie nie skrzywdzisz?
Zaczęłam odpuszczać. Mundus i wilk powoli wstawali. Chwilę zastanowiłam się i spojrzałam za siebie tam gdzie stała Gerania z innym wilkiem. Gerania kiwnęła głową i w tedy toś mi się stało. Jakaś dziwna energia przeszła przez moje ciało. Oczy zaczęły mi świecić. Poczułam jakby jakieś inne stworzenie w sobie. Tak jakby moja dusza ożyła. Spojrzałam się na Mundusa i wilka. Wilka rzuciłam na jedno z drzew z ogromną siłą. Mundus się przeraził. Popatrzał na mnie spojrzeniem jakby mówił żeby go oszczędzić. Pokręciłam głową i zrobiłam tak samo z nim. On walnął o drzewo. Ujrzałam że Beryl się na mnie dziwnie patrzy tak jak wszyscy. Łza spłynęła mi po policzku. Zaczęłam biec przed siebie. Chciałam stąd uciec jak najdalej.
< Beryl?? >
Od Beryla CD Eclipse
Mundus parzył z ukosa na Geranię, jednak nie odważył się nic więcej powiedzieć.
Tymczasem, wadera powiedziała, jaki był powód jej przybycia.
- Moi drodzy. Jak już powiedziałam, chodzi tu głównie o was - ciebie Eclipse, Beryla oraz waszego przyjaciela Mundusa. Nie wiem czy domyśliliście się już, lecz Mundus dawno już odzyskał pamięć.
- Dawno? - byłem zszokowany.
- Och... ażeby to dawno... - wtrącił Mundus - dzień po jej utracie!
- W rzeczy samej. Mniejsza z tym. Ale... może wasz błękitny przyjaciel opowie wam najpierw cel swojej wizyty?
Mundek chrząknął. Przez chwilę zastanowił się, popatrzył na swojego towarzysza - wilka, po czym odrzekł krótko:
- Nie mam o czym opowiadać. To, co mogę wam powiedzieć jest informacją krótką, nie wartą nawet jednego słowa.
- Och, nie tak prędko - rzuciła Gerania - jeśli nie chcesz powiedzieć, podejdź tu na chwilę.
Mundus zrobił kilka kroków w stronę wadery.
- Wypij - Gerania nie wiadomo skąd wyjęła małą buteleczkę i podsunęła ptakowi.
- Co? - ten, omal nie przewrócił się zwinnie odskakując w tył - nie...!
- Nie martw się. Żeby było sprawiedliwie, Eclipse i Beryl zrobią to samo - ziewnęła Gerania.
- Nigdy w życiu - z urazą odwróciłem głowę.
- A więc wymagacie od przyjaciela by zrobił coś, czego wy nie chcecie? - zapytała Gerania.
- W porządku, Berylu - Eclipse podeszła do Geranii i łyknęła część zawartości butelki. Chcąc, nie chcąc, zrobiłem to samo. Po mnie z kolei, Mundek nieufnie sięgnął po butelkę.
- I co? - zapytałem.
- Ja... Mundus zachwiał się - może nie powinienem był tego mówić... ale już od jakiegoś czasu współpracuję z Watahą Wielkich Nadziei.
- Co?! - krzyknęliśmy prawie równocześnie z Eclipse.
- Muszę ci coś powiedzieć! - warknąłem - od bardzo dawna marzyłem o tym, byś wyprowadził się z naszych terenów.
- Coś ty nam dała? - syknął Mundus spoglądając na Geranię. Jednak ona tylko... zaśmiała się i zniknęła.
- "Eliksir prawdy"! - usłyszeliśmy jeszcze.
- Od dawna współpracujesz z wrogami? - zapytała Ecilpse Mundusa.
- Normalnie, powiedziałbym, że od kilku dni i że wcale nie są naszymi wrogami, ale... będąc pod wpływem eliksiru prawdy, nie będę jej ukrywał. Współpracuję z nimi od bardzo dawna i oni SĄ naszymi wrogami.
- Jak możesz... - wadera spuściła wzrok.
- Zazwyczaj, powiedziałbym, że robię to pod przymusem i że jestem szpiegiem w tamtej watasze, lecz dziś powiem tylko: bardzo nie lubię cię, Berylu, w związku z czym zamierzam odsunąć cię od władzy.
- Ja natomiast... - dodałem z żalem - zazwyczaj powiedziałbym, że winy trzeba przebaczać i prosiłbym cię, Mundusie o opamiętanie, lecz pod wpływem eliksiru prawdy, powiem prawdę: nienawidzę cię...
< Ecilpse? >
Od Eclipse CD Beryla
Byłam kompletnie zamurowana tak jak i Beryl. Powtórnie popatrzeliśmy się na siebie a później na Geranię a zaraz obok niej Mundusa. O co tutaj chodzi? - Te pytanie wciąż krążyło mi w głowie. Próbowałam odpowiedzieć na nie jednak nie mogłam.
- Geranio - Powiedział Beryl - A co cię tu sprowadza?
- Drogi Berylu jak wiesz jestem od trudnych spraw dlatego iż tu jestem - Powiedziała z uśmiechem.
- A co dokładnie masz na myśli? - Podpytałam się
- Mam na myśli was. A w szczególności ciebie, Beryla i Mundusa. - Spojrzała się na Mundusa - No Mundus co się dzieje z tobą? Już ostatnio była sprawa z tobą.
- A ty Geranio co w takim wyśmienitym humorze? - Powiedział oschle Mundus
- No tak jakoś
- Pff. Gadaj wreście co cię tu sprowadza - Mundus chciał ukryć swój strach jednak toś mu nie wychodziło.
- Oj Mundusie - Zaczęła machać głową - Co z tobą będzie?
- To co będzie to będzie - Powiedział ozięble.
- No cóż. Mundus jeżeli nie chcesz tutaj być to proszę droga wolna jednak ja wiem że stąd nie wyjdziesz.
- Uch - Mundus wraz z towarzyszem usiadli gdzieś w kącie wsłuchując się w naszą rozmowę.
- To Geranio dlaczego tu przybyłaś? - Zapytałam bardziej uspokojona
< Beryl? >
- Geranio - Powiedział Beryl - A co cię tu sprowadza?
- Drogi Berylu jak wiesz jestem od trudnych spraw dlatego iż tu jestem - Powiedziała z uśmiechem.
- A co dokładnie masz na myśli? - Podpytałam się
- Mam na myśli was. A w szczególności ciebie, Beryla i Mundusa. - Spojrzała się na Mundusa - No Mundus co się dzieje z tobą? Już ostatnio była sprawa z tobą.
- A ty Geranio co w takim wyśmienitym humorze? - Powiedział oschle Mundus
- No tak jakoś
- Pff. Gadaj wreście co cię tu sprowadza - Mundus chciał ukryć swój strach jednak toś mu nie wychodziło.
- Oj Mundusie - Zaczęła machać głową - Co z tobą będzie?
- To co będzie to będzie - Powiedział ozięble.
- No cóż. Mundus jeżeli nie chcesz tutaj być to proszę droga wolna jednak ja wiem że stąd nie wyjdziesz.
- Uch - Mundus wraz z towarzyszem usiadli gdzieś w kącie wsłuchując się w naszą rozmowę.
- To Geranio dlaczego tu przybyłaś? - Zapytałam bardziej uspokojona
< Beryl? >
środa, 26 listopada 2014
Od Lerki CD Vincenta
Basior stanął obok mnie. Mundek tymczasem popatrzył na niego z taką nienawiścią, jakiej dawno nie widziałam - nawet w jego oczach.
- Lerko... - ptak popatrzyła na mnie i na basiora - odsuń się natychmiast od tego... - Zamachał skrzydłami i zbliżył się do nas o kilka kroków.
- Od kogo? - zapytał basior kładąc uszy po sobie - od kogo?
- Od cynika, hipokryty, od kazuisty, od intryganta, obłudnika... mówić dalej?
- Nie! - przerwałam szybko, po czym zwróciłam się do basiora - będzie najlepiej, jeżeli wócimy już z Mundusem do domu. Tu może być niebezpiecznie - to mówiąc, odwróciłam głowę w stronę lasu i zastrzygłam uszami zaniepokojona. Między drzewami coś się ruszało.
- Co to jest? - wyszeptałam z trwogą.
- Nie wiem... - odpowiedział basior.
Z krzaków wyskoczył wielki dzik. Rzucił się prosto na nas...
Mundus i niedawno poznany wilk zaczęli walczyć z rozsierdzonym zwierzęciem.
Po krótkiej chwili, dzik leżał na ziemi pokonany.
< Vincencie? >
- Lerko... - ptak popatrzyła na mnie i na basiora - odsuń się natychmiast od tego... - Zamachał skrzydłami i zbliżył się do nas o kilka kroków.
- Od kogo? - zapytał basior kładąc uszy po sobie - od kogo?
- Od cynika, hipokryty, od kazuisty, od intryganta, obłudnika... mówić dalej?
- Nie! - przerwałam szybko, po czym zwróciłam się do basiora - będzie najlepiej, jeżeli wócimy już z Mundusem do domu. Tu może być niebezpiecznie - to mówiąc, odwróciłam głowę w stronę lasu i zastrzygłam uszami zaniepokojona. Między drzewami coś się ruszało.
- Co to jest? - wyszeptałam z trwogą.
- Nie wiem... - odpowiedział basior.
Z krzaków wyskoczył wielki dzik. Rzucił się prosto na nas...
Mundus i niedawno poznany wilk zaczęli walczyć z rozsierdzonym zwierzęciem.
Po krótkiej chwili, dzik leżał na ziemi pokonany.
< Vincencie? >
Od Beryla CD Eclipse
Wstaliśmy. Powoli, ociągając się, wróciliśmy do domu. Nie mogłem uwierzyć w to, co się stało.
- A to bydlę... - kręciłem głową, siedząc tego wieczoru w swej jaskini wśród rodzeństwa.
- Myślisz, że tam oprócz tego Mundusa jest jeszcze ktoś z WSC? - zapytała Rea. Pokiwałem głową.
- Na pewno - przytaknąłem - oprócz obcych i Mundusa był tam jeszcze ktoś... żebym tylko wiedział, kto! Słyszałem jeszcze kogoś, przysięgam. Nie pamiętam tylko jego głosu. Nie wiem, dlaczego.
- Wiesz chociaż, czy to była wadera, czy basior? - zapytała Maja.
- Nie.. chyba wadera.
Wieczorem do naszej jaskini weszła Eclipse. Właśnie zaczął padać deszcz i nie zapowiadało się na gwiaździstą noc, toteż nie proponowałem Eclipse spaceru. Wadera weszła do środka.
- Witajcie! - przywitała się z nami, po czym szybko podeszła do mnie.
- Berylu! Widziałam Mundusa. Zaraz pewnie tu będzie! On... on jest...
Nie dokończyła. Do jaskini wkroczył właśnie Mundus, w towarzystwie nieznanego mi wilka. Mundus... rzeczywiście. W tamtej chwili, zrozumiałem co chciała powiedzieć Eclipse. Mundus jest posłem. Posłem obcej watahy.
Obcy wilk miał na szyi coś na rodzaj medalu, na którym wygrawerowane były litery WWN. Nie wiem, skąd wziął ten piękny kawałek złota, lecz nosił go dumnie nie racząc nawet spojrzeć na nas - prostych i nic nie znaczących szaraczków.
Mundus natomiast, miał na sobie zielony płaszcz, na którym widniały te same litery.
Gdy wszedł do jaskini, natychmiast zdjął go z siebie, z szacunkiem położył na jakimś kamieniu i uśmiechnął się.
- Witajcie! - przywitał się Mundus podnosząc jedno skrzydło do góry.
Słuchałem z goryczą słów Mundusa. Ot i wróg! Na własnej krwi wyhodowany! I już, gdy miałem rzucić się na tego zdrajcę, padły słowa:
- Jeśli tobie, Berylu lub któremuś z twoich braci przyszłoby do głowy atakowanie nas, ostrzegam z góry, że NIKL dowie się o tym. Jesteśmy, jak pewnie zdążyłeś się domyślić, posłami - Mundus zrobił chwilę przerwy, po czym kontynuował:
- Właśnie z jego ramienia tu przybywamy.
To zupełnie zbiło mnie z tropu. Popatrzyłem na Eclipse, ona popatrzyła na mnie. Co to miało znaczyć? Czyżby Mundus wcale nas nie zdradził? Nie... to niemożliwe. Przecież ma na płaszczu ewidentnie pierwsze litery nazwy obcej watahy!
Nagle, obok jaskini pojawiła się GERANIA.
- Nie odmówicie mi chyba gościny - zapytała z uśmiechem. Mundus odsunął się niespokojnie. Pamiętał poprzednie, nieprzyjemne wydarzenie związane z Geranią?
Tymczasem, wadera weszła do jaskini. Siedzieliśmy przez chwilę cicho.
< Eclipse? >
- A to bydlę... - kręciłem głową, siedząc tego wieczoru w swej jaskini wśród rodzeństwa.
- Myślisz, że tam oprócz tego Mundusa jest jeszcze ktoś z WSC? - zapytała Rea. Pokiwałem głową.
- Na pewno - przytaknąłem - oprócz obcych i Mundusa był tam jeszcze ktoś... żebym tylko wiedział, kto! Słyszałem jeszcze kogoś, przysięgam. Nie pamiętam tylko jego głosu. Nie wiem, dlaczego.
- Wiesz chociaż, czy to była wadera, czy basior? - zapytała Maja.
- Nie.. chyba wadera.
Wieczorem do naszej jaskini weszła Eclipse. Właśnie zaczął padać deszcz i nie zapowiadało się na gwiaździstą noc, toteż nie proponowałem Eclipse spaceru. Wadera weszła do środka.
- Witajcie! - przywitała się z nami, po czym szybko podeszła do mnie.
- Berylu! Widziałam Mundusa. Zaraz pewnie tu będzie! On... on jest...
Nie dokończyła. Do jaskini wkroczył właśnie Mundus, w towarzystwie nieznanego mi wilka. Mundus... rzeczywiście. W tamtej chwili, zrozumiałem co chciała powiedzieć Eclipse. Mundus jest posłem. Posłem obcej watahy.
Obcy wilk miał na szyi coś na rodzaj medalu, na którym wygrawerowane były litery WWN. Nie wiem, skąd wziął ten piękny kawałek złota, lecz nosił go dumnie nie racząc nawet spojrzeć na nas - prostych i nic nie znaczących szaraczków.
Mundus natomiast, miał na sobie zielony płaszcz, na którym widniały te same litery.
Gdy wszedł do jaskini, natychmiast zdjął go z siebie, z szacunkiem położył na jakimś kamieniu i uśmiechnął się.
- Witajcie! - przywitał się Mundus podnosząc jedno skrzydło do góry.
Słuchałem z goryczą słów Mundusa. Ot i wróg! Na własnej krwi wyhodowany! I już, gdy miałem rzucić się na tego zdrajcę, padły słowa:
- Jeśli tobie, Berylu lub któremuś z twoich braci przyszłoby do głowy atakowanie nas, ostrzegam z góry, że NIKL dowie się o tym. Jesteśmy, jak pewnie zdążyłeś się domyślić, posłami - Mundus zrobił chwilę przerwy, po czym kontynuował:
- Właśnie z jego ramienia tu przybywamy.
To zupełnie zbiło mnie z tropu. Popatrzyłem na Eclipse, ona popatrzyła na mnie. Co to miało znaczyć? Czyżby Mundus wcale nas nie zdradził? Nie... to niemożliwe. Przecież ma na płaszczu ewidentnie pierwsze litery nazwy obcej watahy!
Nagle, obok jaskini pojawiła się GERANIA.
- Nie odmówicie mi chyba gościny - zapytała z uśmiechem. Mundus odsunął się niespokojnie. Pamiętał poprzednie, nieprzyjemne wydarzenie związane z Geranią?
Tymczasem, wadera weszła do jaskini. Siedzieliśmy przez chwilę cicho.
< Eclipse? >
Od Vincenta CD Lerki
- Posłuchaj pierzu na szczudłach nie chcę z tobą walczyć - Stanąłem dumnie.
Otrzepałem się z ziemi. Zacząłem iść poszukując nowego miejsca do spania
- Ej ty. Nie wolno tak odwracać się tyłem do przeciwnika
- Tak? A niby czemu?
- Bo to
Ptak chciał wskoczyć na mnie jednak ja zrobiłem unik a ten przedziurawił drzewo swoim dziobem. Nie mógł się wydostać.
- Naiwny ptak - Pokręciłem głową - I po co to było?
- Jak cię dorwę... - Powiedział ledwie go słysząc
- JAK no właśnie? Jak się z tond wydostaniesz. Wiesz ptaku - Oparłem się o drzewo - Możesz tu tkwić aż do momentu kiedy drzewo zacznie kwitnąć lub kiedy spadnie deszcz. - Zacząłem odchodzić - Lub za moją pomocą - Uśmiechnąłem się
W tedy ktoś mnie zaczepił
- Em przepraszam. Czy możesz uratować mojego towarzysza?
- NIE - Warknąłem na waderę która stała obok mnie. Jednak od razu zmieniłem swoją postawę ze złego buntownika na basiora z poczuciem winy i nie mający o niczym świadomości
- Przepraszam - Wadera była młoda i... ładna
- Nic nie szkodzi. To co uwolnisz mojego przyjaciela?
- To twój przyjaciel?
- Tak
- Ale jak go uwolnię to on będzie rozwścieczony i będzie chciał mi coś zrobić
- Na pewno nie - Zaśmiała się
- Ok - powiedziałem z szerokim uśmiechem
Wzbiłem się lekko ponad ziemię i używając moich skrzydeł wytworzyłem bardzo silne smugi powietrza które przecięły drzewo i kilka piór z głowy ptaka
- Ups - Powiedziałem śmiejąc się
- Ptak oburzony zaczął machać skrzydłami aby mi dorównać jednak zbytnio nie mógł ze względu ubytku piór. Podleciałem do wadery stając na równe nogi. Ptak widząc że jestem tak blisko pięknej damy rozwścieczył się i ruszył w naszą stronę.
< Lerka? >
Otrzepałem się z ziemi. Zacząłem iść poszukując nowego miejsca do spania
- Ej ty. Nie wolno tak odwracać się tyłem do przeciwnika
- Tak? A niby czemu?
- Bo to
Ptak chciał wskoczyć na mnie jednak ja zrobiłem unik a ten przedziurawił drzewo swoim dziobem. Nie mógł się wydostać.
- Naiwny ptak - Pokręciłem głową - I po co to było?
- Jak cię dorwę... - Powiedział ledwie go słysząc
- JAK no właśnie? Jak się z tond wydostaniesz. Wiesz ptaku - Oparłem się o drzewo - Możesz tu tkwić aż do momentu kiedy drzewo zacznie kwitnąć lub kiedy spadnie deszcz. - Zacząłem odchodzić - Lub za moją pomocą - Uśmiechnąłem się
W tedy ktoś mnie zaczepił
- Em przepraszam. Czy możesz uratować mojego towarzysza?
- NIE - Warknąłem na waderę która stała obok mnie. Jednak od razu zmieniłem swoją postawę ze złego buntownika na basiora z poczuciem winy i nie mający o niczym świadomości
- Przepraszam - Wadera była młoda i... ładna
- Nic nie szkodzi. To co uwolnisz mojego przyjaciela?
- To twój przyjaciel?
- Tak
- Ale jak go uwolnię to on będzie rozwścieczony i będzie chciał mi coś zrobić
- Na pewno nie - Zaśmiała się
- Ok - powiedziałem z szerokim uśmiechem
Wzbiłem się lekko ponad ziemię i używając moich skrzydeł wytworzyłem bardzo silne smugi powietrza które przecięły drzewo i kilka piór z głowy ptaka
- Ups - Powiedziałem śmiejąc się
- Ptak oburzony zaczął machać skrzydłami aby mi dorównać jednak zbytnio nie mógł ze względu ubytku piór. Podleciałem do wadery stając na równe nogi. Ptak widząc że jestem tak blisko pięknej damy rozwścieczył się i ruszył w naszą stronę.
< Lerka? >
Od Eclipse CD Beryla
Byłam bardzo poddenerwowana. Ta cała sytuacja dobiła mnie i Beryla. Nie wiedzieliśmy o co tak konkretnie chodzi. Stanęliśmy w lesie. Usiadłam a zaraz po tym Beryl. Siedzieliśmy tak w ciszy przez kilka dobrych minut.
- J-ja... - Powiedziałam przerażona - C-co to b-było?
Beryl spojrzał się na mnie. Spojrzał mi w oczy nic nie mówiąc. Otworzył pysk jakby chciał coś powiedzieć jednak tego nie zrobił. Wlepił swój wzrok ponownie w ziemię mając otwarty pysk. Bałam się strasznie. Mała cicha łza spłynęła mi po policzku. Zacisnęłam zęby tym samym przegryzając wargę. Po cichu zaczęłam szlochać. Było mi żal Beryla. On tyle już przeszedł a jeszcze to. Zdrada. Dobrze że jeszcze niektórzy mają jeszcze trzeźwy umysł i nie zdradzili Beryla. Mój szloch stał się łkaniem. Łzy powoli spływały mi po policzkach kończąc swoje życie w ziemi. Beryl podszedł do mnie po cichu tak żebym tego nie zauważyła. Usiadł koło mnie. Był bardzo roztrzęsiony jednak próbował to kryć. Nie wiedział co się tak na prawdę dzieje. Beryl jest bardzo miły ponieważ zapomniał o sobie a zaczął pocieszać mnie.
- E-eclipse nic c-ci nie jest?
Zaczęłam machać głową na "nie"
- Nie płacz. To nic tu nie pomoże. Nie ukoi naszego bólu.
- M-masz rację - Powoli przestałam płakać
Spojrzałam się w głąb jego niebieskich oczu. Jego oczy są cudne. Przeniosłam się do innej przestrzeni. Jednak otrząsnęłam się i odwróciłam swój wzrok wbijając go w ziemię.
- Hej Eclipse co jest?
- Eh nic. Nic ważnego.
- Dobrze. Musimy już wracać
- Musimy?
- Tak. Może nie teraz ale zaraz
- Dobrze.
< Beryl? >
- J-ja... - Powiedziałam przerażona - C-co to b-było?
Beryl spojrzał się na mnie. Spojrzał mi w oczy nic nie mówiąc. Otworzył pysk jakby chciał coś powiedzieć jednak tego nie zrobił. Wlepił swój wzrok ponownie w ziemię mając otwarty pysk. Bałam się strasznie. Mała cicha łza spłynęła mi po policzku. Zacisnęłam zęby tym samym przegryzając wargę. Po cichu zaczęłam szlochać. Było mi żal Beryla. On tyle już przeszedł a jeszcze to. Zdrada. Dobrze że jeszcze niektórzy mają jeszcze trzeźwy umysł i nie zdradzili Beryla. Mój szloch stał się łkaniem. Łzy powoli spływały mi po policzkach kończąc swoje życie w ziemi. Beryl podszedł do mnie po cichu tak żebym tego nie zauważyła. Usiadł koło mnie. Był bardzo roztrzęsiony jednak próbował to kryć. Nie wiedział co się tak na prawdę dzieje. Beryl jest bardzo miły ponieważ zapomniał o sobie a zaczął pocieszać mnie.
- E-eclipse nic c-ci nie jest?
Zaczęłam machać głową na "nie"
- Nie płacz. To nic tu nie pomoże. Nie ukoi naszego bólu.
- M-masz rację - Powoli przestałam płakać
Spojrzałam się w głąb jego niebieskich oczu. Jego oczy są cudne. Przeniosłam się do innej przestrzeni. Jednak otrząsnęłam się i odwróciłam swój wzrok wbijając go w ziemię.
- Hej Eclipse co jest?
- Eh nic. Nic ważnego.
- Dobrze. Musimy już wracać
- Musimy?
- Tak. Może nie teraz ale zaraz
- Dobrze.
< Beryl? >
wtorek, 25 listopada 2014
Od Lerki
Siedziałam przed jaskinią pogrążona w myślach. Przyzwyczaiłam się już do osamotnienia na tym pustkowiu, w górach. Teraz, co prawda, nie byłam sama. Mój najlepszy przyjaciel i przewodnik jeszcze z czasów dzieciństwa, siedział obok mnie, patrząc w niebo.
Mundek ma co prawda trudny charakter, jest zacięty, uparty i złośliwy, co powiedziało i już wiele osób, prawie każda jednak dodała, że to prawdziwy przyjaciel, który zawsze pomoże. Można było więc polegać na nim, jak na Zawiszy.
Nagle Mundek przystanął, rozejrzał się i powiedział:
- Zaczekaj tu chwilę, Lerko. Zaraz wrócę.
Usiadłam na ziemi, przyglądając się Mundusowi. Ten, szybko wzbił się w górę (jest przecież ptakiem!) zniknął w lesie.
Cóż się stało? Mam nadzieję, że nikt obcy nie znalazł się w pobliżu.
Pobiegłam za Mundusem.
Dostrzegłam jego modre piórka między drzewami. Stał schylony i czemuś się przyglądał.
- Co się stało? - zapytała szeptem.
- Jakaś obcy wilk - odpowiedział, wskazując na nieznajomego basiora leżącego na polanie.
- Ach... gdzie idziesz?! - zapytałam gdy ptak przedarł się przez krzaki.
- Trzeba dowidzieć się, kto to jest - wyjaśnił - poczekaj tutaj. Źle zrobiłaś, zostawiając jaskinię samą.
Podszedł do śpiącego wilka. Ten, obudził się i w mgnieniu oka zerwał się na równe nogi.
- Kto to?!! - zawarczał otrząsając się z liści i piasku.
- Mogę zapytać o to samo - Mundus uśmiechnął się złośliwie (o ile jest to możliwe dla ptaka).
Wilczur pozostał względem niego nieufny.
- Od kiedy to takie dziwadła zamieszkują świat? - zachichotał basior - jesteś bocianem, czy papugą?
Znałam Mundusa zbyt dobrze, by nie wiedzieć, co teraz nastąpi. Każdy kto go znał, wiedział, że nie puści mimo uszu przezwiska "papuga". Nie wiadomo dlaczego tak nie lubi, gdy się go tak nazywa. Kiedyś powiedział mi, że do papug samych w sobie, nie kryje żadnej urazy. Wiadomym jednak było, że tego przezwiska nie daruje NIKOMU.
- Może pan powtórzyć? - przymknął oczy. Czekał.
- Nie dosłyszałeś? - warknął wilk, zdenerwowany wybudzeniem z przyjemnego snu - jesteś bocianem, czy papugą?
Cofnęłam się o krok.
- Ta zniewaga krwi wymaga! - mruknął Mundus. Bez opamiętania rzucił się na wilka...
Skrzydlaty wilczur nie spodziewał się tego. Upadł na ziemię, jednak zdążył złapać Mundusa za skrzydło. Wstał i pociągnął za nie, wyrywając memu towarzyszowi kilka piór. Teraz oboje wpatrywało się w siebie ze złością.
To porażka! Nie znamy tego wilka, a Mundus już wdał się z nim w bójkę...
< Vincencie? >
Mundek ma co prawda trudny charakter, jest zacięty, uparty i złośliwy, co powiedziało i już wiele osób, prawie każda jednak dodała, że to prawdziwy przyjaciel, który zawsze pomoże. Można było więc polegać na nim, jak na Zawiszy.
Nagle Mundek przystanął, rozejrzał się i powiedział:
- Zaczekaj tu chwilę, Lerko. Zaraz wrócę.
Usiadłam na ziemi, przyglądając się Mundusowi. Ten, szybko wzbił się w górę (jest przecież ptakiem!) zniknął w lesie.
Cóż się stało? Mam nadzieję, że nikt obcy nie znalazł się w pobliżu.
Pobiegłam za Mundusem.
Dostrzegłam jego modre piórka między drzewami. Stał schylony i czemuś się przyglądał.
- Co się stało? - zapytała szeptem.
- Jakaś obcy wilk - odpowiedział, wskazując na nieznajomego basiora leżącego na polanie.
- Ach... gdzie idziesz?! - zapytałam gdy ptak przedarł się przez krzaki.
- Trzeba dowidzieć się, kto to jest - wyjaśnił - poczekaj tutaj. Źle zrobiłaś, zostawiając jaskinię samą.
Podszedł do śpiącego wilka. Ten, obudził się i w mgnieniu oka zerwał się na równe nogi.
- Kto to?!! - zawarczał otrząsając się z liści i piasku.
- Mogę zapytać o to samo - Mundus uśmiechnął się złośliwie (o ile jest to możliwe dla ptaka).
Wilczur pozostał względem niego nieufny.
- Od kiedy to takie dziwadła zamieszkują świat? - zachichotał basior - jesteś bocianem, czy papugą?
Znałam Mundusa zbyt dobrze, by nie wiedzieć, co teraz nastąpi. Każdy kto go znał, wiedział, że nie puści mimo uszu przezwiska "papuga". Nie wiadomo dlaczego tak nie lubi, gdy się go tak nazywa. Kiedyś powiedział mi, że do papug samych w sobie, nie kryje żadnej urazy. Wiadomym jednak było, że tego przezwiska nie daruje NIKOMU.
- Może pan powtórzyć? - przymknął oczy. Czekał.
- Nie dosłyszałeś? - warknął wilk, zdenerwowany wybudzeniem z przyjemnego snu - jesteś bocianem, czy papugą?
Cofnęłam się o krok.
- Ta zniewaga krwi wymaga! - mruknął Mundus. Bez opamiętania rzucił się na wilka...
Skrzydlaty wilczur nie spodziewał się tego. Upadł na ziemię, jednak zdążył złapać Mundusa za skrzydło. Wstał i pociągnął za nie, wyrywając memu towarzyszowi kilka piór. Teraz oboje wpatrywało się w siebie ze złością.
To porażka! Nie znamy tego wilka, a Mundus już wdał się z nim w bójkę...
< Vincencie? >
Od Beryla CD Eclipse
- Ja... nie wiem, Eclipse - westchnąłem - czy jest tutaj Mundus?
- Tak. Co on... - Eclipse nie dokończyła. Przerwałem jej.
- To żmija! A to padalec! On nas oszukał! On nas wszystkich...
- Ćśśś... - uciszyła mnie Eclipse. Westchnąłem.
Nagle ktoś szturchnął mnie i krzyknął:
- Idziemy!!
- Podły zdrajca! - jeszcze nie mogłem odżałować przykrości doznanej ze strony błękitnej papugi - Eclipse, uciekaj! - szepnąłem w przestrzeń, gdyż nie wiedziałem nawet, czy Eclipes jest jeszcze w pobliżu.
Zostałem zawleczony do jakiejś jaskini. Nie wiedziałem, czy jest jeszcze dzień, czy noc. Zwłaszcza, że porywacze nie pokwapili się nawet zdjąć ze mnie płóciennego worka.
Nagle usłyszałem krzyk na zewnątrz jaskini. Ktoś został do niej wrzucony, tak samo jak ja.
- Eclipse?! - krzyknąłem.
- Eclipse, Eclipse! - odpowiedział ktoś, stojący obok nas. Wzdrygnąłem się.
- Mundusie... - syknąłem przez zęby.
- Sza! - uciął ptak.
- Beryl? - usłyszałem głos znanej mi wadery.
- Eclipse! Więc to jednak ty! - westchnąłem. Raptem, Mundus ściągnął ze mnie płócienny worek.
- Ot, i masz! Tak nie tylko mnie, dane było w takim worku siedzieć!* - zaśmiał się.
Następnie jednym, zwinnym ruchem odrzucił w bok worek, nakrywający wcześniej Eclipse.
- Wyłazić! - wskazał wyjście z jaskini.
- Tam... nikogo nie ma? - zapytałem - to na pewno jakiś podstęp! Gdzie te obce wilki? Ty nas wypuściłeś?! Nie chce mi się w to wierzyć!
Z tymi słowami, niczym z triumfalnym okrzykiem, jednym susem znalazłem się przy zdrajcy. Dalej nie ważyłem się podejść. Mundus, nie wiadomo kiedy, chwycił leżący obok ostry kawałek skały i trzymając go kurczowo w szponie, celował we mnie.
- Myślisz ofiaro, że jako pseudo-zdrajca będę przychodził tu bez broni? Rusz się tylko, a ci gardło poderżnę. Wyjść! Natychmiast! - powiedział, nadal kierując ku mnie ostrze kamienia.
Podkuliłem ogon i cofnąłem się o dwa kroki, kierując się do wyjścia. Eclipse podążyła ze mną. Po chwili, siedzieliśmy nieopodal jaskini w lesie, nie mogąc ochłonąć z przerażenia. Nie mówiliśmy nic.
< Eclipse? >
* Patrz opowiadanie: Od Jenny CD Storczyka, do Storczyka
- Tak. Co on... - Eclipse nie dokończyła. Przerwałem jej.
- To żmija! A to padalec! On nas oszukał! On nas wszystkich...
- Ćśśś... - uciszyła mnie Eclipse. Westchnąłem.
Nagle ktoś szturchnął mnie i krzyknął:
- Idziemy!!
- Podły zdrajca! - jeszcze nie mogłem odżałować przykrości doznanej ze strony błękitnej papugi - Eclipse, uciekaj! - szepnąłem w przestrzeń, gdyż nie wiedziałem nawet, czy Eclipes jest jeszcze w pobliżu.
Zostałem zawleczony do jakiejś jaskini. Nie wiedziałem, czy jest jeszcze dzień, czy noc. Zwłaszcza, że porywacze nie pokwapili się nawet zdjąć ze mnie płóciennego worka.
Nagle usłyszałem krzyk na zewnątrz jaskini. Ktoś został do niej wrzucony, tak samo jak ja.
- Eclipse?! - krzyknąłem.
- Eclipse, Eclipse! - odpowiedział ktoś, stojący obok nas. Wzdrygnąłem się.
- Mundusie... - syknąłem przez zęby.
- Sza! - uciął ptak.
- Beryl? - usłyszałem głos znanej mi wadery.
- Eclipse! Więc to jednak ty! - westchnąłem. Raptem, Mundus ściągnął ze mnie płócienny worek.
- Ot, i masz! Tak nie tylko mnie, dane było w takim worku siedzieć!* - zaśmiał się.
Następnie jednym, zwinnym ruchem odrzucił w bok worek, nakrywający wcześniej Eclipse.
- Wyłazić! - wskazał wyjście z jaskini.
- Tam... nikogo nie ma? - zapytałem - to na pewno jakiś podstęp! Gdzie te obce wilki? Ty nas wypuściłeś?! Nie chce mi się w to wierzyć!
Z tymi słowami, niczym z triumfalnym okrzykiem, jednym susem znalazłem się przy zdrajcy. Dalej nie ważyłem się podejść. Mundus, nie wiadomo kiedy, chwycił leżący obok ostry kawałek skały i trzymając go kurczowo w szponie, celował we mnie.
- Myślisz ofiaro, że jako pseudo-zdrajca będę przychodził tu bez broni? Rusz się tylko, a ci gardło poderżnę. Wyjść! Natychmiast! - powiedział, nadal kierując ku mnie ostrze kamienia.
Podkuliłem ogon i cofnąłem się o dwa kroki, kierując się do wyjścia. Eclipse podążyła ze mną. Po chwili, siedzieliśmy nieopodal jaskini w lesie, nie mogąc ochłonąć z przerażenia. Nie mówiliśmy nic.
< Eclipse? >
* Patrz opowiadanie: Od Jenny CD Storczyka, do Storczyka
Od Eclipse CD Beryla
Siedziałam na polanie oglądając świat otaczający mnie. Troche się nudziłam kiedy Beryl odszedł. Ale wiedziałam że to pewnie coś ważnego i nie mogę przeszkadzać. Niecierpliwiłam się bardzo. Wstałam i krążyłam wokół. Później zaczęłam się bawić z motylami i goniłam bardzo szybkie zające. Nagle zatrzymałam się
- To już trwa zbyt długo - Pomyślałam - Może coś im się stało?
Zaczęłam iść w kierunku lasu gdzie poszedł Beryl i Mundus
- Chociaż nie - Stanęłam przed lasem - A może chcą mnie sprawdzić? - Cofnęłam się kilka kroków - Lepiej tam nie pójdę - Odwróciłam się i zaczęłam iść jednak coś mnie zatrzymywało. Miałam zamiar już usiąść ale odwróciłam łeb i spojrzałam kątem oka na las. Coś mi mówiło że mam tam iść że coś się tam dzieje. Że coś jest z Berylem. Spojrzałam na ziemię i pokręciłam łbem.
- Nie mogę tam iść - Zacisnęłam zęby - Ale... - Przegryzłam wargę i w tym samym momęcie spojrzałam się na las. - Muszę iść - I ruszyłam
Biegłam leniwym truchtem. Rozglądałam się wokół. Nagle na coś nadepnęłam. Spojrzałam się na ziemię i podniosłam łapę.
- Przecież to pióro ze skrzydła Beryla - Powiedziałam w myślach zaniepokojona
Nagle coś usłyszałam. Zaczęłam nakierowywać moje uszy. Usłyszałam lekki krzyk. Zaczęłam biec w tym kierunku. Na miejscu zobaczyłam Beryla z workiem na głowie i dwa wilki oraz... Mundusa?
- Co oni tutaj robią? - Wyszeptałam
Skryłam się w krzakach i powoli podchodziłam do zawiązanego Beryla. Podeszłam do niego i powiedziałam
- Cii... Beryl to ja
- Eclipse?
- Tak. Co się tu dzieje?
< Beryl? >
- To już trwa zbyt długo - Pomyślałam - Może coś im się stało?
Zaczęłam iść w kierunku lasu gdzie poszedł Beryl i Mundus
- Chociaż nie - Stanęłam przed lasem - A może chcą mnie sprawdzić? - Cofnęłam się kilka kroków - Lepiej tam nie pójdę - Odwróciłam się i zaczęłam iść jednak coś mnie zatrzymywało. Miałam zamiar już usiąść ale odwróciłam łeb i spojrzałam kątem oka na las. Coś mi mówiło że mam tam iść że coś się tam dzieje. Że coś jest z Berylem. Spojrzałam na ziemię i pokręciłam łbem.
- Nie mogę tam iść - Zacisnęłam zęby - Ale... - Przegryzłam wargę i w tym samym momęcie spojrzałam się na las. - Muszę iść - I ruszyłam
Biegłam leniwym truchtem. Rozglądałam się wokół. Nagle na coś nadepnęłam. Spojrzałam się na ziemię i podniosłam łapę.
- Przecież to pióro ze skrzydła Beryla - Powiedziałam w myślach zaniepokojona
Nagle coś usłyszałam. Zaczęłam nakierowywać moje uszy. Usłyszałam lekki krzyk. Zaczęłam biec w tym kierunku. Na miejscu zobaczyłam Beryla z workiem na głowie i dwa wilki oraz... Mundusa?
- Co oni tutaj robią? - Wyszeptałam
Skryłam się w krzakach i powoli podchodziłam do zawiązanego Beryla. Podeszłam do niego i powiedziałam
- Cii... Beryl to ja
- Eclipse?
- Tak. Co się tu dzieje?
< Beryl? >
środa, 19 listopada 2014
Shiro odchodzi!
Shiro - morderca
Do widzenia, Shiro! Mam szczerą nadzieję, że jeszcze kiedyś powrócisz!
niedziela, 16 listopada 2014
Od Beryla CD Eclipse
Razem z Eclipse skierowaliśmy się w stronę Polany Życia. Spoglądałem ukradkiem na waderę. Zachwyciła mnie jej odwaga. Uśmiechnąłem się, jednak i ów uśmiech szybko zniknął. Myślałem o tajemniczym wilku. On na pewno jeszcze wróci. Być może to coś związanego z naszą wędrówką, którą odbyliśmy kilka dni temu? Tego nie wiem.
Po śniadaniu, udaliśmy się nad Różany Wodospad. Zajęliśmy się wesołą rozmową i żartami. Zapomnieliśmy o troskach.
* * *
- I co? - zapytałem.
- Nie wiem... - Eclipse pokręciła głową zamyślona - może kalina?
- Nie! - wykrzyknąłem triumfalnie - to stokrotka.
- Biały kwiat z wieloma liśćmi? - rzuciła szybko Eclipse.
- Rumianek?
Eclipse nie zdążyła odpowiedzieć. Usłyszeliśmy dochodzący zza drzew głos Mundusa.
- Berylu!! - darł się wniebogłosy.
- Mundek? - bez entuzjazmu nie odwracając się nawet ziewnąłem - czego?
- Choć tu na chwilę! - padła odpowiedź.
- Przepraszam na chwilkę- zwróciłem się do Eclipse i wszedłem do lasu.
- Co się sta... - w tym momencie, Mundus zakrył mi skrzydłem pysk i szepnął.
- Od tego zależy moje i Twoje życie. Bądźże więc cicho!
Mundek zaprowadził mnie na polanę. W tym momencie, ktoś narzucił na mnie płócienny worek. Coś złapało mnie za kark i zaczęło wlec przed siebie. Słyszałem nieznane głosy. Słyszałem śmiech...
"Zdrada!" - pomyślałem.
< Eclipse??? >
Od Eclipse CD Beryla
Rano obudziłam się. Leniwie przeciągnęłam się. Poszłam na małe polowanie. Idąc poczułam jakiś dziwny zapach jakiegoś wilka. Ruszyłam za zapachem. Po kilku minutach poszukiwań ujrzałam skrzydlatego wilka. Był on szaro biały. Węszył blisko jaskini alphy. Zawarczałam cicho.
- Czego on tu szuka - Szepnęłam do siebie
Podszedłem bliżej wilka. Na moje nie szczęście nadepnęłam na patyk który złamał się pod moim ciężarem. Podniosłam łapę spoglądając na złamany patyk. W tedy odwróciłam wzrok z powrotem na miejsce gdzie stał wilk jednak go już tam nie było. Przeraziłam się. Wyskoczyłam z krzaków rozglądając się za wilkiem. Powoli podchodziłam do jaskini Beryla. W ten wilk wskoczył na mnie. Przygniótł mnie do ziemi. Warczał.
- Czego tu szukasz co?
Nie odpowiedział
- Odpowiedz - Warknęłam
Zdenerwowałam się i za pomocą moich tylnych łap przerzuciłam go przeze mnie. Wstałam i spojrzałam się na wilka. On powoli wstawał. Otrząsnął się z upadku i spojrzał na mnie. Warknął i podbiegł do mnie. Rzucił się na mój kark. Zaczęliśmy się gryźć. Był on bardzo potężny ale nie dawałam za wygraną. W pewnym momencie wilk znikł mi z pola widzenia. Nagle wilk z powietrza rzucił się na mnie. Przeturlaliśmy się pod jaskinię Beryla. Ja i nieznajomy wilk szarpaliśmy się do momentu kiedy Beryl wyszedł z jaskini. Beryl warknął i rzucił się na wilka. Wilk stanął na równe łapy tak jak Beryl
- Eclipse wesz kto to?
- N-nie. Nie wiem. Wiem że był tu w pobliżu twojej jaskini.
- Kim jesteś mów albo skończy się to źle - Warknął
Wilk odwarknął i zaczął biec w naszym kierunku jednak nie wskoczył na nas aby walczyć. W ostatnim momencie wzleciał w powietrze i uciekł.
- Jak myślisz kto to mógł być - Spytał Beryl patrząc w niebo gdzie widać było sylwetkę odlatującego wilka
- Nie wiem. Wiem tylko że to nie było jednorazowe wejście na nasze tereny - Odpowiedziałam
- Tak myślisz? - Spojrzał się na mnie
- Tak. Pewnie teraz poleciał do swojej kryjówki aby nabrać siły
- Pewnie tak. Jest dość silny. Ale czego tu szuka? Tego pewnie się nie dowiemy
- Pewnie nie. Beryl
- Tak?
- Zauważyłeś że wilk był bardzo tajemniczy i cichy?
- Tak zauważyłem. Dziwne bo każdy by odpowiedział kim jest
- No właśnie
Nastąpiła cisza lecz nie trwała zbyt długo. Beryl odezwał się
- No cóż nie myślmy o tym. Jesteś może głodna?
Kiwnęłam głową na "tak"
- To chodź - Powiedział radośnie
< Beryl? >
- Czego on tu szuka - Szepnęłam do siebie
Podszedłem bliżej wilka. Na moje nie szczęście nadepnęłam na patyk który złamał się pod moim ciężarem. Podniosłam łapę spoglądając na złamany patyk. W tedy odwróciłam wzrok z powrotem na miejsce gdzie stał wilk jednak go już tam nie było. Przeraziłam się. Wyskoczyłam z krzaków rozglądając się za wilkiem. Powoli podchodziłam do jaskini Beryla. W ten wilk wskoczył na mnie. Przygniótł mnie do ziemi. Warczał.
- Czego tu szukasz co?
Nie odpowiedział
- Odpowiedz - Warknęłam
Zdenerwowałam się i za pomocą moich tylnych łap przerzuciłam go przeze mnie. Wstałam i spojrzałam się na wilka. On powoli wstawał. Otrząsnął się z upadku i spojrzał na mnie. Warknął i podbiegł do mnie. Rzucił się na mój kark. Zaczęliśmy się gryźć. Był on bardzo potężny ale nie dawałam za wygraną. W pewnym momencie wilk znikł mi z pola widzenia. Nagle wilk z powietrza rzucił się na mnie. Przeturlaliśmy się pod jaskinię Beryla. Ja i nieznajomy wilk szarpaliśmy się do momentu kiedy Beryl wyszedł z jaskini. Beryl warknął i rzucił się na wilka. Wilk stanął na równe łapy tak jak Beryl
- Eclipse wesz kto to?
- N-nie. Nie wiem. Wiem że był tu w pobliżu twojej jaskini.
- Kim jesteś mów albo skończy się to źle - Warknął
Wilk odwarknął i zaczął biec w naszym kierunku jednak nie wskoczył na nas aby walczyć. W ostatnim momencie wzleciał w powietrze i uciekł.
- Jak myślisz kto to mógł być - Spytał Beryl patrząc w niebo gdzie widać było sylwetkę odlatującego wilka
- Nie wiem. Wiem tylko że to nie było jednorazowe wejście na nasze tereny - Odpowiedziałam
- Tak myślisz? - Spojrzał się na mnie
- Tak. Pewnie teraz poleciał do swojej kryjówki aby nabrać siły
- Pewnie tak. Jest dość silny. Ale czego tu szuka? Tego pewnie się nie dowiemy
- Pewnie nie. Beryl
- Tak?
- Zauważyłeś że wilk był bardzo tajemniczy i cichy?
- Tak zauważyłem. Dziwne bo każdy by odpowiedział kim jest
- No właśnie
Nastąpiła cisza lecz nie trwała zbyt długo. Beryl odezwał się
- No cóż nie myślmy o tym. Jesteś może głodna?
Kiwnęłam głową na "tak"
- To chodź - Powiedział radośnie
< Beryl? >
wtorek, 11 listopada 2014
Od Lerki CD Shiro
Shiro odwrócił się, wypatrując i nasłuchując innego stada saren.
- Mundusie... - spojrzałam na ptaka wyraźnie zadowolonego z siebie - po co to robisz...? - szepnęłam.
- Ktoś mi kazał, Lerciu - Mundek uśmiechnął się tajemniczo.
- Kto mógł mu kazać?! - syknęłam, odwracając się od ptaka. Mundusa co prawda, traktowałam jak członka swojej rodziny - spędziłam w jego towarzystwie całe dzieciństwo. Był zarazem moim nauczycielem i opiekunem, jak i najlepszym towarzyszem. Widziałam w nim przyjaciela i przykład... Jednakże, ostatnimi czasy, coraz częściej mnie denerwował. Wydaje mi się, że robił to specjalnie.
Podeszłam do Shiro. Basior uważnie obserwował coś, poruszającego się wśród drzew w lesie. Było to prawdopodobnie kilkoro sporych zajęcy. Stanęłam obok niego. Odwróciłam się na chwilę, by zobaczyć, czy Mundek nie planuje znów popsuć nam szyków. Ależ nie! Stał spokojnie, oparty o drzewo, tak jak wcześniej. Przyglądał nam się z uśmiechem. Nie wiedziałam już, co o tym myśleć.
< Shiro? >
- Mundusie... - spojrzałam na ptaka wyraźnie zadowolonego z siebie - po co to robisz...? - szepnęłam.
- Ktoś mi kazał, Lerciu - Mundek uśmiechnął się tajemniczo.
- Kto mógł mu kazać?! - syknęłam, odwracając się od ptaka. Mundusa co prawda, traktowałam jak członka swojej rodziny - spędziłam w jego towarzystwie całe dzieciństwo. Był zarazem moim nauczycielem i opiekunem, jak i najlepszym towarzyszem. Widziałam w nim przyjaciela i przykład... Jednakże, ostatnimi czasy, coraz częściej mnie denerwował. Wydaje mi się, że robił to specjalnie.
Podeszłam do Shiro. Basior uważnie obserwował coś, poruszającego się wśród drzew w lesie. Było to prawdopodobnie kilkoro sporych zajęcy. Stanęłam obok niego. Odwróciłam się na chwilę, by zobaczyć, czy Mundek nie planuje znów popsuć nam szyków. Ależ nie! Stał spokojnie, oparty o drzewo, tak jak wcześniej. Przyglądał nam się z uśmiechem. Nie wiedziałam już, co o tym myśleć.
< Shiro? >
Od Shiro CD Lerki
Zacisnąłem zęby spoglądając ze złością na ptaka.
-Nie chcesz chyba,bym pozbawił cię twojej niebieskiej czuprynki?Idź gwizdać gdzie indziej.-warknąłem odwracając się tyłem do ptaka i ruszając w nieokreślonym kierunku.Ten ptak naprawdę zaczął działać mi na nerwy,szczególnie,gdy spłoszył stado.
-Znajdziemy inny tabun,spokojnie.-syknąłem rozglądając się wokoło.
< Lerka? >
-Nie chcesz chyba,bym pozbawił cię twojej niebieskiej czuprynki?Idź gwizdać gdzie indziej.-warknąłem odwracając się tyłem do ptaka i ruszając w nieokreślonym kierunku.Ten ptak naprawdę zaczął działać mi na nerwy,szczególnie,gdy spłoszył stado.
-Znajdziemy inny tabun,spokojnie.-syknąłem rozglądając się wokoło.
< Lerka? >
poniedziałek, 10 listopada 2014
Od Lerki CD Shiro
- Z przyjemnością - uśmiechnęłam się lekko i popatrzyłam w dół.
Udaliśmy się w kierunku Polany Życia, nieopodal której często można było spotkać spore stada saren i kilkoro zajęcy. Mundus po swojemu zniknął gdzieś w lesie
Ukradkiem zerknęłam na Mundusa. Na pierwszy rzut oka łatwo było zauważyć, że ptak z wzajemnością znienawidził Shiro. Zaczęłam się martwić. Basior wyglądał na bardzo pewnego siebie, Mundek natomiast... chyba wiadomo. Idealnie pasuje do niego przysłowie "Zabili go i uciekł" oraz "Pojawia się i znika". Niestety, są one już zarezerwowane. W związku z tym, powiem po prostu:
tak skromny i genialny, że słowa nie opiszą (!!!).
Bałam się, że może dojść między nimi do... żeby nie określić tego brutalnie, ostrej wymiany poglądów. Moje przypuszczenia sprawdziły się...
Gdy tylko wyszliśmy z lasu, ujrzeliśmy w osiadającej mgle kilka sarenek. Zwierzęta pasły się nieopodal nas, nie przeczuwając naszej obecności. Gdy Shiro i ja, czailiśmy się na nie i przygotowywaliśmy do skoku, ktoś obok nas nagle... zagwizdał głośno. Oczywiście sarny uciekły a my musieliśmy szukać innej zdobyszy.
- Mundusie... - westchnęłam żałośnie, odwracając się. Rzeczywiście: ptak stał za nami, opierając się o drzewo.
< Shiro? >
Udaliśmy się w kierunku Polany Życia, nieopodal której często można było spotkać spore stada saren i kilkoro zajęcy. Mundus po swojemu zniknął gdzieś w lesie
Ukradkiem zerknęłam na Mundusa. Na pierwszy rzut oka łatwo było zauważyć, że ptak z wzajemnością znienawidził Shiro. Zaczęłam się martwić. Basior wyglądał na bardzo pewnego siebie, Mundek natomiast... chyba wiadomo. Idealnie pasuje do niego przysłowie "Zabili go i uciekł" oraz "Pojawia się i znika". Niestety, są one już zarezerwowane. W związku z tym, powiem po prostu:
tak skromny i genialny, że słowa nie opiszą (!!!).
Bałam się, że może dojść między nimi do... żeby nie określić tego brutalnie, ostrej wymiany poglądów. Moje przypuszczenia sprawdziły się...
Gdy tylko wyszliśmy z lasu, ujrzeliśmy w osiadającej mgle kilka sarenek. Zwierzęta pasły się nieopodal nas, nie przeczuwając naszej obecności. Gdy Shiro i ja, czailiśmy się na nie i przygotowywaliśmy do skoku, ktoś obok nas nagle... zagwizdał głośno. Oczywiście sarny uciekły a my musieliśmy szukać innej zdobyszy.
- Mundusie... - westchnęłam żałośnie, odwracając się. Rzeczywiście: ptak stał za nami, opierając się o drzewo.
< Shiro? >
Od Shiro CD Lerki
Popatrzyłem na ptaka z lekką pogardą,a z drugiej strony z
zaciekawieniem,gdyż podobnego zwierzęcia na oczy nigdy nie widziałem,tym
bardziej,że potrafiło się także porozumieć w wilczycą.
Przechodząc do niej,stała ona z podniesioną głową,brzoskwiniowa wadera z jasną grzywką opadającą na jedno oko i puszystą białą sierścią okalającą jej kark.
-Lerka?-powiedziałem powoli po chwili,chcąc upewnić się,co do imienia wilczycy.
-Lerka.-uśmiechnęła się słodko i przytaknęła lekko głową.
-Mundus.-rzucił niebieski ptak lustrując mnie wzrokiem.Chciałem odwarknąć coś zwierzęciu,ale wadera wystarczająco szybko weszła mi w słowo.
-To towarzysz mej matki.
-A taką miałem ochotę na kolację.-Odchrząknąłem marszcząc brwi z lekkim,szyderczym uśmiechem.Zwróciłem głowę do wilczycy,ignorując ptaka.-Mówiąc o kolacji,co powiedziałabyś,droga Lerko na małe polowanie?
< Lerka? >
Przechodząc do niej,stała ona z podniesioną głową,brzoskwiniowa wadera z jasną grzywką opadającą na jedno oko i puszystą białą sierścią okalającą jej kark.
-Lerka?-powiedziałem powoli po chwili,chcąc upewnić się,co do imienia wilczycy.
-Lerka.-uśmiechnęła się słodko i przytaknęła lekko głową.
-Mundus.-rzucił niebieski ptak lustrując mnie wzrokiem.Chciałem odwarknąć coś zwierzęciu,ale wadera wystarczająco szybko weszła mi w słowo.
-To towarzysz mej matki.
-A taką miałem ochotę na kolację.-Odchrząknąłem marszcząc brwi z lekkim,szyderczym uśmiechem.Zwróciłem głowę do wilczycy,ignorując ptaka.-Mówiąc o kolacji,co powiedziałabyś,droga Lerko na małe polowanie?
< Lerka? >
Od Lerki CD Shiro
Popatrzyłam jeszcze raz na obcego basiora. Ten również patrzył na mnie.
- Cieszę się, że mogłam pana poznać - uśmiechnęłam się.
- Mnie również miło - odpowiedział Nieznajomy.
Nagle usłyszałam z oddali głos. Kompletnie zapomniałam o Mundusie... przecież on również jest w lesie.
Zza drzew bezszelestnie wysunęła się smukła, błękitna postać.
- Lerko? - Mundek podszedł do nas i nieufnie popatrzył na nieznanego wilka.
Zdaje się, że wszyscy, którzy mieszkają na terenach WSC dłużej nią miesiąc, zdążyli już poznać Mundusa.
Mundus - Duży ptak budową ciała podobny do bociana, lecz mogący cieszyć się nietypową, modro - błękitną barwą piór, oraz długim ogonem, przypominającym ogon koci, zakończony jednak rzędem piór po obu jego stronach. Ptak ów, czystej rasy rublia - z łaciny rublia vulgaris lub rublia vulgaris caerulea, oprócz niewymiarowo długich skrzydeł, błękitnych piór i "kociego" ogona, miał też czubek na głowie, nieco przypominający czubek jakiejś kakadu - niebieski oczywiście. Stworzenie na pozór ciche, bezemocjonalnie podchodzący do życia osobnik pochodzenia nieznanego. Mówiący z dziwnym akcentem. Potrafiący nierozerwalnie przywiązać się do każdej istoty żywej którą spotka. W tym, również do mnie.
- Dzień dobry - kiwnął głową w stronę basiora a zarazem patrząc na niego podejrzliwie.
Zapadła chwila ciszy. Miałam nadzieję, że Mundus nie wda się z obcym basiorem w dyskusję. Z doświadczenia wiedziałam (Mundek jest towarzyszem mojej matki), że jeśli ktoś narazi się czymś Mundusowi, zazwyczaj nie kończy się to dla niego dobrze.
< Shiro? >
- Cieszę się, że mogłam pana poznać - uśmiechnęłam się.
- Mnie również miło - odpowiedział Nieznajomy.
Nagle usłyszałam z oddali głos. Kompletnie zapomniałam o Mundusie... przecież on również jest w lesie.
Zza drzew bezszelestnie wysunęła się smukła, błękitna postać.
- Lerko? - Mundek podszedł do nas i nieufnie popatrzył na nieznanego wilka.
Zdaje się, że wszyscy, którzy mieszkają na terenach WSC dłużej nią miesiąc, zdążyli już poznać Mundusa.
Mundus - Duży ptak budową ciała podobny do bociana, lecz mogący cieszyć się nietypową, modro - błękitną barwą piór, oraz długim ogonem, przypominającym ogon koci, zakończony jednak rzędem piór po obu jego stronach. Ptak ów, czystej rasy rublia - z łaciny rublia vulgaris lub rublia vulgaris caerulea, oprócz niewymiarowo długich skrzydeł, błękitnych piór i "kociego" ogona, miał też czubek na głowie, nieco przypominający czubek jakiejś kakadu - niebieski oczywiście. Stworzenie na pozór ciche, bezemocjonalnie podchodzący do życia osobnik pochodzenia nieznanego. Mówiący z dziwnym akcentem. Potrafiący nierozerwalnie przywiązać się do każdej istoty żywej którą spotka. W tym, również do mnie.
- Dzień dobry - kiwnął głową w stronę basiora a zarazem patrząc na niego podejrzliwie.
Zapadła chwila ciszy. Miałam nadzieję, że Mundus nie wda się z obcym basiorem w dyskusję. Z doświadczenia wiedziałam (Mundek jest towarzyszem mojej matki), że jeśli ktoś narazi się czymś Mundusowi, zazwyczaj nie kończy się to dla niego dobrze.
< Shiro? >
Od Shiro
Spacerowałem przez kręte ścieżki Skrytego Lasu,próbując zgodzić się z
myślą,że osiadłem na stałe w jednym miejscu.Tereny tej watahy były
ogromne,pola majaczyły się poza horyzont,na którym czerwone słońce
powoli opadało.Zawsze lubiłem oglądać zachody słońca.Były
niewytłumaczalną częścią życia i śmierci,zapowiadały chłodną noc,ale
żegnały dzień.Były niczym pożegnanie chowanego wilka,który zginął,a jego
potomkowie budzący się wraz ze wschodem zwiastowały wieczny krąg życia.
Ominąłem kilka korzeni błądząc w ciemności,chociaż i ona mi nie przeszkadzała.Żyłem w niej,czekając na następny dzień,który nie miał być lepszy od niej.
Zauważyłem kilka promyków jesiennego słońca,które przeciskały się przez tysiące grubych pni i gałęzi.Zwróciłem głowę w bok,spoglądając na dużą,mglistą przepaść.Parsknąłem lekko ruszając dalej.Podnosiłem wysoko łapy,zniżałem łeb,by nie trafiły mnie wijące się łodygi.Coś w tym lesie odstraszało wilki,coś czyniło go niebezpiecznym.Coraz bliżej było mi do granicy między Skrytym Lasem a Laskiem,przez który miałem wracać do centrum.
Znalazłem się w Lasku,gdzie słońce pieściło moją sierść swoimi ciepłymi promykami.Rozejrzałem się wokoło ruszając się coraz szybciej.Zacząłem truchtać,czując chrupiące liście pod moimi łapami.Spojrzałem szybko na ziemię i przyśpieszyłem do biegu.Cwałowałem coraz szybciej,a krajobraz wokół rozmywał się.Popatrzyłem się na swoje łapy,które raz znikały,raz pojawiały się przede mną.Wtedy poczułem uderzenie i jęk.Zatrzymałem się momentalnie,na szczęście już za alejką widząc smukłego wilka.
-Przepraszam.-powiedziałem po chwili.
-Nic się nie stało.-usłyszałem wyższy głos,co świadczyło o tym,że wpadłem na waderę.Poderwałem się zniżając głowę.
-Naprawdę,kłaniam się nisko przepraszając.Powinienem patrzeć przed siebie,a nie jak głupi spoglądać w ziemię.-płeć piękna zawsze musi być bardziej doceniana,to chyba oczywiste.
-Ale to nic wielkiego.Nie wiedziałam cię nigdy,albo nie zauważyłam w tłumie wilków.-powiedziała podejrzliwie.
-Jestem Shiro,nowy członek watahy,cóż,miałaś prawo mnie nie widzieć,gdyż...jestem zwierzęciem osobliwym i wolącym przebywać w samotności.
< jakaś wadera? >
Ominąłem kilka korzeni błądząc w ciemności,chociaż i ona mi nie przeszkadzała.Żyłem w niej,czekając na następny dzień,który nie miał być lepszy od niej.
Zauważyłem kilka promyków jesiennego słońca,które przeciskały się przez tysiące grubych pni i gałęzi.Zwróciłem głowę w bok,spoglądając na dużą,mglistą przepaść.Parsknąłem lekko ruszając dalej.Podnosiłem wysoko łapy,zniżałem łeb,by nie trafiły mnie wijące się łodygi.Coś w tym lesie odstraszało wilki,coś czyniło go niebezpiecznym.Coraz bliżej było mi do granicy między Skrytym Lasem a Laskiem,przez który miałem wracać do centrum.
Znalazłem się w Lasku,gdzie słońce pieściło moją sierść swoimi ciepłymi promykami.Rozejrzałem się wokoło ruszając się coraz szybciej.Zacząłem truchtać,czując chrupiące liście pod moimi łapami.Spojrzałem szybko na ziemię i przyśpieszyłem do biegu.Cwałowałem coraz szybciej,a krajobraz wokół rozmywał się.Popatrzyłem się na swoje łapy,które raz znikały,raz pojawiały się przede mną.Wtedy poczułem uderzenie i jęk.Zatrzymałem się momentalnie,na szczęście już za alejką widząc smukłego wilka.
-Przepraszam.-powiedziałem po chwili.
-Nic się nie stało.-usłyszałem wyższy głos,co świadczyło o tym,że wpadłem na waderę.Poderwałem się zniżając głowę.
-Naprawdę,kłaniam się nisko przepraszając.Powinienem patrzeć przed siebie,a nie jak głupi spoglądać w ziemię.-płeć piękna zawsze musi być bardziej doceniana,to chyba oczywiste.
-Ale to nic wielkiego.Nie wiedziałam cię nigdy,albo nie zauważyłam w tłumie wilków.-powiedziała podejrzliwie.
-Jestem Shiro,nowy członek watahy,cóż,miałaś prawo mnie nie widzieć,gdyż...jestem zwierzęciem osobliwym i wolącym przebywać w samotności.
< jakaś wadera? >
niedziela, 9 listopada 2014
Od Beryla CD Eclipse
- Chwilo, trwaj - westchnąłem. Potem zwróciłem się do Eclipse:
- Czy nie sądzisz, że zostawienie ich tam całych i zdrowych było na miejscu?
- Oczywiście - wzruszyła ramionami Eclipse uśmiechając się - przecież tutaj, jak sam powiedziałeś, nie wytrzymają zbyt długo. Albo pujdą sobie dalej w świat... - zastanowiła się przez chwilę - na pewno nie będą nam przeszkadzać! - roześmiała się - po nauczce jaką dostali, będą omijać z daleka tereny WSC.
- O ile przeżyją - wyłapałem.
- Tak. O ile przeżyją...
- A... - zmieniłem temat - czy nie wiesz może, dokąd powędrował nasz niebieski towarzysz? Odłączył się od nas jakiś czas temu i przepadł.
- Przecież było już kiedyś powiedziane: "pojawia się i znika" - Eclipse nie traciła dobrego humoru.
- Masz rację - przytaknąłem. Mundek pojawiał się i pierzchał gdzieś, gdy tylko miał na to ochotę.
Rozeszliśmy się do swych jaskiń. Nazajutrz rano, obudził mnie krzyk na zewnątrz mojej groty. Wyraźnie słyszałem jakąś szarpaninę...
< Elipse? >
- Czy nie sądzisz, że zostawienie ich tam całych i zdrowych było na miejscu?
- Oczywiście - wzruszyła ramionami Eclipse uśmiechając się - przecież tutaj, jak sam powiedziałeś, nie wytrzymają zbyt długo. Albo pujdą sobie dalej w świat... - zastanowiła się przez chwilę - na pewno nie będą nam przeszkadzać! - roześmiała się - po nauczce jaką dostali, będą omijać z daleka tereny WSC.
- O ile przeżyją - wyłapałem.
- Tak. O ile przeżyją...
- A... - zmieniłem temat - czy nie wiesz może, dokąd powędrował nasz niebieski towarzysz? Odłączył się od nas jakiś czas temu i przepadł.
- Przecież było już kiedyś powiedziane: "pojawia się i znika" - Eclipse nie traciła dobrego humoru.
- Masz rację - przytaknąłem. Mundek pojawiał się i pierzchał gdzieś, gdy tylko miał na to ochotę.
Rozeszliśmy się do swych jaskiń. Nazajutrz rano, obudził mnie krzyk na zewnątrz mojej groty. Wyraźnie słyszałem jakąś szarpaninę...
< Elipse? >
Od Eclipse CD Beryla
- To co z nimi robimy Eclipse? - Spytał się Mundus
- No właśnie. To ty ich skazujesz. To od ciebie zależy jak z naszył łap i kłów zdechną - Warknął Beryl
- Ależ ja nie chcę ich skrzywdzić
- Co? - Mundus i Beryl powiedzieli prawie równo.
- To że ja nie chcę ich krzywdzić.
Wtedy ten wilk się odezwał:
- Posłuchajcie jej. B-bo to tylko żarty były. Nic na p-poważnie
- Doprawdy? Żarty? To jak wyjaśnicie to że prawie Eclipse spadła z przepaści? - Warknał złowieszczo Beryl
- A-ale nic się jej nie stało prawda? Czy to nie jest najważniejsze? - Wilk był bardzo zdenerwowany.
Beryl rzucił się na niego. Zaczął go szarpać. Powiedziałem Mundusowi aby go powstrzymał. Jak powiedziałam tak zrobił.
- Hej zaczekajcie. Nie chcę aby zginęli z naszych łap. Przecież tu są często susze więc mogą zdechnąć z przegrzania a tak jak ich zabijemy to co z tego będziemy mieli?
- Właściwie masz rację - Powiedział Mundus
- To jak Beryl?
- Dobrze - Odwrócił się do alfy watahy - Nie zginiesz może z naszych łap jednak sępy dawno nie jadły a deszcz padał tu trzy dni temu. Następny deszcz będzie za dwa tygodnie a do tego czasu w zginiecie. - Prychnął mu w pysk - Mundus Eclipse chodzcie.
Odbiegliśmy. Na szczęście pamiętaliśmy drogę. Wataha była bardzo szczęśliwa. Zaczęto ucztę na cześć powrotu. Był wieczór. Księżyc w pełni i piękne gwiazdy. Usiadłam na jednym ze wzgórz patrząc się na gwiazdy. Wtedy usłyszałam że ktoś się do mnie zblirza. Był to Beryl. Beryl uśmiechnął się do mnie. Podszedł do mnie. Przysiadł się do mnie. Spojrzałam się znów w gwiazdy. Przez długi czas między nami była głucha cisza. W końcu Beryl rozpoczął rozmowę:
< Beryl? >
- No właśnie. To ty ich skazujesz. To od ciebie zależy jak z naszył łap i kłów zdechną - Warknął Beryl
- Ależ ja nie chcę ich skrzywdzić
- Co? - Mundus i Beryl powiedzieli prawie równo.
- To że ja nie chcę ich krzywdzić.
Wtedy ten wilk się odezwał:
- Posłuchajcie jej. B-bo to tylko żarty były. Nic na p-poważnie
- Doprawdy? Żarty? To jak wyjaśnicie to że prawie Eclipse spadła z przepaści? - Warknał złowieszczo Beryl
- A-ale nic się jej nie stało prawda? Czy to nie jest najważniejsze? - Wilk był bardzo zdenerwowany.
Beryl rzucił się na niego. Zaczął go szarpać. Powiedziałem Mundusowi aby go powstrzymał. Jak powiedziałam tak zrobił.
- Hej zaczekajcie. Nie chcę aby zginęli z naszych łap. Przecież tu są często susze więc mogą zdechnąć z przegrzania a tak jak ich zabijemy to co z tego będziemy mieli?
- Właściwie masz rację - Powiedział Mundus
- To jak Beryl?
- Dobrze - Odwrócił się do alfy watahy - Nie zginiesz może z naszych łap jednak sępy dawno nie jadły a deszcz padał tu trzy dni temu. Następny deszcz będzie za dwa tygodnie a do tego czasu w zginiecie. - Prychnął mu w pysk - Mundus Eclipse chodzcie.
Odbiegliśmy. Na szczęście pamiętaliśmy drogę. Wataha była bardzo szczęśliwa. Zaczęto ucztę na cześć powrotu. Był wieczór. Księżyc w pełni i piękne gwiazdy. Usiadłam na jednym ze wzgórz patrząc się na gwiazdy. Wtedy usłyszałam że ktoś się do mnie zblirza. Był to Beryl. Beryl uśmiechnął się do mnie. Podszedł do mnie. Przysiadł się do mnie. Spojrzałam się znów w gwiazdy. Przez długi czas między nami była głucha cisza. W końcu Beryl rozpoczął rozmowę:
< Beryl? >
sobota, 8 listopada 2014
środa, 5 listopada 2014
Od Beryla CD Eclipse
Wyciągnęliśmy nieprzytomną Eclipse z przepaści. Po chwili odzyskała przytomność.
- Co się stało?! - krzyknęła przerażona.
- Nic się nie stało - uśmiechnął się Mundus - dzięki tobie udało nam się załatwić sprawę za pomocą siły.
- Co? - wilczyca chyba miała jeszcze trudności z przyjmowaniem informacji.
- Siedzą teraz przywiązani do drzewa - uśmiechnął się znów Mundus.
- Mam nadzieję, że nie uciekną...
- Nie. Nie ma takiej opcji - byłem zadowolony z siebie i z udanej akcji.
- Jak to się stało? - zapytała Eclipse wstając.
- Najpierw zaatakowaliśmy ich od tyłu, potem obezwładniliśmy... próbowali się wyrywać... - zacząłem z przejęciem - ich przywódca zaatakował mnie... - zastanawiałem się, co powiedzieć, by nie wyjść na przysłowiowego "słabeusza".
- Nie zapominaj, że to ja cię uwolniłem i ostatecznie obezwładniłem tego wilczura - dodał dumnie Mundus.
- Tak... - zmieszałem się - potem przywiązaliśmy ich do drzew - zakończyłem.
- Ha! Brawo - uśmiechnęła się Eclipse.
Chciałem coś dodać, lecz przywódca wilków zaczął powoli dochodzić do siebie.
- Co wyście mi zrobili?! - krzyknął.
- Jak to "co"? - zapytał z oburzeniem Mundek - jak to "co"? To samo, co wy zrobiliście nam! - był tak pewny siebie, tak dobitnie tłumaczył, że nawet ów wielki wilk przewodniczący w stadzie, spuścił nieco łeb i patrzył na nas z, by nie nazwać tego przestrachem, respektem.
- Teraz też, my uczynimy to, co ty chciałeś uczynić z obecną tu waderą. Chyba że ta wadera... - patrzył bystro na wilka trzymając go w niepewności - ... Módl się, by ta wilczyca postanowiła JAKOŚ nas ułagodzić. A ostrzegam: zarówno ten wilk - tu wskazał na mnie - jako i ja, jesteśmy w naszych sądach nieugięci!
- A kimż on jest, by stawiać mi wyroki? - zapytał przywódca cicho.
- Nie słyszałeś - Mundus podszedł do wilka - że to samiec alfa Watahy Srebrnego Chabra? Wy wtargnęliście bezprawnie na jego terytorium, a on ma pełne prawo, by zrobić z wami co zapragnie!
Nagle wilk błyskawicznie chwycił Mundusa za skrzydło i pociągnął. Ten jednak, równie szybko wykręcił łapę wilka wyrywając się z jego uścisku. Wilk zapiszczał nie mogąc wyśliznąć się.
- Zgiąć się, aby zwyciężyć - mruknął ptak. Następnie puścił wilka i odsunął się kilka kroków. Ten stał jak niepyszny.
< Eclipse? >
- Co się stało?! - krzyknęła przerażona.
- Nic się nie stało - uśmiechnął się Mundus - dzięki tobie udało nam się załatwić sprawę za pomocą siły.
- Co? - wilczyca chyba miała jeszcze trudności z przyjmowaniem informacji.
- Siedzą teraz przywiązani do drzewa - uśmiechnął się znów Mundus.
- Mam nadzieję, że nie uciekną...
- Nie. Nie ma takiej opcji - byłem zadowolony z siebie i z udanej akcji.
- Jak to się stało? - zapytała Eclipse wstając.
- Najpierw zaatakowaliśmy ich od tyłu, potem obezwładniliśmy... próbowali się wyrywać... - zacząłem z przejęciem - ich przywódca zaatakował mnie... - zastanawiałem się, co powiedzieć, by nie wyjść na przysłowiowego "słabeusza".
- Nie zapominaj, że to ja cię uwolniłem i ostatecznie obezwładniłem tego wilczura - dodał dumnie Mundus.
- Tak... - zmieszałem się - potem przywiązaliśmy ich do drzew - zakończyłem.
- Ha! Brawo - uśmiechnęła się Eclipse.
Chciałem coś dodać, lecz przywódca wilków zaczął powoli dochodzić do siebie.
- Co wyście mi zrobili?! - krzyknął.
- Jak to "co"? - zapytał z oburzeniem Mundek - jak to "co"? To samo, co wy zrobiliście nam! - był tak pewny siebie, tak dobitnie tłumaczył, że nawet ów wielki wilk przewodniczący w stadzie, spuścił nieco łeb i patrzył na nas z, by nie nazwać tego przestrachem, respektem.
- Teraz też, my uczynimy to, co ty chciałeś uczynić z obecną tu waderą. Chyba że ta wadera... - patrzył bystro na wilka trzymając go w niepewności - ... Módl się, by ta wilczyca postanowiła JAKOŚ nas ułagodzić. A ostrzegam: zarówno ten wilk - tu wskazał na mnie - jako i ja, jesteśmy w naszych sądach nieugięci!
- A kimż on jest, by stawiać mi wyroki? - zapytał przywódca cicho.
- Nie słyszałeś - Mundus podszedł do wilka - że to samiec alfa Watahy Srebrnego Chabra? Wy wtargnęliście bezprawnie na jego terytorium, a on ma pełne prawo, by zrobić z wami co zapragnie!
Nagle wilk błyskawicznie chwycił Mundusa za skrzydło i pociągnął. Ten jednak, równie szybko wykręcił łapę wilka wyrywając się z jego uścisku. Wilk zapiszczał nie mogąc wyśliznąć się.
- Zgiąć się, aby zwyciężyć - mruknął ptak. Następnie puścił wilka i odsunął się kilka kroków. Ten stał jak niepyszny.
< Eclipse? >
Od Eclipse CD Beryla
Wilki zabrały mnie z zamkniętej i mrocznej jaskini. Domyślałam się że pewnie plan się nie udał. Wilki przywiązały mi do szyi, łap i pyska liny abym nie uciekła. Zaczeli mnie prowadzić. Wyszliśmy na polanę gdzie zobaczyłam Beryla i... Mundusa? On też dał się złapać jednak ja nie mogłam zareagować bo jak? Byłam uwięziona... Widziałam jak wilki patrzyły się na mnie dziwacznie. Podszedł do mnie alpha grupy i powiedział:
- Nie udało się uciec nie?
Nic nie odpowiedziałam bo jak?
- Teraz ty jako pierwsza ucierpisz - Zaczął się rechotać a zaraz po nim inni. - Zostaniesz podarowana bogom walki aby nam pomagali żebyśmy byli potężniejsi! Przywiązać ją do spróchniałego drzewa!
Odwiązali mi pysk. Zdążyłam coś powiedzieć
- Zaczekaj!
- O co chodzi?!
- Chcę się pożegnać z moimi przyjaciółmi
- Nie!
- Proszę! - Zaczęłam płakać
- Dobra - Warknął - Ale szybko i bez żadnych przekrętów!
Kiwnęłam głową na "tak" i jak najszybciej pobiegłam w stronę Beryla i Mundusa.
- Eclipse uciekaj! Chociaż ty przeżyj i powiadom watahę o wszystkim! - Krzyczał szeptem
- Nie! Mam plan - Szepnęłam do niego. Dzięki moim pazurom lekko wyzwoliłam ich z lin.
- Nie martwcie się o mnie. Teraz skupią się na mnie więc uciekajcie. Dobrze?
- Ale...
- Dobrze?!
Spojrzeli na siebie a potem na mnie. Obydwoje pokiwali głową na "tak" Alpha zawołał mnie. Wilki chwyciły mnie i przywiązali do starego drzewa które było nad przepaścią.
- Żegnaj. A mogłaś żyć ze mną jednak wybrałaś ścieżkę spisku. To twoja zasługa że teraz zginiesz. Do zobaczenia!
Kopnął drzewo. Drzewo zaczęło się przechylać a ja z każdą chwilą spadałam. Po chwili poczułam nicość wszędzie. Poczułam jak spadam wraz z drzewem. Zamknęłam oczy i zacisnęłam zęby. Słyszałam jeszcze jak Beryl i Mundus coś krzyczeli. Słyszałam odgłosy walki. Po kilku chwilach poczułam łapę. Już nie spadałam. Otworzyłam oczy i byłam w powietrzu. Spojrzałam się w górę. Zobaczyłam Beryla a obok niego Mundusa. Uśmiechnęłam się i zemdlałam.
< Beryl? >
- Nie udało się uciec nie?
Nic nie odpowiedziałam bo jak?
- Teraz ty jako pierwsza ucierpisz - Zaczął się rechotać a zaraz po nim inni. - Zostaniesz podarowana bogom walki aby nam pomagali żebyśmy byli potężniejsi! Przywiązać ją do spróchniałego drzewa!
Odwiązali mi pysk. Zdążyłam coś powiedzieć
- Zaczekaj!
- O co chodzi?!
- Chcę się pożegnać z moimi przyjaciółmi
- Nie!
- Proszę! - Zaczęłam płakać
- Dobra - Warknął - Ale szybko i bez żadnych przekrętów!
Kiwnęłam głową na "tak" i jak najszybciej pobiegłam w stronę Beryla i Mundusa.
- Eclipse uciekaj! Chociaż ty przeżyj i powiadom watahę o wszystkim! - Krzyczał szeptem
- Nie! Mam plan - Szepnęłam do niego. Dzięki moim pazurom lekko wyzwoliłam ich z lin.
- Nie martwcie się o mnie. Teraz skupią się na mnie więc uciekajcie. Dobrze?
- Ale...
- Dobrze?!
Spojrzeli na siebie a potem na mnie. Obydwoje pokiwali głową na "tak" Alpha zawołał mnie. Wilki chwyciły mnie i przywiązali do starego drzewa które było nad przepaścią.
- Żegnaj. A mogłaś żyć ze mną jednak wybrałaś ścieżkę spisku. To twoja zasługa że teraz zginiesz. Do zobaczenia!
Kopnął drzewo. Drzewo zaczęło się przechylać a ja z każdą chwilą spadałam. Po chwili poczułam nicość wszędzie. Poczułam jak spadam wraz z drzewem. Zamknęłam oczy i zacisnęłam zęby. Słyszałam jeszcze jak Beryl i Mundus coś krzyczeli. Słyszałam odgłosy walki. Po kilku chwilach poczułam łapę. Już nie spadałam. Otworzyłam oczy i byłam w powietrzu. Spojrzałam się w górę. Zobaczyłam Beryla a obok niego Mundusa. Uśmiechnęłam się i zemdlałam.
< Beryl? >
Subskrybuj:
Posty (Atom)