- To co z nimi robimy Eclipse? - Spytał się Mundus
- No właśnie. To ty ich skazujesz. To od ciebie zależy jak z naszył łap i kłów zdechną - Warknął Beryl
- Ależ ja nie chcę ich skrzywdzić
- Co? - Mundus i Beryl powiedzieli prawie równo.
- To że ja nie chcę ich krzywdzić.
Wtedy ten wilk się odezwał:
- Posłuchajcie jej. B-bo to tylko żarty były. Nic na p-poważnie
- Doprawdy? Żarty? To jak wyjaśnicie to że prawie Eclipse spadła z przepaści? - Warknał złowieszczo Beryl
- A-ale nic się jej nie stało prawda? Czy to nie jest najważniejsze? - Wilk był bardzo zdenerwowany.
Beryl rzucił się na niego. Zaczął go szarpać. Powiedziałem Mundusowi aby go powstrzymał. Jak powiedziałam tak zrobił.
- Hej zaczekajcie. Nie chcę aby zginęli z naszych łap. Przecież tu są
często susze więc mogą zdechnąć z przegrzania a tak jak ich zabijemy to
co z tego będziemy mieli?
- Właściwie masz rację - Powiedział Mundus
- To jak Beryl?
- Dobrze - Odwrócił się do alfy watahy - Nie zginiesz może z naszych łap
jednak sępy dawno nie jadły a deszcz padał tu trzy dni temu. Następny
deszcz będzie za dwa tygodnie a do tego czasu w zginiecie. - Prychnął mu
w pysk - Mundus Eclipse chodzcie.
Odbiegliśmy. Na szczęście pamiętaliśmy drogę. Wataha była bardzo
szczęśliwa. Zaczęto ucztę na cześć powrotu. Był wieczór. Księżyc w pełni
i piękne gwiazdy. Usiadłam na jednym ze wzgórz patrząc się na gwiazdy.
Wtedy usłyszałam że ktoś się do mnie zblirza. Był to Beryl. Beryl
uśmiechnął się do mnie. Podszedł do mnie. Przysiadł się do mnie.
Spojrzałam się znów w gwiazdy. Przez długi czas między nami była głucha
cisza. W końcu Beryl rozpoczął rozmowę:
< Beryl? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz