Shiro odwrócił się, wypatrując i nasłuchując innego stada saren.
- Mundusie... - spojrzałam na ptaka wyraźnie zadowolonego z siebie - po co to robisz...? - szepnęłam.
- Ktoś mi kazał, Lerciu - Mundek uśmiechnął się tajemniczo.
- Kto mógł mu kazać?! - syknęłam, odwracając się od ptaka. Mundusa co prawda, traktowałam jak członka swojej rodziny - spędziłam w jego towarzystwie całe dzieciństwo. Był zarazem moim nauczycielem i opiekunem, jak i najlepszym towarzyszem. Widziałam w nim przyjaciela i przykład... Jednakże, ostatnimi czasy, coraz częściej mnie denerwował. Wydaje mi się, że robił to specjalnie.
Podeszłam do Shiro. Basior uważnie obserwował coś, poruszającego się wśród drzew w lesie. Było to prawdopodobnie kilkoro sporych zajęcy. Stanęłam obok niego. Odwróciłam się na chwilę, by zobaczyć, czy Mundek nie planuje znów popsuć nam szyków. Ależ nie! Stał spokojnie, oparty o drzewo, tak jak wcześniej. Przyglądał nam się z uśmiechem. Nie wiedziałam już, co o tym myśleć.
< Shiro? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz