Tego ranka, postanowiłam iść do Storczyka. Zastanawiałam się, co u niego słychać. Gdy już miałam wychodzić, w progu mojej jaskini stanął Beryl; syn Gai i Hiacynta. Wyglądał, jakby przed chwilą płakał. Niepewnym krokiem wszedł do jaskini.
- Jenny... - Powiedział szeptem - z przykrością, chcę cię poinformować, że Tata, Mama, Rozalka, Teler, Storczyk i Alicja.... Nie żyją.. - Po tych słowach, z oczu wilka pociekły łzy. Szybko wyszedł, by je ukryć. A ja, stałam jak wryta. Serce podeszło mi do gardła, a łapy ugięły się, jakby były z waty. "Śmierć przyjaciół to ogromny cios... i jeszcze choroba Kelssiego... Dlaczego tak musi być!?" - Myślałam przygnębiona. Wtem, przypomniałam sobie o moim towarzyszu. "No właśnie! Kelssie! Potrzebuje mojej pomocy! Pędzę do Katii!"- Przemknęło mi przez myśl, i ocierając łzy pobiegłam do jaskini Katii. Był tam też Beryl.
- I jak się ma? - Zapytałam Katii.
- Jest Ok, ale musi tu jeszcze zostać. - Odparła Medyczka i pospiesznie wyszła.
Zostałam z Berylem.
( Beryl? )
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz