Siedziałam przed jaskinią pogrążona w myślach. Przyzwyczaiłam się już do osamotnienia na tym pustkowiu, w górach. Teraz, co prawda, nie byłam sama. Mój najlepszy przyjaciel i przewodnik jeszcze z czasów dzieciństwa, siedział obok mnie, patrząc w niebo.
Mundek ma co prawda trudny charakter, jest zacięty, uparty i złośliwy, co powiedziało i już wiele osób, prawie każda jednak dodała, że to prawdziwy przyjaciel, który zawsze pomoże. Można było więc polegać na nim, jak na Zawiszy.
Nagle Mundek przystanął, rozejrzał się i powiedział:
- Zaczekaj tu chwilę, Lerko. Zaraz wrócę.
Usiadłam na ziemi, przyglądając się Mundusowi. Ten, szybko wzbił się w górę (jest przecież ptakiem!) zniknął w lesie.
Cóż się stało? Mam nadzieję, że nikt obcy nie znalazł się w pobliżu.
Pobiegłam za Mundusem.
Dostrzegłam jego modre piórka między drzewami. Stał schylony i czemuś się przyglądał.
- Co się stało? - zapytała szeptem.
- Jakaś obcy wilk - odpowiedział, wskazując na nieznajomego basiora leżącego na polanie.
- Ach... gdzie idziesz?! - zapytałam gdy ptak przedarł się przez krzaki.
- Trzeba dowidzieć się, kto to jest - wyjaśnił - poczekaj tutaj. Źle zrobiłaś, zostawiając jaskinię samą.
Podszedł do śpiącego wilka. Ten, obudził się i w mgnieniu oka zerwał się na równe nogi.
- Kto to?!! - zawarczał otrząsając się z liści i piasku.
- Mogę zapytać o to samo - Mundus uśmiechnął się złośliwie (o ile jest to możliwe dla ptaka).
Wilczur pozostał względem niego nieufny.
- Od kiedy to takie dziwadła zamieszkują świat? - zachichotał basior - jesteś bocianem, czy papugą?
Znałam Mundusa zbyt dobrze, by nie wiedzieć, co teraz nastąpi. Każdy kto go znał, wiedział, że nie puści mimo uszu przezwiska "papuga". Nie wiadomo dlaczego tak nie lubi, gdy się go tak nazywa. Kiedyś powiedział mi, że do papug samych w sobie, nie kryje żadnej urazy. Wiadomym jednak było, że tego przezwiska nie daruje NIKOMU.
- Może pan powtórzyć? - przymknął oczy. Czekał.
- Nie dosłyszałeś? - warknął wilk, zdenerwowany wybudzeniem z przyjemnego snu - jesteś bocianem, czy papugą?
Cofnęłam się o krok.
- Ta zniewaga krwi wymaga! - mruknął Mundus. Bez opamiętania rzucił się na wilka...
Skrzydlaty wilczur nie spodziewał się tego. Upadł na ziemię, jednak zdążył złapać Mundusa za skrzydło. Wstał i pociągnął za nie, wyrywając memu towarzyszowi kilka piór. Teraz oboje wpatrywało się w siebie ze złością.
To porażka! Nie znamy tego wilka, a Mundus już wdał się z nim w bójkę...
< Vincencie? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz