Po śniadaniu, udaliśmy się nad Różany Wodospad. Zajęliśmy się wesołą rozmową i żartami. Zapomnieliśmy o troskach.
* * *
- I co? - zapytałem.
- Nie wiem... - Eclipse pokręciła głową zamyślona - może kalina?
- Nie! - wykrzyknąłem triumfalnie - to stokrotka.
- Biały kwiat z wieloma liśćmi? - rzuciła szybko Eclipse.
- Rumianek?
Eclipse nie zdążyła odpowiedzieć. Usłyszeliśmy dochodzący zza drzew głos Mundusa.
- Berylu!! - darł się wniebogłosy.
- Mundek? - bez entuzjazmu nie odwracając się nawet ziewnąłem - czego?
- Choć tu na chwilę! - padła odpowiedź.
- Przepraszam na chwilkę- zwróciłem się do Eclipse i wszedłem do lasu.
- Co się sta... - w tym momencie, Mundus zakrył mi skrzydłem pysk i szepnął.
- Od tego zależy moje i Twoje życie. Bądźże więc cicho!
Mundek zaprowadził mnie na polanę. W tym momencie, ktoś narzucił na mnie płócienny worek. Coś złapało mnie za kark i zaczęło wlec przed siebie. Słyszałem nieznane głosy. Słyszałem śmiech...
"Zdrada!" - pomyślałem.
< Eclipse??? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz