Moja operacja, choć nie trwała długo była jedną z boleśniejszych rzeczy jakie dotąd przeżyłam. Oczywiście nie dawałam po sobie poznać, ale znieczulenie jakie dostałam było zdecydowanie zbyt słabe. Jednak jak mocnym znieczuleniem mogą dysponować wilki? Mniejsza, wszystko teraz szło ku lepszemu. Wystarczyło mi teraz poleżeć kilka dni na obserwacji, wykonując jednocześnie pierwsze ćwiczenia rehabilitacyjne, które będą mi towarzyszyć przez najbliższy miesiąc.
- Rubid był tu jak spałaś i pytał
jak się czujesz. – zaczęła raz Flora, robiąc obchód jak codziennie wieczorem.
- I co mu powiedziałaś? –
spytałam od niechcenia. Nawet nie musiała udawać, ten wilczek mało mnie
obchodził, ale jednak w jakiś sposób mnie ocalił. Powiedzmy, że moje marne
zainteresowanie miało być za to podzięką.
- Tylko, że operacja się udała.
Stwierdziłam, że sama mu wszystko opowiesz jak będziesz chciała. Przyjdzie
znowu jutro.
- Nie chce z nim gadać. –
sapnęłam jak niezadowolona nastolatka. Tylko z czego miałabym być zadowolona?
Że jestem uziemiona na najbliższy miesiąc? Przy moim trybie życia to było nie
do zaakceptowania. Ciri może i by się odnalazła w leżeniu do góry brzuchem, ale
mnie mogło to tylko przyprawić o chorobę psychiczną.
- Dzięki niemu się tu znalazłaś.
Gdyby nie jego pomoc, możliwe, że nadal leżałabyś w tej dziurze.
- Tak, dzięki niemu. Dosłownie. –
nie będę narzekać Florze, w końcu co ją to obchodzi. Pomimo tego, że ten Rubid
pomógł mi dostać się do jaskini medycznej, to jednocześnie też, gdyby nie on,
pewnie w ogóle nie znalazłabym się w tej zasranej dziurze. Choinka. To na pewno jego myśli. Kto wie, może śledził mnie od
dłuższego czasu? Kimkolwiek był, nie miałam zamiaru mu ufać.
---
Rubid się nie pojawił. Ani dzień
później ani nawet tydzień później. I dobrze. W końcu dokładnie tego chciałam,
prawda? Nie chce z nim rozmawiać, patrzeć na jego dziwnie chuderlawe ciało i świdrujący
do duszy wzrok. Był przypadkowym obserwatorem mojego upadku i tylko tyle. Nic
od niego nie chciałam, a tym bardziej nie wyobrażałam sobie, żeby on czegoś ode
mnie chciał.
- Już ci lepiej wychodzą te
ćwiczenia. Może będziesz mogła wyjść wcześniej? – powiedział Ciri patrząc na
jedną z moich sesji rehabilitacyjnych. Właśnie leżałam na plecach i poruszałam
tylnymi łapami na tyle na ile mogłam, zginając je do siebie po to by zaraz
wypchnąć je od siebie.
No właśnie Ciri. Ciri
przychodziła do mnie codziennie. Odkąd sama w pewien niesamowicie ciekawy sposób
zakończyła swój własny związek, siedziała mi na ogonie niemal bez przerwy. Nie
żeby mi to przeszkadzało… lubiłam jej towarzystwo. Jednak ostatnio przez brak
zajęcia zaczęła gadać jak najęta, wymyślać sobie nowe dramaty, byleby
utrzymywać się na swojej stałej powierzchni psychicznej niedoskonałości. Raz w
tygodniu miała próby z innymi muzykalnymi watahy i wtedy udawało mi się wybiec
na samotny trening. To właśnie wtedy udało mi się tak urządzić i znaleźć tutaj.
Ciri wypomina mi to niemal codziennie.
- Zostawić Cię na chwile… Może
powinnam Cię zabierać na nasze próby, przekonam resztę, że możesz być naszym
doradcą i formą widowni. Oczywiście dopiero jak dojdziesz do siebie, Twoje
zdrowie jest najważniejsze… - uśmiechnęła się ciepło po czym zaśmiała
niezręcznie. – Bo w końcu z kim innym mam spędzać czas jak nie z Tobą! Jak mi
znikniesz z tego świata to już nikt mi nie zostanie.
Zakończyła swoją wypowiedź z uśmiechem
na pysku, jednak jej wydźwięk był mi bardziej niż jasny. Do mojego umysłu
doszła pojedyncza myśl. Ciekawe gdzie
teraz jest Admirał? Matko jeśli za długo będę to siedzieć to ta wilczyca
znowu wpadnie w depresje. Nie wiem czy to dobrze, że zrobiła ze mnie swoją
kotwice i nakierowała swoją uwagę i uczucia na mnie zamiast na Admirała, ale…
pomaga jej to. Przynajmniej na razie. Niewiele brakuje by ta wadera się
stoczyła.
- No dobrze. Koniec ćwiczeń. –
powiedział Delta podchodząc do nas. – Ciri, zostawisz nas? Musze sprawdzić jak
się ma nasza pacjentka.
- Jasne! – krzyknęła trochę zbyt entuzjastycznie
i odchodząc zasalutowała Delcie. Mam nadzieje, że sobie poradzi beze mnie. W
końcu ona także jest moją jedyną przyjaciółką.
---
Czy to żart? Ten chudy przydupas
tak się o nie martwił, a teraz nawet nie przyszedł sprawdzić jak się czuje?
Równie dobrze mogłabym być już martwa, a ten nawet by o tym nie wiedział. No do
kur.. nędzy, w jakieś kulki sobie leci. Zapewniał, że przyjdzie następnego
dnia, a tu już ósmy mija i cisza. Czy to dlatego, że byłam oschła? Tylko jaka
miałam być? Zawsze taka jestem i każdy to potwierdzi. W sumie, czym ja się przejmuje!
Nie znam typa, w dupie go mam. Głęboko! Najgłębiej jak się da! Niech sobie nie
przychodzi i wącha kwiatki od spodu najlepiej. Niezły jest kurde, taktyka godna
mistrza. Dać zainteresowanie niezainteresowanej i zabrać je by się
zainteresowała. No brawo, udało Ci się, ale nie na długo. Przejrzałam Cię i na
pewno nie nabiorę się na… Choinka.
Odwróciłam się gwałtownie i
spojrzałam na ciapatego wilka. Ból mięśnia przeszył moją nogę, ale nie zważałam
na to za bardzo. Impuls ekscytacji podgrzał mi krew w żyłach, ból jest
nieistotny.
- Nymeria, uważaj! – krzyknęła Flora
nadzorująca moją dzisiejszą rehabilitację. Rubid podbiegł do mnie od razu chcąc
pomóc, choć pewnie wiedział o sprawie tyle co nic.
Cholera. Czy zauważył mój
uśmiech?
<Rubid?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz