poniedziałek, 22 listopada 2021

Od Nymerii CD Rubida - "Wyblakłe Słońce" cz. 5.4

Moja operacja, choć nie trwała długo była jedną z boleśniejszych rzeczy jakie dotąd przeżyłam. Oczywiście nie dawałam po sobie poznać, ale znieczulenie jakie dostałam było zdecydowanie zbyt słabe. Jednak jak mocnym znieczuleniem mogą dysponować wilki? Mniejsza, wszystko teraz szło ku lepszemu. Wystarczyło mi teraz poleżeć kilka dni na obserwacji, wykonując jednocześnie pierwsze ćwiczenia rehabilitacyjne, które będą mi towarzyszyć przez najbliższy miesiąc.

- Rubid był tu jak spałaś i pytał jak się czujesz. – zaczęła raz Flora, robiąc obchód jak codziennie wieczorem.

- I co mu powiedziałaś? – spytałam od niechcenia. Nawet nie musiała udawać, ten wilczek mało mnie obchodził, ale jednak w jakiś sposób mnie ocalił. Powiedzmy, że moje marne zainteresowanie miało być za to podzięką.

- Tylko, że operacja się udała. Stwierdziłam, że sama mu wszystko opowiesz jak będziesz chciała. Przyjdzie znowu jutro.

- Nie chce z nim gadać. – sapnęłam jak niezadowolona nastolatka. Tylko z czego miałabym być zadowolona? Że jestem uziemiona na najbliższy miesiąc? Przy moim trybie życia to było nie do zaakceptowania. Ciri może i by się odnalazła w leżeniu do góry brzuchem, ale mnie mogło to tylko przyprawić o chorobę psychiczną.

- Dzięki niemu się tu znalazłaś. Gdyby nie jego pomoc, możliwe, że nadal leżałabyś w tej dziurze.

- Tak, dzięki niemu. Dosłownie. – nie będę narzekać Florze, w końcu co ją to obchodzi. Pomimo tego, że ten Rubid pomógł mi dostać się do jaskini medycznej, to jednocześnie też, gdyby nie on, pewnie w ogóle nie znalazłabym się w tej zasranej dziurze. Choinka. To na pewno jego myśli. Kto wie, może śledził mnie od dłuższego czasu? Kimkolwiek był, nie miałam zamiaru mu ufać.

---

Rubid się nie pojawił. Ani dzień później ani nawet tydzień później. I dobrze. W końcu dokładnie tego chciałam, prawda? Nie chce z nim rozmawiać, patrzeć na jego dziwnie chuderlawe ciało i świdrujący do duszy wzrok. Był przypadkowym obserwatorem mojego upadku i tylko tyle. Nic od niego nie chciałam, a tym bardziej nie wyobrażałam sobie, żeby on czegoś ode mnie chciał.

- Już ci lepiej wychodzą te ćwiczenia. Może będziesz mogła wyjść wcześniej? – powiedział Ciri patrząc na jedną z moich sesji rehabilitacyjnych. Właśnie leżałam na plecach i poruszałam tylnymi łapami na tyle na ile mogłam, zginając je do siebie po to by zaraz wypchnąć je od siebie.

No właśnie Ciri. Ciri przychodziła do mnie codziennie. Odkąd sama w pewien niesamowicie ciekawy sposób zakończyła swój własny związek, siedziała mi na ogonie niemal bez przerwy. Nie żeby mi to przeszkadzało… lubiłam jej towarzystwo. Jednak ostatnio przez brak zajęcia zaczęła gadać jak najęta, wymyślać sobie nowe dramaty, byleby utrzymywać się na swojej stałej powierzchni psychicznej niedoskonałości. Raz w tygodniu miała próby z innymi muzykalnymi watahy i wtedy udawało mi się wybiec na samotny trening. To właśnie wtedy udało mi się tak urządzić i znaleźć tutaj. Ciri wypomina mi to niemal codziennie.

- Zostawić Cię na chwile… Może powinnam Cię zabierać na nasze próby, przekonam resztę, że możesz być naszym doradcą i formą widowni. Oczywiście dopiero jak dojdziesz do siebie, Twoje zdrowie jest najważniejsze… - uśmiechnęła się ciepło po czym zaśmiała niezręcznie. – Bo w końcu z kim innym mam spędzać czas jak nie z Tobą! Jak mi znikniesz z tego świata to już nikt mi nie zostanie.

Zakończyła swoją wypowiedź z uśmiechem na pysku, jednak jej wydźwięk był mi bardziej niż jasny. Do mojego umysłu doszła pojedyncza myśl. Ciekawe gdzie teraz jest Admirał? Matko jeśli za długo będę to siedzieć to ta wilczyca znowu wpadnie w depresje. Nie wiem czy to dobrze, że zrobiła ze mnie swoją kotwice i nakierowała swoją uwagę i uczucia na mnie zamiast na Admirała, ale… pomaga jej to. Przynajmniej na razie. Niewiele brakuje by ta wadera się stoczyła.

- No dobrze. Koniec ćwiczeń. – powiedział Delta podchodząc do nas. – Ciri, zostawisz nas? Musze sprawdzić jak się ma nasza pacjentka.

- Jasne! – krzyknęła trochę zbyt entuzjastycznie i odchodząc zasalutowała Delcie. Mam nadzieje, że sobie poradzi beze mnie. W końcu ona także jest moją jedyną przyjaciółką.

---

Czy to żart? Ten chudy przydupas tak się o nie martwił, a teraz nawet nie przyszedł sprawdzić jak się czuje? Równie dobrze mogłabym być już martwa, a ten nawet by o tym nie wiedział. No do kur.. nędzy, w jakieś kulki sobie leci. Zapewniał, że przyjdzie następnego dnia, a tu już ósmy mija i cisza. Czy to dlatego, że byłam oschła? Tylko jaka miałam być? Zawsze taka jestem i każdy to potwierdzi. W sumie, czym ja się przejmuje! Nie znam typa, w dupie go mam. Głęboko! Najgłębiej jak się da! Niech sobie nie przychodzi i wącha kwiatki od spodu najlepiej. Niezły jest kurde, taktyka godna mistrza. Dać zainteresowanie niezainteresowanej i zabrać je by się zainteresowała. No brawo, udało Ci się, ale nie na długo. Przejrzałam Cię i na pewno nie nabiorę się na… Choinka.

Odwróciłam się gwałtownie i spojrzałam na ciapatego wilka. Ból mięśnia przeszył moją nogę, ale nie zważałam na to za bardzo. Impuls ekscytacji podgrzał mi krew w żyłach, ból jest nieistotny.

- Nymeria, uważaj! – krzyknęła Flora nadzorująca moją dzisiejszą rehabilitację. Rubid podbiegł do mnie od razu chcąc pomóc, choć pewnie wiedział o sprawie tyle co nic.

Cholera. Czy zauważył mój uśmiech?

<Rubid?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz