Delta podrapał się po uchu. Potem po nosie. Następna w
kolejce była broda, policzek, szyja, tył głowy i ogólnie pojęte drapanie się
gdzie tylko jego łapa na pysku sięgnęła. Przecieranie oczu, niewątpliwie
ciężkie westchnięcia i rozbiegany wzrok. Taki stan rzeczy mógł świadczyć tylko
o dwóch różnych od siebie sytuacjach. Delta dostał wysypki lub niecierpliwie próbował
pobudzić swój mózg do myślenia. Tym razem ku szczęściu małego basiora była to
druga opcja. Chociaż czy ku takiemu szczęściu? Bądźmy szczerzy, cieszył się że
jego przyjaciel w końcu ruszył dupę i zdecydował się oświadczyć swojemu ukochanemu
(chociaż mógłby mniej w międzyczasie narzekać), aczkolwiek na drodze do
perfekcyjnego stanu rzeczy pojawiło się parę… drobnych przeszkód. A mówiąc
drobnych Delta oczywiście nie ma na myśli jednej chmurki na niebie, a
zapowiadające się burze. Nie kilka opadniętych liści, a znikające z drzew
korony. Nie brak lampionów, ale jednak… no jednak ich brak. Bądźmy szczerzy,
nic nie wskazywało na perfekcyjność tego wydarzenia. Jednak co możesz zrobić jak
nie możesz nic zrobić? A otóż możesz coś zrobić, czyż nie? Masło maślane. Delta
westchnął zerkając na swojego rudego towarzysza, który wyglądał na równie
zamyślonego ,aczkolwiek widocznie mniej załamanego.
—Powiem ci przyjacielu, że to będzie kupa roboty.— odezwał się w końcu Delta.
—Co ty nie powiesz… — padł kąśliwy komentarz od jego boku. Basior jedynie
zamlaskał.
— Uhh. Niech to Huk pierdo**e —zamruczał pod nosem aby zaraz potem znowu
podrapać się po brodzie. Skąd wziąć tyle lampek?! W dodatku trzeba to zrobić
szybko! Bardzo szybko! —Dobra Paki. Półgłówku mój kochany. —zwrócił się w końcu
do rudzielca składając łapy ze sobą w znak gotowości do poważnej rozmowy, a
raczej bezczelnego rozdania zadań.
—Nom. — został ponaglony więc przewracając oczami zaczął swój mały wywód.
—Masz 2 dni. 2 dni ci daje, bo potem znając życie w nocy nie zobaczymy ani
gwiazd ani własnego nosa przy tej mgle. Więc trochę nas czas ciśnie w dupę.
Więc za 2 dni, chwilę po zachodzie księżyca wszystko tu będzie gotowe. Picuś
glancuś jak się patrzy kumasz. Zadbam o wszystko poza tym nieszczęsnym
prezentem i przytarganiem tu twojego kochasia. Więc… masz dwa zadania jeśli
chcesz aby wszystko wyglądało bosko! — wypowiedział się gestykulując łapami,
gdyż emocje i ciągła myśl o tych lampionach zakrzątały mu myśli.
—Spoko. Ale jesteś pewien, że … —
— SHush przyjacielu. Jestem pewien. — nawet nie chciał czekać na wątpliwości
swojego wilczego kumpla — Już wiem co zrobię — pomyślał na głos zacierając
ręce.
—No ale nie bądź taki! — Delta zaskowyczał za uchem
Agrestowi.
— Chryste Panie Delta. Mierzisz mnie już półtora godziny. Nie to nie. Zresztą
skąd ja mam to niby wziąć? —szary wilk mało nie rzucił kartkami jakie trzymał w
łapie. Ich oczy spotkały się.
— Proszę! — Delta zamrugał parę razy ładnie oczkami.
—A dasz mi potem święty spokój? — złotawe oczy przymknęły się w szczerej
irytacji.
— Ba! Tak święty, że poczujesz się jak w grobie!
— Bardzo śmieszne. — zapadła cisza. Chwilowa…
— Toooo… Znaczy że się zgadzasz? —
— DELTA!
Pomocnik medyka przetarł oczy z zadowoleniem. Sznurki
wisiały pomiędzy gałęziami. Hallelujah za jego zwinność i umiejętności
chodzenia po drzewach (to nie zmienia faktu, że spadł ze niego i obił Se zadek).
Z cichym westchnieniem spojrzał jeszcze na bok gdzie zalegała masa papierowych
lampionów. Katorgą było ubłagać alfę o pomoc, a i tak w końcu to Mundus
skończył na szukaniu źródła zasobu i taszczeniu tego na polanę wraz z wilkiem.
Mundus i jego mały, kochany , ala cień. Kawka powoli rozkładała kolejne
lampiony aby podawać je ptaku.
—Tak właściwie to po co to? — spytała w końcu. Delta nie do końca wiedział
dlaczego ta dwójka nadal tu jest, ale nie wnikał. Było mu dużo prościej
zorganizować… no właśne… co? Piękną noc? Gówno. Przecież pogody nie da się
zorganizować, więc właściwie tylko chodził i wkładał do każdego lampionu jego
świeczkę.
—Niespodzianka, że tak to ujmę. Nie jestem pewien jak bardzo mogę się o tym
wygadać wiesz. — mruknął w odpowiedzi odpalając jedną ze świec w swojej łapie.
Ta zapaliła się spokojnym blaskiem. — HA! Idealnie
— Na nas powoli czas — Mundus wylądował przy nich. Lampionów było jeszcze
sporo, ale cóż. Delta ich nie zatrzymywał.
—Spoko. Dzięki za odrobinę pomocy! Miłej drogi. — pożegnał ich przyjaźnie i
teraz sam zabrał się za rozkładanie lampionów i podwieszanie ich jeden za
drugim, a termin nieubłaganie drapał go po karku. To tej nocy (bo sprowadzanie
tego papierowego gówna zajęło im chwilę) mają się odbyć oświadczyny. Dlatego
streszczał tyłek i przyznać musiał, że ledwo wyrobił. Jednak kiedy słońce
zachodziło wszystko już wisiało, a on sam zgarniał jak najwięcej liści mógł w
tak krótkim czasie.
—Szybciej, szybciej, szybciej! — poganiał się szeptem chowając pomarańczowo
brązową pulpę pod krzakami, z dala od wzroku i widoku.
I chyba skończył w samą porę, gdyż siedząc jeszcze w krzakach słyszał
zbliżające się kroki. Na szczęście pogoda była wyśmienita!
<Paki?> Powodzenia ty romantyku XD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz