Hermiona patrzyła z niedowierzaniem na Loczka, który zasypał
nieszczęsnego alfę tego stada swoimi słowami. A ona? Ona stała i jedynie
milczała czekając aż ta mała kulka energii wyładuje się na swojej ofierze.
Jednak zostali przyjęci ochoczo, albo pospiesznie do watahy, aby tylko wyszli,
a raczej wyszedł Loczek.
-No! I proszę cię bardzo! Na pewno w końcu znajdziemy miejsce w którym
zasiądziemy na zawsze! PA PA PANIE ALLFO AGREŚCIE!- Loczek wydarł się na odchodne
po swoich słowach do „siostry”. Ta jedynie przytaknęła widząc jak szary wilk
wzdycha za ich Pelcami. Nie dziwiła się. Albinos bywał bardzo ciężki do
zniesienia. – Mam nadzieję że to będzie to miejsce. Chociaż na razie podobno
nie ma za wiele szczeniąt w okolicy. Ale nie szkodzi. Fajnie że chociaż było
tyle ciekawych stanowisk wolnych. Podziwiam też pana alfę Agresta, że w ogóle jest
w stanie tym wszystkim tak ładnie rządzić.- nawijał biały mieszaniec podążając
krok przed swoją drogą Hermioną.
-Prawda.- przytaknęła mu.
-Ale co tera robić? Skoro na razie nie ma jak pracować? Może pozwiedzamy?
Chociaż pewnie pogubimy się w tym lesie! Albo o zgrozo przekroczymy jakieś
wrogie granice! I co wtedy? CO wtedy? Nie chciał bym tego. Szkoda, że alfa ani
jego niebieski pomocnik nie chcieli nam pomóc. Ani Kenai. Wydawał się być w
końcu taki miły. Tak jak jego siostra, którą tak mało widzieliśmy. Aż szkoda!
Aż szkoda, bo w końcu wywarliśmy nieco złe pierwsze wrażenie. Ja serio myślałem
że to szczeniak, ale no cóż. Okazał się, że nie! Ale małe rzeczy są urocze nie
Hermi.- A waderze na myśl przyszło tylko „Tak. W końcu jesteś uroczy”, ale
jedynie przytaknęła, wiedząc, że wypominanie Loczkowi jego wielkości może
wywołać lawinę słów, a po co zakłócać ich spokojny potok? – No właśnie! Dlatego
chciałbym przeprosić jeszcze raz, ale nie wiem gdzie mam iść. Ja nawet nie pamiętam
skąd przyszliśmy. Trochę się wtedy za bardzo rozkojarzyłem, a ty siostra! Wiesz
którędy powrotem do tej jaskini? – odpowiedziało mu ciche nie. – A niech to. O!
Patrz. Ptaszek! Podobny do tego u alfy. Heeej!- biały basior pomachał łapą
zaraz potem przenosząc swoją uwagę na coś innego i poruszając jego „ważność” w
postaci kolejnego małego monologu. A młoda wadera jedynie potoczyła wzrokiem,
za nieco zdezorientowanym upierzonym stworzeniem i westchnęła. Czuła, że ich
pobyt w tym miejscu może nie być do końca udany, ani ciekawy. Ze zrezygnowaniem
zauważyła, że właściwie oprócz Kenaia i Kanny, nikt ich nie przyjął z otwartymi
łapami, jak to wyobrażał sobie jej delikatnie naiwny brat. Z resztą nawet tamto
rodzeństwo nie było do końca skore do pomocy. Stąd też Hermiona zasępiła się
nieco kręcąc głową i szukając wzrokiem tego białego pomiotu szatana. Znalazła
go szybko, przerzucającego jakieś opadnięte liście i prowadzącego swój typowy
słowotok. Zbliżyła się, gdyż jeg głos był jedyną przyjemną rzeczą jaka ją w
życiu spotkała. Miłe wspomnienia związane z tym mieszańcem to właściwie jedyny
powód dla którego jej mózg i wola jeszcze nie podążyły za przykładem innych i
nie oddaliły się od obecności mówiącej katarynki, napędzanej oddechem.
Przeszli jeszcze kawałek, a raczej to Loczek przeciągnął swoją siostrę, która
nie była pewna co do tego pomysłu jednak o chwale niebiosom i niebom wpadli na
coś niewielkiego. A raczej kogoś…
-Loczek. To nie jest dobry pomysł. Nie oddalajmy się. Może ktoś będzie szedł i
wiesz… pomoże nam znaleźć komunalną jaskinię do spania czy coś…- westchnęła
samica przecierając pysk łapą.
-Oj tam! CO nas nie zabije to nas wzmocni nie? Chodź. Jeszcze kawałek. W końcu
może znajdziemy kogoś, albo spanie. Granice na pewno są jeszcze daleko! A poza
tym …- i znowu się zaczęło. Słowotok koto-wilka. Wadera ściągnęła brwi i mruknęła
przeciągłe shush, które zamknęło tego kurdupla na sekundę.
-Braciszku, tak bardzo jak cię kocham… tak bardzo nie chcę iść dalej. TO…
niebezpieczne. Ja nie chcę żebyś znowu wdawał się w bójki. – szepnęła aby
basior musiał wyjątkowo mocno skupić swoją uwagę na jej słowach i ich
znaczeniu. Widziała na jego pysku rezygnację, ale pokiwał głową. W końcu
wszystko dla jego kochanej Hemiony!
-No dobrze… Ale…- zaszeleściły liście za nimi zanim Loczek był w stanie
wypowiedzieć kolejne słowo i z krzaków wyszła Kanna spoglądając na nich nieco
zdezorientowana. Hermiona kiwnęła jej głową od razu czując się onieśmielona, a
pyszczek Loczka rozjaśnił się w uśmiechu.
-Hej!. – przywitał się nieco ściszonym głosem pozostałym jeszcze po konwersacji
z Hermi.
<Kanna?Kenai?>
Nie mam pojęcia, jak to robisz, ale te Twoje monologi mogą się ciągnąć pół strony i wcale nie są nudne ani męczące. Podziwiam tą zdolność, bo nie każdemu by się to udało.
OdpowiedzUsuń