Almette siedziała na jakimś losowym kamieniu naburmuszona
nieco. Dlaczego nie pozwolił jej iść. Wyglądała dużo bardziej jak pies niż on.
No tak. Niby to jest niebezpieczne, ale czy nie po to idzie się na przygody?
Czy nie po to opuszcza się dom? Żeby zobaczyć świat, napotkać przygody i
nauczyć się paru lekcji od życia. Dlatego Almette nie była zadowolona z decyzji
przyjaciela jednak uszanowała ją. Czekała i czekała. Aż w końcu zbliżył się ten
czas kiedy podekscytowana wbijała wzrok w ścieżkę prowadzącą w kierunku tego
małego przyportowego miasta. Jednak nie pojawiała się tam żadna ruda figura ani
nie powiewał żaden kapelusz. Minęła minuta, dwie i czas tak sobie spokojnie płynął,
a serka z niepokojem zadzierała głowę przyglądając się słońcu, które usilnie
uciekało coraz to bliżej horyzontu. Co się stało, że Way się spóźniał? Odpłynął
bez niej? Trochę absurdalna myśl. W końcu wziął ja. No tak. Nie obiecał, że jej
nie zostawi w pewnym momencie, ale bądźmy szczerzy. Głupim i nieczulym byłoby
pozostawić Serkę bez słowa. Jeśli tak rzeczywiście było to ona już mu pokarze
jak się tylko na wiosnę wróci do watahy. Już ona mu wytłumaczy, że jej uczuć
się nie rani. Wystarczyłoby w końcu w twarz jej powiedzieć, że to już czas. Że
ich drogi tu mogą się rozejść! A nie uciekać! Ale pozostawała jeszcze opcja
druga. Popłynął sobie! Ba! I teraz nie może wrócić. Może przypadkiem wsiadł na
statek i akurat teraz jest już na morzu. No nie szkodzi. W takim wypadku
wybaczyłaby mu, no bo przecież płynął do brzegu nie będzie. Ale, przecież
istniała jeszcze opcja, że nieszczęśnikowi coś się stało. Tylko co? Mówił że
ludzie nie atakują intruzów jak im się w paradę nie wchodzi ze swoją
obecnością. Może się potknął? Albo jednak wszedł im w paradę i teraz gdzieś się
chował przed ich złością! Nie było to istotne, gdyż zniecierpliwiona serka uzbrojona
w zmysł węchu ruszyła mu naprzeciw. Może go znajdzie, a może spotkają się po
drodze. Na pewno tak będzie! Way jest cały, jest zdrowy tylko się zagapił.
Nigdzie nie odpłynął i nie zostawił jej samej na pastwę losu. W końcu to bardzo…
porządny wilk.
—Way?— Almette nieśmiało wystawiła głowę zza jakiegoś śmietnika. Czuła
niedaleko zapach wilka jednak przez ten odór ryb ciężko było go dokładnie
śledzić. Złwłaszcza że ten plątał się i kręcił jakieś fikołki, jakby Way robił
to samo. Almette westchnęła nie słysząc odpowiedzi, więc szła dalej. Widziała
jak mało ludzi zwraca na nią uwagę. Może to i dobrze. Jeszcze tylko nauczy się
szczekać i nikt nie zwróci na nią nawet głowy.
Hau, Hau i będzie podszywała się pod psa. Bardzo grzecznego psa!
Nieśmiałym krokiem i dość ostrożnym jak na swoją osobowość podążała śladami
swojego towarzysza. W którymś momencie straciła go znajdując go szybko w innym
miejscu. Ale tyle dobrze, że ponownie go miała. Jednak z tym tropem pojawiło
się coś jeszcze. Jakiś… człowiek zgadywała. I siarka? Czyżby ktoś strzelał? Ale
do kogo? Odtrąciła jednak tą myśl i zgrabnie dotarła do końca zapachu. W małym
zaułku było głośno od szczekania psów, a zapach znikał w dziurze w drewnianym
płocie.
—WAY?! — zarzuciła głośno ponad ten nieziemski skowyt.
— Almette…? — usłyszała tylko w odpowiedzi, dość niewyraźnie i pospiesznie ,ale
z pewnością głos należał do rudawego basiora.
—WY! Potwory! — zza jej pleców dobiegł jakiś krzyk i wystrzał. Jednak
strzelający miał oko jak kret gdyż kula przecięła powietrze trafiając w szybę
jakiegoś domostwa.
— Oh… — i Almette zmarszczyła się. — Biedny domek. Teraz będzie im zimno w środku.
Ha! Głupi człowiek. — pokręciła głową i przysadziła się wykonując skok.
— Potwory? Almette uciekaj stamtąd! —Way
odkrzyknął zza płotu jednak pysk Serki już wystawał ponad nim. Wadera
podciągnęła się na niestabilnej deseczce i przetoczyła na drugą stroną spadając
na jednego z psów, który sadził się do jej przyjaciela. Ona szybko wstała, pies
jeszcze leżał.
— Ale czemu mam uciekać? — spytała z niezrozumieniem. Nie była do końca
świadoma że celowano akurat w nią. W końcu była taka grzeczna.
— Bo… zresztą… Nie ważne . — Way zbył ją na tą chwilę, ale ona mu tak łatwo nie
odpuści. Później jej na pewno wytłumaczy.
—A oni czego chcą?— spytała Serka patrząc na parę pozostałych kundli różnych wielkości.
— Nie wyglądają na miłych. — mruknęła mrużąc oczy. Czy oni próbują skrzywdzić
jej przyjaciela?
—To nieistotne. Co ty tu robisz? Miałaś zostać i czekać. — Way mruknął chyba
powarkując w kierunku tych bezczelnych psowatych baranów.
— No i czekałam… ale nie przychodziłeś więc poszłam cię szukać, bo no… myślałam
że albo odszedłeś bez słowa, albo przypadkiem wsiadłeś na statek i teraz gdzieś
płyniesz, albo no… stąło ci się coś. Więc postanowiłam cię poszukać. No i
patrz! Jestem. Ale spokojnie! Byłam ostrożna. Tylko ten gościu był jakiś
dziwny. Kompletnie go nie rozumiem. Wara! — przerwała swój mały monolog aby
owarczeć jakiegoś chojraka który podszedł bliżej. Ten cofnął się. Może Almette
miałaby trudność ze skrzywdzeniem muchy, ale to nie zmieniało faktu że
warknięcie i wycie miała jak na dużego wilka przystało. Głośne, gardłowe i robiące
wrażenie. Jej najlepsza broń zaraz za krytykowaniem i zasypywaniem innych swoją
gadaniną
<Way?>
Ja nie wiem co ty chciałeś z tymi psami więc teraz masz kompana i myśl jak to rozwiązać XD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz