- Co za dziura!- C6 cisnął w szale kamiennym młotkiem o ścianę.- Nic tu nie działa! Handel, produkcja, budowa, nic! - Padł na podłogę jaskini i złapał się za łeb. - Co to cholera jasna znaczy, że zerwali sojusz z WWN?
- Tak jakoś wyszło C6, to nie moja w tym rola.- Domino cofnęła się po parę kroków i skuliła w sobie. - Podsłuchałam jakieś awantury z jaskini wojskowej, ale nie mówili co się dokładnie stało. Nie bądź zły.
- Przecież nie jestem...- Zacisnął zęby i podrapał się agresywnie po szyi. Czuł, że może płakać. - Masz jedzenie?
Domino odwiązała z szyi tobołek z lnianej chusty i położyła na stoliku cyborga. Cztery rogi tkaniny opadły na blat, a apetyczny zapach rozprowadził się po pomieszczeniu. Przyniosła ryby. Wypatroszone, oskrobane, jeszcze ciepłe od podpiekania nad ogniskiem. Wadera gotowała basiorowi codziennie w zamian za różne materiały, chociaż najczęściej za glinę do lepienia ceramiki. Cyborg miał jej sporo, odkąd otworzył kopalnię w swojej jaskini.
- Nie jest ich dużo, coraz więcej ryb przestaje podpływać do powierzchni, zbiorniki się hibernują. - Domino odebrała pusty tobołek z wczoraj.
- Znajdziesz coś innego. Twoja glina leży tam w rogu.- Obserwował jak podchodzi do sterty i obraca w łapach lepkie, szaro-zielone grudki.- Zbliża się zima, garnki mogą nie schnąć już tak dobrze.
- Ogień mi pomaga. - Uśmiechnęła się słodko.- Chociaż glina często pęka przy ognisku. Ile ja bym dała za piec do wypalania...Ale to WSC.
Wlepił w nią wzrok. Zrobiłby dla niej ten piec, żeby tylko ta wataha stała się mniej obmierzłą dziurą niż była dotychczas. Wybudowałby tu autostrady jeśli tylko by o to prosili, ale ich ograniczone móżdżki bałyby się o tym choćby pomyśleć. Dlatego spijał z ich ust niemal każdą zachciankę, napawając się wizją siebie, jako bohatera, który im tą przyszłość przyniesie na srebrnej tacy.
- Piec to łatwizna.- Wyszczerzył się niczym zawodowiec.- Byłby gotowy do końca tygodnia, tylko użyję twojej gliny jako zaprawy. Taka zapłata.
Źrenice wadery zaszkliły się od ekscytacji. Nie ukrywała uśmiechu, co tylko karmiło jego satysfakcję. Czekał jeszcze na “Dziękuję ci bardzo” i “Nie wiem jak się odwdzięczyć”.
- Naprawdę? Ojej, to znaczy, tak, proszę.- Zaśmiała się niezręcznie.- To miło z twojej strony.
Nie do końca to czego oczekiwał, ale i tak mu się podobało. Złapał w zęby jedną rybę i żując ją, próbował uspokoić myśli. Bez dostaw z WWN jest skończony. Nie ruszy z kopalnią, a to znaczy, że nie ruszy z żelazem, kuźnią, narzędziami, a bez narzędzi nijak nie zrobi postępów. Będzie patrzeć jak te minogi lepią garnki i skrobią węglem po zgniłym papierze, bo nie potrafią zrobić swojego i polegają na dostawach z zewnątrz. Przecież to żałosne.
- Pytałeś ostatnio o pomoc.- Melodyjny głos Domino wyrwał go z jego rozmyślań.- Słyszałam, że nie tylko ty interesujesz się żelastwem.
- Niemożliwe.- Prychnął. Jakaś kolejna nieudolna kopia?
- Ma na imię Ruka, podobno też lubi budować. Może będzie chciała coś pomóc?
Tak, pomóc to dobre słowo. Potrzebował pomocników. Nakłonił Domino na rekonesans, żeby poszukać kogoś do bezrefleksyjnego kopania w skale (wszyscy stąd by się nadawali), ale teraz potrzebował zgoła innej pomocy. Trzeba wznowić dostawy, tego był pewien. Niezależnie czy granice będą otwarte czy nie. Agrest będzie go całował po łapach gdy przyniesie mu pod nos stos świeżutkiego, białego jak śnieżek papieru. A sobie jakiś porządny kilof. Szmuglerem może być, co to dla niego.
- Wiesz, gdzie mogę ją znaleźć?
(Rukaa! Skoro jeszcze nie umarłaś, pomóż w tej kryzysowej sytuacji)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz