Delta uśmiechnął się szeroko
-Paki. Przyjacielu! Czy ja ci kiedykolwiek bym odmówił? – zaśmiał się ochoczo. –
Oczywiście, że ci pomogę.
-Dzięki.
Kilka słów potem zdecydowali się wystąpić z progów ciepłej norki i wyjść na
odrobinkę słoneczka, pozostałego na niebie, zanim zabierze go noc i jesienne
chmury. Przechadzali się chwilę w ciszy. Delta jednak nie uważał tego za nic
nieprzyjemnego gdyż skupiał się na myśleniu. W końcu jego przyjaciel
potrzebował niejakiej pomocy.
-J…Jakieś pomysły?- spytał w końcu zerkając na właściciela rudych kit. Ten
tylko rzucił na niego swoim spojrzeniem i zasępił się.
-Nie.- krótko, zwięźle i na temat, jednak Delcie niewiele to pomogło.
-A może jakieś marzenia?- zagadnął. Potrzebował jakiegoś elementu, który
nakierowały jego myśli na właściwy tor. Takiej żyletki, którą mógłby chwycić aby
nie utonąć.
-Mówiłem ci już, że na pewno musi być wyjątkowe! – lisi wychowanek przystanął na
chwilę przymykając oczy. – Może coś... …hymm… Nie mam pomysłu. Po coś w końcu
przyszedłem do ciebie…
-Wiem, wiem!- Delta machnął łapą. Jednak jego głowa nie należała do tej lisiej.
Mógł popełnić tyle błędów.- Więc może… Ty, on, wielkie góry i samotny spacerek.
Klif, a na nim kocyk, zachodzi słoneczko a wy siadacie ponad światem. Romantycznie
i wyniośle.
-Trochę… za wysoko. – Paki skrzywił się na ten pomysł, więc Delta potupał tylną
łapą w frustracji i na pobudzenie umysłu. – A może plaża? Szum wody, ja i on?
-Chciałeś coś wyjątkowego, a czy plaża nie wydaje się nieco zbyt oklepana?-
Delta spojrzał na niego. Jeśli tylko Paki by sobie tego zażyczył pomocnik
medyka uczyniłby plażę piękniejszą niż wszystkie inne na tym świecie.
-Masz trochę racji. – zmarszczyli się oboje. Ich łapy powoli niosły och dalej i
dalej w tereny watahy.
-A co powiesz na… to nowe jezioro z wodospadem. Po środku
jest płycizna. Możnaby zorganizować łódkę, wyczaić ładną noc i go tam zabrać! –
Delta przeszedł nad średnim kamieniem, wskakując na niego niczym kot i
zastygając w pół ruchu.
-Nie. Trochę mokre to. Poza tym, nie jestem pewien czy Yir nie narzekałby na
mokre łapy.- Paki westchnął, a Delta zachichotał.
-Coś mi się wydaje, że to ty narzekałbyś na wodę.- mniejszy zeskoczył z głazu
lądując na ciemniejącej powoli trawie.
Odpowiedziało mu jedynie prychnięcie, co wywołało kolejną dawkę
chichotu.
-Robi się już późno. – Paki westchnął przysiadając sobie.
-Prawda. – Delta zadarł głowę patrząc na niebo. – Długi był ten nasz spacer.
Jednak… niebo jest dzisiaj wyjątkowo czyste. – Polanka na której się znaleźli
pozwalała im obojgu wpatrzyć się w nieboskłon usłany miliardem małych
połyskujących się kropek.
-Myhymm.- wychowawca szczeniąt westchnął jedynie, widocznie zamyślony. Cisza
zapadła na chwilę dłuższą niż Delta by przypuszczał.
-Chyba czas nam iść do domu. – wypalił w końcu wstając. Wtedy też zobaczył
świetlika. – Ojej. A ten tutaj co? Jesień już w pełni sercem, niedaleko zima. –
zaśmiał się przypatrując nikłemu i słabemu światłu zagubionego w tych czasach robaczka.
I wtedy coś zaświtało mu w głowie.
-No… to do zobaczenia Delta. Mam nadzieję, że coś…wymyślimy… - trzy kity powoli
oddalały się.
-A wiesz, że chyba wiem o możesz zrobić. – zatrzymał go Delta. – Mamy przed
sobą idealne miejsce.
-Polanę? CO w niej idealnego? – Paki sapnął rzucając oceniające spojrzenie na
mniejszego. W końcu wyglądało na to, że albo przypiedzielił mu piorun kiedy
rudy nie patrzył, albo już kompletne oszalał.
-Nie widzisz? Drzewa ładnie się mienią na żółto i pomarańczowo. Piękna jesień.
W dodatku polana jest niewielka, a gałęzie prawie całkiem ją zakrywają,
pozostawiając tylko śliczny prawie okrągły … okrąg na widok nieba. Wyobraź sobie
to, ale obwieszone lampionami, albo lampkami. Rozgwieżdżone niebo. Światło
lampek. Takich zaręczyn jeszcze nie było! – Delta wyszczerzył się do
przyjaciela.
-Ja. Pomyślę nad tym, a na razie… udajmy się może do snu- Paki pożegnał się z
basiorem i odszedł w ewidentnym zamyśleniu, a ten mniejszy i słabszy mógł
jedynie liczyć, że wpadnie na coś więcej i któryś ze sposobów spodoba się temu
rudemu wilkowi.
<Paki?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz