Zaklaskała w łapy z szerokim uśmiechem.
-TO. BYŁO. GE.NIAL.NE.!!- wymruczała podekscytowana. Jej ogon zamiatał ziemię
jakby jegno nowym powołaniem było wykopać w tamtym miejscu dziurę.- Ah. Ja nie
mam za wielkiego talentu do śpiewania, ale to było coś. Ja właściwie nigdy nie śpiewałam.-
przyznała nieśmiało. – Nie miałam szansy się nauczyć niczego. Żadnego tekstu,
bo nie miałam od kogo. Wracając. To było
cudowne. Chyba dostajesz wiele komplementów. Jestem tego pewna!- mówiła. I
mówiła. I mówiła. A noc powoli zapadała.
-Czas na mnie. – ich rozmowę zakończył Wayfarer, zupełnie dla serki
niespodziewanie. W końcu zdołała wydusić z niego trochę więcej piosenki i nawet
kilka pojednyńczych słów.
-Oh! Dobrze!
-Ale zanim pójdę. Niedługo ruszamy. – powiedział jej jeszcze znikając w
odmętach ciemnego lasu.
Powiedzieć, że Almette była BARDZO podekscytowana to było
niedomówienie i to tak wielkie, że na maturze uznano by je za błąd kardynalny.
Dlatego dzień w dzień wyczekiwała momentu, tego właściwego, kiedy w końcu
wyruszą i miała jedynie nadzieję, że nieco rudawy wilk nie zapomniał o niej i
nie odszedł samotnie jak miewał w zwyczaju. Liście zdążyły nieco pożółknąć i
rzeczywiście, zrobiło się chłodno i nieprzyjemnie. Spokojne noce spędzane na
morskim piasku stały się nieco mniej przyjemne, a jaskinie nawiedzał wiatr
rozdmuchując wszystkie posłania jakie sobie robiła. Tworzenie nowego co nocy było
wyjątkowo nużące. Dlatego pewnego ranka zwyczajnie poddała się, kładąc bez
skrupułów na zimnym kamieniu. Potrzebowała drzemki gdyż poprzednia noc, pełna
piorunów i deszczu nie dała jej pospać za wiele. Jednak zanim zamknęła oczy w
oddali zobaczyła postać, małą i niewyraźną. Zamknęła ślepia, jednak otworzyła
je szybko po chwili, kiedy dotarło do niej co, a właściwie kogo tak naprawdę
widzi. Wayfarer kroczył sobie powoli w jej kierunku. Nie ruszyła się z miejsca
czując jak zmęczenie nieco ją otumania, a połączone z nadchodzącą falą
ekscytacji stanowiło dla niej mieszankę wręcz paraliżującą. Dlatego basior
musiał się zbliżyć zanim w ogóle wstała na chwiejnych nogach, gotowa do
wybuchu, który… nie nadszedł. Zwyczajnie zeszła z kamienia stając obok wilka.
Miała cichy dzień, bo w końcu i jej takie się zdarzały i nie miała ochoty na
rozmowy, pomimo że w jej wnętrzu buhało od emocji. Jednak każdy zna uczucie tak
przytłaczającej potrzeby odrobiny wyciszenia. Że też akurat Way obrał sobie ten
dzień na podróż. Nie wiedziała, nie była pewna czy specjalnie czekał czy to był
zwyczajny przypadek.
-Ruszamy?-
-Komu w drogę temu czas!- Odpowiedziała ochoczo, bo pomimo nieco bardziej
cichego podejścia daje była Almetką.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz