Zapadła cisza. W mgnieniu oka zrobiło się zimno. Jakby czas na chwilę zatrzymał się w miejscu.
- Chyba... - rozejrzałem się - czas się zbierać. Niedługo zrobi się ciemno.
Wiatr zaczął mocniej wiać. Po chwili wyszliśmy z wody i siedzieliśmy na śniegu, susząc sierść na lodowatym wietrze.
Zaczęło się ściemniać. Śniegu powoli przybywało. Drobne płatki zsuwały się z chmur, opadając na ziemię. Mimo chłodu, siedzieliśmy na śniegu, ciesząc się szumem wiatru hasającego w gałęziach.
- Śliczne - westchnąłem - czuję się już dużo lepiej...
- Takie oderwanie się od obowiązków uspokaja - uśmiechnęła się Eclipse.
- Tak. Zaraz!! - zerwałem się na równe łapy.
- Co się stało? - zapytała zaniepokojona wadera.
- Beryl mnie zamorduje! Ja jeszcze obchodu nie zrobiłem... a przecież już dawno po czwartej!!
- Na pewno nie będzie taki zły - uspokoiła się wadera.
Po chwili jednak, zza drzew wyłonił się, właśnie Beryl. Bynajmniej nie wyglądał na zadowolonego.
< Eclipse? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz