Podbiegłem do Amy. Była nieprzytomna.
- Ty śmieciu! - krzyknąłem w przypływie nerwów do wilczura.
- To zwykła wadera, nie powinna dla ciebie nic znaczyć - Szedł w naszą stronę - Szczerze ? mam ochotę was teraz zabić.
Nogi ugięły się pode mną, gdyż siła tego wilczura była... no... nie przeciętna.
-Dam Ci radę młody popracuj nad sobą. - Zaśmiał się jakieś czarne cienie zaczęły podchodzić do Amy. - Pierw ona będzie moją zabawką.
- Ty szczurze... - z braku przezwisk, trzasnąłem nazwą swoich ulubionych gryzoni - znam cię! To ty i twoja banda prześladujecie całą moją rodzinę od pokoleń?!
- Kto wie może tak, a może nie... - Cienie przybrały kształt kobry rzuciły się na waderę, jeśli czegoś nie zrobię ona może zginąć .
- Amyyy... - krzyknąłem. Nie miałem już sił, lecz rzuciłem się na cienie, bezsilnie pochwycić chociaż jeden z nich. Amy i Mundi nadal leżeli niczym bez życia.
- Oj no zostaw ją... - rzekł zirytowany cienie się zatrzymały
- Właśnie! - krzyknąłem naiwnym i dziecięcym tonem - zostawcie ją! Ich!!
- Nope... - Pojawił się obok mnie i odepchnął mnie od Amy. Czarny basior wziął ją na plecy. Już miał z nią zniknąć kiedy nagle nie wiadomo skąd zaatakował go Mundus. Czarny stracił równowagę, wadera ześlizgnęła się z jego pleców.leciała prosto w dół wpadła do wody.
Walka trwała przez dobrą chwlę. Nie miałem siły dalej kłócić się z wilczurem. Z braku argumentów, rzuciłem się na niego nie myśląc. W tym dziwnym otumanieniu przypomniałem sobie o Amy. Krzyknąłem tylko do Mundusa:
- Leć! Ratuj ją!!!
Ten tylko kiwnął głową, poleciał za nią.
- Och jak mi przykro... Że aż wcale... widać, ze po mojej zabawce nici... - Zniknął.
Leżałem przez kilka sekund oszołomiony patrząc na drgające gałęzie krzaków w których zniknął tajemniczy wilczur. Nagle przypomniałem sobie o Amu i Mundusie. Rzuciłem się w ich stronę. Wpadłem do wody i rozdzierającym krzykiem oznajmiłem swoje przybycie:
- Muuundus! Amyy!
Zobaczyłem Mundusa. Zaczepiony jednym skrzydłem o skałę, drugim zawzięcie wiosłował w wodzie, pazurami trzymając nieprzytomną Amy, która prawie wpadała już w mały wodospadzik, złożony z wyślizganych skał leżących pod wodą. W pewnym momencie, wadera ocknęła się.
Zaczęła przebierać łapami płynęła do brzegu złapała po drodze Mundusa. Razem wypłynęli na brzeg, samica opadła na trawę.
- Amy... - podbiegłem do niej i patrzyłem na waderę z przerażeniem - co się stało?!
- Nic takiego... Jestem w lekkim szoku. Musze dojść do siebie, zaraz powinno mi przejść.
Uspokoiłem się nieco. Amy ciężko oddychała. Mundus siedział obok otrzepując się z wody.
- Nic Ci nie zrobił ? - Spojrzała na mnie. - To nie przelewki, on jest niebezpieczny.
- Niee... - odpowiedziałem niepewnie - jego siła jest jednak zdumiewająca. Mam nadzieję że nigdy już się tu nie pojawi.
- To nie takie proste, będzie chciał się zemścić. - Wadera otrzepała się z wody jej futro się napuszyło.
- Nie mam już do niego nerwów i siły - westchnął Mundus.
- Ja także - usiadłem na ziemi i wbiłem wzrok w krzaki, wypatrując napastnika - "Czarnego".
- Chwilowo chyba dal nam spokój... - Amy przysiadła.
Siedzieliśmy przez chwilę w milczeniu. W pewnej chwili Mundus, wykazując swą wrodzoną porywczość, zerwał się na nogi i podniesionym głosem powiedział:
- To nienormalne. Ten typ nas prześladuje a my mamy się przed nim chować...
- On chce dopaść mnie... Musze opuścić te tereny...
- CO??!!! - teraz z kolei ja zerwałem się - co?! Amy, nigdzie nie będziesz uciekać! Nic nie opuścisz! - w tej chwili byłem gotów dopaść i poderżnąć gardło każdemu wilkowi chcącemu napaść na ową uroczą i smutną waderę, która siedzi obok mnie.
- No, ale zobacz... On tylko mnie ściga - Łzy jej zaczęły spływać po policzku były niczym diamenty.
- Chyba żartujesz... - rzekłem lekko zdziwionym głosem, nadal nie mogąc pogodzić się z decyzją Amy.
- Ćśśś... - Mundus uciszył nas gwałtownie - on tu idzie... jest coraz bliżej...
Nadstawiliśmy uszu. Rzeczywiście. Znajome kroki zbliżały się wolno. Wilczur wyszedł z krzaków, zadowolony, iż widzi Amy żywą.
- Oooo widzę moja przyszłą żona żyje. - Uśmiechnął się.
- Śnisz... Nie zostanę twoją żona... - Amy warknęła.
- Nie bądź taka niedostępna kwiatuszku
- Pierw chciałeś mnie zabić potem oczekujesz tego ze będę twoja żoną??
- Dokładnie tak, to mój plan każda mi ulega.
- Psychol - Mundus ze wrodzoną delikatnością określił sytuację - to wariat.
- Licz się ze słowami, albo zrobię z ciebie obiad.- Pojawił się naprzeciwko wadery. - No to co słoneczko, idziemy ?
- Odejdź, nie chce mieć z Tobą nic do czynienia...
- Niedostępna lubię takie - Nawet nie wiem kiedy to się stało, ale pocałował waderę. Ta odskoczyła jak oparzona w 1 sekundzie.
- Jak śmiesz ! - Oho chyba się wnerwiła, jej futro się naelektryzowało, niewidzialna siła wgniotła wilka w ziemie zaraz potem rzucało nim na prawo i lewo żeby na samym końcu wystrzelić nim jak z katapulty. - Fuu.. Zabierzcie to ode mnie ! - Zaczęła łapą przeczesywać swój pysk.
- To... niecodzienne - skomentowałem sytuację, zanim zacząłem wolno kojarzyć fakty. Wilk podniósł się z ziemi i zaśmiał się głośno. Znów wydało mi się, że "Czarny" jest podejrzany a Mundek pokręcił głową z politowaniem, jakby nabrał podejrzeń co do normalności wilczura.
- Może wygrałaś bitwę, ale wojny nie wygrasz. - Wokół nas pojawiły się cienie zamordowanych wilków. - Moja armia ciemności weźmie cię teraz siłą, albo pójdziesz po dobroci. Wybór należy do Ciebie.
- Amy, proszę - szepnąłem z żalem - idź z nim a my pójdziemy z tobą.
- Chciałbyś co ?? - Czarny spojrzał na nas - Kiedy tylko przekroczy pewien próg automatycznie zostanie moja zona oraz królowa mroku.- Zaśmiał się basowo. - Wybieraj Amy idziesz sama po dobroci i ocalisz watahę przed najazdem wilków mroku, uratujesz wiele rodzin i dzieci. Czy stawiasz opór a wtedy to już kwestia czasu kiedy teren waszej watahy zamieni się w pole bitewne. Krew będzie wszędzie daje Ci na zastanowienie się 1 minute.
- Może... będziemy negocjować?! - wydusiłem - wokoło tyle pięknych i mądrych wader...
- Tak samo jak ta jest mądra i piękna. - Spojrzał na mnie przenikliwie. - Zaraz Zaraz - Zaczął jakiś nowy temat - Chyba Ci na niej nie zależy ?? Co ?
- Zależy! - krzyknąłem bez namysłu, znanym już sobie naiwnym i dziecięcym tonem nawet nie jesteś w stanie pojąć, jak bardzo!
- Proszę proszę, nasz rycerz upatrzył sobie swoja królewnę - Basior pojawił się za mną.
- Amy... - zbliżyłem się do wadery i szepnąłem cicho - znasz legendę o wielkim Huku? O Louve? Może to tylko legendy ale podobno pomogły już wielu wilkom na wojnach! Nie idź z tym czarnuchem!
- Czas minął Amy... To jak zastanowiłaś się ?
- Tak zastanowiłam się.- Spojrzała na basiora oczyma pełnymi jadu.Cofnęła sił parł kroków za mnie - Zostaje.
- Dobrze wiec ! - Szykujcie się do wojny ! - Spojrzał na mnie - Zostań sobie ze swoja księżniczka w której się zakochałeś... Ups to nie miało chyba wyjść na jaw co ?? Wybacz... Wymsknęło mi się - Uśmiechnął się złośliwie.
- Teraz zapewne czarny "szpieg z krainy deszczowców" sprowokuje nas do wszczęcia wojny? - zachichotał Mundus.
- Dlaczego niby miałbym to robić? - wilczur zaniepokoił się i zastrzygł uszami.
- Bo nie jesteś głupi - padła prosta odpowiedź. Następnie niebieski ptak kontynuował - wiesz chyba że zaczęciem wojny bez powodu, grozi odpowiedzialność karna? Czy nie wiesz...? Czy cię przeceniłem?
Och, Mundusie! Drogi, drogi przyjacielu! Jakże zdziwił się czarny wilczur! Jakże nastroszył sierść.
- Tyy... - "Czarny" warknął - przydałbyś mi się...
- Ale tobie już podziękujemy zabieraj manatki i won - Wadera Odgrodziła czarnego od Mundusa.
- Jeszcze się spotkamy... - Warknął znikając nam z oczu. Amy przysiadła trzęsła się cała.
Usiadłem obok Amy. Także drgałem spazmatycznie.
- Mundek... - westchnąłem ciężko, zwracając się do ptaka - nie~e wiem... cco... by się~ę~ę... - drganie całego ciała nieco utrudniało mi mowę. Przemawiałem więc w przerwach między dreszczami - staało... gdyby nie było ci... ę tutaaj.
- Ten dzień... chyba przeszedł do historii. - Wadera wstała - Dziwnie się czuję.
- Coś się stało?! - wstałem zapominając o dreszczach - może ten wilk rzucił na ciebie urok?
- Jeśli myślisz o uroku miłosnym to cię pociesze. Mojego serca nie ruszy żaden czar jak już to tylko prawdziwa miłość.
- Niee... - uśmiechnął się Mundus, mierząc Amy od dołu do góry - o żadnym uroku mi nawet nie mówcie! Z nerwów każdemu może zrobić się słabo. Wiem coś o tym. To zaburzenie lękowe, potocznie zwane "nerwica". Ma ktoś może gniotka albo poduszkę? - spytał Mundus z miną znawcy.
- Czy ja ci wyglądam na poduszkę?, albo czy widzisz ze w ogóle ją mam ? - Zapytała ze słabym uśmiechem.
- Niee... dlatego zaleciłbym odpoczynek.
Niestety, nie było nam dane nawet chwili odpocząć.
- Mi pasuje, krótka drzemka na 100% nie zaszkodzi.
- No widzisz... - Mundus powiedział smutno i spuścił głowę. Ta nagłe zmiana wydała się podejrzana.
- Hej, hej Mundi coś się stało ? - Zapytała wadera, troszczyła się praktycznie o wszystkich. - Jesteś smutny czy to ja znowu coś palnęłam.
- Nie! Absolutnie! - Mundus szybko podniósł wzrok i pokręcił głową - ale... problemy rodzinne. Moja mamusia bardzo ciężko choruje i pewnie niedługo przyjdzie mi i mojej siostrze dać jej "łóżko drewniane i miejsce wśród kwiatów"... - posmutniał jeszcze bardziej.
- A nie można jej jakoś uleczyć -Zapytała Amy przekrecając lekko łeb.
- A uleczysz nerwową chorobę serca? - Mundus zadał retoryczne pytanie - teraz pozostaje pytanie: czy lepszy byłby kardiolog, czy psycholog...?
- Mogłabym spróbować.. - Zamyślila się na chwilę. - To duch, on chyba może wszystko.
- Ja już powoli tracę nadzieję... - Mundus pokręcił głową.
- A dasz mi chociaż szanse.? Może się udać.
Udaliśmy się do Lasku - miejsca zamieszkania Mundusa, jego mamy i siostry.
- Mamusiu... - szepnął Mundus wchodząc do wydrążonego pnia drzewa.
Samica przysiadła przed drzwiami czekając na Mundusa, który ma jej dać znak że może wejść.
- Możemy już się nie łudzić... - Mundus wyszedł na zewnątrz - ja już sierota...
Mundus uronił łzę. Popatrzyłem na Amy. Mi także chciało się płakać.
- Nie płacz - Amy wyminęła Mundusa, podeszła do jego matki i oparła delikatnie łapę na jej klatce piersiowej. Waderę spowiła złota poświata, zraza potem mamę mojego przyjaciela. Trwało to 5 minut, wadera padła na ziemię za to mama Mundusa otworzyła oczy.
- Mamoo! - Mundus rzucił się na swoją matkę - mamusiu...
Ja natomiast, jednym skokiem znalazłem się przy Amy.
- Chyba na zawsze pozostanę twoim dłużnikiem! - Mundus ze łzami w oczach zwrócił się do Amy.
Wadera podniosła się chwiejnie - Kochany duch, przywróci do życia ukochaną osobę.
W pewnej chwili usłyszeliśmy krzyk. Coś równie niebieskiego jak Mundus biegło na złamanie karku w naszą stronę.
- Luba! - krzyknął bez wielkiego entuzjazmu Mundek.
- Ratuunku...!!! - krzyczało zdyszane stworzenie. Wreszcie, zatrzymało się.
- To moja siostra - objaśnił "Przyjaciel".
- Ta... am... - trzęsła się siostrzyczka Mundusa - ten wielki... czarny stwór. Biegł za mną!
- Siostrzyczko - Mundus z krzywym uśmiechem odpowiedział Lubomirze - masz tyle samo lat co ja a boisz się tego typa?
Zapewne Mundus, podobnie jak ja i Amy, domyślił się, co to za "czarny typ".
- O nie tylko nie on... - wadera była wyczerpana fizycznie.
- Nie martw się. Żywcem nas nie wezmą!! - Krzyknął zadowolony Mundus, którego ostatnie wydarzenia zdołały już zachęcić do boju.
- Oczywiście że żywcem! - czarny wilczur pojawił się obok nas ze złośliwym uśmiechem - ciebie wezmę, bo jesteś inteligentny i mi się przydasz. Ciebie Amy, wezmę bo będziesz moją żoną. A ciebie, wilku?! - zwrócił się do mnie - co mam z nim zrobić, kwiatuszku - teraz z kolei zwrócił się do Amy.
- Zostawisz go i mnie w spokoju nie będę twoją żoną - Warknęła.
- Oj nie bądź taka pewna. - Pojawił się za samicą, uderzył ją w kark, chyba tam miała czuły punkt. Straciła równowagę Basior wziął ja na plecy.
- Jak śmiesz... - zacząłem, jednak nie skończyłem. Coś uderzyło mnie w głowę od tyłu i straciłem przytomność. Obudziłem się przywiązany do ziemi w jakiejś lodowej jaskini. Obok mnie (również przywiązany długim sznurkiem do palika wbitego w ziemią) siedział Mundus. Nigdzie jednak nie było widać Amy. Obok nas pojawiły się jakieś cienie.
- No... obudziliście się w końcu. Niedługo nastąpi ceremonia.
- Jaka ceremonia?! - Krzyknąłem próbując wstać.
- Ślubna a jaka niby miała być, nasz pan znalazł sobie żonę.
- Znalazł sobie żonę - prychnął znaczącym śmiechem Mundus - a co to za żona? Biała i brzydka! Ponadto... - kontynuował z zastanowieniem - białe wilki mają skłonność do ślepoty... i do chorób kręgosłupa. Chcielibyście mieć powykręcaną i ślepą chlebodawczynię?
Już miałem obrazić się na zawsze za to "powykręcaną i ślepą", gdy nagle olśniło mnie. ~ Znowu jesteśmy zdani na łaskę ptaka! ~ pomyślałem z żalem. Tymczasem Mundek kontynuował (teraz naprawdę wyszedł poza margines moralności):
- Wiecie co słyszałem? - ściszył głos - że ta cała Amy jest krewną owczarków podhalańskich!
Pod cieniami ugięły się nogi.
- Uwolnić ich - Mruknął jeden ze straży to musiał być dowódca. Momentalnie znaleźliśmy się na terenach watahy.
- Ufff... - Mundus odetchnął z ulgą.
- Jesteś genialny - uśmiechnąłem się - ale z tym owczarkiem to był cios poniżej pasa - zachichotałem.
- Gdybyś rozejrzał się naokoło, zobaczyłbyś, że Amy nie ma z nami - odpowiedział zmęczonym głosem - ten wariat trzyma ją nadal u siebie.
- Kogo trzyma? - Usłyszałem za sobą, obróciłem się gwałtownie: to była Amy.
- Cięę... - Wyrzekł przeciągle Mundus
- Amy! - krzyknąłem z ulgą.
- Mnie ?? - Zaśmiała się - Chyba mojego klona. - Spojrzała na Mundusa jej mina spoważniała - Ładnie to mnie tak obgadywać ?
- Nie ładnie! - wypalił z radością Mundus.
- Powinnam cie teraz skarcić... Ale sobie daruje. Trochę minie zanim się zorientuje ze całuje sobie mojego klona.
- Ależ... ja to robiłem w dobrej wieże! - powiedział Mundus.
- Jakby nie Mundek, nie uwolniliby nas - dodałem.
- Wiem, wiem... - Amy machnęła łapą.
- Zaraz zaraz... o jakim "klonie" mówisz? - zapytał praktyczny Mundek
- No o moim ? - Odpowiedziała - Prędzej bym skoczyła z urwiska niż bym została jego żoną.
- Ach... - Mundus pokiwał głową.
- Wracamy ? - Spytała wadera
- Tak! - powiedziałem uszczęśliwiony - mam nadzieję że już bez nieprzyjemnych przygód...
- Też mam taka nadzieje, jestem wykończona. - Zaczęło się robić ciemno, nawet nie wiadomo kiedy ksieżyc pojawił się na niebie. - Idziemy. Przeszliśmy spory kawałek, pierwsza to była jaskinia Lenka. Amy już się słaniała na nogach. - Dobranoc... - Ziewnęła.
- Dobranoooc... - ułożyłem się na ziemi.
Następnego ranka obudziliśmy się wcześnie.
Właściwie to ja i Mundus się obudziliśmy, wadera jeszcze spala na jej pyszczku widniał uśmiech.
Nie chciałem budzić Amy. Mimo wszystko i tak się obudziła. Usłyszeliśmy rumor i jakoby ziemia się zatrzęsła.
- Co się dzieje ! - Wadera wstała gwałtownie.
- Nie mamy pojęcia - spokojnie pokręcił głową Mundek.
Amy wyszła z jaskini i przysiadła zaraz przed nią.
- Chłopcy... - krzyknęła z zewnątrz - zobaczcie!
Byliśmy zaciekawieni, co tam wypatrzyła. Wiec nie owijając w bawełnę wyszliśmy.
- Co się stało? - ziewnął Mundek. Zaraz potem stanął jak wryty. Przez nami stała gromada cieni. Podążały ku nam...
- Nie... ja już mam dosyć...
- Ja też... - odpowiedziałem kiwając głową.
- Ale gdzie ten ich... ten... szef? - znów wtrącił Mundus
- Chyba czeka na najlepszą okazję do ataku.
- Potwór! Nadal nie zmienię zdania: to typ mocno psychiczny! - syknął głośno Mundus.
- Najlepiej to go zabić... Jedyne sensowne wyjście...
- Kto to powiedział? - zapytał Mundus, bez entuzjazmu - Kto to powiedział? Mam ochotę zaśmiać mu się w twarz! Przecież i ja i Lenek próbowaliśmy razem go pokonać: on użył jakiejś niebotycznej siły!
- A co ty maluchu umiesz? TY dałbyś radę wilkowi? Hehe... - jeden z cieni "zmaterializował" się i śmiał się głośno.
Mundusowi chyba się to nie spodobało. Spojrzał spode łba na wilczura - cienia i w przeciągu sekundy znalazł się przy nim, zwalił go z nóg i wygiął jedną z nóg, uniemożliwiając cieniowi wstanie z ziemi. Mówiąc szczerze, sam nie podejrzewałem Mundka o taką siłę.
Basiora oplatały pnącza... jakieś białe duchy otoczyły samca... To były chyba dobre wilki.
- Louve! - szepnąłem. Przed nami pojawiła się biała, niczym mgła, wadera.
- Chyba wyczula ze mamy kłopoty. - Amy przysiadła obok mnie. - Jestem ciekawa czy go pokona...
- Serio ?? - Czarny dusił się od śmiechu. - Myślicie ze jakaś biaśa wilcz... - Urwał, duch wadery pojawił się przed basiorem. Patrzyła na niego ze złością w oczach, Basior się chyba przestraszył, chciał uciekać. Ale Louve go powstrzymała, oparła łapę na jego ramieniu... ten Zaczął sis starzec... ubywało mu mięśni, po 10 minutach padł na ziemię martwy. Duchy złych wilków uciekły w popłochu rozpływając się w powietrzu. Za to biała wadera podeszła do nas.
- Dziękujemy, Louve - Amy pochyliła łeb do przodu okazując jej szacunek. Ta się tylko uśmiechnęła i odpowiedziała skinięciem, po chwili zniknęła.
- Niesamowite... - pokręciłem głową ze zdumieniem.
- W końcu... Uwolnię się od niego. - Wadera się uśmiechnęła.
Westchnąłem ciężko.
- Nareszcie koniec tego koszmaru... - uśmiechnąłem się
Usiadłem obok Amy. Nastała cisza i spokój.
- Krępująca cisza prawda ? - Spojrzała na mnie
- Ach... krępująca czy przyjemna... - uśmiechnąłem się do Amy. W tym momencie przez mą głowę przebiegła pewna myśl... nie dała mi już spokoju nigdy więcej...
- Wszystko okey ? -Spojrzała na mnie.
- Tak, Amy - opowiedziałem z błogim uśmiechem - jak najbardziej.
- To się cieszę - Odwzajemniła uśmiech
Mundek siedział nieopodal nas i przyglądał nam się uważnie. On także uśmiechnął się lekko...
Amy chciała coś odpowiedzieć, ale usłyszała znajome wycie.
- To nie możliwe - cofnęła się.
- Co do jasnego tyfusu się tu dzieje?! - Mundus zerwał się na prawie równe nogi.
- Moja siostra... - Zatrzęsła się Amy - Znalazła mnie coś czuje, ze to nie będzie mile spotkanie...
- Twoja siostra? Może powinniśmy się oddalić i zostawić was same... - Mundus cofnął się o krok. Ja zachowałem milczenie.
- Nie... Nie chce się z nią widzieć - Samica puściła się biegiem w stronę swojej jaskini.
- Ach... - westchnąłem, jakby wyrwany z letargu - uciekła.
Nagle przed nami zjawiła się obca wadera.
- A gdzie moja kochana siostrzyczka. - Samica wyglądała prawie identycznie jak Amy tylko miała inny kolor futra. Jej siostra posiadała czarne futro tam gdzie Amy miała białe.
- Jaka mądra - syknął Mundus, gdy chciałem powiedzieć, że nie wiem kim jest jej siostra - Lenku, nie ma sensu się niczego wypierać. Gdyby nie widziała nas ze swoją siostrą, nie pytałaby się o takie rzeczy.
- Inteligent - prychnęła wilczyca. Później dodała:
- To co powiecie mi gdzie moja kochana sister, chce się z nią zobaczyć. Tak dawno się nie widziałyśmy. Trzeba naprawić nasze kontakty. - Spojrzała w moje oczy, poczułem się trochę senny.
- Żartujesz? - zapytał Mundus ze stoickim spokojem - przecież wiesz w którą stronę pobiegła.
- A może nie wiem? - wadera uśmiechnęła się złośliwie. Droczyła się z Mundusem.
- A może wiesz? Niski poziom humoru. Ameby i pierwotniaki, o ile wiesz co to jest...
- Coś ty powiedział?!! - krzyknęła wadera.
Samica zmieniła się w dużego kota, a mianowicie lwicę. Zanim Mundus się zorientował, Zacisnęła kły na jego szyi, chciałem do niego podbiec, ale powstrzymał mnie który krzyknął.
- Nie podchodź, albo będzie źle.- Słyszałem ja wyraźnie mimo, ze nie otwierała pyska. Zaraz potem usłyszałem warknięcie, biała wilczyca rzuciła się prosto na nich to była Amy jej siostra puściła Mundusa.
- Zostaw go Ashley
- No prosze prosze... Kogo my tu mamy... - Usmiechnela sie zlosliwie i wrocila do swojego normalnego wygladu. - Moja kochana siostrunia Amy.
- Czego chcesz... - Wadera warknela.
- Nie moge sie spotkac z moja kochana siostrunia ?? - Posmutniala.
- NIe trzeba bylo mnie wywalac gadaj czego chcesz...
- No dobrze... Skoro tak chcesz - Chyba mialem zwidy ksiezyc zaczal wschodzic. Przeslonil slonce, nastala ciemnosc. - Oddaj mi swoja polowe... - Na boku wadery widniala polowka ksiezyca.
- Przepraszam... - zacząłem.
- Nigdy...! - krzyknęła Amy.
- Opór? - zaśmiała się szyderczo Ashley.
- Prze... przepraszam... - próbowałem dalej.
- Wiedziałam że będziesz chciała to zrobić... - Amy warknęła groźnie.
- Prz... - znów zacząłem, jednak poczułem skrzydło Mundiego na ramieniu. Powiedział:
- Przestań. Panie dyskutują. Nie możesz nic zrobić.
- Nie stawiaj mi sie Amy ! - Zaczelo sie robic coraz ciemniej.
- Nie zmuszaj mnie zebym uzyla sily... - Futro wadery sie naelektryzowalo.
- No prosze prosze moja siostra zaczyna sie denerwowac.
- Przestan i opusc te tereny... - Na boku Amy zaczelo sie cos swiecic... To byalo znamie w ksztalcie ksiezyca. Ksiezyc zaczal powoli zachodzic, magia Sloca go w tej chwili przewyzszala.
- To ja powinna miec to slonce ! - Krzyknela jej siostra.
- Ajajaj... - jęknąłem cienko. Mundus natomiast, z zajęciem i lekkim uśmiechem przyglądał się owej debacie i wydawać by się mogło, że zaraz zacznie kibicować. To na szczęście się nie stało.
-To mnie powinni byli naznaczyc ksiezycem i sloncem ! Ty nie jestes tego warta ! - Zaczela na nia krzyczec, ale zaraz sie opamietala. - Chociaz po co ja sie denerwuje... Po prostu poczekam, Legenda glosi ze jesli nie znajdziesz swojej polowki. To magia Slonca przejdzie na mnie... A wiesz co to oznacza prawda ?? - Usmiechnela sie zlowieszczo zaraz potem zebraly sie ciemne chmury. - 1000 Lat ciemnosci ! - Podeszla do Amy - Czas ucieka droga siostro... pozegnaj sie ze sloncem a przywitaj ciemnosc... - Wadera zniknela, wraz z nia chmury oraz ksiezyc. Amy zaczela sie trzasc.
- Złoczyńca, nikczemnik! - ożywiłem się nagle.
- Co ona gadała? - ziewnął Mundus bez entuzjazmu.
Wadera przysiadła nie komunikowała się ze światem. Siedziała jak spralizowana.
- Znowu...
- Nie martw się, Amy! - doskoczyłem do wadery.
- Żywcem nas nie wezmą! - powiedział z entuzjazmem Mundus (to samo mówił w każdej tragicznej sytuacji...).
- Nie znacie mojej siostry ona dla mocy to nawet zabije. -Słyszeliście co powiedziała niedługo będzie mi w stanie odebrać tą moc. Wtedy kiedy słońce przysloni księżyc.
- Siła nie równa się inteligencji - Mundus z uśmiechem przemówił wymownie i znacząco do Amy, podchodząc do niej.
- Tutaj inteligencja nie pomoże. Tylko coś innego, ale wątpię że znajdę tą odpowiednią magię w tydzień. - Posmutniała.
- Pomooże - Mundus przymknął oczy i uśmiechnął się niewidocznie - twoja siostra, bez urazy, nie wygląda na myśliciela. O jaką magię ci chodzi?
- Wyda się wam to głupie, ale chodzi o miłość. Taka magia wraz z magią słońca może pokonać nawet ciemność. Jeśli na czas czegoś nie wymyśle... - Amy przymknęła oczu stworzyła iluzję świata w którym wszystko jest zniszczone, jeziora i rzeki wyschniete, lasy spalone brak pożywienia brak wody. - To się stanie jak Ashley przejmie słońce. - Amy się zatrzęsła.
- Ona chce przejąć n a s z e słońce! - oburzył się Mundus
- Chce - przytaknęła Amy.
- Nasze słońce, co nad naszą ziemią lata!
- Jak widzicie nie ma ratunku
- Ależ jest - powiedział Mundek z przekonaniem - powyrywać sierść, powykręcać łapy i zaraz zniknie nam z oczu.
- A coś mniej krwawego? - zirytowała się Amy - niech twoja inteligencja się na coś przyda.
- Oczywiście, można użyć hipnozy. Bardzo przydatna. Murka mnie tego nauczyła.
Wymieniliśmy z Amy zdziwione spojrzenia. Ten tutaj drobny, niebieski Mundus. On właśnie jest w stanie myśleć pięć razy szybciej i przynajmniej trzy razy praktyczniej niż przeciętny wilk!
- Muszę Cię zasmucić ale na moja siostrę to nie podziała. Nie byle jaka hipnoza... jak już to ja mogę ją obalić... Niestety jestem na to za słaba.
- Amy - Mundus spojrzał przenikliwie na waderę - nie wiem co powiedzieć...
- A co? - zapytała.
- Bo ja odnoszę wrażenie, że tyt CHCESZ by ona zabrała nam słońce.
- Ależ nie! - zaprzeczyła nerwowo wilczyca.
- Więc na jaką febrę czekasz?
- Na tą dodatkową magię... Jeśli ją w ogóle znajdę.
- Głupia, g ł u p i a ta twoja siostra! - Mundus prawie krzyknął.
- Dlaczego? - Amy zdziwiła się.
- Bo bierze pod uwagę tylko to, że sprawy potoczą się według jej scenariusza. Nie przewiduje tymczasem, że mogę zrobić taki "myk".
W tym momencie, Mundek zerwał się, chwycił pierwszy lepszy, spory kamień i cisnął nim w pobliskie krzewy. Coś zapiszczało a po chwili kulejąc, wysunęła się... siostra Amy. Niestety po chwili rozpłynęła się w powietrzu.
- Ah Mundusie twoja inteligencja cię zawiodła. Nie jest taka glupia to był jej klon sprawdza nas. Proszę nie mieszaj się do tego ona jest mądrzejsza niz na to wyglada.
Mundus uśmiechnął się. W jego oczach pojawiły się wesołe iskierki. Nie wiedzieliśmy, co się z nim dzieje.
- Najlepiej będzie jak znowu się gdzieś ukryje jak uciekne. Trzeba będzie przeczekać zaćmienie.
- Co proszę? - Mundus przestał się uśmiechać, w jego oczach nie widać było już nic wesołego - co mówiliście?
- To że spadam nikt nie może ucierpiec. - Wadera skierowała się na granicę watahy.
- Co?! - krzyknęliśmy razem z Mundusem.
- O nie, Amy! Nie zawiodła mnie inteligencja! Bynajmniej! Zobacz! - Mundek wskazał skrzydłem na krzaki. Leżała tam tylko garstka ciepłego prochu.
- I co? - zapytała obojętnie Amy.
- Z prochu powstałeś... - Mundus przymknął oczy - w proch...
Nie dokończył. Obok nas pojawiła się Ashley.
- Ashley...! - stłumiłem krzyk. Wadera spojrzała na nas pogardliwie.
Samica warknela. - Zemszcze sie siostro...badz tego pewna. - Siostra Amy zniknela, wadera usiadla na ziemi. Miala drgawki.
- Tfu! - Mundus pokręcił głową z nieopisaną złością - jak tacy mogą jeszcze po ziemi chodzić! Dobrze przynajmniej, że udało mi się wcelować w tego... sobowtóra. Z prochu powstałeś, w proch się obrócisz - tym razem usatysfakcjonowany dokończył.
Amy nas nie słuchała, patrzyła się ślepo w dal. Po paru minutach podniosła się i zaczęła iść w stronę granicy watahy.
- Nie! - Mundus rozdrażniony mruknął - a ta znowu chce uciekać? Czy też idzie pokonać zło na całym świecie?
- Mundek - rzuciłem ptakowi zdenerwowane spojrzenie i szybko podążyłem za Amy.
- Chyba musze wrocic na stare ziemie... Odwiedze granice mojej watahy. Jesli chcecie mozecie isc ze mna.
- Z chęcią - uśmiechnąłem się do Amy. Wolałem nie zostawiać jej samej. Mundus także postanowił iść z nami. Wyruszyliśmy...
Szlismy przez pustynie, potem przez dzungle. W koncu natrafilismy na wielka rownine... Ziemia na niej byla jakby wypalona... Wszedzie walaly sie szczatki antylop... Drzewa byly uschniete w powietrzu czuc bylo smierc.
- Cóż za nieprzyjazne wilkom miejsce... - zacząłem bardzo niepewnie - może jednak zawrócimy?
Nagle, na pustyni pojawiły się nieznane wilki.
- Wiesz ze ta kraina tetnika kiedys zyciem ?? - W mojej glowie pojawila sie wizja Amy. Wszedzie bylo zielono, zwierzyna biegala wszedzie. - To sie teraz stalo z moim domem... wszystko Wina mojej siostry...
Niezane nam wilki podchodzily coraz blizej, rozpoznalam w nich moja kuzynke, Shaste. Wilczyca byla wychudzona, warknela na pozostale wilki... wadery i basiory sie rozeszli.
- Mo... że lepiej poczekam w lesie - Mundus zakręcił się w miejscu i omal nie upadł.
- Tchórz - warknąłem, choć sam byłem bliski ucieczki.
- Wiem to jest przerazajace
Amy nie powiedziała nic więcej. Podeszła do obcej wadery.
Ta, mruknęła groźnie.
Amy spojrzala na nia, wygladala na przestraszona.
Patrzyłam na wilczyce. Przez chwilę milczeliśmy, Mundus zdążył cofnąć się o trzy kroki, gdy nagle obca wadera krzyknęła. Nie rozumielismy tego co powiedziala, to byl jakis inny jezyk.
Czekalismy chwile... po 5 min zaczely do nas podhcodzic jakies wilki. Byly przyjaznie nastawione... jeda para szla w nasza strone... Wygladali na pare Alfa samica ludzaco przypominala Amy... A moze raczej na odwrot.
- Amy... - zacząłem zmieszany - to jakaś twoj arodzina? Bo wyglądasz...
Wadera rzuciła mi wściekłe spojrzenie.
- Ćśśś! - uciszyła mnie gestem łapy.
- Amy... - Wadera podeszla blizej, byla wychudzona jak tamta samica.
- Mamo... - Nasze " Slonce " Bylo bliskie placzu.
- Wyroslas kochana. - Usmiechnela sie alfa.
- Dzieki mamo... Ale co sie stalo z naszym domem...- Samia zaczela sie rozgladac.
- Dobrze wiesz kogo to wina... - mama Amy posmutniala, momentalnie zrobilo sie zimno.
- Mamo! - Mundus uderzył się skrzydłem w czoło, na znak zażenowania - jakże mogłem... nieważne. Lenku - tu zwrócił się do mnie - byłbyś tak miły i odszedł ze mną na bok... panie rozmawiają! Trochę kultury!
Mundek powiedział mi wtedy coś bardzo ważnego, o czym wspomnę już niebawem. Teraz, przejdźmy do Amy i jej matki.
Wadery rozmawialy przyciszonym glosem, wadera patrzyla na znamie w ksztalcie slonca.
- Czyli ona was zniewolila...
- Dokladnie. - Obrocila sie bokiem, doznalismy szoku. Mama Amy miala znamie ksiezyca i slonca na jednym boku tylko,ze bardzo wyblakle.
- Moja siostra... Jest niemozliwa...
- Wiem kochanie...Boje sie tylko tego... Wtedy kiedy ksiezyc przysloni slonce.Amy nic nie odpowiedziala byla bardziej zalamana. Uslyszelismy huk dochodzil ze skaly matka odepchnela swoja corke. - Uciekaj Ashley jest blisko...
- Moja siostra... Jest niemozliwa...
- Wiem kochanie...Boje sie tylko tego... Wtedy kiedy ksiezyc przysloni slonce.Amy nic nie odpowiedziala byla bardziej zalamana. Uslyszelismy huk dochodzil ze skaly matka odepchnela swoja corke. - Uciekaj Ashley jest blisko...
O nie! Nie możemy uciekać! - pomyślałem. Jeśli nie pomogę Amy, ona może już nigdy nie będzie chciała wrócić do WSC?! Mundus spojrzał na mnie z tajemniczym uśmiechem. Trzeba działać!
- Amy... - zacząłem, lecz po chwili załamałem głos - ja... ty... - nie zdążyłem dokończyć. Zobaczyłem czarną waderę przybliżającą się do nas.
- Ooo kogo ja widze... - Ashely pojawila sie przed Amy - Moja kochana siostra.
- Jestes wredna... - Amy patrzyla w jej oczy, znamie zaczelo sie swiecic.
- Dziekuje - Usmiechnela sie szyderczo, momentalnie cos chwycilo Amy za lape. To byly jakies niewidzialne pnacza. Wadera dyndala glowa w dol.
- Amy, kocham cię! - krzyknąłem w przestrzeń. Zaległa cisza. Aschley przestała się uśmiechać i spojrzała na nas zdziwiona.
Amy nadal szarpała się z pnączami.Popatrzyła na mnie.
- Cos ty powiedzial - Czarna wadera pojawila na przeciwko mnie, ksiezyc zaslonil slonce.
- Amy - kontynuowałem desperacko - mówiłaś, że trzeba znaleźć tą magię... miłość. Ja cię kocham i nie wytrzymam już dłużej! A jeśli to ma pomóc...
- Chyba torche za pozno... - Zaczelo sie robic ciemno. - To musi dzialac w dwie strony... - Pnacza sie zerwaly Amy upadla na ziemie, uslyszelismy trzask kosci.
Cofnąłem się. Oczywiście, piękna wizja wspólnej przyszłości pękła. Podbiegłem w stronę, w której przed chwilą wisiała Amy. Przez głowę przebiegła mi myśl, że kiedyś ten koszmar musi się skończyć. Jednak przestawałem już w to wierzyć...
Amy leżała na ziemi bez ducha. Doskoczyłem do wadery i usłyszałem głos jej matki.
- Amy... - Wadera zalala sie lzami.
Spojrzalem na samice, Oddychała ciężko nie wiadomo było czy przeżyje. Pochylilem sie leko Ashely sie smiała.
Moje życie zawaliło się. Mundus znów gdzieś znikł, Ashley z kolei zbliżała się do nas, matka Amy płakała...
- Teraz ja i moja siostra staniemy się jednym - Wyciągnęła łapę, z ciałem Amy zaczęło się coś dziać. Znamię w kształcie słońca zaczęło znikać. A wokoło nas zaczęło się robić ciemniej.
Co ty jej robisz poczwaro wredna?! - krzyknąłem rzucając się bez namysło na Ashley.
- Zabieram jej dusze... Należy mi się... - Zepchnęła mnie z siebie.
- Mundus... - nie wiedziałem już co robić - przyjaciel, poradź! Co ja mam z nią zrobić?? TY napewno wiesz! JA nic już nie wiem...
- Nie przeszkadzaj, myślę! - mruknął towarzysz. Potem mówił sam do siebie:
- Z prochu powstałeś, w proch się obrócisz... coś mi chodzi po głowie. Ashley...
- Co?! - wadera popatrzyła na nas pełna wzgardy.
- Pertraktujmy! - krzyknął zadowolony Mundus.
~ Po chwili, gdy doszedłem już do siebie... ~
- Mundus!! Czy ty nie potrafisz nic innego wymyślić?! - załamałem się - przecież to zbyt proste, by mogło się udać!!
- Ćśś! - uciszył mnie ptak - wiem, że się nie uda. Cicho!
- Jeżeli wiesz, że się nie uda, to po jakiego tyfusa to robisz? - szepnąłem.
- Głupiś! - syknął Mundus - znasz inny sposób?
Tymczasem Ashley zdziwiona stanęła naprzeciw nas.
- Ty... wy... chcecie się dogadać?! Haha ha... - uśmiech znikł z jej pyska.Zastąpił go szyderczy wyraz twarzy, wyciągnęła łapę w stronę Amy, nagle ziemia się zatrzęsła mama wadery skoczyła prosto na jej siostrę. Chciała obronić córkę za cenę własnego.
- Zabieraj ją ! - Krzyknęła.
- Amy... - szepnąłem widząc leżącą na trzęsącej się ziemi waderę. Matka wilczycy rzzuciła się na ratunek.
- Zabierz ja i nie dyskutuj... - Ashley zaatakowala swoja matke.
Korzystając z zamieszania, chwyciłem Amy i rzuciłem się do ucieczki. Po chwili, Mundus, Amy i ja, znaleźliśmy się na skraju lasu.
Wadera dalej byla nieprzytomna, slonce na jej biodrze zaczelo znikac.
- Pogódźmy sięz tym - ziewnął Mundus - "co ma przeminąć, to przeminie" - zacytował - albo jeszcze inaczej: co ma wisieć, nie utonie.
Mimo perswazji przyjaciela, nie mogłem się poddać.
Położyłem się obok niej, znamię praktycznie zniknęło. Słońce które było na niebie przygasło... Ciemność wygrała Ashley była niepokonana. Momentalnie zrobiło się tak ciemno, że ledwo na oczy widziałem.
- Pogódźmy sięz tym - ziewnął Mundus - "co ma przeminąć, to przeminie" - zacytował - albo jeszcze inaczej: co ma wisieć, nie utonie.
Mimo perswazji przyjaciela, nie mogłem się poddać.
Położyłem się obok niej, znamię praktycznie zniknęło. Słońce które było na niebie przygasło... Ciemność wygrała Ashley była niepokonana. Momentalnie zrobiło się tak ciemno, że ledwo na oczy widziałem.
- Mundus... - szepnąłem. Ptak niespokojnie poruszył się w ciemnoci.
- Co? - odpowiedział, również szeptem.
- Jak myślisz: co teraz robią członkowie Watahy Srebrnego Chabra?
- Czy ja wiem... pewnie myślą, że będzie burza.
Zwiesiłem głowę, czekałem na najgorsze oddech wadery leżącej na ziemi zwalniał. Jej Aura bledła z każdą sekundą.
W pewnym momencie usłyszałem szelest od strony krzewów. Nagle ujrzałem w ciemności...Ashley... Wstrzymalem oddech, pewnie mnie szukala tak samo jak i Amy. Spojrzala w nasza strone usmiechajac sie szyderczo. Na jej boku widnialy ksiezyc... Oraz slonce... Od siostry Amy bila niepokojaca sila, teraz to ona jest serio nie do pokonania.
- Czego jeszcze chcesz, duszo potępiona... - mruknąłem niezadowolony, bardziej do siebie, niż do Ashley.
Wadera zbliżyła się do nas.
- Niech się tylko skończy te dziesięć, sto, tysiąc czy dziesięć tysięcy lat "dobrobytu" a potem niech cię piekło pochłonie - Mundus wstał i wleciał do lasu. Zniknął nam z oczu.
- To proste, chce sie jej pozbyc... - Warknela wadera.
- Precz potempieńcu! - wykrzyknąłem w przypływie emocji - prędzej sam zginę, niż narażę na to Amy!
Ashely cofnęła się o krok, nieoczekiwany obrót sprawy. Za to druga wadera poruszyła się. - Nie... To nie jest mozliwe... - Siostra samicy cofnęła się jeszcze parę kroków.
- Amy... - szepnąłem do wadery - Amy... słyszysz mnie?
Ashley patrzyła na nas ze złością.
< Amy? >