Po słowach Mundusa zwróciłem się w jego stronę z podejrzliwością. Jakiś podstęp? Przecież nikt ot tak nie przechodzi z nienawiści do miłości. Chwilę tak trwałem, aż w końcu westchnąłem i na nowo spojrzałem się w głąb jaskini, unosząc przy tym delikatnie swoją głowę. Grota wyglądała mi na jakąś znajomą, nie wiedziałem jednak dlaczego. Może coś o niej wspominał? Niby po co, przecież to zwykła jaskinia.
- Nie wiem -zacząłem, lecz się na krótką chwilę zatrzymałem -Nie wiem, co tu mam powiedzieć -powiedziałem, chyba niesłyszalnym tonem.
Przyznać się, mieć czystą kartę, nie wzbudzać podejrzeń oraz zyskać przychylność ptaka? Nie. Nie mogłem. Przecież mu tego nie zrobię. Nie spuszczę swej godności dla czegoś tak błahego! Jeżeli nie ufają -nie muszą, nie potrzeba mi tego. Chcę tylko poznać jego życie. Tego, który dał mi nowe. Tylko tyle. Czy naprawdę musi się tak wszystko komplikować? Najwidoczniej.
Zmarszczyłem brwi i spojrzałem kątem oka na ptaka, który nie odrywał swego spojrzenia z drzew po swojej prawicy. Westchnąłem ciężko, choć cicho i rzekłem w końcu.
- Nie chcę być nieuprzejmy, ale -tu zatrzymałem się na ułamek sekundy -słyszałem to od pewnego wilka w drodze tutaj -powiedziałem na jednym wdechu, nawet już go nie oglądając.
- Jakiś wilk, powiadasz? -zapytał zamyślony.
Nie ufał mi ani moim słowom. Nie dziwię się, choć mniej więcej, są one prawdą. Parsknąłem, zniżając przy tym swoją głowę. Cholercia, nie tak miało to wszystko wyglądać. Pokręciłem głową i ponownie uniosłem głowę, patrząc tym razem na niebo. Było niebieskie, lecz szarość już zaczynała się na nie wkradać.
- Mundusie -zacząłem, nie odrywając wzroku od tego obrazka -mogę na ciebie liczyć choć ten, jedyny raz? -powiedziałem spokojnie.
Usłyszałem, jak ptak rusza się z miejsca. Podążyłem za tym odgłosem, odwracając się do tyłu. Ptak stanął przy zniszczonym pniu, opierając się o niego delikatnie. Czekał na to, co powiem. Przełknąłem ślinę, krzycząc na siebie w myślach. Nie powinienem, jednakże cóż mi już po tym?
- A więc? -zapytał nie tyle, co zniecierpliwiony, a zaintrygowany słowami, które chciałem mu powiedzieć.
Zaśmiałem się bezsilnie i usiadłem na ziemi, garbiąc się przy tym. Wypuściłem powietrze pyskiem i powiedziałem rozleniwiony.
- Nie przybyłem tu wcale tak przypadkowo.
- Tak jak myślałem -wtrącił się, unosząc wysoko do góry swą głowę.
- Mógłbyś nie przeszkadzać -mlasnąłem kąśliwie, na co ptak znów się skupił -dziękuję -wstałem i podszedłem do niego, sunąć powoli swoje łapy po podłożu -nie zrodziłem się w żadnej watasze, nigdy nawet takiej nie szukałem, lecz ktoś, ktoś bardzo ważny, poprosił mnie o to i dlatego i tylko dlatego tu jestem. Nie wszystko jednak jest kłamstwem. Mimo iż jestem tu nie z własnych powodów, nadal nie mam żadnych złych zamiarów do was. Mimo iż jestem tu niecały dzień, przekonałem się do tego miejsca i chcę w nim przebywać tak długo, aż mi pozwolicie, a jeżeli nie... odejdę -przeszedłem obok niego, po czym się zatrzymałem -Całej prawdy jeszcze nie powiem, ale mimo tego, proszę, abyś nikomu tego nie wyjawiał. Chcę poczekać i zobaczyć, czy jesteśmy, ja i wataha, dla siebie godni.
Ptak milczał. Nawet podczas mojej wypowiedzi nie drgnął ani jednym piórem, tak jakby skamieniał. Słuchał, dokładnie analizując każde moje słowo. Pewnie doszukiwał się czegoś. No cóż, to już nie moja sprawa. Odwróciłem głowę w jego stronę z delikatnym uśmieszkiem.
- A więc?
Ptak odwrócił się do mnie, spoglądając na mnie z nieodczytanym wyrazem. W końcu się jednak odezwał.
- Nie do końca rozumiem, co powiedziałeś, jednakże mogę chyba to obiecać -stwierdził z lekkim znudzeniem w głosie -o ile ty dotrzymasz swojej przysięgi i opowiesz mi o swojej przeszłości -mruknął, dając mi wyraźnie do zrozumienia, że nie spocznie, póki nie dowie się całej prawdy.
Zaśmiałem się na jego słowa. Dokładnie taki, jak go opisywał. Pokręciłem głową, po czym przytaknąłem. Chciałem już odejść, lecz coś mi w tym nie pasowało. Stałem tak przez chwilę, aż w końcu się odezwałem.
- Te, a gdzie jest Jaskier? -odwróciłem się do niego -myślałem, że jesteście wręcz nierozłączni -powiedziałem w żartach, lecz chyba nie podeszły one Mundusowi, gdyż prychnął pogardliwie.
< Jaskier? >