sobota, 24 maja 2025

Od Variaishiki – "Kiedy słońce choruje" cz.5

Nie zajęło długo, zanim zorientował się, że ktoś za nim podąża. A może właśnie potrwało to długo, w końcu minął dzień, odkąd Vari opuścił granice Watahy Srebrnego Chabra. Do tego wszystkiego kilka razy zrobiło mu się słabo, raz niemal zapomniał, dokąd szedł, przy jeszcze innej okazji zgubił kierunek. Nie “prawie”, zgubił go całkowicie, nie wiedząc, gdzie znajduje się północ i reszta kierunków. Trochę to było straszne.

Jednak nie tak straszne jak fakt, że nie zauważył, że ktoś za nim idzie. Gdzie była jego głowa? Jego wszechświadomy umysł?

Może umarł i dlatego ich nie było. Tylko jego ciało jeszcze nie zrozumiało, że już za późno na nadzieję.

Rudzielec odwrócił się w kierunku, z którego wyczuł cudzą obecność. Jego głos był o wiele słabszy, niż się spodziewał, gdy otworzył usta.

– Kto tam jest?

Miał cichą nadzieję, że nie dostanie odpowiedzi, że wilk, który go śledził, ucieknie w popłochu, ale były to tylko marne mrzonki. Spomiędzy liści wysunęła się znajoma twarz, a potem jeszcze bardziej znajome ciało.

– Delta powiedział przecież, że masz grypę. – Głos Xiva był surowy, niczym ojciec karzący swoje dziecko. – Gdzie się szwendasz?

CDN

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz