Pić czy nie pić?! Nie lecieć czy lecieć? Tyle pytań, żadnej
odpowiedzi.
—Powiedz mi Mezu… czy to dobrze, że mam tą pracę. To daleko tak latać. — mruknąłem.
Niebieska rublia, która stała niedaleko rzuciła mi tylko niezbyt zadowolone
spojrzenie.
—W końcu nie jesteś tylko mięsem leżącym i marniejącym na jakieś polanie. Moim
zdaniem dawno coś powinno cię było zjeść. — Mezularia poprawiła swoje pióra.
Cóż, przynajmniej była szczera. Nie to co inni.
—Oj. Meluzario… Aż tak brutalnie? — Miodełka zaśmiała się, jej skrzydło
zakrywając dziób.
—Tak. Oczywiście. Życzcie sobie mojej śmierci! Jeszcze do mnie przyjedziecie
jak będziecie chciały dzieci!!! — krzyknąłem i odeszłam od nich. Bo co mam
zrobić innego. Pijany zataczałem się to tu to tam. Nikt mnie już nie szanował w tym parszywym
miejscu. Może po prostu rzeczywiście powinienem był być dawno zjedzony. Ale
nie, Misung mówi, że warto żyć nawet jak się nie chce. A jego poezja to
przecież prawda, schowana w ładnych słowach! Tak! Opłacało się żyć. Tak więc,
moja polanka, a raczej polanka Kawki i Szkliwa, przyjęła mnie z otwartymi
łapami. Poległem na środku, butelka spirytusu niedaleko ino raz wylądowała w
moich szponach. I piłem. I piłem. I tak sobie myślę… jednak lepiej byłoby
jakbym był takim Eilertem. Ten to ma dobrze. Wolny, bez pracy konkretnej. Tylko
ja musze latać i czekać godzinami na tego debila –Szkliwo. Zostawiaj wiadomości
pod kamieniem, dwa listy, dziesięć różnych miejscu, UGH. I mi się picie skończyło…
Cudnie…
<CDN>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz