czwartek, 29 maja 2025

Od Smoły CD Szpaka - ,,Ciche Szepty Nieba"

Tej nocy Smoła prawie nie zmrużyła oka. Przewracała się na posłaniu z boku na bok jakby w gorączce, nie mogąc zaznać spokoju, zbytnio owładnięta emocjami dzisiejszego wieczora. Nie rozumiała swojego stanu. Wcześniejszy dyskomfort, który powodował zimny pot i spięcie każdego mięśnia, jakby właśnie miała zawalczyć z niedźwiedziem, wrócił do niej i wydał się teraz jakby intrygujący. Wręcz uzależniający? Uderzenia adrenaliny z każdym jego dotykiem stanowiły dla niej teren zupełnie dotąd niepoznany, ale ekscytujący przez tajemnicę i zagrożenie które mogło się z tym wiązać. Unikając bliższych relacji mogła pozbawić się czegoś, o czym nawet nie wiedziała, że potrzebowała. Wstydzić się tego? Możliwe. Nie jest to w jej mniemaniu do końca normalne. Jej potrzeby takie nie są. Co jeśli rzeczywiście przywiodą więcej szkody niż pożytku? Każdy kolejny ruch był krokiem w stronę przepaści, ale spadnięcie w otchłań było tym, co kusiło najmilej, jak zwodnicza, piękna syrena na skraju skały rozbitków.
Przypomniała sobie jego twarz, jego słowa. To był rzeczywiście bardzo przyjemny dzień. Na jej pysk wpełzł skromny uśmiech. Chociaż to tylko dzień, nie przypominała sobie chwili w swoim życiu, która zapadłaby jej w pamięć tak bardzo. Jako dziecko zawsze postępowała zgodnie z zasadami, co tyczyło się również wracania do domu przed zmrokiem, nie chodzenia na całonocne wypady z innymi młodzikiami, czy ulegania chwilowym, młodzieńczym impulsom i nieodpowiedzialnym decyzjom. Wszystko dotąd zdawało się dziecinadą albo zupełnym snem nieświadomości.
Wstała i wyjrzała na pochmurne niebo i sierp księżyca pośród nich, bijący jaśniejącym srebrem. Okręg światła padał na koniuszki jej łap. 
Co może czekać po przekroczeniu tej linii?
***
Smoły zaczęło brakować w otoczeniu szczeniaków. Nikomu nie dała znać, dlaczego zniknęła. Staw wyglądał z każdym dniem coraz lepiej. Umorusane w błocie szczeniaki rozprowadziły całą glinę po dnie i wyłożyli pieczołowicie otoczakami różnych kolorów, których zebranie też zajęło niemało czasu.Wilki przetaczające się przez jaskinie medyczną zwracały uwagę na pracującą gromadkę i pochwalali, nazywali to “kiełkującym potencjałem młodzieży na dobrą zmianę w tej parszywej watasze”, cokolwiek to miało oznaczać. Kezuko była dumy, że ich trudy są jakoś doceniane, a zapał młodzieży rozsądnie rozporządzany. Nawet poczciwy, stary Delta, który chociaż rzadko wyściubiał nosa ze swojego miejsca pracy, też łypał na roboty drogowe z lekką ciekawością. Po blisko tygodniu przerwy, żeby całość mogła przeschnąć, przyszła pora na wodę. Jak mieli przetransportować kilka ton wody z jeziora nad staw? 
- Przecież prosta sprawa!.- Agrest, który też co jakiś czas tamtędy przechodził i częstował złotą radą, rzucił swój pomysł, staromodny- Przenieść można wodę na plecach w kilku kursach. Łowcy powinni mieć jeszcze trochę jelenich żołądków, żeby ich użyć na bukłaki.
Można się domyślać nie spodobało się to maluchom. Nie chciały mieć powtórki z dźwigania gruzu.
-Ja znam kogoś.- Jałonka rzuciła pomysłem.- Myszka potrafi takie bomble czarować. Takie, że o, w powietrzu latają.
Pomachała łapami dla zobrazowania pomysłu, co obudziło entuzjazm w gromadzie. Stary Agrest coś tam pomrukiwał o używaniu magii, jednak mało kto go teraz słuchał, uwaga przeszła zupełnie na poszukiwania niebieskiej wadery.
***
-Psst!
Szpak drgnął na gałęzi, zamknięty w żelaznym śnie. Jego ogon zwisał z gałęzi wysokiego drzewa.
- Pssttt!!- Kolejny syk przedarł się z dołu.
W końcu obudzony basior podniósł śpiące powieki i ziewnął przeciągle.
- Co…co jest. Halo?
-To ja. Smoła.
Smoła opierała się przednimi łapami o pień dębu, na którym spał. Przetarł zaspane oczy i rozejrzał się po niebie.
- Jest jakby środek nocy. - mlasnął.
-No wiem. Ale o to chodzi. Patrz!
Wzbiła się w powietrze i wylądowała na gałęzi pod nim z płynnym, przetrenowanym świstem Wylądowała ciut chwiejnie, ale nie zsunęła się.
- Ło!- Dla Szpaka ten start wyglądał dużo lepiej niż ten, który mu pokazała ostatnim razem.
- Ćwiczyłam.- Trudno było ukryć ekscytację i dumę.- Wzięłam sobie do serca twoje rady. 
Od jakiegoś czasu chodziła do niego na prywatne lekcje, wieczorami po skończonych obowiązkach. Smoła nalegała, żeby nikt nie mógł ogląda jej porażek, więc wybierali zawsze jakieś ustronne kawałki stepów. 
- Odkryłam coś nowego. Znaczy, już od dawna coś czułam, ale nigdy nie sprawdziłam. Chodzi o księżyc. Miałam teorię, że działa on w jakiś sposób, że daje mi więcej energii, ale nie doceniałam, jak dużą. Nie umiem tego w żaden sposób wyjaśnić, więc trenowałam nocami, po tym jak już kończyliśmy, żeby przetestować moją hipotezę.
Jej oczy były rzeczywiście sine, jakby od dawna nie przespała całych 8 godzin. 
- Może jego przyciąganie działa podobnie jak przypływy i odpływy oceanu.- kontytnuowała wywód.- Mam wrażenie, że jestem o kilka kilo lżejsza, kiedy oplata mnie jego blask, a podczas pełni to zupełnie jakbym już nic nie ważyła.
- Nie do wiary.- Podniósł się do wygodniejszej pozy- Nie mówiłaś tego wcześniej. I jak?
- Zarywałam noce, ćwiczyłam i odsypiałam po kawałeczku w dzień. I z każdym kolejnym zachodem, gdy on rósł z nowiu do pełni, szło mi coraz lepiej, coraz łatwiej.- Wskazała na zupełnie okrągłą tarczę na niebie. - I nie ukrywam, czekałam trochę czasu, żeby się pokazać. Także drodzy państwo, show!
Wzleciała na kolejną, dużo wyżej połozoną gałąź z gracją sikorki. Basior był oniemiały, a ona nie mogła się powstrzymać od zachowywania się jak sprężyna.
-To świetnie!- Cieszył się jej euforią. - Mówiłem, że trochę ćwiczeń i będziesz śmigać.
- Nie mogę w to uwierzyć.- Jej wyszczerz przechodził co jakiś czas w śmiech.
Wzleciała wysoko i machnęła łapą na niego.
- No co ty, nie mów, że pójdziesz znów spać.- mruknęła, jakby była od niego lepsza.
Podebrał jej zaczepkę i rozłożył skrzydła.
- Kto ostatni na tym wzgórzu zakład start!- I ruszył jak strzała puszczona z cięciwy.
Wyścig był naprawdę wyrównany. Co chwilę któryś z nich musiał zwalniać, by nie obić się o wystającą gałąź, aż w końcu wzlecieli ponad korony drzew na lodowate, nocne powietrze. Smoła jednak nie przeszkadzały igiełki lodu kłujące skórę, czuła, jakby ścigała się z wszechświatem. Na szczycie wzgórza rosło spore drzewo, które posłużyło im za metę. Szpak spóźnił się o wyciągnięcie łapy.
- Cholera jasna…- Dyszał ciężko i wyłożył się plackiem pod drzewem.- Nie kłamałaś.
- Też dołożyłeś swoje trzy grosze. -Sama ledwo łapała oddech.- To była wyrównana walka.
Klatka piersiowa opadała i wznosiła się dynamicznie. Zauważył, że jej ciało nabrało więcej mięśni, przez co sylwetka wydawała się jeszcze bardziej atletyczna. 
- O matko.- Westchnęła, nadal obezwładniona triumfem.- Muszę ci podziękować, bez twoich słów, wtedy przy jeziorze, nigdy bym nie uwierzyła w te skrzydła na tyle, żeby znowu spróbować.
- Dobrze to słyszeć.- Uśmiechnął się szczerze.
- Czuję, jakbym narodziła się na nowo. Jakbym zostawiła starą skórę za sobą i wyszła jako nowa Smoła. - Obróciła się twarzą do niego.- Jakbym dopiero zaczęła żyć.
Jej wzrok iskrzył się odbiciem nocnego nieba. Wlepiła w niego swoje pełne euforii spojrzenie, a jej ciało jakby pulsowało we wszystkich kierunkach, szukając ujścia dla wdzięczności i tej nowej sprawczości, jaką w sobie odkryła. Opadła na niego, ściskając go między łapami, przywarła piersią do piersi. Oderwała się, dopiero zdając sobie sprawę, że przytyka nos do jego nosa. 
- Nie wiem co się ze mną dzieje.- Szepnęła i przytknęła usta do jego ust.

(Szpak?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz