Fala upałów nawiedziła las, zalewając okolicę utęsknionym oczekiwaniem najcieplejszej pory roku. Bujna roślinność, która wystrzeliła z wilgotnej po roztopach i wiosennych powodziach ziemi, teraz jakby zaskoczona nagłą zmianą warunków, uginała się na pochylonych, wiotkich szyjach z powrotem do własnych korzeni. Klapnięta trawa na łąkach przywiodła przeróżne dzikie trawojady, które szukając odrobiny wody, wyskubują jej choćby najmniejszą, zamkniętą w liściach cząstkę. Rzeczułki zwęziły się, niektóre całkowicie wyschły, a zamknięte w błotnistych kałużach drobne rybki ściskały się ze sobą. Smoła rozejrzała się ze szczytu wysokiego wzgórza, wypatrując zagrożeń.
- Czysto.
- Ej, ostrożnie! - Jałonka jęknęła gdzieś na dole.- Zgnieciesz ją!
- Mogłabyś ciszej?
Jałonka była zbyt zajęta piorunowaniem Dalię wzrokiem, by przyuważyć, że Talia bierze w łapki kolejną rybkę ze stawiku.
-Patrz na to.- Mruknęła cichutko.
Z jej dodatkową parą łapek mogła nieść aż dwie rybki.
- A już się bałam, że będziemy chodzić głodni.- Smoła zbiegła do dzieci.- Dobra robota, młodzi łowcy.
Jałonce oczy się rozszerzyły w oburzeniu.
-My nie będziemy ich jeść.- Parsknęła.- Zbudujemy im staw.
-Staw?.-Kezuko, drugi opiekun dzisiejszego psiego patrolu, widocznie podsłuchiwał.- Macie pomysły naprawdę.
Ale pomimo sceptycznego nastawienia dorosłych, dzieciaki były nieugięte. Smoła zaproponowała, żeby przenosić rybki we wklęsłych kawałkach kory, żeby ryby przeżyły tę morderczą przeprawę do centrum watahy. Smoła prowadziła, wypatrując, a Sasanka i Prymulka zamykały pochód, gdyż były najmniejsze i nie nadążały za starszymi dziećmi. A staw? Gdy dotarli pod jaskinię medyczną, dzieci Kezuko uznał, że to całkiem dobre miejsce, nieopodal olchy która rzucała pełny, kojący dla zmysłów cień. Talia była pierwsza do kopania, ale jej siostry nie dało się namówić na nic więcej niż na parskanie na błędy wykonawcze.
- Ble- Dalia przetarła zniesmaczona pysk.- Uważaj jak sypiesz.
Prymulka przyglądała się pracy sześcionożnej z wielkim zaciekawieniem, mimo iż jeszcze nie potrafiła mówić, kładła łapki na grudkach ziemi i zmiatała je z drogi z siłą opadającego liścia.
Smoła natomiast, wiedząc, że może spuścić oko z podopiecznych, ułożyła się wygodnie na trawie i wlepiła wzrok w błękitne niebo. Obłoki posuwały się leniwie na zachód, delikatne powiewy poruszały szeleszczącymi liśćmi srebrzystej olchy. W pewnym momencie ciemny kształt przefrunął z lewej strony. W pierwszym odruchu pomyślała, że to ptak, ale tak duży? Kształt zatrzymał się powietrzu, rozglądając się dookoła, a wadera miała nieodparte wrażenie, że właśnie wlepia ślepia we własne odbicie. Czarny jak smoła wilk z parą silnych skrzydeł. A może wilczyca? Ciężko było ocenić z takiej odległości. Zanim jednak mogła wstać i krzyknąć do nieznajomego, ten już zniknął ponad koronami drzew.
- Kezuko?
-Tak?
-Przypilnuj dzieci, muszę coś sprawdzić.
Próbowała wznieść się w powietrze, jednak było na tyle parno i sucho, że zdawała się być dwa razy cięższa. Jej krótkie skrzydła nie podołały, po kilku wznosach musiała opaść na trawę z poczuciem porażki i zażenowania.
- Niezbyt poręczne te skrzydła.- Parsknęła Dalia.
Smoła pobiegła więc na 4 łapy. Podążała w kierunku lotu nieznajomego, nie mogła mieć jednak pewności, czy nagle nie skręcił.
Zupełnie z głową w chmurach w końcu wpadła na kogoś z hukiem.
-Matko, przepraszam.- Wadera podniosła brązową waderę z gleby.
- To ja przepraszam, myślałam, że jesteś kimś innym.- Zaśmiała się.- Szukam przyjaciela.
- Kogo?
- Taki zupełnie jak ty, Szpak się nazywa. Widziałaś go może?
- N-niezupełnie. -Obejrzała się po niebie.- Dam znać, jak spotkam tego twojego przyjaciela.
- W zasadzie.- Zarumieniła się.- On jest kimś więcej niż tylko przyjacielem. Nie mogę jednak znaleźć słowa, żeby to opisać. Taka wieczna niepewność, jakby most pomiędzy jednym a drugim, czymś co znam, a czego nigdy nie próbowałam. Rozumiesz mnie?
-Emm…-Zmieszała się.- Może lepiej pójdę już.
Uciekła ze spotkania, zanim wadera zdążyła się pożegnać. Wbiegła na nie zalesioną polanę o lepszym i szerszym widoku na okolicę. I wtedy go wypatrzyła.
-Hej!- Zupełnie nie wiedziała, co robi, ani jaka niestworzona siła pcha ją do tak lekkomyślnych i frywolnych akcji. Czy nie powinna zachowywać się jak przystało na dorosłego i nie biegać za byle kim po lesie? Być może. Ale coś sprawiło, jakiś niezrozumiały dla niej zapał odkrycia zagadki, która stanęła przed jej oczami, by po chwili kapryśnie zniknąć.
Wilk odwrócił się w jej kierunku, zaskoczony bezpośredniością.
- My się znamy? - Uśmiechnął się nieco wymuszenie.
-Nie wydaje mi się.- Zmierzyła się nos w nos z młodym.- Dopiero co wróciłam z długiej podróży, niewielu zdążyłam poznać.
Mówiła coraz ciszej, aż wreszcie zamilkła, oczarowana podobieństwem ich obu. Nie znalazła na jego futrze ani jednej jasnej plamki, skrzydła były dużo większe od niej, co postanowiła dyskretnie ukryć, podkulając swoje pod boki. Wyprostowała się dumnie i nachyliła się nad jego pyskiem.
- Przynajmniej oczy masz inne.
Zielone, duże, szkliste. Przypomniała sobie szybko, jak nietaktowna mogła być ta inspekcja, więc szybko cofnęła głowę.
- Co, myślisz, że jestem klonem?- Rzucił żartem na rozluźnienie atmosfery.
- Nie mam pojęcia, jakim cudem istniejesz i nie jesteś w mojej rodzinie. Kogo masz za rodziców?
Nie spodziewała się takiego zmieszania na tak proste pytanie. Może naprawdę go onieśmiela?
-Szpak, tu jesteś.- Znajomy głos brązowej, której nawet nie spytała o imię, dobiegł zza jej pleców.
Wadera poczuła nieprzyjemne ukłucie w głębi trzewi, jakby pojawienie się tej wilczycy psuło jej humor, albo komplikowało sytuację. Zrobiła kilka kroków w tył.
-Muszę już iść. - Jej wyraz twarzy zmienił się z niezdrowie zaciekawionej do beznamiętnej z kilka chwil.- Pilnuję dziś dzieci. Ubzdurały sobie, że wykopią staw dla rybek.
(Szpak?)
- Czysto.
- Ej, ostrożnie! - Jałonka jęknęła gdzieś na dole.- Zgnieciesz ją!
- Mogłabyś ciszej?
Jałonka była zbyt zajęta piorunowaniem Dalię wzrokiem, by przyuważyć, że Talia bierze w łapki kolejną rybkę ze stawiku.
-Patrz na to.- Mruknęła cichutko.
Z jej dodatkową parą łapek mogła nieść aż dwie rybki.
- A już się bałam, że będziemy chodzić głodni.- Smoła zbiegła do dzieci.- Dobra robota, młodzi łowcy.
Jałonce oczy się rozszerzyły w oburzeniu.
-My nie będziemy ich jeść.- Parsknęła.- Zbudujemy im staw.
-Staw?.-Kezuko, drugi opiekun dzisiejszego psiego patrolu, widocznie podsłuchiwał.- Macie pomysły naprawdę.
Ale pomimo sceptycznego nastawienia dorosłych, dzieciaki były nieugięte. Smoła zaproponowała, żeby przenosić rybki we wklęsłych kawałkach kory, żeby ryby przeżyły tę morderczą przeprawę do centrum watahy. Smoła prowadziła, wypatrując, a Sasanka i Prymulka zamykały pochód, gdyż były najmniejsze i nie nadążały za starszymi dziećmi. A staw? Gdy dotarli pod jaskinię medyczną, dzieci Kezuko uznał, że to całkiem dobre miejsce, nieopodal olchy która rzucała pełny, kojący dla zmysłów cień. Talia była pierwsza do kopania, ale jej siostry nie dało się namówić na nic więcej niż na parskanie na błędy wykonawcze.
- Ble- Dalia przetarła zniesmaczona pysk.- Uważaj jak sypiesz.
Prymulka przyglądała się pracy sześcionożnej z wielkim zaciekawieniem, mimo iż jeszcze nie potrafiła mówić, kładła łapki na grudkach ziemi i zmiatała je z drogi z siłą opadającego liścia.
Smoła natomiast, wiedząc, że może spuścić oko z podopiecznych, ułożyła się wygodnie na trawie i wlepiła wzrok w błękitne niebo. Obłoki posuwały się leniwie na zachód, delikatne powiewy poruszały szeleszczącymi liśćmi srebrzystej olchy. W pewnym momencie ciemny kształt przefrunął z lewej strony. W pierwszym odruchu pomyślała, że to ptak, ale tak duży? Kształt zatrzymał się powietrzu, rozglądając się dookoła, a wadera miała nieodparte wrażenie, że właśnie wlepia ślepia we własne odbicie. Czarny jak smoła wilk z parą silnych skrzydeł. A może wilczyca? Ciężko było ocenić z takiej odległości. Zanim jednak mogła wstać i krzyknąć do nieznajomego, ten już zniknął ponad koronami drzew.
- Kezuko?
-Tak?
-Przypilnuj dzieci, muszę coś sprawdzić.
Próbowała wznieść się w powietrze, jednak było na tyle parno i sucho, że zdawała się być dwa razy cięższa. Jej krótkie skrzydła nie podołały, po kilku wznosach musiała opaść na trawę z poczuciem porażki i zażenowania.
- Niezbyt poręczne te skrzydła.- Parsknęła Dalia.
Smoła pobiegła więc na 4 łapy. Podążała w kierunku lotu nieznajomego, nie mogła mieć jednak pewności, czy nagle nie skręcił.
Zupełnie z głową w chmurach w końcu wpadła na kogoś z hukiem.
-Matko, przepraszam.- Wadera podniosła brązową waderę z gleby.
- To ja przepraszam, myślałam, że jesteś kimś innym.- Zaśmiała się.- Szukam przyjaciela.
- Kogo?
- Taki zupełnie jak ty, Szpak się nazywa. Widziałaś go może?
- N-niezupełnie. -Obejrzała się po niebie.- Dam znać, jak spotkam tego twojego przyjaciela.
- W zasadzie.- Zarumieniła się.- On jest kimś więcej niż tylko przyjacielem. Nie mogę jednak znaleźć słowa, żeby to opisać. Taka wieczna niepewność, jakby most pomiędzy jednym a drugim, czymś co znam, a czego nigdy nie próbowałam. Rozumiesz mnie?
-Emm…-Zmieszała się.- Może lepiej pójdę już.
Uciekła ze spotkania, zanim wadera zdążyła się pożegnać. Wbiegła na nie zalesioną polanę o lepszym i szerszym widoku na okolicę. I wtedy go wypatrzyła.
-Hej!- Zupełnie nie wiedziała, co robi, ani jaka niestworzona siła pcha ją do tak lekkomyślnych i frywolnych akcji. Czy nie powinna zachowywać się jak przystało na dorosłego i nie biegać za byle kim po lesie? Być może. Ale coś sprawiło, jakiś niezrozumiały dla niej zapał odkrycia zagadki, która stanęła przed jej oczami, by po chwili kapryśnie zniknąć.
Wilk odwrócił się w jej kierunku, zaskoczony bezpośredniością.
- My się znamy? - Uśmiechnął się nieco wymuszenie.
-Nie wydaje mi się.- Zmierzyła się nos w nos z młodym.- Dopiero co wróciłam z długiej podróży, niewielu zdążyłam poznać.
Mówiła coraz ciszej, aż wreszcie zamilkła, oczarowana podobieństwem ich obu. Nie znalazła na jego futrze ani jednej jasnej plamki, skrzydła były dużo większe od niej, co postanowiła dyskretnie ukryć, podkulając swoje pod boki. Wyprostowała się dumnie i nachyliła się nad jego pyskiem.
- Przynajmniej oczy masz inne.
Zielone, duże, szkliste. Przypomniała sobie szybko, jak nietaktowna mogła być ta inspekcja, więc szybko cofnęła głowę.
- Co, myślisz, że jestem klonem?- Rzucił żartem na rozluźnienie atmosfery.
- Nie mam pojęcia, jakim cudem istniejesz i nie jesteś w mojej rodzinie. Kogo masz za rodziców?
Nie spodziewała się takiego zmieszania na tak proste pytanie. Może naprawdę go onieśmiela?
-Szpak, tu jesteś.- Znajomy głos brązowej, której nawet nie spytała o imię, dobiegł zza jej pleców.
Wadera poczuła nieprzyjemne ukłucie w głębi trzewi, jakby pojawienie się tej wilczycy psuło jej humor, albo komplikowało sytuację. Zrobiła kilka kroków w tył.
-Muszę już iść. - Jej wyraz twarzy zmienił się z niezdrowie zaciekawionej do beznamiętnej z kilka chwil.- Pilnuję dziś dzieci. Ubzdurały sobie, że wykopią staw dla rybek.
(Szpak?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz