Zamurowało ją. Miała rację, to był intensywny dzień, ale to nie oznaczało, że teraz ma jej jeszcze dołożyć do tego wszystkiego zawału. Smole od dziecka trudno przychodził dotyk, chociaż nie była w stanie sobie wytłumaczyć czemu. Mogła policzyć na palcach jednej łapy takie zdarzenia, może właśnie rzadkość była powodem? Ale opanowanie musi wygrać z emocją. Opanowanie jest nadrzędnym narzędziem, który pozwala uciszać rozedrganych, a poruszać nieporuszonych. Wzięła skryty głębszy wdech, gdyż mogła o tym na moment zapomnieć, po czym na wydechu odparła:
- W porządku. - Przecież to tylko przysługa.
Basior ułożył się płasko na wodzie, a jego skrzydła zadziałały jak stateczniki, nie pozwalały mu pójść na dno czy się obrócić. Mógł więc przymknąć zmęczone oczy i pozwolić sobie na dryf. Smoła podpłynęła bliżej niego i straciła już całkowicie grunt pod łapami. Przemknęła wzrokiem na długim, wyciągniętym skrzydle, na każdą lotkę długości jej pyska muskającą fale, które powodowało jej ciało. Nerwowe łapy przysunęły się bliżej, zaczęła głaskać pióro za piórem, by twarda glina rozpuściła się w wodzie jeziora. Przypominało jej to coś co zobaczyła kiedyś między dwoma wiewiórkami, które wyczesywały sobie nawzajem ogony, siedząc na gałęzi. Wtedy do głowy by jej nie przyszło zastanawiać się, kim były dla siebie te gryzonie, jak dobrze się znały, czy po prostu robiły to instynktownie, czy z potrzeby przeżycia. Dlaczego więc zadawała sobie to pytanie teraz? Czym jest bliskość jak nie potrzebą przeżycia?
- W porządku. - Przecież to tylko przysługa.
Basior ułożył się płasko na wodzie, a jego skrzydła zadziałały jak stateczniki, nie pozwalały mu pójść na dno czy się obrócić. Mógł więc przymknąć zmęczone oczy i pozwolić sobie na dryf. Smoła podpłynęła bliżej niego i straciła już całkowicie grunt pod łapami. Przemknęła wzrokiem na długim, wyciągniętym skrzydle, na każdą lotkę długości jej pyska muskającą fale, które powodowało jej ciało. Nerwowe łapy przysunęły się bliżej, zaczęła głaskać pióro za piórem, by twarda glina rozpuściła się w wodzie jeziora. Przypominało jej to coś co zobaczyła kiedyś między dwoma wiewiórkami, które wyczesywały sobie nawzajem ogony, siedząc na gałęzi. Wtedy do głowy by jej nie przyszło zastanawiać się, kim były dla siebie te gryzonie, jak dobrze się znały, czy po prostu robiły to instynktownie, czy z potrzeby przeżycia. Dlaczego więc zadawała sobie to pytanie teraz? Czym jest bliskość jak nie potrzebą przeżycia?
Wkrótce na najdalszych krawędziach piór zabrakło już materiału do wyskubywania, co zmieniło jej oddech na lekko bardziej nerwowy. Musiała przesuwać łapy stopniowo bliżej i bliżej, ale wkrótce wpadła w trans robótki ręcznej i zaczęło ją to nawet relaksować, a jakaś doza satysfakcji napływała w jej pierś, jak kolejny fragment stawał się czysty jak czarny, górski kryształ. W tej wodzie jego zielonkawe pióra naprawdę skrzyły się jak opale.
Ciszę przerywała co jakiś czas luźna rozmowa o codzienności, padały pytania jakie przychodzą na myśl przy pierwszym spotkaniu. Smoła dowiedziała się nieco o “rodzinie” basiora, jeśli można to tak nazwać. Wcześniej nikt nie uświadomił jej, skąd nagle pewnego poranka tyle ziemisto-zielonkawych wilków zaczęło chodzić ścieżkami watahy. Wydawało się to ciut dziwne, ale nigdy nie zdarzyło jej się nikogo o to zapytać, przynajmniej do teraz.
- To…- zmieniła temat.- W którą stronę będziesz szedł, jak już będziesz czysty?
- W zasadzie too, to nie wiem jeszcze.- odparł.- Nie mieszkam nigdzie konkretnie.
- Hm?- Zdziwiła się unosząc brew.
- Cóż, sufit nie jest dla mnie idealnym rozwiązaniem.
Zaśmiała się pod nosem.
- Brzmito jak naprawdę kiepska wymówka na lenistwo i włóczęgostwo.
Basior nie odpowiedział, tylko zamyślił się.
- Dlaczego mieszkasz tam gdzie mieszkasz?- zapytał wreszcie.
- Dziwne pytanie.- Nigdy się nad tym nie zastanawiała.- A więc, może ujmę to tak, mieszkam tam gdzie mieszkam, bo łatwiej znaleźć wilki, gdy mieszkają w stałym miejscu. Wiadomo, gdzie szukać pomocy, gdzie iść w razie potrzeby.
- To brzmi rozsądnie.- Odparł.
- Mieszkam blisko plaży, tam mieszkałam od urodzenia. Tam mam rodzinę. Gdyby coś im się stało, skąd mogłabym to wiedzieć?
- Boisz się jakich zagrożeń?
- Nie wymienię ci, nie na tym to polega. - Jej łapy muskały już podstawy skrzydeł.- Ojciec ma już swoje lata. To mogłoby być cokolwiek. Gdybym spała sobie nie wiadomo gdzie, nie miałabym żadnej pewności, czy wtedy moja szybka pomoc nie zmieniłaby…sam wiesz.
Ciszę przerywała co jakiś czas luźna rozmowa o codzienności, padały pytania jakie przychodzą na myśl przy pierwszym spotkaniu. Smoła dowiedziała się nieco o “rodzinie” basiora, jeśli można to tak nazwać. Wcześniej nikt nie uświadomił jej, skąd nagle pewnego poranka tyle ziemisto-zielonkawych wilków zaczęło chodzić ścieżkami watahy. Wydawało się to ciut dziwne, ale nigdy nie zdarzyło jej się nikogo o to zapytać, przynajmniej do teraz.
- To…- zmieniła temat.- W którą stronę będziesz szedł, jak już będziesz czysty?
- W zasadzie too, to nie wiem jeszcze.- odparł.- Nie mieszkam nigdzie konkretnie.
- Hm?- Zdziwiła się unosząc brew.
- Cóż, sufit nie jest dla mnie idealnym rozwiązaniem.
Zaśmiała się pod nosem.
- Brzmito jak naprawdę kiepska wymówka na lenistwo i włóczęgostwo.
Basior nie odpowiedział, tylko zamyślił się.
- Dlaczego mieszkasz tam gdzie mieszkasz?- zapytał wreszcie.
- Dziwne pytanie.- Nigdy się nad tym nie zastanawiała.- A więc, może ujmę to tak, mieszkam tam gdzie mieszkam, bo łatwiej znaleźć wilki, gdy mieszkają w stałym miejscu. Wiadomo, gdzie szukać pomocy, gdzie iść w razie potrzeby.
- To brzmi rozsądnie.- Odparł.
- Mieszkam blisko plaży, tam mieszkałam od urodzenia. Tam mam rodzinę. Gdyby coś im się stało, skąd mogłabym to wiedzieć?
- Boisz się jakich zagrożeń?
- Nie wymienię ci, nie na tym to polega. - Jej łapy muskały już podstawy skrzydeł.- Ojciec ma już swoje lata. To mogłoby być cokolwiek. Gdybym spała sobie nie wiadomo gdzie, nie miałabym żadnej pewności, czy wtedy moja szybka pomoc nie zmieniłaby…sam wiesz.
***
Pick apart
The pieces of your heart
And let me peer inside
***
- Skończyłam.
Niespodziewanie obrócił się na plecy.
-Ach, dużo lepiej- Wydawał się spajać jednością z falami.- Mówiłem, że się odwdzięczę, prawda?
Rozszerzyła szeroko oczy, omiotła szybkim wzrokiem góra-dół swoje brudne futro. Brakowało jej już przekleństw w myślach.
Tym razem ona położyła się płasko na tafli, przymknęła powieki, żeby nie wędrować oczami.
- Co jest złego w suficie? - zapytała go.
- A po co zasłaniać sobie niebo?
- Rozumiem, mamy lato, ale w zimie będziesz inaczej śpiewał.
-Może. - Westchnął.- Ale to zbyt daleko w czasie, żeby o tym teraz myśleć.
- A więc co się liczy teraz? - Postanowiła pociągnąć dalej tą filozoficzną nutę, skoro już rozbrzmiała.
- Wolność.- Wybrzmiało to niecodziennie w jego ustach. Nie było lekkie i pełne radości, raczej grzęzło w mieszance tęsknoty, ale też braku poznania, co przecież wykluczało się nawzajem.
Wzdrygnęła się, jak poczuła jego łapę na futrze.
- Nie ruszaj się…o, mam.
Z jej ucha coś się odczepiło. Dotyk przypominał jej na myśl wędrujące po jej ciele rzędy mrówek o malutkich nóżkach. Nie mogła się określić, czy powodowało to jej dyskomfort, czy łaskotało, czy było nawet przyjemne. Może wszystko naraz i nic jednocześnie. Podobnie mogła określić się nie tylko fizycznie, ale też duchowo. Kiedyś słyszała już o tej przypadłości na spotkaniach towarzyskich, gdzie osobie, z którą rozmawia się jeden dzień, łatwiej jest powiedzieć więcej, niż tej, którą się zna całe życie. Zagadka jednak nadchodzi, gdy jedna kategoria osoby może przejść z czasem w drugą. Czy wtedy chciałaby wymazać to, co padło dzisiaj nad jeziorem? Czy z biegiem czasu dojdzie do niej, że mógł to być jeden z większych błędów, na jakie się zdecydowała? Cóż, to była już przyszłość, a jej przywarą jest niestety to, że bywa nieodgadniona.
***
Let me in
Where only your thoughts have been
Let me occupy your mind
As you do mine
***
Dana spacerowała leśnym traktem, zamknięta w swoich myślach. Już od dłuższego czasu miała w głowie poważną rozmowę, którą chciała przeprowadzić ze Szpakiem. Rozmyślała nad szczegółami, konkretnymi słowami które by wyrażały najlepiej to co czuła i czego by chciała. Chciała najbardziej, żeby on był bardziej otwarty ze swoimi uczuciami, mniej zagadkowy w swoim zamyśleniu i niezdecydowaniu, bo w pewnym sensie czuła, że to niedookreślenie stanowi dla niej barierę bliskości. Chciała być bliżej, jeszcze bliżej, mieć pewność, że to co między nimi jest, jest stałe i zadeklarowane. Chciała usłyszeć od niego ,,kocham”. Westchnęła wzruszona, prawie potykając się o pobliski konar. Nie mogła się wręcz doczekać, jak tylko okazja się nadarzy.Zawędrowała aż na polanę życia. Pomyślała, że mogłoby to być dobre miejsce na ich jutrzejszy spacer, czemu więc nie obejrzeć go i się przekonać. Rozchyliła zarośla bzu i spojrzała na polankę, ale to, co właśnie zobaczyła… Szpak. W wodzie. Razem z…z….
Jej pierś wypełniła się kłębowiskiem igieł, jakby właśnie ktoś wrzucił w jej serce gniazdo os. Zawładnął nią taki szok, że nie wykrztusiła z siebie ani słowa. Widok wypalał się jej na rogówce, mogła wręcz przysiąc jak coś syczało blisko jej głowy, czuła ogień pod powiekami. A może to łzy. Nie mogła dłużej patrzeć, odłożyła gałązkę na miejsce i zniknęła w lesie.
(Szpak? Mam nadzieję, że nie zrujnowałam planów)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz