wtorek, 27 maja 2025

Od Szpaka CD Smoły - "Ciche Szepty Nieba"

Powyjmowali sobie z piór każdy kawałek gliny i jeszcze chwilę w milczeniu dryfowali w wodzie, ciało obok ciała już bez dotyku. Noc pochłaniała niebo coraz bardziej, cienie rosnąc na górach schowanych w tle. Łuk księżyca wisiał nad światem, kołysząc sny do spokojnego odpoczynku. Woda poczerniała w ramach odbicia gwiazd w swoich odmętach. Małe kulki zawisły tam, wysoko, błyszcząc i spoglądając na spokojny i śpiący las.
—Wolność? — Smoła zerknęła na niego po dłuższej chwili ciszy w akompaniamencie nocy. Świerszcze, żaby – cała orkiestra lata towarzyszyła im jeszcze w moczeniu futra.
—Wolność. Szukam i szukam. I gdziesz ona jest?— Szpak odetchnął, jego łapy wystawione do nieba. —Nic nie jest jak dom. Nie ważne gdzie idę,  gdzie jestem, żadne miejsce nie jest odpowiednie. Nie nory, nie jaskinie, nie polany. To trochę jak ciągle palący się w sercu ogień, bolący, którego nie da się zgasić, i który je cię od środka jak diabeł, a ty tylko możesz  krążyć tu i tam i udawać, że wszystko jest okej. — odetchnął. Jego oczy wbite w błyszczące się nad nim niebo.
—Trochę to pesymistyczne.— Smoła odparła na jego słowa, ciekawość i zamyślenie w jej głosie.
—Może… ale tak właśnie się czuję. I loty trochę gaszą ten ogień, po czym on znowu się zapala i tak w kółko. To męczące. — obrócił się w dryfie na plecy, jego skrzydła jak dwie łódki, dwa żagle, pchając go na powierzchnię. —Późno się robi. — stwierdził.
—To prawda. —
—Czas na mnie. Chociaż pewnie daleko nie podejdę. — mruknął, jego łapy odpychając się od tafli aby dopłynąć do brzegu. Smoła poszła w jego ślady.
—Mówił Ci ktoś kiedyś, że straszny z ciebie filozof. — zaśmiała się otrzepując krople wody z futra.
—Nie. Inne wilki rzadko ze mną rozmawiają. Poza Daną… — Szpak sam poszedł w jej ślady. Cała ta sytuacja, pomimo dziwnego dyskomfortu i komfortu pojawiającego się jednocześnie, była znośna. Nawet zaczepiała o przyjemność. Może łączyły ich nie tylko skrzydła. Może Szpak po raz pierwszy w życiu znalazł przyjaciela… znajomego, który mógłby go wysłuchać, zrozumieć. A nawet jeśli nie zrozumieć, to posłuchać uważnie, bez oceny, bez porady. Być. Albo może on po prostu nadpisywał sobie przyszłość. Wydarzenia, które tylko w jego głowie odgrywały się już w przyszłych tygodniach, dniach i godzinach. Marzenia, można by rzec. Nic nieznaczące pragnienia zlęknionego i głodnego uwagi serca, któremu przecież nie powinno łatwo się ulegać. Pewna zapora umysłu powodowała, że patrzył na swoje myśli i serce i rozważał czy w ogóle słuchać się tych z pozoru niepozornych szeptów pragnienia. Czy to nie będzie droga donikąd? Kolejna, którą musiałby przejść z zawodem, sam, przebrnąć przez nią jak przez rzekę z szybkim nurtem, która zabiera mu grunt spod nóg. I co znajdzie na końcu? Porażkę i zawód czy może wygraną? I czy to jest warte zachodu i starań, jeśli wszystko skończy się niczym…

Szpak usiadł na trawie, łagodny wiatr, ciepły pomimo że nocny, plątał się na jego futrze.
—Masz ciemną skórę. — Smoła usiadła kawałek od niego, jej oczy błyszcząc w mdłym świetle księżyca. Niebieskie i głębokie, chociaż tak różne od nieba.  Brak w nich było pomarańczy poranka, błękitu dnia przeplatanego miękką bielą, fioletu zachodu i gwiazd nocy. Wyglądały smutno, acz szczęśliwie tam gdzie były, na jej ciemnym pysku, wśród tego co znały i co kochały.
—Wiem. Jest tak czarna jak ja. — odparł. —Lecisz do domu, idziesz? Sama? Mam cię odprowadzić? — zagadnął, jego mięśnie już zmęczone i płaczące na samą myśl o następnym dniu i polowaniu, które na nie czekało.
—Pójdę sama. — odparła. Jej ton zagadka.
—To był bardzo przyjemny dzień. — Szpak pożegnał się w ten sposób, niema nadzieja na jego języku, że się jeszcze kiedyś spotkają. — Śpij dobrze. — i zniknął w odmętach ciemności, aby krążyć po polanie, znaleźć sobie kawałek zmoczonej rosy trawą. Gdy już to zrobił jego ciało upadło na niego zmęczone. Zapach mokrego pyłku kwiatowego ukołysał go do snu idealnie. Pozostało czekać na światło dnia.

Mój niedoszły Romeo
Taki byłeś wyśniony nocami,
taki idealny,
gdym Cię we śnie dotknęła ustami
Rozum
Wola
Moje grzeszne ciało
Dostało skrzydeł wolności
Tylko serce-
choćby w proch się sypało
nie uwierzy, że to koniec miłości

Magda

Dana była milczącą obecnością w jego dniu. Oczywistością. Rzeczą nader wszystko banalną, prostą, a jednak tego dnia zdawała się być skomplikowana. Zawsze była otwarta, jasna i radosna. Dzisiaj jej niebieskie oczy krążyły za nim jak smutne kule lodu. Ogień w jej źrenicach zmalał, wyblakł, zgubił gdzieś w głębi, ale nadal tam był. Gdzieś pod tym chłodem i nagłym milczeniem znajdował się kawałek jej zwyczajowego podejścia. Nie mogła go schować. Jej ruchy łap, jej urywane spojrzenia i zawiedzone wzdechnięcia, jakby oceniała go za coś czego nie zrobił. Jakby dopowiedziała sobie sytuacje, słowa albo myśli, których Szpak nie miał, których w nim nie było i o które nigdy by siebie nawet nie posądził. Albo w końcu uświadomiła sobie, że jej bliskość jest dla niego tylko i wyłącznie bliskością powierzchowną, ozdobą jego dnia, którą wiatr łatwo mógł porwać w niepamięć. A może tylko znudziła się w swojej namiętnej miłości. Kto wie.

Polowanie zmęczyło go, ale satysfakcja i pełny żołądek sprawiły, że szedł. Przed siebie. Sam na razie. W oddali słyszał znane mu kroki, goniące go jak ogień goni tlen. Tak jak zawsze, jakby nic się nie zmieniło. Jej błękit oczu znów palił się jasnym ogniem, determinacją, która sprawiła, że Szpak miał ochotę uciekać. Uciekać w dal i nie spoglądać za siebie. Miłość paraliżowała go, sprawiała że słowa utykały mu w gardle, że mdłe „nie”, które wyrwie się z jego serca, będzie o ton za ciche.
—Widziałam Cię wczoraj nad jeziorem na Polanie życia. — poinformowała go, ton je głosu pewny i jasny. Widziała go?
—No tak. Byłem tam. Pomagałem wczoraj dzieciom przenieść dość sporą ilość gliny. Glina lepi się do piór jak rzepy do sierści i nie chce puścić, więc… jezioro. — odparł. Stres nieco opadł z jego spiętych ramion. To nie ten dzień, nie to starcie, nie ten most, który wali się pod jego łapami.
—Byłeś z tą… Smugą… — Dana fuknęła. Szpak zmarszczył brwi. O co chodziło. Było w ruchu wadery coś co zastanowiło go na tyle, że sobie przystanął i spojrzał na nią z głową pełną myśli. Jego wzrok był przebijający, dogłębny. Co to było? Co było w jej wzroku, w jej ruchu. Co się zmieniło?
—No tak. Smoła. Opiekowała się dziećmi, nosiła glinę razem z nami. Też musiała się wymyć. Ta sama droga, więc poszliśmy razem. — fakty. On mówił tylko fakty, bo tak to widział. Przyjemne spotkanie, ta sama droga, dzień zakończony kąpielą w zimnej wodzie jeziora podczas letniej nocy. Platoniczne, pierwsze rozmowy i może… może nadzieja o bliskość inną niż w oczach Dany. Bardziej odległą, pustą, pozbawioną miłości, która pali gardło i opala żyły od środa. Oczy Dany byłe go pełne. Oczy Smoły miały więcej emocji, innych. Ciekawszych, bo nieznanych. Oczy Dany… Tam była tylko miłość i ogień i … coś jeszcze? Nieznanego, ciekawego. Szpak mrugnął dwa razy i odetchnął. Co to… co to było? Czym to jest?!
—Tak… I… kim ona jest dla ciebie?! — Dana fuknęła ponownie jej ogień nie czerwony z miłości, a biały z… zazdrości?! Zazdrość. Takie śmieszne uczucie. Silne i ogłupiające, a jednak dla wielu warte uwagi i poświęcenia miejsca w sercu. Pcha wilki do czynów zawodnie słodkich. Bronienie swojego – można powiedzieć. Basior będzie warczał na innego kiedy zbyt zbliży się do jego samicy. Samica będzie kręcić nosem, jeśli jej basior będzie mówił za długo z innym basiorem. Niektórzy zmieniają się w potwory pod wpływem zazdrości, mordują, biją, gryzą. Inni peszą się, płaczą, skarżą. Kim byłby Szpak gdyby sam nie znał zazdrości. Tylko on zazdrościł niebu jego wolności. On zazdrościł innym lekkości w postrzeganiu swojego miejsca na świecie. On zazdrościł rodziców i rodziny, każdemu kto szczęśliwie spędzał z nią czas. Ale on milczał. Jego zazdrość nie czyniła go chętnym zabrania, wręcz przeciwnie. Melancholia wdzierała się w jego serce, żal… raczej nie smutek. Może marzenie? Pragnienie? Może po prostu ciekawość. Tak. Zazdrość budziła w nim ciekawskie żale, korzenie rozmyślań jak by to było gdyby miał wszystko co inni.
—Znajomą. Znam ją cały… jeden dzień. Więc może nawet nie znajomą, a czymś mniejszym. Poza tym… nie wiem jeszcze. Nie mi oceniać kim dla mnie jest, jeśli jej jeszcze dobrze nie znam. — odparł. Jego głos był miarowy, spokojny, jakby właśnie stwierdzał, że pogoda jest słoneczna.
—W takim razie… Szpak. Kim ja jestem dla Ciebie? — to pytanie chciałoby zrzucić go z nóg, ale nie podołało. Szpak był przekonany, że kiedy Dana je zada, zawaha się, stchórzy, nie będzie wiedział co powiedzieć, ale…
—Nie wiem. — prawda wylała się z jego ust. Dana zdawała się zawahać, tak jak on miał. Jej oczy rozszerzyły się zaskoczone, na pewność i siłę jego słów.
—Jak to nie wiesz? — w końcu wydukała. Szpak usiadł sobie.
—Nie wiem. Po prostu nie wiem. Patrzę na ciebie i nie umiem przypisać do ciebie właściwego słowa. Czy to jest przyjaciółka? Czy to jest znajoma? Czy to jest wadera, czy wilk, czy rozmowa, czy spacer. To wszystko mi umyka. Nie wiem kim dla mnie jesteś. Relacje są dla mnie ciężkie, bo jedyne jakie miałem to te powierzchowne z wami, kiedy żyliśmy jak rodzeństwo, jak dzikie dzieci. Nie mam. Nie wiem. Nie wiem czy chcę wiedzieć. 
—Przypominam Ci… siostrę? — mruknęła.
—Wyjęłaś z tych słów chyba najgorsze wnioski. — Szpak zaśmiał się. — Nie. Właściwie nigdy nie widziałem was jako rodzeństwa. Byliście pewną dozą rodziny, której nigdy nie zaznałem, ale tylko dozą. W pewnym sensie zawsze byłem sam, jak paluszek w tym wielkim świecie. Zagubiony, szukający swojego miejsca. Sam… Sam. Sam. Sam. Kiedy jest się samemu tak długo nie wie się jak zbudować relację na czymś innym niż tylko słowie „rozumiem”. — rzucił jej pewne siebie spojrzenie. Teraz to jego oczy paliły się ogniem. Ale innym niż jej. Jego paliły się determinacją, zrozumieniem. Bo zrozumiał. On rozumiał zawsze tak wiele.
—Może w takim razie nie chcesz już być sam? — zbliżyła się na krok. Jej oczy w nieznanym kolorze niebieskiego. —Może w takim razie dość rozumienia słowem. Może czas żebyś poczuł!—
— I co jeśli nie poczuję? Jaki będzie zawód w Tobie? Wystarczę ci na jedną noc, jeśli nadal większy komfort odnajduję w samotności? — niepewność wdzierała się w jego słowa. „Normalny basior kocha normalną waderę.” – i to normalne, standardowe. To ma być wolność, miłość, prosty przepis na uczucia dla każdego. Na dzieci, rodzinę, partnera.
—To miłość… — mruknęła, jej oczy na ziemi.
—Co znaczy kochać, Dana? Jak mam odpowiedzieć kiedy nie wiem, co to znaczy? Kiedy nie czuję?—
—Strasznie dużo używasz metafor! — spojrzała mu w oczy z determinacją.
—Taki jestem. Taki jestem od całkiem dawna. I taki będę. Myślę w metaforach, nie mam miejsca na świecie, nie jedno przynajmniej. Jestem tu i tam, a czasem mnie nie ma. Przeszkadza ci to? —
—Nie. Po prostu mnie zaskoczyło… —
—Czyżbyś nie znała mnie tak dobrze jak sądzisz? —
—Znam cię Szpak. Znam cię. Jesteś moim wsparciem, moją miłością. Moim Romeo. Tym kogo chcę mieć. Ty mnie zawsze słuchasz, i milczysz, i w Twoich oczach zawsze widzę że mnie rozumiesz. Czuję się przy Tobie bezpieczna i… czuję że nie mogę tego tak po prostu poddać. Widzę że lubisz polować i lubisz spacery. Nawet jeśli nie ze mną. Wiem że mnie lubisz, na swój sposób. Wiem że cenisz naszą bliskość, może nie tak jak ja i… Widzę cię. —
—Nie Dana. Wszystko co wymieniłaś wiąże się wyłącznie z Tobą. To nie jestem ja, nie pełny. Nie lubię spacerów. Lubię latać. Latanie sprawia że czuję się wolny od ziemi, problemów. Nie lubię polować, to po prostu praca, która nie sprawia mi problemów. Często jest przyjemna, ale… każda inna, która by mi odpowiadała tez jest przyjemna. Nie lubię milczeć, chociaż nie… lubię milczeć, ale nigdy nie rozumiem. Nie ciebie. Nie lubię po prostu ranić innych. Struktury społeczne są delikatne i… może i lubię bliskość, ale twoja zawsze mnie stresuje, bo wiążą się z nią pewne oczekiwania jakie wobec mnie masz. Duszące oczekiwania, bo nie mogę im sprostać. Ty czujesz się przy mnie bezpieczna, ale czy spojrzałaś kiedyś dalej niż na siebie? — nie miał jej za złe żadnego jej słowa. Nie zawarł też w swojej wypowiedzi niczego więcej niż spokoju, który teraz pożerał jego ciało. Nie był zły, nie był smutny.
—Rozumiem… — jej oczy zalśniły łzami. — Może rzeczywiście powinnam poznać Cię lepiej...—
—Może… ale co jeśli to cię nie zaspokoi?—
—Nie wiem… Być może wtedy wystarczy mi jedna noc… —

<Smoła?>
zostawiam tobie ich kolejne spotkanie ;3 Dana na pewno będzie dalej wciskała nos w relacje Szpaka, bo ona się łatwo nie poddaje.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz