Głębiej wciągnąłem powietrze do płuc, a następnie, panicznie, jeszcze szybciej je stamtąd wypychając.
Trup. Nowy. Kto mógł zrobić coś takiego?
- No i co to ma być - mruknąłem, siadając nad ciałem. Podniosłem wzrok na Vinysa, teraz odwróconego do nas tyłem. Nas? - znowu coś nie gra. Nie uważasz, że teraz powinniśmy udać się raczej na ich posterunek i powiadomić służby? - rzuciłem.
- Idź sam. Jeszcze ktoś zwinąłby mam ciało - nieśpiesznie odwrócił pysk, najpierw wodząc wzrokiem po odległych drzewach, a potem wolno kierując go na mnie.
Przytaknąłem w milczeniu i przeskoczyłem przez wyciągniętą nogę trupa, w myślach przypominając sobie trasę.
Minęło może pół godziny, może nawet trochę więcej, zanim, poruszając się szybkim truchtem, dotarłem do celu. Jaskinia, którą można było chyba uznać za siedzibę oficjalnych organów ścigania WSJ, położona była nieopodal granicy, w miejscu bezsensownie oddalonym od głównych ośrodków tej watahy, jeśli jeszcze w ogóle dało się jakieś wyróżnić. Wewnątrz jednak nie zastałem nikogo.
- Gdzie oni są, jak ich nie ma? - teraz, stojąc pośrodku pustego pomieszczenia, wydałem z siebie ciche westchnienie. Dlaczego nigdy nie mogło łatwo się udać? Po prostu tak wziąć i się udać? Bez problemu? Choć raz...?
Nie wzdychając już więcej, bowiem byłoby to niepotrzebne, wróciłem na miejsce, w którym pozostawiłem towarzysza ze znaleziskiem. Nie ma chyba sensu opisywać całej wymiany zdań, która miała miejsce po moim powrocie. Wszystkim zainteresowanym chyba wystarczy też fakt, że dzięki pracy naszych silnych łap ciało szybko znalazło się pod ziemią, a my zorientowaliśmy się, że do końca już zapadł zmrok.
- To jakiś chory żart - fuknąłem ze wzrokiem wbitym przed siebie, gdy droga powrotna doprowadziła nas do granicy WSC - jakby wszystko co żyje i co zdechło chciało się sprzysiąc przeciwko nam.
- Uspokój się, cokolwiek by tego nie chciało, nie ma nic do gadania - mruknął Vinys - prędzej czy później znajdziemy. Nie ma takiej sprawy, której nie da się chociaż po części rozwiązać.
No i świetnie. Wróciliśmy zatem do siebie, dosłownie pełni dobrych myśli i zapału, optymistycznie zakładając, że w najbliższym czasie uda się wrócić na tereny naszych sąsiadów i przesłuchać świadków.
Choć koncepcja ta, jak i wszystkie inne, które w międzyczasie pojawiały nam się w głowach, rozmywały się, zanikały coraz bardziej, a całe śledztwo bledło i stawało się dla nas coraz bardziej enigmatyczne, nierozwiązywalne, żeby nie powiedzieć, nużące.
W tym czasie znajdowaliśmy sobie coraz więcej innych zajęć, dając się całkowicie pochłonąć zimowej, przyjemnej bezczynności.
Poznaliśmy się wszyscy jeszcze trochę lepiej. Ponieważ na naszych terenach ostatnio zapanował panował spokój, mieliśmy sporo czasu. O jedzenie, jak zawsze w zimę, zaczęło być trudniej, wszyscy śledczy polowali więc razem. Potem, w chłodne wieczory wracaliśmy do jaskini śledczych w WWN, gdzie spotykaliśmy Opal pilnującą rozpalonego wcześniej ogniska i Mundurka opatulonego swoim płaszczem i dziwną aurą nieszczęścia (otaczało go ono już od wielu tygodni do tego stopnia szczelnie i skutecznie, że zdążyłem się do tego przyzwyczaić). Siadaliśmy przy ogniu, jedliśmy kolację i ogrzewaliśmy się nawzajem. Tak więc siedzieliśmy, chwilami zajęci rozmową, a chwilami w ciszy, nierzadko przez długo czas, dopóki błogie zmęczenie i klejące się powieki nie zaprosiły nas serdecznie do snu. Opal melancholijnie wzbudzała drobne iskry cienkim, żarzącym się patykiem, Brus udawał, że nie przysypia, Silwestr kreślił na zmarzniętym piasku sobie tylko znane plany i kształty, Mundus opierał się o skalną ścianę i szklistymi oczyma wpatrywał w ciemne, bezkresne niebo, ja szukałem w głowie wszystkich tych rzeczy, które w ostatnim czasie przyniosły mi krótkie chwile radości. Lubiłem wracać do nich w ten sposób i w myślach przeżywać je dwukrotnie. A Vinys? Vinys zawsze trzymał się nieco z boku. Mówił z zasady mało i raczej rzadko, jeśli w ogóle, się uśmiechał. Nigdy nie pytałem, dlaczego, nawet jeśli byłem ciekawy, dociekanie, czy nie daj Boże próbowanie zmieniać czegokolwiek, raczej nie przyniosłoby niczego dobrego. Zresztą mimo, że gdzieś w głębi duszy być może chciałem nawiązać z nim kontakt jakkolwiek bliższy, niż zwykłe "czołem", "co dziś robimy?", czy "do jutra, druhu!", wciąż lubiłem go takim, jakim był. I tyle.
Pojawienie się pierwszego w tym roku, porządnego śniegu sięgającego do kostek po miesiącu niewyraźnego popadywania białego puchu, jeszcze bardziej podniosło poziom mojej niewyżytej jak zwykle energii. Byliśmy właśnie na patrolu, który z powodu zmiany pogody przedłużył się, by pozwolić nam popodziwiać las tak pięknie dotknięty kontrastowymi, białymi błyskami i ciemną, głęboką barwą wiecznie zielonych jałowców. Tak więc wlekliśmy się do przodu, czasem jedynie przyspieszając kroku, najczęściej w momentach, gdy mój kompan delikatnie zasugerował, że ma jeszcze to i owo do załatwienia.
Oddaliłem się tylko na chwilę, wiedziony przyjemnym zapachem, który mógłbym poczytać za jedzenie. Niewielkie gryzonie o tej porze pochowane były w niedostępnych dla wilków kryjówkach, ale tutaj ktoś wyraźnie postanowił wybrać się na spacerek.
Węszyłem pomiędzy opadłymi gałęziami przez dłuższą chwilę. W końcu podniosłem głowę i rozejrzałem się w poszukiwaniu Vinysa, który został jednak zbyt daleko z tyłu.
- O, towarzyszu, widzę cię - nagle machnąłem ogonem, uśmiechając się ze szczerą radością. Mundurek. Też dobrze. Lekko przekręciłem głowę, oczekując, aż podejdzie bliżej. Spodziewałem się dojrzeć jego drżące z nerwów skrzydła i ów wyglądający spod płaszcza żałośnie smutny wzrok, który widziałem za każdym razem, gdy patrzyłem mu w oczy. Tym razem jednak coś się zmieniło. Nie było tamtego Mundurka, tamtego ucieleśnienia nieszczęścia. Po raz pierwszy od wielu miesięcy naprawdę szczerze się do mnie uśmiechnął. Dziwne, ciepłe uczucie dotknęło mojego serca.
- Szkiełko, mój przyjacielu... jak dobrze cię tu widzieć.
- Coś się stało?
- Tym razem wyjątkowo nie. Po prostu się cieszę.
- Aha - oczywiście nie chciałem, by zabrzmiało to jak zdziwienie, ale jak zawsze wyszło inaczej - to znaczy, mi też miło cię widzieć. Zdaje mi się nawet, że jakoś lepiej wyglądasz.
- Dziś wyjątkowo dobry dzień.
- Tak... - przez moment próbowałem przypomnieć sobie, czy w ostatnich godzinach wydarzyło się coś wyjątkowego. Niczego jednak nie mogłem sobie przypomnieć - może w WSJ coś ruszyło się ze sprawą tamtego wilka?
- Nie kłopocz się tym, co się zdarzyło - idąc teraz obok mnie opuścił wzrok - mam nadzieję, że znajdziecie rozwiązanie tamtej sprawy. Szkiełko, mam nadzieję, że uda się wszystko, za co kiedykolwiek się weźmiesz. Jak dziwnie to brzmi, prawda? - westchnął.
- Zazwyczaj nie...
- Wiesz, że myślę zawsze to samo. Ale są dni, kiedy po prostu łatwiej to powiedzieć - przerwał, przenoszac wzrok na coś lub kogoś znajdującego się za mną. Odwróciłem się.
- Tobie też, Vinys - szary ptak uśmiechnął się lekko, napotykając jak zwykle spokojne oczy mojego wspólnika.
- Wyjaśnij mi proszę - mruknął ten - czemu brzmisz, jakbyś zaraz miał pogrozić nam napisanym przedwczoraj oświadczeniem o odebraniu premii i wysłać na przesłuchania, o których zapomnieliśmy?
- Oczywiście, bądź tylko łaskaw powiedzieć, czemu brzmisz, jakbym robił to codziennie?
- Jakoś przez moment miałem wrażenie, że codziennie nie kleisz się też do wszystkich swoich współpracowników. Chyba, że... uprzedź, jeśli od dziś coś się zmienia.
- Ach, nie, na klejenie sie trzeba dopiero sobie zasłużyć. A to tylko parę dobrych słów.
- Dobrych? Świetnie, już wiem, co się nie zgadza. A teraz, czy nie powinniśmy przypadkiem powoli wracać na posterunek? Brus wspominał coś o wolnym popołudniu. Lepiej, żeby ktoś został tam w razie nowej sprawy.
- E, no co ty, do popołudnia jeszcze daleko... - zwróciłem uwagę, podnosząc pysk i kierując go w stronę nieba i słońca.
- Nalegam. Mówię ci, to podstęp.
Zmrużyłem oczy. Czasem musiała minąć dłuższa chwila, zanim zrozumiałem czarny humor towarzysza.
- No dooobra, chodźcie - niepewnie położyłem po sobie jedno ucho. Przez chwilę szliśmy dalej w milczeniu, które nagle wydało mi się wyjątkowo uciążliwe.
< Vinys? Jak ja lubię kończyć w momencie, w którym kompletnie nie wiadomo, co może się dalej dziać xD >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz