— Nie chcemy jej — odpowiedziała automatycznie Konwalia, zakładając nogę na nogę.
Od zawsze czuła awersję w stosunku do innych osobniczek płci żeńskiej, traktując je jako potencjalną konkurencję w... W zasadzie we wszystkim.
Zawsze chciała być uważana za tę najpiękniejszą i zawsze chciała być najbardziej pożądaną, a inne wadery łatwo mogły stanąć jej na drodze do łatwej wygranej. Dlatego też nigdy nie miała żadnej przyjaciółki ani chociaż bliższej znajomej.
Ale jeśli miałaby jakąś mieć, z pewnością musiałaby być brzydsza, grubsza i o wiele paskudniejsza z charakteru niż ona. Wiecie, żeby swoją brzydotą podbić trochę perfekcję Konwalii.
— To nie była propozycja. — Czarny mężczyzna wciąż uśmiechał się szeroko. — Tylko polecenie.
— A jeśli odmówimy? — zapytał Szkło, krzyżując ramiona na piersi.
Demon zmierzył go spojrzeniem, a w jego oczach pojawił się niebezpieczny, czerwony błysk.
— Jestem panem czasu — odparł. — Mogę zrobić z tobą takie rzeczy, których nie przewidziałbyś nawet w najgorszych koszmarach. Albo po prostu zamknąć was tutaj, w tym wymiarze i skazać was na wieczną tęsknotę za utraconym, wilczym domem.
Poprawił klapy marynarki i błysnął w uśmiechu swoimi olśniewająco białymi zębami.
— No, więc jeśli pozwolicie, oddalę się. — Czarnoskóry mężczyzna wstał.
— A jeśli zawiedziemy? — odezwała się jeszcze Konwalia. — Jeśli nie znajdziemy złodzieja?
— To będziecie szukać do skutku — oznajmił demon, poprawiając mankiety. — O, byłbym zapomniał.
Pstryknął palcami, a w tym samym momencie i Szkło, i Konwalia zasyczeli z bólu, łapiąc się za prawe nadgarstki.
Kobieta spojrzała na swoją rękę: na jej nadgarstku znajdowało się piętno przypominające tatuaż, które jednak żarzyło się, jakby zostało wypalone żelazem.
— To tak na wszelki wypadek — oznajmił wesoło czarnoskóry. — Gdyby przyszło wam do głowy zignorować moje rozkazy.
Konwalia szła tuż obok Szkła, a czarnoskóra dziewczyna wlokła się parę kroków za nimi.
— I co teraz zrobimy? — zapytała kobieta, rozmasowując nadgarstek pulsujący tępym bólem.
— Chyba to, co nam kazał — westchnął Szkło, otwierając drzwi do mieszkania.
Rozmowę przerwało im chrząknięcie czarnoskórej.
— To wy się naradźcie, dołączę do was z rana — powiedziała z przesłodzonym uśmiechem i, nim zdążyli ją w jakikolwiek sposób powstrzymać, obróciła się na pięcie i już jej nie było.
— Mam nadzieję, że nie przyjdzie — rzuciła Konwalia, zamykając za nimi drzwi na zamek.
Szkło za ten czas zniknął w kuchni i, starając się ignorować obecność trupa w lodówce, zaczął przeglądać zawartość szafek.
— Czego szukasz? — zapytała po paru minutach Konwalia, podchodząc bliżej niego. Stojąc za nin, położyła dłonie na jego ramionach, czując, jak jego mięśnie automatycznie się spinają. Ledwo powstrzymała się od chichotu.
— Szukam czegoś, co mogłoby się nam przydać — powiedział, a Konwalia mogłaby przysiąc, że usłyszała nutkę niepewności w jego głosie.
Nieznacznie oparła się brodą o jego ramię.
— Czyli co na przykład? — zapytała, zniżając głos do szeptu i przybliżając usta do jego ucha.
— Em... — wydusił z siebie. Konwalia zachichotała cichutko i odsunęła się od niego, żeby usiąść na blacie.
— Nie wiem, czy cokolwiek stąd mogłoby się nam przydać — zauważyła.
Siedzieli tak chwilę w ciszy.
— Masz może ochotę na chwilę wytchnienia? — zapytała cicho kobieta.
— To znaczy?
Konwalia uśmiechnęła się, po czym zeskoczyła z blatu i podeszła bliżej niego, stając nieznacznie na palcach, żeby zrównać ze sobą ich twarze, po czym leciutko musnęła jego usta swoimi.
< Szkło? Przyjmiesz propozycję? XD >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz