- Twoi ojcowie... - zacząłem, zanim w pełni dotarło do mnie, o kim mowa. Szybko spojrzałem na stojące przed nami dziesiątki zdjęć. I przypomniałem sobie. Znów.
Z zaciśniętymi zębami wziąłem do ręki jedną z ramek. Na fotografii widniały trzy, znane nam postacie. Im dłużej patrzyłem, tym dziwniejsze uczucie wzbudzał we mnie ten widok. Oto i oni. Mój ojciec. Mój towarzysz, śledczy. I mój przyjaciel. Konwalia tymczasem, z rękoma skrzyżowanymi na piersi, przeszła gdzieś na bok, zatrzymując wzrok najpierw na meblach, potem, na nieco dłużej, na przedmiocie leżącym na niewielkiej, ściennej szafce. Podążyłem za nią wzrokiem. To przytulanka.
- Co teraz zrobimy? - zapytałem, próbując nie dać po sobie poznać skołowania - tamta kobieta kazała nam komuś pomóc.
- Na początku możemy stąd wyjść. Może w tym domu znajdziemy jakieś wskazówki. A jeśli nie, pewnie prędzej czy później natkniemy się na kogoś, kto objaśni nam wszystko dokładniej.
- No dobrze - jedną ręką oparłem się o ścianę i jeszcze raz przebiegłem wzrokiem po pokoju - Konwalio?
- Hm? - uśmiechnęła się tak ciepło, że przez chwilę samemu było mi trudno powstrzymać ten gest.
- Ciekawy jest ten nowy świat. Trochę dziwnie chodzi się na dwóch nogach, ale cieszę się, że jesteśmy tu jednak razem.
- Chodźmy - zaśmiała się. Opuściliśmy pokój, wychodząc na chłodny korytarz i przez moment zastanawiając się, co dalej. Nagle z jednego z pomieszczeń poczuliśmy silne uderzenie zimna. Silniejsze, niż spodziewałem się poczuć we wnętrzu ludzkiego domu, nawet w zimę. Przyszło mi do głowy, że otwarte jest jedno z okien, bez słowa skierowałem się więc w stronę pokoju, który okazał się kuchnią. Konwalia poszła za mną.
Na miejscu spotkało nas jednak coś zgoła innego. Większa część pomieszczenia pokryta była szronem, przez który sprawiał, że wszystko, co nas tetaz otaczało wyglądało na opustoszałe od dawna i zaniedbane. Pod jedną ze ścian stała niska, lecz długa lodówka, z której wyzierał na pierwszy rzut oka coś w ludzkim kształcie. Gdy tylko przyjżałem się dokładniej, dostrzegłem zamarznięte ludzkie ciało. W pierwszym odruchu osłoniłem towarzyszkę przed tym widokiem.
- Co to jest? - zapytałem jakby sam siebie, podchodząc bliżej.
- Raczej, czyja to sprawa - mruknęła z zastanowieniem Konwalia.
Zbliżyłem się do urządzenia chłodzącego i przez chwilę siłowałem się z drzwiczkami, aby w końcu je zamknąć. Były przymarźnięte, jak wszystko co otaczało trupa.
- Wyjdźmy stąd. To podejrzane miejsce - rzuciłem.
< Konwalio? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz