Konwalia spoglądała ludzkiej istocie w oczy bez lęku.
Jednak czy można było nazwać tę kobietę istotą ludzką? Kształty miała bez wątpienia człowieka, ale biły od niej dziwny blask i zapach, charakteryzujące tylko magiczne istoty.
— Jakich wskazówek? — zapytała wadera, wciąż nie rozumiejąc, o co chodzi. — Co mamy zrobić? I czemu mamy to zrobić?
Czarnowłosa istota zmierzyła wzrokiem oba wilki, a w jej oczach zagrał rozbawiony ognik.
— Tego właśnie się dowiecie — odparła.
Szkło z Konwalią spojrzeli po sobie.
Basior był sceptyczny, widać było, że nie podoba mu się koncepcja podróży międzywymiarowych, jednak Konwalia...
W Konwalii paliła się już iskra nadchodzącej przygody.
Sięgnęła więc łapą i zabrała klucz.
W tym samym momencie kobieta zniknęła, jakby nigdy wcześniej jej nie było.
— I co myślisz, Szkło? — Konwalia zwróciła się do wilka. — Wchodzisz w to?
— Nie wiemy, co to jest — zauważył przytomnie. — To może być...
— Pułapka? — wpadła mu w słowo. — Daj spokój, co może się stać? Najwyżej zginiemy.
— "Najwyżej"? — Szkło uniósł brwi. — Właśnie tego się obawiam.
Konwalia w odpowiedzi tylko przewróciła oczami i uniosła klucz wyżej, aby się mu przyjrzeć. Nie zauważyła niczego podejrzanego, oprócz wyrytych w metalu znaczków tak drobnych, że nie była w stanie ich odczytać.
— Oh, Szkiełko. — Wadera posłała basiorowi jeden ze swoich najlepszych uśmiechów. — Jeśli nie pójdziesz ze mną, zrobię to sama.
W oczach wilka widać było mnóstwo wątpliwości, jednak nie mógł zostawić jej samej.
W końcu, zrezygnowany, kiwnął tylko głową.
Konwalia zapiszczała z uciechy, po czym intuicyjnie i bez zastanowienia włożyła klucz w powietrze, niczym w dziurkę od klucza. Z ekscytacją przęłknęła ślinę, przekręciła i...
Otworzyła oczy. Rozejrzała się dookoła, starając się zidentyfikować pomieszczenie, w którym się znajdowała.
Przypominało jedno z pokojów w domu Matki, jednak to nie było to.
Podeszła do ściany. Cała zasłonięta była mnóstwem fotografii w ramkach.
Zdjęcia przedstawiały ludzkie postaci, jednak dziwnie znajome... I gdyby miała zgadywać, to...
— Ruten — wyszeptała, dotykając palcami szkła. — Azair. Mundus.
Uśmiechnęła się lekko na wspomnienie swoich "ojców".
Chwila, palcami?
Zerknęła na swoją dłoń. W niczym nie przypominała łapy.
— Konwalia?! — rozległ się krzyk.
— Szkło! — odkrzyknęła, przyglądając się swoim smukłym palcom z zadbanymi, pięknymi paznokciami.
Drzwi do pokoju otwarły się, ukazując męską, średniego wzrostu sylwetkę. W twarzy odznaczały się tylko intensywne, bursztynowe oczy.
— Konwalia... — wyszeptał mężczyzna.
— Szkło — odparła z uśmiechem.
Minęła go, wiedząc, że w każdym ludzkim domu musi być lustro. Znalazła je w jednym z pomieszczeń.
Zerknęła na swoje odbicie.
Nie wyglądała zupełnie inaczej niż jako wilk. Gęste, białe włosy z szarymi pasemkami opadały jej na ramiona, a ogromne oczy okolone rzęsami były tak samo niebieskie jak zawsze. Jedyną różnicą było ubranie, które teraz na sobie miała: zwiewną, białą sukienkę falującą na jej ciele z każdym krokiem.
Szkło oparł się o ścianę za nią.
— Co to za miejsce? — zapytał.
— Nie wiem — odparła. — Ale moi ojcowie na pewno kiedyś tutaj byli.
< Szkło? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz