wtorek, 31 grudnia 2019

Od Eothara Atsume CD Konwalii Jaskry Jaśminowej

Wataha osierocona przez Alfę, "ziemia niczyja", utrzymywana siłą więzów pomiędzy jej członkami. Ciekawe, nawet bardzo ciekawe. Widzę, że trafiłem na dobry teren; dłuższa wędrówka się opłaciła. Uniosłem lekko kąciki warg.
 — Jeśli chciałbyś stać się częścią naszej społeczności, to znajdzie się dla ciebie miejsce. - wadera uśmiechnęła się jeszcze rozkoszniej, co dopełniało jej szlachetnego obrazu.
 — Zastanowię się. - odparłem spokojnie, kątem oka obserwując śmigającą po gałęziach sosny szarą wiewiórkę. Mój żołądek zaczynał tracić cierpliwość, ale byłem przyzwyczajony do tego uczucia. Łaski bez, a skakanie w mulistą wodę w większości przypadków albo kończyło się rozwaloną czaszką, albo utonięciem. Najpierw należało sprawić, by stała się przejrzysta, mówiąc krótko, obeznać się z tą grupą.
 — Co powiesz więc na mały spacer? Może zachęci cię do dołączenia. - zaproponowała nieznajoma z nutką nadziei, po czym nie dając mi czasu na odpowiedź, ruszyła przed siebie. Zrównałem się z nią po paru krokach. Przez chwilę szliśmy w ciszy, niepewni, od czego zacząć. Nieoczekiwanie wilczyca zaśmiała się dźwięcznie. Posłałem jej pytające spojrzenie.
 —  Zapomniałam się przedstawić. Konwalia Jaskra Jaśminowa, miło mi.
 — O nie, mój błąd. - odparłem z nutką śmiechu. - Atsume, wzajemnie. - zrobiłem niewielką pauzę. - Nie spodziewałem się, że spotkam tu taki wspaniały kwiat, i to jeszcze w środku zimy. - pewnie często miała okazję usłyszeć takie komplementy, ale zawsze, w każdym przypadku, pojawia się ta iskierka zadowolenia. Sądząc po jej reakcji, i tu trafiłem w punkt. - Na przyszłość, mogę ci mówić "Konwalia"? - dodałem.
 — Oczywiście. - odrzekła wadera, zwinnie przeskakując zwalony w poprzek ścieżki pień. Aktualnie poruszaliśmy się wzdłuż jakiegoś głównego, dobrze wydeptanego traktu, zapewne prowadzącego do centrum watahy. Znów nastała chwila milczenia.
 — Ilu macie członków? - spytałem z zaciekawieniem.
 — Około trzydziestu.
 — To dosyć sporo. - zauważyłem.
 — Na tle sąsiednich watah wypadamy raczej przeciętnie. - odparła obojętnie z lekkim uśmiechem.
 — Sąsiednich?
— Wataha Szarych Jabłoni od zachodu i Wataha Wielkich Nadziei od południa. - pokiwałem powoli głową, poprawiając czaszkę.
 — Dobrze wiedzieć, żeby nie wejść przypadkiem w drogę. A czy jest ktoś, do kogo mógłbym się zgłosić? W sensie, czy Alfa wyznaczył jakiegoś następcę?
 — Nie, został zamordowany. Nie miał potomków. - tak oto udało mi się dotrzeć do sedna tematu, całkiem gładko zresztą. Do takich spraw należało podchodzić ostrożnie, z wyczuciem. Nie widziałem sensu w zapewnianiu, "że mi przykro". Byłby to niesmaczny fałsz, nie wyglądało zresztą na to, by się tym przejmowała. Rozejrzałem się dookoła. Cienie obiektów zaczynały się już zlewać w jedną, mroczną masę, pierwsze gwiazdy pojawiały się na nieboskłonie. Na dziś pora kończyć to przyjemne spotkanie.
 — Wybacz, pani, z miłą chęcią poznałbym jeszcze więcej ziem watahy, ale czas goni. Jeżeli zechcesz, będę ci towarzyszył w drodze do domu, jednak sam muszę poszukać noclegu. Jutro możemy dokończyć nasz spacer. - zapewniłem z lekkim uśmiechem. Skorzystanie z gościnności wadery byłoby wygodną opcją, lecz ciut ryzykowną. Poza tym nie miałem dziś ochoty na igraszki. <Konwalio Jaskro Jaśminowa? xD>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz