poniedziałek, 9 grudnia 2019

Od Ceres'a - ”Zatrzeć Rany” cz.2

Egoizm

Był to piękny jesienny poranek. Kolorowe liście spadały z wysokich drzew na ziemię. Delikatny wietrzyk rozwiewał sierść na ciele Ceres'a. Szczeniak stał na niewysokiej skałce i obserwował uważnie otaczający go świat. Jak zahipnotyzowany wpatrywał się w niosące przez wiatr liście, które kreśliły różne wzory w powietrzu. Nie pamiętał kiedy ostatnio widział coś podobnego. Nagle usłyszał potulny głos Ashery. 
- Skarbie, pora wracać. - powiedziała. Młody samiec zeskoczył ze skałki i podbiegł do ukochanej matki. Spojrzał na nią swoimi szarymi oczkami. Ta, uśmiechnęła się czule i polizał po główce. 
- Czas szybko mija. 
- Masz rację kochanie. Czas szybko mija, gdy czymś się zajmiemy. - powiedziała. Skierowali się w drogę powrotną, ku ich wspólnej jaskini. Ceres nie był szczęśliwy, że wracają. Uwielbiał wspólne spacery po terenach Watahy. Poznawał nowe miejsca i oceniał je. Idąc ścieżką leśną patrzył na swoje drobne łapki. Takie małe, a stworzone do wielkich rzeczy. Gdy tak szli mijali kilka wilków. Nieraz słyszeli z ich pyszczków gratulacje związane z narodzinami młodego. Ashera ciągle powtarzała samczykowi, że należy witać się z każdym, i że każdy poczuje się wtedy wyjątkowo. Ceres z iskierkami w oczach słuchał tego, co jego matka mu mówiła. Widział w jej słowach rady na całe życie i traktował je bardzo poważnie.  Nigdy nie złamał zakazu matki. Bynajmniej tak miało być, lecz dziś się to zmieni, choć mały Ceres o tym nie wie. Dotarli do domu. Ashera weszła do środka, a mały Ceres wszedł tuż za nią. Po chwili przyszła noc, a błękitne stało się czarne jak smoła, lecz rozświetlały je jasne gwiazdy. Ceres nie mógł spać. Spojrzał na swoją matkę. Światło księżyca cudownie padało na jej białe futro. Jego mama zawsze była bardzo piękna. Nawet gdy płakała, co Ceres'a bardzo zaskakiwało. Pamiętał zakaz matki. Nigdy miał nie wychodzić w nocy bez jej wiedzy. Jednak dziś tak bardzo tego pragnął. Postanowił, że tylko kawałeczek się przejdzie. Wstał i ostatni raz spojrzał na mamę. Spała. Wyszedł i skierował swoje małe kroczki w kierunku lasu. Liście uginały się pod jego ciężarem. Mały dotarł na niewielką polankę. Zobaczył na niej piękny kwiatek. Podszedł do niego. Biało-złota korona umieszczona na długiej zielonej łodydze. 
- Jesteś taki piękny kwiatku.- powiedział Ceres. - Niestety nie znam twojej nazwy. - powiedział smutno. 
- To Narcyz. - usłyszał za sobą zimny i chłodny głos, lecz było słychać w nim nutkę troski. Szczeniak odwrócił się szybko, aby zobaczyć czarnego wilka o czerwonych ślepiach, ogromnych skrzydłach i rogach, które wyglądały podobnie do rogów Ceres'a. Postać wydała mi się bardzo straszna. 
- Nie powinno cię tu być. Twoja mama będzie się martwić. - odparł wilk i zaczął iść w kierunku Ceres'a. Szczeniak przerażony zaczął uciekać. Uciekać w kierunku domu. Parę razy się potknął, lecz nie zwracając na to uwagi biegł dalej. Chciał jak najszybciej wrócić. Obejrzał się szybko. Postać ciągle szła w jego kierunku. Dlaczego wykazał się takim EGOIZMEM?! Teraz może się stać coś złego. Ceres wpadł do jaskini i wskoczył w objęcia matki. Zaczął gorzko płakać. Ashera zaczęła go głaskać i nucić cichą kołysankę. Ceres natychmiast się uspokoił. Zamknął oczy.
- Przepraszam...- wyszeptał.  
- Ciii..... Cichutko.... Nie przejmuj się....- szeptała czule. Ceres zasnął. Bał się, a nie stałoby się to gdyby nie jego EGOIZM.

C.D.N

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz