sobota, 30 września 2017

Od Kanaa'y CD Oleandra

Dosyć szybko przemierzaliśmy tereny watahy. Powoli zaczynaliśmy być zmęczeni i spragnieni. Idąc przez Zagajnik na chwilę się zatrzymałam. Na ścieżce była dosyć duża kałuża. 
- Zaczekaj chwilę - powiedziałam schylając się, by po chwili skosztować zimnej, orzeźwiającej wody
- Ja też się napiję - stwierdził Lenek podchodząc do cieczy
Gdy już skończyłam usiadłam, by trochę odpocząć. Wiatr mocno we mnie wiał drażniąc moje oczy. Zacisnęłam powieki. Wsłuchiwałam się w szum wiatru, który niestety, był zakłócany przez chłeptanie Lenka. Przynajmniej mogłam tą chwilkę odpocząć. Zaczęłam czuć jakiś wewnętrzny niepokój, jakby coś miało się zaraz wydarzyć...
Nagle usłyszałam warknięcie, szelest skrzydeł, a potem była już tylko ciemność...

Lekko kręciło mi się w głowie. Otworzyłam powoli oczy, lecz cały obraz był zamazany. Zamrugałam kilka razy i po chwili widziałam już dużo lepiej. Znajdowałam się w jakiejś malutkiej ciemnej jaskini. Obok mnie coś leżało. Przyjrzałam się temu dokładniej. Był to Lenek!
- Lenek? Wszystko dobrze? - spytałam niepewnie
Basior poruszył się trochę, lecz na tym poprzestał.

< Oleander? >

piątek, 29 września 2017

Od Jaskra CD Ymira

- No dobrze, wracamy - zakomenderował Oleander - mogę dziś spać u was, Jaskrze?
- Oczywiście - odparłem - ojca pewnie i tak nie będzie w domu, jesteśmy sami z matką. Zmieścimy się we troje.
- W takim razie idę - pokiwał głową wilk. Akurat zbliżaliśmy się do miejsca, z którego wyruszyliśmy, nieopodal jaskini rodziny alf.
- Ja zostanę - Mundus zwolnił kroku, gdy mijaliśmy to miejsce.
- Po co? - zapytał Oleander.
- Chcę tutaj spędzić noc - towarzysz rozejrzał się naokoło siebie. Robiło się już ciemno - to mój obowiązek - popatrzył na jaskinię alf, w której prawdopodobnie spał Ymir. Oleander położył uszy po sobie, z dozą dezaprobaty. Westchnął cicho i mruknął:
- Na prawdę nie musisz. Nie ma potrzeby śledzenia członków naszej watahy. A, bądź, co bądź, Ymir jest jednym z nich!
- To właśnie jest moim obowiązkiem - Mundus zmarszczył brwi, ukazując coś w rodzaju lekko zarysowanego w oczach żalu.
- Nie bądź służbistą, Mundurku - uśmiechnąłem się - nic na tym nie zyskasz.
Ptak spojrzał na mnie "spode łba". Postanowiłem nic już nie mówić, wykrzywiłem się jedynie w lekkim uśmiechu, mającym wyglądać jak na jak najbardziej spokojny i zrelaksowany.
- Chodźmy - Oleander kiwnął głową w stronę, w którą powinniśmy już od jakiegoś czasu się udać. Było już na prawdę ciemno. Ruszyliśmy w drogę, mając przed sobą ładnych kilka kilometrów. Mundus, którego humor widocznie pogorszył się w ciągu ostatnich kilku minut, powlókł się w stronę jaskini, której postanowił pilnować.
Noc spędziliśmy w naszej jaskini. Nazajutrz Oleander wstał nieco później niż ja. Uznał, że należy szybko odwiedzić nowego członka naszej watahy i, być może, wyjaśnić z nim kilka kwestii. Z braku lepszego zajęcia, postanowiłem towarzyszyć przyjacielowi w tym zajęciu.

< Ymir? >

Od Ymir'a CD Jaskra

Podszedłem do jaskini. Zatrzymując się pod nią, spojrzałem na jej zewnętrzną stronę, próbując objąć swoim wzrokiem, co niezbyt mi się udawało. Gdy już to zakończyłem, spojrzałem w jej głąb. Jaskinia, choć z zewnątrz wyglądała na dość małą, w rzeczywistości była bardzo pojemna. Widać, że należała do Alf. Jeszcze nigdy wcześniej nie widziałem takiej, no, chyba że chodziło o tę moich rodziców, lecz tak, każdą, którą omijałem, były malutkie. Zaśmiałem się do siebie i dość pewnym krokiem wszedłem do środka. Po przekroczeniu progu ponownie zacząłem się rozglądać. Była... dość zwyczajna. No oprócz tego, co wcześniej zauważyłem. Przeszedłem kilka kroków, po czym opadłem na ziemię, siadając. Garbiąc się, westchnąłem głęboko, przymykając przy tym oczy. Chwilę rozmyślałem, po czym otworzyłem oczy i spojrzałem przed siebie, a następnie odwróciłem się w kierunku wyjścia. Uśmiechnąłem się dość szeroko.
- A więc to pewnie twój dom -stwierdziłem, mówiąc o Alekei'u.
Wstałem i podszedłem do miejsca, które wyglądało na legowisko. Szybko położyłem się w tamtym miejscu, kładąc przy tym głowę na przednich łapach. Mam mieszane uczucia, co do tego wszystkiego. Niby w opowieściach wszyscy byli tacy wspaniali, a jednak wyglądają na takich, którzy wciąż dąsają, czy też po prostu się czegoś obawiają. Czegoś, mam w głównej mierze na myśli siebie. Przymknąłem oczy, próbując poukładać na nowo wszystkie myśli, co nie było dość proste. Ciekawe, co jutro mi powiedzą? Co takiego postanowili. Mam nadzieję, że nie będą mnie wypytywali o różne, dziwne rzeczy, na które nie chciałbym odpowiadać, jak moja historia. Jednakże, czego się nie robi dla słusznej sprawy? W końcu robię to dla Alekei'a, wilka, który dał mi dom, chociaż nie musiał. Rozmyślając o tym, naszła mnie ochota na krótką drzemkę, która okazała się długim, nieprzerwanym snem. Ciekawe gdzie podzieje się w takiej sytuacji Oleander, skoro oddał mi swoją jaskinię do przenocowania. Może pójdzie do Jaskra? W sumie to dość prawdopodobne. Nazwali się w końcu braćmi, co jest dość dziwne.
< Jaskier? >

środa, 27 września 2017

Od Jaskra CD Ymir'a

Przez jeszcze kilka sekund po zakończeniu naszej rozmowy śledziłem wzrokiem Ymira. Odszedł w kierunku pobliskiej jaskini Oleandra. Zanim ruszyliśmy w odwrotną stronę, popatrzył jeszcze na nas, chociaż moje i jego spojrzenie się nie spotkały.
- Jaskier - zaczął bez zbędnych wstępów Oleander, gdy tylko on, Mundus i ja oddaliliśmy się jeszcze o kilka metrów - co sądzisz o tym wilku? Nie wydaje się mieć złych zamiarów. Po co miałby dołączać do naszej watahy, gdyby nie szukał swojego miejsca na świecie?
- Masz na prawdę dobre serce, Oleander - westchnąłem - ale trochę mnie niepokoi twoja naiwność. Oczywiście, może być normalnym wilkiem w potrzebie, jak każdy inny, ale trochę dziwnie się zachowuje. Nie wiem, dlaczego, ale coś mi w nim...
- Ja ci powiem - odezwał się spokojnie Mundus - nie mówi prawdy.
- Co? A, być może - przytaknąłem - nie znam się na tym aż ta dobrze, jak ty. Ale być może to nie powód, żeby go skreślać. Nie wiem.
- Więc nie będziemy tego robić - zadecydował wilk - poczekamy, aż on sam o tym zadecyduje. Niech pokaże mi, jaki jest na prawdę. Oczywiście nie mówię, że mamy zrezygnować z pewnych kroków, które podejmujemy zazwyczaj w trudnych przypadkach... - wilk chrząknął i popatrzył porozumiewawczo na czaplę.
- Jeszcze nie wiem, co ukrywa. Ale jeśli nic nadzwyczajnego mi nie przeszkodzi, dowiem się. Obiecuję - mruknął Mundus.
- Jak wolisz - wzruszyłem ramionami, nie widząc powodu do sprzeciwu - chcesz, abyśmy mieli go na oku? Sam rozumiesz, że nie mamy z Mundurkiem teraz zbyt wielu innych zajęć.
- Oczywiście wszystkich nowych członków trzeba... - zastanowił się mój biały "brat" - mieć na uwadze, ale czuję, intuicja mi podpowiada, że Ymir to przyjaciel, a nie wróg. Wystarczy, że jesteście tu i mnie wspieracie.
- Póki mój ojciec nie ustąpi mi wreszcie urzędu, jestem do twoich usług - zaśmiałem się.

< Ymir? >

Od Oleandra CD Kanaa'y

Szybko wybiegliśmy z jaskini. Niemal pędem minęliśmy kilka kilometrów lasu, po czym zwolniliśmy, podążając teraz przez góry. Nic nie wskazywało na obecność ani Mundusa, ani czarnego stwora, który był gdzieś na naszych terenach. W końcu, zmęczeni wspinaniem się ciągle w górę i w dół, jeszcze zwolniliśmy kroku, milcząc i idąc w kierunku, skąd dochodził szum fal. Zbliżaliśmy się do morza.
Bardzo nie na rękę było nam zakończenie wędrówki w tym miejscu. Trzeba było obrać kierunek:północ, czy południe.
- Północ - rzuciła stanowczo Lerka.
- Dlaczego? - zapytałem, lekko zdziwiony zdecydowaniem wadery.
- Na północy częściej urzęduje - odpowiedziała wadera - znam go bardzo dobrze, wiesz przecież. Na południu nigdy nie dzieje się nic ciekawego, co byłoby w obrębie jego działalności.
- Zatem skręcamy - mruknąłem. Przez chwilę szliśmy nabrzeżem.
- Nie mam pomysłu, gdzie moglibyśmy go znaleźć - westchnęła Lerka - ponadto, nie jestem pewna, czy dobrze robimy, że w ogóle go szukamy. Może szybciej by się znalazł, gdyby nam na tym nie zależało. A w tej sytuacji, tylko wystawiamy się na niepotrzebne zagrożenie. Tak uważam.
- Boisz się tego czarnego ptaka? - mruknąłem.
- Trochę - przyznała bezceremonialnie.
- Ale wiesz o tym, że - popatrzyłem na nią, śledząc uważnie jej reakcję - że Mundurek też może być w niebezpieczeństwie? Skąd wiesz, że wróg nie czyha również na niego?
- Może poradzą z tym sobie jak opierzony z opierzonym. My...
- Jesteśmy we dwoje - przerwałem - a nasz przyjaciel, jak zawsze sam, zdany tylko na siebie. Nie ma nikogo, kto zaniepokoiłby się o niego, kiedy nagle zniknie. Większość wilków zauważy to dopiero, kiedy jego obecność będzie im potrzebna.
- Masz rację - Lerka posępnie zwiesiła głowę.
Skręciliśmy do lasu, pozostawiając plażę wschodnią za sobą. Momentami, przez gałęzie prześwitywały pierwsze pnie drzew Skrytego Lasu. To niechybnie oznaczało, że na prawdę jesteśmy daleko na północy terenów.
- Munduuus! - krzyknąłem w końcu, nie chcąc tracić czasu. Ma dobry słuch, na pewno jeśli jest gdzieś blisko, usłyszy.
Cisza.
- Mundurek! - ponowiła moje zawołanie Lerka. Po chwili ptak wylądował obok nas.
- Co się stało? - zapytał z zaciekawieniem - czemu wołacie mnie w taki dziwny sposób?
- Szukamy cię - odparłem - i nie ukrywamy, że bardzo zależy nam na czasie.
- Słucham - lekko przechylił głowę.
- Nie tutaj - szepnąłem - chodźmy do jaskini.
- Proszę, chodźmy. Możesz zacząć mówić - zmarszczył brwi.
- Lenek opowiedział nam o zwłokach, które znaleźliście na łące. Powiedział też o czarnym ptaku, który był przy ciele.
Mundus spochmurniał.
- Wiemy, że to ty zabrałeś to ciało.
- Czemu o tym mówicie? - zapytał cicho.
 ~ ~ ~
Tymczasem Kanaa i Lenek...

< Kanaa? >

wtorek, 26 września 2017

Od Ymir'a CD Jaskra

Patrzyłem na nich, idąc z tyłu wraz z ptakiem. Maszerowaliśmy obok siebie, nic nie mówiąc, nie to, co Jaskier i Oleander. Wyglądali, jakby naprawdę znali się od wielu, wielu lat. Może i on go znał? Co prawda wspominał kiedyś coś o podobnym do Jaskra, wilku, jednakże nigdy nie podał jego imienia. Szkoda, lecz może to i dobrze? Kończąc swoje rozmyślanie, usłyszałem końcówkę ich rozmowy. Zwróciłem ku nich swoje uszy, by lepiej słyszeć, a gdy ich słowa z czystym dźwiękiem dotarły do mnie, prychnąłem prześmiewczo.
- Na pewno musieli się znać... -mruknąłem do siebie, nawet nie zważając na nich.
Dopiero po chwili zorientowałem się, co zrobiłem, przez co uniosłem głowę i spojrzałem po całej trójce. Przełknąłem obrzydliwą gulę w gardle, po czym zaśmiałem się niespokojnie.
- Mógłbyś powtórzyć? -zapytał Oleander, odwracając się do mnie przodem.
Położyłem jedno ucho po sobie, zwracając tym samym łeb w drugą stronę. "Myśl, myśl! Przecież nie mogą się dowiedzieć! Wymyśl coś, głupku!" -wymuszałem na sobie sklejenie jakiegoś zdania, lecz niezbyt dobrze mi to szło. Raz jeszcze zaśmiałem się niepewnie, po czym odchrząknąłem.
- Chciałem... -zacząłem, lecz ktoś próbował mi przerwać.
- Chciałbyś, co? -wtrącił się niebieski ptak.
Spojrzałem na niego gniewnie, odzyskując na nowo powagę. Przecież nigdy nie traciłem w takich chwilach swojej twarzy. Nigdy nie traciłem zimnej krwi. Uśmiechnąłem się złośliwie, przymykając oczy i odchylając delikatnie głowę do tyłu, patrząc na nich z ukosa.
- Chciałem powiedzieć, że nudzi mnie już wasza dyskusja. Nie chciałbym wyjść na źle wychowanego, jednakże proszę nie rozdrapywać przy mnie swoich starych, z pewnością już dawno zaschniętych, ran -na zakończenie westchnąłem głęboko, a kiedy tylko spojrzałem na nich, przeszło mnie przerażenie.
Dlaczego zawsze muszę mieć taki niewyparzony język? Chciałbym się tego dowiedzieć. Odwróciłem głowę w stronę ptaka, który obserwował mnie badawczo. Zapewne podejrzewał, że kłamię, lecz nie spodziewał się takiej wypowiedzi z mojej strony. I dobrze, może się przymknie i przestanie się wtrącać w mój plan? Bardzo bym tego chciał, naprawdę!
- Poza tym -ponownie przemówiłem, tym razem patrząc na obydwa wilki, które nadal stały w bezruchu przede mną -jestem zmęczony, a takie pogaduszki na nic mi pomogą -zaśmiałem się delikatnie.
Chciałem jakoś tę sytuację ocieplić, jednakże od razu zauważyłem, że nieważne co bym teraz powiedział, to i tak będzie to odbierane inaczej. Spuściłem głowę, czekając na jakiś z ich strony ruch. Wtedy usłyszałem, jak pióra tego niebieskiego ptaszyska przecinają powietrze. Zapewne chciał mi wygarnąć, lecz Oleander skutecznie mu w tym przeszkodził.
- Masz rację, em... -zawiesił się, szukając przy tym pomocy u Jaskra.
- Ymir -odrzekł z widzialnym uśmiechem.
- Ymir -chrząknął, po czym znów ciągnął swój monolog -Masz rację, Ymirze. Jako iż przybyłeś z daleka, jesteś zmęczony, tak więc nie będziemy dłużej psuli ci humoru -wilk wskazał pyskiem na oddaloną o kilkanaście metrów, jaskinię. -Tam oto znajduje się moja komnata. Idź tam i odpocznij, a jutro porozmawiamy o twoim dalszym losie, dobrze? -zapytał poważnie, choć dobrze wiedziałem, że nie miał nic złego na myśli.
Może nigdy w życiu go nie widziałem, a tym bardziej nie poznałem, lecz czułem, że był mi kimś bliskim. I pomyśleć, że jest to tylko i wyłącznie sprawka jego historii. Po dłuższym milczeniu skinąłem głową i podziękowałem, po czym umówiłem się na spotkanie z samego rana, gdzieś w tych okolicach. Naprawdę chciałem z nim porozmawiać. Na odchodne spojrzałem się na pozostałą dwójkę. Jaskr skinął głową z niewidocznym uśmiechem, natomiast Mundus. Patrzył na mnie srogim, wręcz wypranym z uczuć, wzrokiem. Na sam ten widok po moim karku przeszły lekkie dreszcze. Odchodząc od nich, usłyszałem, że rozpoczynają rozmowę. Zaciągnąłem powietrze, po czym je szybko wypuściłem, garbiąc się przy tym. Już wiem, że to wszystko będzie niezłym problemem.
< Jaskr? >

poniedziałek, 25 września 2017

Od Kanaa'y CD Oleandra

- No dobrze, ale jak chcesz go znaleźć? - spytała Lerka - Może być wszędzie! 
- Musimy się przegrupować - zarządził Oleander - Ja pójdę z Lerką, a Kanaa z Lenkiem. Zgadzacie się?
Kiwnęłam potakująco głową, co również uczyniła wadera i basior.
Wszyscy wyszliśmy pospiesznie z jaskini. Oleander i Lerka poszli wschód, natomiast ja z Lenkiem na zachód. Doskwierał mi głód. Miałam nadzieję, że to wszystko skończy się jak najszybciej. Idąc razem z Lenkiem, często na swej drodze napotykaliśmy pióra, wyglądające niemal identycznie jak tamtego czarnego ptaka. Bardzo mnie to niepokoiło. Co jakiś czas pytałam się różnych roślin, czy widziały Mundusa. Niestety, odpowiedź zawsze była przecząca.
- Czy ty też masz takie uczucie jakby ktoś cię śledził? - spytał Lenek czujnie rozglądając się na boki
- Nie - odpowiedziałam niepewnie
Westchnęłam cicho. Jeszcze tego brakuje, by ktoś nas obserwował z ukrycia. Od teraz rozglądałam się dużo uważniej.
Ciekawe, czy Oleander i Lerka coś znaleźli? 

< Oleander? >

niedziela, 24 września 2017

Od Jaskra CD Ymir'a

- Spokojnie - Oleander pokręcił głową, równocześnie przymykając oczy i lekko marszcząc brwi - nie musisz mówić tak oficjalnie. Po prostu powiedz, drogi przyjacielu, skąd do nas przybywasz - uśmiechnął się ciepło nie chcąc pewnie wprowadzać Ymir'a w zakłopotanie.
- Z daleka. Biegłem wiele dni, prawie że bez odpoczynku - westchnął wilk, lekko pochylając głowę.
- Oczywiście, pewnie chcesz odpocząć? - zapytał Oleander - moja jaskinia jest niedaleko. Chodźmy tam wszyscy. Mundurku, Jaskrze, wy też.
- Oczywiście - nie czekając na resztę, wolno ruszyłem w stronę jaskini Oleandra. Miałem coraz większą potrzebę oddalenia się, chociaż na chwilę, od nowo przybyłego i zrzucenie obowiązku pilnowania go na kogoś innego. Oleander nieśpiesznie poszedł za mną, a Mundus fuknął z niezadowoleniem, widząc, że zostawiliśmy gościa pod jego opieką. Przez chwilę wyglądał nawet, jakby chciał ominąć go szerokim łukiem i iść za Oleandrem, jednak koniec końców jego szacunek dla pełnionej przez siebie służby zwyciężył. Niechętnie popatrzył na Ymir'a z czymś pomiędzy rozdrażnieniem a lekkim rozbawieniem w oczach, czego niestety nie potrafiłem nazwać i skrzydłem wskazał mu kierunek, w którym szliśmy. Obaj podążyli za nami, a Oleander, zrównawszy ze mną kroku, zapytał:
- Gdzie go spotkaliście? - szepnął, po czym dyskretnie obejrzał się na mnie - chyba na prawdę długo szedł.
- Przede wszystkim - mruknąłem - zająłbym się raczej czym innym. Nie jestem pewien, czy ma dobre zamiary.
- Przestań, gdyby do wszystkich podchodzić w ten sposób, nasza wataha wyginęłaby już dawno, bo zabrakłoby nowych wilków....
- Świeżej krwiii! - sapnąłem przeciągle, przedrzeźniając przyjaciela. Ten uśmiechnął się tylko i zamilkł - jesteś zbyt łagodny - powiedziałem - jeśli zjawiłby się tu ktoś taki jak mój ojciec, miałbyś marne szanse na zatrzymanie twojego stanowiska - zachichotałem.
- O to się nie martw. Mamy silnych sojuszników na południu - zaczął ironizować Oleander - Jaskrze, zawsze byłeś dla mnie jak starszy brat...
- Taaak. Starszy o prawie cały tydzień. Teraz sobie przypominam. Wychowywali mnie bardziej twoi rodzice, niż moi właśni.
- ...I szanuję twoje słowa, ale nie muszą to być takie komentarze.
Na tym skończyła się nasza dyskusja. Nie odpowiedziałem, gdyż usłyszałem dochodzący z tyłu szept Ymir'a.

< Ymir? >

Od Oleandra CD Kanaa'y

Lenek nie zdążył dokładnie opowiedzieć nam całej historii. Dlaczego nie powiedzieli nam o tym wcześniej? Było w tym coś nieuczciwego. Nie pytałem na razie o nic więcej, ponieważ szybko wybiegliśmy z jaskini za Lenkiem, który pognał przed siebie w niewiadomym kierunku. Po chwili szaleńczego biegu, podczas którego sam dziwiłem się, jak Lenek, w bądź co bądź zaawansowanym wieku i ostatnio przy nie najmocniejszym zdrowiu, zdołał biec tak szybko.
- Lenek! - krzyknąłem, gdy przedzieraliśmy się przez krzaki - dlaczego nie powiedziałeś nam o tym wcześniej? Na pewno moglibyśmy coś poradzić!
- Mundurek nie pozwolił - wydyszał Lenek - powiedział, że zajmie się tym sam i zabronił siać niepokoje społeczne.
- Czy mogę - niepewnie wtrąciła Kanaa - zapytać, kto jeszcze wiedział o tym ptaku? Nie byliście chyba sami?
- Nie, byłem wtedy z Lerką i Amber. Ale ona niestety nie należy już do naszej watahy. A Lerka... Lerka! - zatrzymał się nagle, zmuszając nas do ostrego hamowania - wracamy.
- Nie szukamy już Mundusa? - westchnęła zdezorientowana Kanaa.
- Nie, teraz idziemy do jaskini Lerki. Ona musi nam pomóc.

~~ Pół godziny później ~~

Siedzieliśmy w jaskini wraz z moją siostrzenicą, Lerką. Nikt z nas nie potrafił jednak wnieść nic nowego do sprawy. Czym jest morderczy ptak? Co robi na terenach naszej watahy? Skąd przybył i czego, bądź kogo tutaj szuka?
- Musimy stanowczo znaleźć jednak Mundusa - chrząknął Lenek- nic bez niego nie ugramy. Wiemy za mało.

< Kanaa? >

Od Ymir'a CD Jaskra

Kątem oka spojrzałem się w stronę, którą wskazywał mi basior. Konkretnie wskazywał na niebieskie ptaszysko, które już samym bytem, niezbyt mnie zadowalało. Nie chciałem mieć jednak z nikim z tutejszych terenów na pieńku, więc musiałem się, chociażby zmuszać do pokory. Jakże to trudne przeskakiwać ze swojego dotychczasowego siebie, na nowego, nawet nieznanego. Westchnąłem ciężko, ponownie zwracając swój łeb w stronę naszej drogi. Zmarszczyłem brwi. Chciałem spotkać rodzinę mego ojca, tylko tyle, a to czy tu dołączyć? -Myślałem, dość długo, unosząc ku górze swoje spojrzenie. Kiedy rozmyślałem, zawsze tak robiłem. Patrzyłem się w niebo, gdyż zawsze można tam znaleźć swoje odpowiedzi. Poza tym nauczyłem się tego od Alekei'a. Zabawna jest nasza relacja. Niby jesteśmy dla siebie kimś obcym, nie spokrewnieni, a jednak zachowujemy się jak ojciec i syn, czego przedtem nie doświadczyłem. Na same to wspomnienie, parsknąłem śmiechem, na co basior idący obok, spojrzał na mnie pytająco.
- Wszystko w porządku? -zapytał, tak jakby naprawdę się o mnie martwił.
Głupia przykrywka, wilczurze. Wolę, gdy jest się przy mnie sobą, a nie czymś ustawionym na pokaz. Pokręciłem głową i spojrzałem na niego, lekko się przy tym garbiąc.
- Te -zacząłem, mierząc jego pysk. Mimo iż wydawał się spokojny, tak naprawdę nadal był spięty i gotowy do ataku na mnie. Zaśmiałem się przez to w myślach -imię.
- Imię? -zapytał, odbijając w bok, w odnogę naszej ścieżki. -jakie imię?
Przekręciłem oczyma i spojrzałem się na ptaka. Chwilę milczałem, aż w końcu powiedziałem beznamiętnie.
- Twoje i tej przerośniętej kury -mówiąc to, przymknąłem oczy, ponownie odwracając się w prawidłowym kierunku.
- Hej, kogo ty nazywasz przerośniętą kurą? -usłyszałem oburzony skrzek ptaka.
Spojrzałem na niego przez ramię, zwężając przy tym powiek.
- Ciebie, kuro -zaśmiałem się złośliwie. Już wiem, jak będę go nazywał.
Wtedy także usłyszałem ciche parsknięcie ze strony basiora, na co trochę zwolniłem kroku. Byłem trochę zdziwiony jego postawą, no ale cóż miałem do powiedzenia? Wilczur spojrzał na mnie, będąc już o wiele spokojniejszym niż przez ostatnie minuty.
- Nazywam się Jaskier, miło ciebie poznać -Po wypowiedzi, przystanął, rozglądając się przy tym dookoła.
Stanąłem zaraz obok, nie wiedząc do końca, co on robi. Czyżby zgubił się na własnych terenach. Spojrzałem na niego z litością. Nawet ja, zapewne młodszy od niego wilk, po dostaniu niewielu wskazówek, dotarłem tutaj. Odwróciłem łeb i wtedy ujrzałem jakiś biały prześwit między krzakami. Wyostrzyłem wzrok i wtedy dopiero go ujrzałem. Biały wilk, idący dumnym krokiem, sprawdzał każdy zakątek, który po drodze mijał. Zwróciłem się w jego kierunku, a kiedy miałem już zapytać się Jaskra, czy to właśnie Ten wilk, ktoś mi w tym przeszkodził. Ktoś mam na myśli kurę.
- Witaj Oleandrze, właśnie cię szukamy! -wyszedł naprzeciw niego, rozkładając przy tym swoje skrzydła, jakby chciał go przytulić.
Wilk przystanął na chwilę, a następnie rozejrzał się po nas, oczywiście zahaczając swój wzrok na mnie. Chrząknął cicho i spojrzał z powrotem na ptaka.
- Z czym do mnie przyszliście -zapytał łagodnie.
Tak, to z pewnością on. Brat mego przybranego ojca. Niezauważenie zamerdałem ogonem, lecz gdy tylko spostrzegłem, że ich rozmowa skierowała się na mnie, od razu zaprzestałem tej czynności. Westchnąłem głęboko, kłaniając się przy tym delikatnie.
- Przepraszam, że zawracam twą głowę, przywódco tej watahy, lecz mam prośbę. -podniosłem się i spojrzałem w jego oczy. Był całkowicie inny od Alekei'a, tak jakby byli Yin i Yang. Zabawne porównanie, które trafnie ich opisuje. -Chciałbym zapytać, nie, poprosić o przyjęcie mnie do watahy. Przybyłem wiele dolin, dowiadując się kilku przydatnych informacji i sądzę, że byłyby ci, nie... wam potrzebne -skinąłem lekko głową, oczekując jego odpowiedzi.
< Jaskier? >

Od Kanaa'y CD Oleandra

Chwilę później byliśmy już przed jaskinią. Lenek pierwszy wparował do środka. 
Ja i Oleander szybko wbiegliśmy za nim. Rozejrzałam się po wnętrzu, ale Mundusa nie było w środku. Chciałam już zawrócić, lecz usłyszałam głos alfy :
- Coś tu znalazłem!
Pośpiesznie do niego podeszłam i spojrzałam na rzecz. Było to duże, czarne pióro. Lenek widząc je, cicho przeklnął pod nosem.
- O co chodzi? - spytał Oleander patrząc się pytająco na Lenka
- Raz na naszych terenach znalazłem z Lerką i Amber martwego wilka - zaczął ponuro basior - Zabił go duży czarny ptak... 
- I uważasz, że to ten sam? - spytałam
Lenek kiwnął głową.
- Jestem pewny
Oleander zmarszczył brwi.
- Co to był za wilk?
- Nie był z naszej watahy, ani WSJ, czy WWN
- Co z nim zrobiliście?
- Mundus się nim zajął...
Nastała chwilowa cisza, podczas której każdy zatopił się w swych myślach. Oleander wyjrzał z jaskini.
- Najpierw musimy znaleźć Mundusa
- Ale jak? - spytał ponuro Lenek
- Umiem rozmawiać z roślinami, może się ich spytam, czy go widziały... - zaproponowałam 
- Naprawdę? No to spróbuj! - odezwał się Oleander
Wyszłam z jaskini i spojrzałam na rosnące obok koniczyny.
- Widziałyście niebieskiego ptaka? - spytałam - Wyglądał trochę jak czapla...
" Nie, ale przelatywał tędy jakiś inny ptak " - usłyszałam odpowiedź
- Jaki? 
" Ogromny i czarny jak smoła "
Zdecydowanie nie podobała mi się ta przygoda...

< Oleander? >

Od Oleandra CD Kanaa'y

Kanaa warknęła groźnie. Ruszyła przed nami, podążając szybko w kierunku, z którego przed chwilą coś przestraszyło sarny. Obejrzałem się jeszcze za uciekającymi z gracją zwierzętami, chcąc sprawdzić, czy na pewno nie mielibyśmy szansy ich dogonić. Nie... nie ma sensu. Jest nas tylko troje. Przeskoczyłem więc przez poplątane gałęzie krzaków, które dzieliły mnie od niewielkiej łączki porośniętej wysoką trawą. Czym prędzej znalazłem się obok Kanaa'y i Lenka, którzy zatrzymali się po drugiej stronie polanki. Coś czarnego siedziało w zaroślach. Już na początku przeraził mnie fakt, że nie mógł być to wilk, ponieważ zapach, jaki otaczał zarośla bardziej przypominał charakterystyczny, ledwie wyczuwalny zapach tłuszczu, jaki pokrywa pióra dużych ptaków.
- Kto tam?! - krzyknąłem niepewnie, zbliżając się o krok do zarośli.
Nastał moment ciszy. Nikt nie ważył się odezwać, cały czas czekając na odpowiedź, która powinna paść z drugiej strony.
Nagle coś z furkotaniem wyskoczyło... wyfrunęło z krzewów. Wszyscy troje w pierwszym odruchu odskoczyliśmy, cofając się na łąkę. Tymczasem stworzenie już zniknęło pomiędzy koronami drzew, strącając na ziemię jedynie kilka podsuszonych liści.
- Co to było?! - przestraszyła się Kanaa. Po kolejnej chwili ciszy, jaka nastała, cicho i niepewnie odezwał się Lenek.
- Ja... chyba wiem...
- Co wiesz? - oboje spojrzeliśmy na basiora. Było to co najmniej podejrzane.
- Ten ptak... - wilk odwrócił się, i zrobił kilka kroków w stronę, z której nadeszliśmy, jakby głęboko się nad czymś zastanawiając - tak, to nie mogło być nic innego - podszedłem do niego i spojrzałem mu w oczy. Powieki miał zaciśnięte a brwi zmarszczone - pamiętam tego stwora - Lenek popatrzył na mnie, z dostrzegalnym lękiem w oczach - chyba muszę wam o czymś powiedzieć...
Wraz z Kanaa'ą wymieniliśmy zdziwione spojrzenia. Lenek syknął - odłóżmy obiad na później i chodźmy do jaskini. Mam nadzieję, że Mundus jeszcze tam jest. Musimy porozmawiać*.

< Kanaa? >
*Patrz opowiadanie: Od Amber CD Lerki i dalsze opowiadania z tej serii.

Powracamy po zmianach!

Drodzy członkowie WSC!
Jak pewnie już zauważyliście, w naszej watasze zawitało ostatnio kilka małych, lecz znaczących zmian. Owa mała "restrukturyzacja" miała na celu uczynienie naszej watahy trochę lepszego i jeszcze bardziej przyjaznego członkom miejsca. Mamy nadzieję, że zmiany te przypadną Wam do gustu. Jeśli macie jakieś zastrzeżenia, nie wahajcie się pisać w komentarzach, albo do mnie (czwureczka) na Howrse.
Na początek muszę także zaznaczyć, że żadne zmiany nie weszłyby w życie, lub weszłyby w formie bardzo ograniczonej i nie wiadomo kiedy, gdyby nie Ymir (na Howrse kuceszetlandzkie). To właśnie jemu należą się największe podziękowania.

Zmiany te, to między innymi:
  • Dodaliśmy chat, na który zapraszamy każdego z Was;
  • Ulepszyliśmy wygląd stron naszej watahy;
  • Utworzyliśmy zakładkę "O watasze", w której możecie znaleźć najważniejsze informacje o WSC;
  • Ulepszyliśmy formularze wilków i szczeniąt, dzięki czemu stał się bardziej rozbudowany, a jednocześnie zwięźlejszy.
                                                                                        Wasz samiec alfa,
                                                                                            Oleander

Od Kanaa'y CD Oleandra

Ziewnęłam przeciągle.
- Jestem zmęczona - powiedziałam ospale - Pozwólcie, że odejdę w sen
I nie czekając na żadną odpowiedź położyłam się na ziemi i zrobiłam to co zrobić miałam, czyli zasnęłam.
~~~~~~~~~
Leniwie uchyliłam powieki. Lecz natychmiast je zamknęłam, przez rażące promienie słoneczne. Po chwili powtórzyłam czynność, ale tym razem nic nie drażniło mych oczu. Powoli wstałam rozciągając wszystkie kości i rozejrzałam się po jaskini. Oleander, Lenek i Mundus siedzieli pod ścianą zawzięcie o czymś dyskutując. Gdy tylko mnie zobaczyli przerwali rozmowę, a Lenek zagadnął wesoło :
- Dobrze się spało? 
- Dobrze, dzięki - odpowiedziałam 
- Hmm - zamyślił się Oleander - Pójdę zapolować, idzie ktoś ze mną? 
- Ja z chęcią pójdę! - powiedziałam merdając ogonem - Dawno nic nie jadłam
- Ja również - przyłączył się Lenek
Alfa skierował się do wyjścia z jaskini
- No to chodźmy! 
Wyszliśmy z groty. Nagle oświetliły mnie promienie słońca. W porównaniu do wcześniejszych dni, była nadzwyczaj ładna pogoda. Chwilę przedzieraliśmy się przez roślinność i wkrótce zobaczyliśmy przed sobą małą grupę saren. Oblizałam się na samą myśl o smacznym mięsie, które niedługo skosztuję. Nagle z pobliskich krzaków rozległ się jakiś hałas. Stadko saren spłoszone czmychnęło z tego miejsca. Warknęłam ze złości i obróciłam się przodem do kierunku, z którego dochodził odgłos.

< Oleander? >

sobota, 23 września 2017

Od Oleandra CD Kanaa'y

- Tak, to stanowczo dobry pomysł - przytaknąłem entuzjastycznie - niedaleko jest nawet jakaś jaskinia - tam możemy wszystko omówić i przy okazji pomóc naszej nowej członkini poznać naszą watahę.
Po kilkunastu minutach znaleźliśmy się w spokojnym i suchym miejscu, jakim była duża grota w górach. W samą porę, ponieważ właśnie w momencie, gdy wchodziliśmy do wewnątrz, poczułem na ciele pierwsze, dosyć duże krople zimnego deszczu. Zaraz rozpada się na dobre.
- Tak więc, droga Kanaa'o - Mundus oczywiście pierwszy zaczął rozmowę, czując zapewne  ciężar spoczywającej na nim odpowiedzialności - przybyłaś do nas zapewne z daleka? Nieczęsto widuje się tutaj wilki o tak oryginalnej barwie sierści.
- Nie mylisz się - uśmiechnęła się wilczyca - z bardzo daleka. Mam takie wrażenie.
- No cóż... - zastanowił się przez chwilę ptak, jakby wyszukując w pamięci możliwe pytania, które warto zadać wilczycy - powód, z jakiego zatrzymałaś się tutaj jest chyba jasny... witam cię zatem - zakończył.
- Mundurek jest naszym detektywem - wyjaśniłem.
- Pozwól, Olusiu - zaprotestował towarzysz - wolę określenie służba wywiadowcza. To bardziej profesjonalne, a ja jednak jestem tu na twoje zlecenie i nie prowadzę prywatnej działalności.
- Mniejsza z nazwą. Jeśli kiedyś byłabyś w potrzebie, albo po prostu ktoś sprawiłby ci przykrość i chciałabyś się mu... odwzajemnić, już wiesz, do kogo tą sprawę kierować - podsumowałem.
- Bez przesady - wtrącił Mundus cicho.
- Tak czy inaczej zapamiętaj, że od spraw związanych z bezpieczeństwem jest tu Mundurek.
- Zapamiętam - odpowiedziała poważnie Kanaa.
- Mundus? Oleander...? - ktoś zawołał z zewnątrz. Do groty wszedł cały przemoczony Lenek - witajcie. Witam panią - wyrzekł, widząc waderę.
- Witaj, Lenku. Wracasz pewnie z obchodu terenów?
- Tak jest.
- Noc czy dzień, deszcz czy śniego, ty jak zawsze na służbie - westchnąłem - usiądź z nami i poczekaj chociaż, aż przestanie padać.
Teraz było nas już czworo.

< Kanaa? >

Od Jaskra CD Ymir'a

Wilk wyprostował się jak tylko mógł najbardziej. Delikatnie mówiąc, zaniepokoiło mnie to, ponieważ wyglądał teraz jeszcze gorzej. To znaczy, dużo bardziej niebezpiecznie i groźnie. Napiąłem mięśnie, nastroszyłem sierść i dałem po sobie poznać, że wcale się nie boję.
Nie byłem słaby ani ustępliwy. Już wieku szczenięcym wygrywałem większość potyczek, jakie zdarzały się między mną i moimi równolatkami. W mojej rodzinnej Watasze Wielkich nadziei niewiele było wilków, które były w stanie bez namysłu stanąć ze mną do walki. Postanowiłem więc przezwyciężyć strach, jaki czułem w tamtej chwili.
- Rozumiem... - westchnął Mundus, po czym wolno wyminął wilka i stanął tak, że ten znalazł się dokładnie między mną, a ptakiem. Nie czułem się dobrze, biorąc udział w tak ryzykownych zagraniach jak to, od razu chciałem się więc podnieść. Skończyło się jednak na tym, że Mundus posłał mi jednoznacznie rozkazujące spojrzenie. Pozostałem na miejscu, prostując się jednak i naprężając wszystkie mięśnie. 
-  Musisz skonsultować swój pobyt tutaj z Oleandrem. Nie wiem, co o tobie myśleć - syknął Mundus, nie na żarty już wzburzony - a na razie, pozostaniesz pod nadzorem. Dla wewnętrznego bezpieczeństwa naszej społeczności.
- Może... - powiedziałem po chwili niepokojącej ciszy - zaprowadzę naszego gościa do Oleandra. Tam wszystko wyjaśnimy.
- Nie sądzę, by było coś jeszcze do wyjaśniania - wilk położył uszy po sobie.
- Mimo to, chodźmy - beznamiętnie powlokłem nogami w kierunku lasu - możesz iść z nami, jeśli chcesz, Mundurku.
- Ależ oczywiście - towarzysz podążył za mną - dokąd samiec alfa go nie zobaczy, jestem za niego odpowiedzialny.
- A gdzie twój urlop? - zapytałem weselej.
- Jak widzisz, zawieszony. Za dużo się ostatnio dzieje - mruknął.
Przed siebie, cały czas przed siebie. Ta irytująca cisza była trudna do zniesienia. Ymir szedł obok mnie, najwyraźniej już trochę się uspokoiwszy. Ja również starałem się sprawiać wrażenie spokojnego, chociaż w każdej chwili byłem przygotowany do odparcia ewentualnego ataku.
"To tylko przez pierwsze dni" - pomyślałem - "Potem stanie się pełnoprawnym członkiem WSC, tak, jak każdy inny. Po takim powitaniu trudno być uprzejmym i spokojnym".
- Zawsze macie tu taką ogólno-społeczną wrogość do obcych? - zapytał nagle basior, z cieniem uśmiechu na pysku - niespokojnie tu u was.
- Nie, od jakiegoś czasu nasilił się u nas konflikt z jedną z sąsiednich watah. To wszystko. Wybacz, jeśli poczułeś się przyjęty, jako wróg. Taka procedura, nie musisz też mieć o to pretensji do mojego przyjaciela - wskazałem głową na idącego za nami ptaka, choć nie spodziewałem się od razu wielkiej sympatii do naszych organów ścigania. Co nie dziwne z resztą.

< Ymir? >

Od Kanaa'y CD Oleandra

Spokojnym truchtem podążaliśmy przez tereny watahy. Bardzo mi się tu podobało. Było tu mnóstwo pięknych i urokliwych miejsc. Cieszyła mnie myśl, że wreszcie spotkam również inne wilki.
- Może już wrócimy? - spytał basior - Niedługo chyba znów zacznie padać
Spojrzałam na niebo. Faktycznie, w górze zaczęły się kłębić ciemne chmury.
Kiwnęłam potakująco głową.
Nagle na mój pysk opadło niebieskie, puchowe piórko.
- Jakie ładne - powiedziałam cicho
Oleander spojrzał na nie, a na jego twarzy dostrzegłam zaskoczenie. Nagle się odwrócił i powiedział cicho :
- Mundus...
Odwróciłam się w tamtym kierunku. Przede mną stał sporych rozmiarów modry ptak. Przypominał wyglądem czaplę.
- Kto to jest? - spytał ptak wpatrując się we mnie
- Kanaa, nowa członkini watahy - odpowiedział basior
Milczałam zastanawiając się kim jest owy ptak.
- To Mundus - oznajmił mi Oleander, zupełnie jakby czytał mi w myślach
- Może pójdziemy do jakiejś jaskini, czy innego schronienia? - zaczął Mundus z uśmiechem - Niedługo zapewne będzie padać, a ja z chęcią omówię jeszcze kilka kwestii i poznam nową członkinię watahy - oznajmił mierząc mnie swym przenikliwym wzrokiem

< Oleander? >

Od Ymir'a CD Jaskra

Wsłuchałem się w wypowiedź opierzonego badyla, zadając sobie te same pytania. Kłamać? Powiedzieć prawdę? Nie chciałem, aby ktoś nie potrzeby dowiadywał się, dlaczego tu przybyłem, jednakże z drugiej strony nie chciałem być postrzegany, jako ktoś nieproszony. Westchnąłem, uśmiechając się przy tym ironicznie. Zwiesiłem delikatnie łeb.
- Nazywam się Ymir, pochodzę z daleka. Po przejściu wielkich dolin górzystych znajduje się las, za którym znajduje się moja rodzinna wataha -Powiedziałem na jednym wdechu.
Po tej wypowiedzi spojrzałem na obydwóch, którzy nadal bacznie mnie obserwowali. Oczekiwali czegoś więcej? Zapewne. Co było następnym pytaniem? -lecz zanim sobie to przypomniałem, ptaszysko wyprzedziło mnie, mówiąc wyniosłym tonem.
- A po co tu przybyłeś? Jeżeli jesteś z tak daleka, to chyba nie tylko na polowanie.
Myśl. Myśl. Myśl! -wciąż sobie to powtarzałem. Mimo iż byłem zaniepokojony, rozejrzałem się dookoła spokojnie, by nie wzbudzać w nich wyższości. Spoglądając na dróżkę prowadzącą w głąb lasu, odpowiedziałem zniechęcony.
- W mojej poprzedniej watasze nie czułem się zbyt dobrze, więc z niej odszedłem, poszukując rzecz jasna innej -zakańczając swoją wypowiedź, wstałem i powolnym krokiem ruszyłem w stronę tamtej ścieżki -A teraz przepraszam was, lecz pójdę odszukać Alfy.
- I tak po prostu tutaj przybyłeś? Zapewne po drodze napotkałeś inne watahy, równie godne dołączenia, więc dlaczego... -ptak znów rozpoczął, lecz mu w tym przeszkodziłem.
- Ponieważ one były zbyt blisko mojej watahy -warknąłem, widocznie zirytowany pytaniami.
Nienawidziłem takich przesłuchań. Jeżeli coś komuś się nie podoba, to niech to pokaże, a nie mówi o tym. Prychnąłem wściekle, odwracając się do nich ponownie. Napiąłem mięśnie, wyprostowując przy tym całą swoją sylwetkę. Patrzyłem na tamtego wilka z góry, co innego było z ptakiem, który był podobnej wielkości do mnie. Poruszyłem mimowolnie wargami, uważając na to, aby nie wyłonić kłów. Nie chciałem, aby naprawdę myśleli o mnie jak o jakimś barbarzyńskim pomiocie. Przekładałem niezauważenie swoje spojrzenie, to z wilka na ptaka i na odwrót. Szybko zauważyłem, że ciemny samiec odrobinę się przeraził, lecz szybko napiął swoje ciało, gotów do oddania ataku. Chrząknąłem, unosząc jeden kącik pyska.
-Jestem tu tylko i wyłącznie dlatego, że chcę dołączyć do watahy, a nie żeby z nią walczyć -powiedziałem, powoli rozluźniając sytuację.
< Jaskier? >

Od Oleandra CD Kanaa-y

- Chodźmy - zaciągając się świeżym, chłodnym powietrzem, wyszedłem z jaskini - nie zmarnujmy tak pięknego dnia - nastroszyłem sierść. Byliśmy w środku lasu, a kierowaliśmy swoje kroki w stronę na południowy wschód, w stronę gór. Planowałem zahaczyć o nie i pokazać naszej nowej członkini Polanę Życia - pomimo niezbyt sprzyjającej pogody miała ona, jak zawsze, wiele uroku. Potem miałem nadzieję przejść przez puste i ciche o tej porze roku Stepy.
- Wchodzimy w góry - powiedziałem, gdy przed nami ukazały się pierwsze pokryte lasem, strome wzniesienia - Po lewej stronie będzie pewnie słychać wodospad, a zaraz znajdziemy się na Polanie Życia.
Tak też się stało. Jak zawsze, na wielkiej łące pośród gór było bardzo pięknie. Nie straciła swojego uroku nawet na jesieni. Była trochę ospała, ale z całą stanowczością mogę powiedzieć, że była również jedynym miejscem, któremu nie udzielał się smutny, jesienny nastrój.
- Ładnie, prawda? - zapytałem, gdy stanęliśmy na jednym ze zboczy i mieliśmy widok na całą polanę.
- Bezsprzecznie - uśmiechnęła się Kanaa.
- Chodźmy zatem na Stepy. Północną część naszych terenów poznasz później i pewnie dużo częściej będziesz miała okazję na niej przebywać i polować. Za stepami rozciąga się nasze południowe terytorium. To ziemia, którą otrzymaliśmy od naszych sojuszników - Watahy Wielkich Nadziei. Muszę przyznać, że rzadko ją odwiedzam. Podobnie z resztą, jak większość członków naszej społeczności.
Kępy suchej trawy i karłowate, bezlistne krzewy powoli przeradzały się w prawdziwy las. Piasek, który przez ostatnie pół godziny mieliśmy pod stopami, przeradzał się w normalną ziemię, pokrytą igliwiem i paprociami. Wchodziliśmy do Borów Dworkowych.
- Jeszcze dalej na południe od naszych południowych terenów, zaczyna się terytorium WWN - kontynuowałem wywód - jak już wspomniałem, to nasi sojusznicy, nie kłopocz się zatem, jeśli przez przypadek kiedyś zabłąkasz się na ich ziemie. Nikt nie będzie miał o to pretensji. Ich wilki również przechodzą czasem na nasze południowe terytorium, by polować.
Szliśmy przez bory. Zrobiło się ciemniej i chyba znowu zbierało się na deszcz.

< Kanaa? >

Od Kanaa'y CD Oleandra

Zmarszczyłam brwi. Nie lubiłam wracać do przeszłości. W końcu zaczęłam mówić :
- Kiedyś żyłam spokojnie z rodzicami w górach, chociaż właściwie to u podnóży gór. Tam dorastałam i uczyłam się wielu rzeczy. - zaczęłam - Ale niestety, wszystko co dobre kiedyś się kończy. Moich rodziców zabili ludzie - westchnęłam
- Współczuję...
- Chciałam uciec jak najdalej od tych istot, więc... wyruszyłam w świat. Włóczyłam się tak kilka lat, aż dotarłam tu. I to tyle. - zakończyłam swą krótką wypowiedź
Chwilę siedzieliśmy w milczeniu, aż w końcu spytałam niepewnie :
- Mieszkają tu gdzieś niedaleko ludzie?
Basior spojrzał na mnie :
- Tak, czemu pytasz?
Przełknęłam ślinę. Sąsiedztwo tych dwunożnych stworzeń, to ostatnie czego bym sobie zażyczyła.
Oleander widząc mój wyraz pyska powiedział :
- Oni nie są groźni, żyjemy z nimi w zgodzie
- W zgodzie... z ludźmi? - zamurowało mnie
- Nie wszyscy ludzie są źli - stwierdził uśmiechając się
- Może i tak, ale... ja i tak im nie ufam - powiedziałam
Powoli przestawało padać. Wyjrzałam na zewnątrz. Na trawie błyszczały kropelki rosy.
- Chcesz zwiedzić tereny watahy? - spytał basior wesoło - Korzystajmy póki nie pada deszcz
- Z chęcią - zamerdałam ogonem i wyszłam z jaskini

< Oleander? >

Od Oleandra CD Kanaa'y

- Więc co najpierw chcesz wiedzieć, Kanaa? - zapytałem spokojnie, idąc cały czas przed siebie.
- Najpierw, ile wilków mieszka na tych terenach? Czy to duża wataha? - zapytała wilczyca.
- Stosunkowo niewielka. A ponieważ mamy chwilowo lekki niż demograficzny, niedługo niestety będzie nas pewnie mniej. Sama rozumiesz. Dużo za mało szczeniąt - westchnąłem, zagłębiając się na chwilę w problemach naszej społeczności. Potem spojrzałem podejrzliwie na nową wilczycę. Dlaczego o to pyta?
- Jestem po prostu ciekawa - uśmiechnęła się niepewnie - chciałabym jeszcze kogoś poznać.
- Rozumiem, że pewnie długo byłaś sama. Doskwiera ci osamotnienie - westchnąłem, z żalem kładąc uszy po sobie.
- Być może... - z lekką dezorientacją wadera zmarszczyła brwi.
- Znam to uczucie. Cała moja najbliższa rodzina pewnie już nie żyje, a ostatnio zniknął mój dobry przyjaciel...
- Nie wiesz, czy twoja rodzina żyje? - zapytała Kanaa z niedowierzaniem.
- Nie - wbiłem wzrok w dal. Nie potrafiłem powiedzieć nic więcej. Przez następne kilka chwil szliśmy w milczeniu.
- Opowiem ci zatem o naszej społeczności - mruknąłem, gdy wchodziliśmy do suchej, ciemnej jaskini - żyjemy tutaj od bardzo dawna. Nikt z nas nie pamięta początków WSC. Założycielem naszej watahy był Narcyz - mój pra... - zacząłem liczyć w głowie -  chyba po prostu mój pradziadek. Jeśli interesuje cię nasza historia, pytaj o co chcesz Murkę, Lenka albo Mundusa. Oni mieszkają tu najdłużej, mógłbym powiedzieć, że prawie od początku, i z pewnością odpowiedzą na większość pytań, które im zadasz. Ostatnio stali się niemal żywymi reliktami naszej przeszłości - zaśmiałem się.
- Na pewno zapytam - Kanaa podeszła do wyjścia z jaskini i rozejrzała się po lesie otaczającym nas - a więc spokojnie się tu żyje, prawda? - zapytała.
- Nie powiedział bym - podszedłem do niej i usiadłem pod ścianą - mamy wrogów tuż pod nosem, ale o nich może opowiem kiedy indziej, żeby nie straszyć tak od razu naszej nowej członkini - uśmiechnąłem się przyjaźnie - zaraz pewnie poznasz naszą najlepszą służbę wywiadowczą. Już z resztą o niej wspominałem...
- Chyba nie przypominam sobie - pokręciła głową wilczyca.
- Niedługo się przekonasz, o czym mowa. A na razie, może powiesz mi coś o swojej historii?

< Kanaa? >

Od Kanaa'y

Powoli szłam pomiędzy drzewami. Padał lekki deszczyk. Lubiłam taką pogodę. Zawsze pozwalała mi się uspokoić. Rozejrzałam się zafascynowana. Było tutaj mnóstwo różnych wspaniałych roślin. Prawie każde drzewo pokryte było bluszczem, lub mchem, co dodawało uroku temu miejscu. Szłam powoli, ponieważ co chwilę natykałam się na różne kwiaty, zioła i krzewy.
Nagle stanęłam zaciekawiona. Przede mną znajdowała się dziwna roślina. Niby taka mała, niepozorna, ale mimo to zafascynowała mnie tak, że przez chwilkę się jej przyglądałam.
- Jaką jesteś rośliną? - spytałam
"Srebrnym chabrem" - usłyszałam odpowiedź
Podrapałam się po głowie, nigdy nie słyszałam o czymś takim.
- Jesteś rzadkim kwiatem? Nigdy nie spotkałam innego srebrnego chabra - spytałam
"Mój gatunek występuje tylko na terenach tej watahy" - odpowiedział
- Watahy? - spytałam zdziwiona.
Nie wiedziałam, że znajduję się na czyimś terenie. Po chwili poczułam mały promyk nadziei, może będę mogła dołączyć do tej watahy?
"Tak, Watahy Srebrnego Chabra" - odpowiedział
Nagle usłyszałam za sobą jakiś szelest. Odwróciłam się. Zza drzew wyłonił się basior. Jego futro było śnieżnobiałe, a łapy miał ciemnobrązowe, zapewne od błota, które pojawiło się podczas deszczu.
- Kim jesteś? - spytał
"To obecny samiec alfa tej watahy" - powiedziała roślina
Lekko się przestraszyłam. Niepewnie powiedziałam :
- Jestem Kanaa, a ty jesteś alfą?
- Tak, skąd wiedziałaś? - opowiedział wilk, po czym dodał - Nazywam się Oleander
- Obiło mi się o uszy - powiedziałam, po czym spytałam - Mogę dołączyć do tej watahy?
- Oczywiście, nic nie stoi na przeszkodzie - stwierdził z uśmiechem, po czym spytał - A tak w ogóle, z kim rozmawiałaś?
- Z nikim - skłamałam, nie chciałam na razie mówić o mojej mocy
- Dobrze - Oleander wzruszył ramionami - Chodź, zaprowadzę cię do jakiejś jaskini, jeszcze zmokniesz - po czym dodał - Tam ci opowiem trochę o watasze
Powoli ruszyłam za basiorem.

< Oleander? >

Od Jaskra CD Ymir'a

Siedząc w jakichś kolczastych krzakach, przez kilkanaście sekund przyglądałem się znacznie większemu ode mnie wilkowi. Wyglądał na silnego. Nie będę wszczynał burdy z powodu jednego jelenia, ale trudno było ukryć, że miałem na niego ochotę. Teraz pewnie schwyta go pierwszy. Trudno, kto pierwszy, ten lepszy. Tylko kim jest ten obcy basior? Co tutaj robi? Jakim prawem poluje na naszych terenach? Może jest bardzo głodny, nie chcę mieć do niego o to pretensji, ale my też mamy coraz mniej jedzenia. Z jednej strony WSJ utrudnia nam życie, a z drugiej jakiś wielki, obcy wilk. Muszę się nim zająć.
W mgnieniu oka przygiąłem przednie nogi, opadając na chłodną ziemię. Skoczył na jelenia. Dobrze, że zdążyłem się schować niezauważony.
- Na kogo tak patrzysz, mój ulubiony przyjacielu? - ktoś podczołgał się do mnie, również uważnie śledząc wilka.
- Schowaj dziób w liściach, łatwo cię zauważyć - odpowiedziałem szeptem - zauważyłem tu jakiegoś intruza.
- Widzę. Kto to?
- Wiesz to tak samo dobrze, jak ja.
- Siedzisz tu dłużej.
- Starzejesz się, Mundurku - zachichotałem, spoglądając na leżącego obok towarzysza, który na moje słowa uśmiechnął się lekko.
- Wiesz, kto z nas dwóch zestarzeje się pierwszy? - kiwnął głową - a ja najzwyczajniej odpoczywam. Wybacz mi. Urlop.
- A jednak zjawiłeś się tutaj akurat teraz, kiedy obcy wilk pojawił się na naszych terenach.
- Zaciekawił mnie. Poza tym, ty też tu jesteś.
Wtem, basior błyskawicznie odwrócił się w naszą stronę. Nie było szans, żeby nas nie zauważył! Kątem oka rozejrzałem się wkoło. Mundus wycofał się i zniknął mi z oczu. Postanowiłem nie skrywać się dłużej i zagrać w otwarte karty.
- Witam cię, przybyszu... - niepewnie wyłoniłem się spośród krzewów - widzę, że zapuściłeś się aż na nasze tereny i w najlepsze polujesz na jelenie należące do nas?
- Czy więc jest to już Wataha Srebrnego Chabra? - zapytał wilk, z ledwie widoczną, lecz zarysowaną na pysku ulgą.
Tu do naszej krótkiej jak dotychczas rozmowy włączył się Mundus, który właśnie pojawił się obok.
- Tak jest, to nasz wspaniały dom. Teraz możesz nam, szanowny wędrowcze, powiedzieć, co tutaj robisz. Przyznasz chyba, że zachowanie twoje jest podejrzane?
- Nie mam złych zamiarów - mruknął lakonicznie wilczur, ruszając przed siebie i powoli omijając nas.
- Podejrzewam, że nie powiedziałbyś raczej nic innego - uśmiechnął się pobłażliwie Mundurek - nie lekceważ jednak moich pytań, proszę. Mam ich wiele i raczej nie pójdziesz dalej bezpiecznie, jeśli nie uszanujesz naszych obyczajów.
- Proszę zatem, pytaj - lekko zniecierpliwiony wilk przysiadł na ziemi. Idąc jego śladem i czując zarazem, że zapowiada się dłuższy dialog, przycupnąłem obok.
- Wasza godność, przybyszu? Skąd jesteście i w jakim celu uraczyliście nas swoją wizytą? - Zaczął ptak, po czym dumnie wyprężył pierś - odpowiedzcie szczerze, bowiem ode mnie zależy, czy udzielę wam przepustki - w tamtej chwili dało się odczuć, że powrócił mój stary, dobry przyjaciel. Uśmiechnąłem się, nie wypowiedziawszy jednak słowa. Wiedziałem, że chociaż nie brak mu było wewnętrznej pokory, Mundek dbał o pierwsze wrażenie, jakie miał wywoływać na nowo przybyłych. Nie liczyło się wtedy zdobycie sympatii, ale chłodne powitanie i troszkę celowe rozdrażnienie "przeciwnika". Nie wiem, czy robił to, by sprawdzić poziom agresywności wilków, z którymi rozmawiał, czy po prostu przez swoją delikatnie złośliwą naturę.

< Ymir? >

piątek, 22 września 2017

Nowy członek!


Kanaa - pomocnik

Właściciel: wiki974

To był długi prawie tydzień. Długi i bezbarwny. Miło znów Cię widzieć!

Odchodzi!


Loov - powód: brak właściciela, niepisanie opowiadań przez dłuższy czas

czwartek, 21 września 2017

Od Ymir'a

Szedłem już kolejną godzinę przez las. Powoli traciłem wzrok od wyczerpania. Drugi dzień bez snu, bez wytchnienia, tylko biegnięcie przed siebie, w jednym, wyznaczonym przez mego ojca, kierunku. Zatrzymałem się na chwilę przy jakieś małej jaskini. Przeszedłem kilka kroków, aż w końcu padłem na ziemię, dysząc przy tym głośno. Zamknąłem oczy i przypomniałem sobie słowa Alekei'a. "- Idź na południe od wielkiego wodospadu. Tam napotkasz ogromny las, a gdy tylko go przejdziesz, odnajdziesz ogromne tereny dolinne. Nie idź nimi przez środek, lecz obierz kierunek lasu zaraz obok. Po jego przejściu poczujesz jakiś obcy, niezbyt przyjemny zapach. Im bardziej się zbliżysz, tym bardziej będziesz słyszał dziwne hałasy. Będzie to osada ludzka. Zbliż się do niej, lecz pod żadnym pozorem nie pałętaj się w jej głębinach. Obejdź ją, a już będziesz miał gwarancję, że dotarłeś do tych terenów. Terenów mojej rodzinnej watahy.". Mógłby jednak ostrzec, że będzie to naprawdę długa droga. Prychnąłem kąśliwie, na nowo otwierając oczy.
- Ciekawe ile jeszcze pozostało mi drogi, hę? - zapytałem sam siebie.
Poprawiłem swój łeb, przechylają go przy tym delikatnie. Wtedy do moich nozdrzy dostał się drażliwy, ostry zapach. Zaciągnąłem się nim, po czym kaszlnąłem, unosząc przy tym swoje cielsko. Potrząsnąłem głową we wszystkie strony, aż w końcu spojrzałem się w kierunku, z którego wydobywała się owa woń. Warknąłem cicho - To pewnie to miał na myśli! - przemknęło mi przez głowę. Czym prędzej się otrzepałem z brudu i ruszyłem w tamtym kierunku, na samym początku potykając się o własne łapy.
Po kilkunastu może nawet kilkudziesięciu minutach, moim oczom ukazała się dość ogromna wieś. Stanąłem za krzakami, wpatrując się w ten obrazek. Niby w jego opowiadaniach jest to niezbyt przyjazne miejsce, jednakże wydaje się całkowicie inaczej. Zaciągnąłem nosem powietrze. Woń, która przedtem przyprawiała mnie o niemałe mdłości, tym razem była delikatna, słodka i bardzo przyjemna. Z wielkim uśmiechem wciągałem jej coraz to więcej, ciesząc się z każdego powonienia. Coś mi jednak przeszkodziło. Był to o połowę ode mnie mniejszy, podobne do wilka, stworzenie. To zapewne pies, o którym tak mówił staruch. Mlasnąłem, od razu oceniając jego umiejętności. Nie wydawał się groźnym przeciwnikiem, lecz jego sfora, która liczyła trzy kolejne psy, już były. Chrząknąłem rozpaczliwie, wybiegając z krzaków, pędząc co sił w nogach, aby nikt mnie nie zobaczył. Musiałem dostać się na drugą stronę, bo to tam znajdywała się wataha. Kiedy już tego dokonałem, runąłem na ziemię, jakbym był starym, spróchniałym drzewem, które nie ma już sił, aby dalej się utrzymywać. Podważyłem się łapami, warcząc przy tym. "Dlaczego jestem taki słaby" wciąż w mej głowie biegało to pytanie. Zawsze przecież dorównywałem memu bratu, Tram'owi, który wiele razy już mi pokazywał, gdzie moje miejsce, kładąc mnie na ziemi.
Wtem usłyszałem głośny skowyt jakiegoś zwierzęcia, które wyraźnie cierpiało. Strzygąc uszami, ruszyłem w tamtym kierunku, nie zważając na moje zmęczenie, co było złym pomysłem, gdyż naprawdę przestawałem widzieć. Po paru chwilach natrafiłem na kraniec niskiego urwiska. Rozejrzałem się dookoła, aż w końcu natrafiłem na rannego jelenia. Na sam jego widok zaburczało mi w brzuchu, przez co cofnąłem się o kilka kroków. Chwilę myślałem, aż w końcu głód ze mną wygrał. Zszedłem ze stromego pagórka i po cichutku zacząłem zbliżać się do rannej ofiary, oblizując przy tym swoje ostre kły. W dwóch rzeczach byłem lepszy niż dwójka mojego rodzeństwa. Było to polowanie oraz skradanie. Nigdy się nie spodziewali, z której strony ich zaatakuję ani tego, że w swoje pierwsze urodziny upolowałem sporych rozmiarów dzika. Zaśmiałem się na same wspomnienia o tym.
Stanąłem w miejscu, przygotowując się do skoku na jęczącego jelenia. Miałem go już dość, przez te ciągłe odgłosy. Przywarłem bardziej do ziemi i skoczyłem, zatapiając swoje kły w jego karku. Ruszał się tylko chwilę, aż w końcu jego ciało po prostu obezwładniało. Wypuszczając z pyska jego grubą skórę i oblizałem krew, którą na mnie pozostawił. Wtedy do moich uszu dotarł jakiś szelest. Odwróciłem się w jego kierunku, a tam ujrzałem postać jakiegoś wilka, widocznie mniejszego ode mnie. Kochałem to, że wśród wilków, byłem chyba największy, gdyż nigdy wyższego od siebie nie znalazłem.
< Ktoś? >

Nowy członek!


Ymir - szpieg

Właściciel: kuceszetlandzkie

Starych przyjaciół wita się równie dobrze, jak źle się ich żegna. Witaj zatem!

Od Oleandra CD Crazy

Od jednego drzewa, do drugiego, od kolejnego do kolejnego. Snułem się bezmyślnie po lesie, myśląc tylko o jednym - by jak najszybciej skończyć obchód i wrócić do swojej spokojnej jaskini. Byłem chyba trochę chory. Przez cały dzień czułem niewyjaśnione drapanie w przełyku. Nie przypominam sobie, by kiedyś stało mi się coś podobnego.
Westchnąłem głęboko, strosząc sierść na grzbiecie. Pamiętam jeszcze poprzednią zimę, przygody, jakie przeżyłem wraz z Maxem, Ami i Mundusem, naszą krótką, ale intensywną wojnę z ogromnymi jaszczurkami, jakie napadły po kryjomu na nasze tereny. To były czasy! Całe dnie w radosnym oczekiwaniu na poprawę pogody i stopnięcie śniegu. A teraz... znów nadchodzi zima. Lato było w tym roku ciepłe, ale niewymownie krótkie. Bez ostrzeżenia, po deszczowej i zimnej jesieni, znów nadejdzie zima.
- Och, witam cię, Crazy - uśmiechnąłem się, gdy na mojej drodze stanęła wilczyca, która kilka dni temu dołączyła do naszego grona - jak ci się podoba w WSC?

< Crazy? >

wtorek, 19 września 2017

Od Crazy

Siedziałam sobie w mojej jaskini. Myślałam o tej wataszy. Bardzo mi się tu podobało. Jeszcze nigdy nie spotkałam takiej watahy. 
***
Byłam w lesie. Próbowałam polować NS zwierzynę. Nagle wpadł na mnie jakiś basior.
-Ej...-powiedziałam.
-Przepraszam-odpowiedział.
-Nic nie szkodzi-odpowiedziałam.
Dopiero w tedy zorientowałam się ze to Alfa.
-Przepraszam serdecznie-powiedziałam.
-Oj, przestań już-powiedział. Odszedł. Jejku jaki on ładny i przystojny. Myślałam sobie. 
***
Naprawdę biorę z tobą ślub???
-Tak, kochanie.
Nagle się obudziłam. To był tylko sen?
Dlaczego. Wykrzyczałam się na cały głos.
< Oleander? >

poniedziałek, 18 września 2017

Odchodzą!


Max - powód: decyzja właściciela


Manti - powód: decyzja właściciela


Apar - powód: decyzja właściciela

Żegnajcie, przyjaciele. Będziemy tęsknić i czekać na Was nadal...

Nowy członek!


Crazy - Nauczyciel żywiołów

wtorek, 12 września 2017

Od Jaskra CD Kasai

- Tak, pewnie... - spuściłem wzrok, podążając za Kasai. Przez dłuższą chwilę szliśmy przed siebie, nie mówiąc ani słowa.
- Od czego chcesz zacząć? - zapytałem cicho, gdy weszliśmy do lasu.
- Od teraz idziemy lasem w kierunku Gór, potem zahaczymy o Stepy, Zagajniki i Wodospad Tysiąca Twarzy. Potem wrócimy plażą.
- Jak chcesz. A jeśli go nie znajdziemy? Zmarnujemy następny dzień.
- Mówiłam ci już, nie szukamy go. Nie myśl o tym. Idziemy na obchód, a może natkniemy się na niego przy okazji - Kasai przyspieszyła kroku - a w trakcie obchodu pomyślimy, co możemy jeszcze później zrobić.
- Wiesz, Kasai - mruknąłem - nie wiem, czy dobrze robimy, ukrywając nasze plany przed Mundurkiem. Jest głównym inspektorem naszej służby wywiadowczej i powinien wiedzieć o wszystkim. To mogłoby nam jakoś pomóc.
- Może najwyższy czas zmienić służby wywiadowcze? - zapytała Kasai z delikatnym uśmiechem - zbyt długi czas, na tym samym stanowisku, może wpłynąć na psychikę.
- Sugerujesz, żeby dać mu awans? - nie do końca rozumiałem słowa wilczycy - to może nam pomóc?
- Bynajmniej, sugeruję natomiast, aby odebrać mu tak ważne stanowisko i przekazać komuś innemu.
- Phh, żartujesz - pokręciłem głową - to nie ma prawa się udać. Nie mamy nikogo innego.

< Kasai? >

niedziela, 10 września 2017

Od Kasai CD Jaskra


- Mundus powinien coś wiedzieć - zaczął Jaskier.
- Lepiej go w to nie mieszajmy - stwierdziłam szybko. - Nawet gdybyśmy nie zdradzili mu co planujemy, domyśli się jeśli spytamy o NIKL, a na razie nie mamy pewności po czyjej jest stronie.
- Zakładam, że masz inną propozycje? - odezwał się Sekretarz.
- Shino mógłby spróbować się czegoś dowiedzieć, a jeśli mu się nie uda, w ostateczności zapytamy Mundusa.

Miałam nadzieję, że dyskusję mamy już za sobą. Zawsze wolałam działać niż planować. Niestety Oleander odnalazł kolejny problem:
- Jeśli już znajdziemy NIKL, jaką mamy pewność, że zgodzą się na wstawiennictwo? - Wymieniliśmy z Jaskrem zaniepokojone spojrzenia.
- Żadną - przyznałam, - ale powiedzmy, że mam dar perswazji. - Uśmiechnęłam się.
Przez chwilę siedzieliśmy w ciszy, którą przerwał w końcu biały wilk.
- Dobrze. Kasai, poinformuj lisa o naszym planie. W tym czasie ja przejrzę stare dokumenty. Możliwe, że gdzieś jest wzmianka o siedzibie NKLu.
- Chętnie pomogę, jeśli nie masz nic przeciwko - odezwał się Sekretarz.

Uznałam, że moja obecność nareszcie jest zbędna i wyszłam z jaskini. Zatrzymałam się czekając, aż dołączy do mnie Jaskier.
- Jak chcesz go znaleźć? - zapytał. Myślałam chwilę nad odpowiedzią, wpatrując się w odległy punkt między drzewami.
- Nie chcę. Pojawi się sam, gdy będzie potrzebny. Zawsze tak robi. 
- Jest potrzebny teraz! - stwierdził wyraźnie zirytowany Jaskier. 
- Jemu to powiedz. - Przewróciłam oczami. - Słuchaj, nienawidzę siedzieć i czekać, ale w obecnej sytuacji nie mamy wyboru. Nie znajdziemy Shino, jeśli nie zechce zostać znaleziony. 
- Zawsze można spróbować.
- To bezsensu. Na lisa najłatwiej trafić przypadkiem. Powiedziałabym nawet, że to jedyny sposób. - Spojrzałam na niebo, by szybko ocenić pogodę. Niebo było zachmurzone, ale miałam nadzieje, że nie będzie padać. - Zrobię mały obchód. Chcesz się przyłączyć?

< Jaskrze? >