Zmarszczyłam brwi. Nie lubiłam wracać do przeszłości. W końcu zaczęłam mówić :
- Kiedyś żyłam spokojnie z rodzicami w górach, chociaż właściwie to u podnóży gór. Tam dorastałam i uczyłam się wielu rzeczy. - zaczęłam - Ale niestety, wszystko co dobre kiedyś się kończy. Moich rodziców zabili ludzie - westchnęłam
- Współczuję...
- Chciałam uciec jak najdalej od tych istot, więc... wyruszyłam w świat. Włóczyłam się tak kilka lat, aż dotarłam tu. I to tyle. - zakończyłam swą krótką wypowiedź
Chwilę siedzieliśmy w milczeniu, aż w końcu spytałam niepewnie :
- Mieszkają tu gdzieś niedaleko ludzie?
Basior spojrzał na mnie :
- Tak, czemu pytasz?
Przełknęłam ślinę. Sąsiedztwo tych dwunożnych stworzeń, to ostatnie czego bym sobie zażyczyła.
Oleander widząc mój wyraz pyska powiedział :
- Oni nie są groźni, żyjemy z nimi w zgodzie
- W zgodzie... z ludźmi? - zamurowało mnie
- Nie wszyscy ludzie są źli - stwierdził uśmiechając się
- Może i tak, ale... ja i tak im nie ufam - powiedziałam
Powoli przestawało padać. Wyjrzałam na zewnątrz. Na trawie błyszczały kropelki rosy.
- Chcesz zwiedzić tereny watahy? - spytał basior wesoło - Korzystajmy póki nie pada deszcz
- Z chęcią - zamerdałam ogonem i wyszłam z jaskini
< Oleander? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz