Wilk wyprostował się jak tylko mógł najbardziej. Delikatnie mówiąc, zaniepokoiło mnie to, ponieważ wyglądał teraz jeszcze gorzej. To znaczy, dużo bardziej niebezpiecznie i groźnie. Napiąłem mięśnie, nastroszyłem sierść i dałem po sobie poznać, że wcale się nie boję.
Nie byłem słaby ani ustępliwy. Już wieku szczenięcym wygrywałem większość potyczek, jakie zdarzały się między mną i moimi równolatkami. W mojej rodzinnej Watasze Wielkich nadziei niewiele było wilków, które były w stanie bez namysłu stanąć ze mną do walki. Postanowiłem więc przezwyciężyć strach, jaki czułem w tamtej chwili.
- Rozumiem... - westchnął Mundus, po czym wolno wyminął wilka i stanął tak, że ten znalazł się dokładnie między mną, a ptakiem. Nie czułem się dobrze, biorąc udział w tak ryzykownych zagraniach jak to, od razu chciałem się więc podnieść. Skończyło się jednak na tym, że Mundus posłał mi jednoznacznie rozkazujące spojrzenie. Pozostałem na miejscu, prostując się jednak i naprężając wszystkie mięśnie.
- Musisz skonsultować swój pobyt tutaj z Oleandrem. Nie wiem, co o tobie myśleć - syknął Mundus, nie na żarty już wzburzony - a na razie, pozostaniesz pod nadzorem. Dla wewnętrznego bezpieczeństwa naszej społeczności.
- Może... - powiedziałem po chwili niepokojącej ciszy - zaprowadzę naszego gościa do Oleandra. Tam wszystko wyjaśnimy.
- Nie sądzę, by było coś jeszcze do wyjaśniania - wilk położył uszy po sobie.
- Mimo to, chodźmy - beznamiętnie powlokłem nogami w kierunku lasu - możesz iść z nami, jeśli chcesz, Mundurku.
- Ależ oczywiście - towarzysz podążył za mną - dokąd samiec alfa go nie zobaczy, jestem za niego odpowiedzialny.
- A gdzie twój urlop? - zapytałem weselej.
- Jak widzisz, zawieszony. Za dużo się ostatnio dzieje - mruknął.
Przed siebie, cały czas przed siebie. Ta irytująca cisza była trudna do zniesienia. Ymir szedł obok mnie, najwyraźniej już trochę się uspokoiwszy. Ja również starałem się sprawiać wrażenie spokojnego, chociaż w każdej chwili byłem przygotowany do odparcia ewentualnego ataku.
"To tylko przez pierwsze dni" - pomyślałem - "Potem stanie się pełnoprawnym członkiem WSC, tak, jak każdy inny. Po takim powitaniu trudno być uprzejmym i spokojnym".
- Zawsze macie tu taką ogólno-społeczną wrogość do obcych? - zapytał nagle basior, z cieniem uśmiechu na pysku - niespokojnie tu u was.
- Nie, od jakiegoś czasu nasilił się u nas konflikt z jedną z sąsiednich watah. To wszystko. Wybacz, jeśli poczułeś się przyjęty, jako wróg. Taka procedura, nie musisz też mieć o to pretensji do mojego przyjaciela - wskazałem głową na idącego za nami ptaka, choć nie spodziewałem się od razu wielkiej sympatii do naszych organów ścigania. Co nie dziwne z resztą.
< Ymir? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz