niedziela, 23 czerwca 2013

Od Murki- "Wyprawa po towarzysza" (zadanie do wykonania)

Dzień pierwszy
Dzisiaj zaczynam swą wyprawę po towarzysza. Zawsze o nim marzyłam a teraz może go zdobędę… Bardzo bym chciała. Biorę ze sobą Lenka, we dwoje łatwiej znosić trudności podróży. Na szczęście pogoda jest ładna i nie zapowiada się nic złego. Sytuacja zawsze może się zmienić ale liczę na to że będzie dobrze. Pożegnałam się z innymi wilkami i wyruszyliśmy. Szliśmy tak około godzinę aż w końcu Lenek powiedział:
- Czy naprawdę uważasz że znajdziemy towarzysza dla ciebie?
- Czy ja wiem… - nie byłam do końca pewna co mam powiedzieć - mam nadzieję.
- Jeśli już wyruszyliśmy to szukajmy - uśmiechnął się.
Dotarliśmy do wodopoju i zaczęliśmy pić. Gdy już zaspokoiliśmy pragnienie, ruszyliśmy dalej. Ponieważ był już wieczór postanowiliśmy znaleźć jakąś jaskinię w której moglibyśmy przenocować. Po długich poszukiwaniach w końcu udało nam się znaleźć małą grotę w której pozostaliśmy na noc. Gdy już ułożyliśmy się aby móc zasnąć , nagle do jaskini wbiegła puma.
- Ktoś ty…- zatrząsł się Lenek.
- To jest puma – wyszeptałam.
Puma fuknęła po czym zjeżyła się i rzuciła na mnie. Ja uskoczyłam w bok i w chwili gdy była obok mnie próbując na mnie wskoczyć, Lenek zaatakował ją i zaczęła się walka. Przegrała puma. Przenocowaliśmy więc w jaskini.
 ------------------------------------------------------------------------------------------------------
Dzień drugi
Obudziłam się w jaskini i namyślałam się nad tym czy uda mi się znaleźć towarzysza. Nagle usłyszałam głośny gruchot,  jakby coś spadało z drzewa rosnącego obok jaskini w której przenocowaliśmy. Wyszłam przed jaskinię  i zobaczyłam dużego ptaka zaplątanego w gałęzie drzewa. Postanowiłam uwolnić go, ponieważ uznałam że jeśli już napatoczyła się zdobycz warto na nią zapolować. Wdrapałam się na drzewo i zaczęłam szarpać się z gałęziami w które zaplątany był ptak. W końcu gdy udało się wyplątać ptaka z gałęzi, od razu zaciągnęłam go do jaskini przed którą siedział Lenek.
- Mamy śniadanie! - krzyknęłam przez zęby - chcesz?
- Jasne, skąd to masz? - spytał zaciekawiony
- Zaplątał się w gałęzie na drzewie, pewnie wczoraj - odpowiedziałam – i zdechł przez noc - kontynuowałam
Po śniadaniu poszliśmy dalej. Wędrowaliśmy tak do południa aż w końcu wyszliśmy z lasu i znaleźliśmy się na łące. Weszliśmy na łąkę i już po kilku krokach poczułam znany mi zapach.  Zapach człowieka…
W tym momencie rozległ się strzał, chwilę później drugi. Zaczęliśmy więc uciekać w stronę lasu, jednak nagle poczułam że  na mojej łapie coś się zacisnęło.
- Ratunku, Lenek!- krzyczałam a to coś w czym była moja łapa zaciskało się jeszcze bardziej i ciągnęło mnie w drugą stronę.
- Lenek! Lenek! - wrzeszczałam jednak on jakby rozpłynął się w powietrzu...
Ludzie strzelając,  krzyczeli coś i zobaczyłam że kilku biegnie w moją stronę. Łapa bolała coraz bardziej a przedmiot w którym była zaciśnięta ciągnął coraz mocniej. Nagle podbiegło do mnie kilka psów gończych. Psy zaczęły mnie szarpać i gryźć a ja starałam się bronić.
Podeszli do mnie ludzie, uwolnili moją łapę z potrzasku w którym. Następnie przywiązali mnie sznurkiem do pala który stał przy budynkach ich osady. Obolała położyłam się i smutno patrzyłam w stronę biwakujących ludzi. Było już ciemno a ludzie rozpalili ognisko i siedzieli wokół niego. W końcu ogień zgasł  a ludzie pozasypiali. Ja natomiast nie spałam przez całą noc, próbując uwolnić się ze sznura i czekając aż Lenek zorientuje się że mnie nie ma i zacznie mnie szukać.
------------------------------------------------------------------------------------------------------
Dzień trzeci
Przez całą noc nie spałam . Nad ranem gdy zaczynałam właśnie przysypiać , zorientowałam się że nie jestem w swej jaskini  na terenach watahy ale jakimś nieznanym miejscu wśród ludzi. Psy które były przywiązanego do pala wbitego w ziemię niedaleko ode mnie, spostrzegły że się ruszam i zaczęły ujadać. Ludzie obudzili się i po chwili odwiązali od pala krępujący  mnie sznur. Zaciągnęli mnie na łąkę i jeden z nich wypuścił z rąk zająca,  który pobiegł prosto przed siebie. Gdy go zobaczyłam,  od razu zapomniałam o ludziach i zaczęłam biec. Byłam tak głodna że nie obchodził mnie sznur zwisający z mojej szyi, ani ludzie krzyczący na około mnie, skuliłam się i skoczyłam… po kilku sekundach  dogoniłam zająca. Jednak w chwili gdy go złapałam,  coś pociągnęło mnie mocno za sznur zwisający z szyi. Wypuściłam zająca z łap. Wokół mnie usłyszałam pełne zadowolenia ludzkie pomrukiwanie.  Następnie wróciliśmy z powrotem do osady. Zaczęło się już ściemniać, więc ludzie dali psom i mnie po kilka kawałków mięsa. Nocą, bardzo zmęczona,  położyłam się  i zasnęłam. Cały czas jednak, budziły mnie psy które przy każdym moim ruchu, zaczynały szczekać. W środku nocy usłyszałam szelest i zobaczyłam że zza krzaków wychodzi  Lenek.
- Witaj - wyszeptał i skulił się - myślałem że cię nie znajdę… wszędzie te psy i nie ma jak się dostać…
- Rozumiem - uśmiechnęłam się - wiedziałam że przyjdziesz. Pomóż mi, chyba nie będziesz tak stał!- powiedziałam i zaczęłam ciągnąć za sznur. W tej samej chwili,  Lenek jakby rozbudzony drgnął, zaczął bardzo mocno gryźć i ciągnąć za pętlę na sznurze. Nareszcie! Udało się zerwać linę. Uciekliśmy czym prędzej i skryliśmy się głęboko w lesie. Zmęczona, od razu  położyłam się i zasnęłam.
------------------------------------------------------------------------------------------------------
Dzień czwarty
Obudziłam się w korzeniach wielkiego, rozłożystego drzewa i przez chwilę zastanawiałam się gdzie jestem i co się stało.
- Zaraz… byłam w jaskini… nie, byłam u ludzi. Jak się tam znalazłam? Ach tak już pamiętam, wpadłam w potrzask, później nie spałam dwie noce… nie…- próbowałam jakoś  to wszystko uporządkować w głowie - Później Lenek przyszedł i pomógł mi… byłam zmęczona… uciekliśmy do lasu i położyliśmy się pod drzewami… - rozejrzałam się i spostrzegłam że jestem w jakimś dziwnym miejscu. Na około był las, jednak leżałam na polanie, na której  nie było drzew, żadnych roślin, trawy… Leżałam na suchej, ubitej ziemi. Powietrze było ciepłe, wilgotne i bezwietrzne. Lenek zapewne udał się na polowanie. Spróbuję poszukać jakiś zwierząt.

~~ Po około pół godziny ~~

Jedynym zwierzęciem jakie spotkałam była Imisława. Bardzo dziwne stworzenie z gatunku „rublia”. Wyglądała jak bocian, tyle że jej pióra były błękitne. Jej ogon przypominał koci, tyle że na jego końcu, po bokach wyrastały dwa rzędy piór. Wysiadywała młode. 
- Śliczne dzieci, Imisławo – uśmiechnęłam się gdy spod niej wyłoniły się dwa małe ptaszki. Wyglądały zupełnie jak ona.
- Tak… To jest Mundi – wskazała na jednego – a to Luba. Och… - westchnęła – ale tutaj będzie im trudno żyć. Nie chodzi nawet o to iż jest tu mało pożywienia, bardzo dobrze sobie z tym radzimy. Jednak niebezpieczeństwa…
- IImisławo… może chciałabyś się przenieść na tereny mojej watahy? Tam ty i twoje dzieci będziecie bezpieczne.  Może nawet któreś z nich zechciałoby zostać moim towarzyszem… to zapewni wam całkowite bezpieczeństwo, gdyż największym zagrożeniem dla ptactwa są wilki a one towarzyszy nie ruszają. Na naszych terenach,  jest bardzo mało innych drapieżników a o zagrożeniu ze strony ptactwa to… wy, rublie chyba częściej biegacie i skaczecie niż fruwacie, więc zawsze możecie schować się w gąszczu naszych lasów.
- Wiesz… to chyba dobry pomysł…


Imisława i jej dzieci zamieszkały na terenach WSC. Mundi – synek Imisławy został moim towarzyszem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz