Dzień pierwszy
Dzisiaj zaczynam swą wyprawę po towarzysza. Zawsze o nim
marzyłam a teraz może go zdobędę… Bardzo bym chciała. Biorę ze sobą Lenka, we
dwoje łatwiej znosić trudności podróży. Na szczęście pogoda jest ładna i nie zapowiada
się nic złego. Sytuacja zawsze może się zmienić ale liczę na to że będzie
dobrze. Pożegnałam się z innymi wilkami i wyruszyliśmy. Szliśmy tak około
godzinę aż w końcu Lenek powiedział:
- Czy naprawdę uważasz że znajdziemy towarzysza dla ciebie?
- Czy ja wiem… - nie byłam do końca pewna co mam powiedzieć -
mam nadzieję.
- Jeśli już wyruszyliśmy to szukajmy - uśmiechnął się.
Dotarliśmy do wodopoju i zaczęliśmy pić. Gdy już
zaspokoiliśmy pragnienie, ruszyliśmy dalej. Ponieważ był już wieczór postanowiliśmy
znaleźć jakąś jaskinię w której moglibyśmy przenocować. Po długich
poszukiwaniach w końcu udało nam się znaleźć małą grotę w której pozostaliśmy
na noc. Gdy już ułożyliśmy się aby móc zasnąć , nagle do jaskini wbiegła puma.
- Ktoś ty…- zatrząsł się Lenek.
- To jest puma – wyszeptałam.
Puma fuknęła po czym zjeżyła się i rzuciła na mnie. Ja uskoczyłam
w bok i w chwili gdy była obok mnie próbując na mnie wskoczyć, Lenek zaatakował
ją i zaczęła się walka. Przegrała puma. Przenocowaliśmy więc w jaskini.
Dzień drugi
Obudziłam się w jaskini i namyślałam się nad tym czy uda mi
się znaleźć towarzysza. Nagle usłyszałam głośny gruchot, jakby coś spadało z drzewa rosnącego obok
jaskini w której przenocowaliśmy. Wyszłam przed jaskinię i zobaczyłam dużego ptaka zaplątanego w
gałęzie drzewa. Postanowiłam uwolnić go, ponieważ uznałam że jeśli już
napatoczyła się zdobycz warto na nią zapolować. Wdrapałam się na drzewo i
zaczęłam szarpać się z gałęziami w które zaplątany był ptak. W końcu gdy udało
się wyplątać ptaka z gałęzi, od razu zaciągnęłam go do jaskini przed którą
siedział Lenek.
- Mamy śniadanie! - krzyknęłam przez zęby - chcesz?
- Jasne, skąd to masz? - spytał zaciekawiony
- Zaplątał się w gałęzie na drzewie, pewnie wczoraj -
odpowiedziałam – i zdechł przez noc - kontynuowałam
Po śniadaniu poszliśmy dalej. Wędrowaliśmy tak do południa
aż w końcu wyszliśmy z lasu i znaleźliśmy się na łące. Weszliśmy na łąkę i już
po kilku krokach poczułam znany mi zapach.
Zapach człowieka…
W tym momencie rozległ się strzał, chwilę później drugi.
Zaczęliśmy więc uciekać w stronę lasu, jednak nagle poczułam że na mojej łapie coś się zacisnęło.
- Ratunku, Lenek!- krzyczałam a to coś w czym była moja łapa
zaciskało się jeszcze bardziej i ciągnęło mnie w drugą stronę.
- Lenek! Lenek! - wrzeszczałam jednak on jakby rozpłynął się
w powietrzu...
Ludzie strzelając,
krzyczeli coś i zobaczyłam że kilku biegnie w moją stronę. Łapa bolała
coraz bardziej a przedmiot w którym była zaciśnięta ciągnął coraz mocniej.
Nagle podbiegło do mnie kilka psów gończych. Psy zaczęły mnie szarpać i gryźć a
ja starałam się bronić.
Podeszli do mnie ludzie, uwolnili moją łapę z potrzasku w
którym. Następnie przywiązali mnie sznurkiem do pala który stał przy budynkach ich
osady. Obolała położyłam się i smutno patrzyłam w stronę biwakujących ludzi. Było
już ciemno a ludzie rozpalili ognisko i siedzieli wokół niego. W końcu ogień
zgasł a ludzie pozasypiali. Ja natomiast
nie spałam przez całą noc, próbując uwolnić się ze sznura i czekając aż Lenek
zorientuje się że mnie nie ma i zacznie mnie szukać.
------------------------------------------------------------------------------------------------------
Dzień trzeci
Przez całą noc nie spałam . Nad ranem gdy zaczynałam właśnie
przysypiać , zorientowałam się że nie jestem w swej jaskini na terenach watahy ale jakimś nieznanym
miejscu wśród ludzi. Psy które były przywiązanego do pala wbitego w ziemię
niedaleko ode mnie, spostrzegły że się ruszam i zaczęły ujadać. Ludzie obudzili
się i po chwili odwiązali od pala krępujący
mnie sznur. Zaciągnęli mnie na łąkę i jeden z nich wypuścił z rąk zająca,
który pobiegł prosto przed siebie. Gdy
go zobaczyłam, od razu zapomniałam o
ludziach i zaczęłam biec. Byłam tak głodna że nie obchodził mnie sznur
zwisający z mojej szyi, ani ludzie krzyczący na około mnie, skuliłam się i
skoczyłam… po kilku sekundach dogoniłam
zająca. Jednak w chwili gdy go złapałam, coś pociągnęło mnie mocno za sznur zwisający z
szyi. Wypuściłam zająca z łap. Wokół mnie usłyszałam pełne zadowolenia ludzkie
pomrukiwanie. Następnie wróciliśmy z
powrotem do osady. Zaczęło się już ściemniać, więc ludzie dali psom i mnie po
kilka kawałków mięsa. Nocą, bardzo zmęczona, położyłam się i zasnęłam. Cały czas jednak, budziły mnie psy które przy każdym moim ruchu, zaczynały szczekać. W środku nocy usłyszałam szelest i zobaczyłam że zza krzaków wychodzi Lenek.
- Witaj - wyszeptał i skulił się - myślałem że cię nie znajdę…
wszędzie te psy i nie ma jak się dostać…
- Rozumiem - uśmiechnęłam się - wiedziałam że przyjdziesz.
Pomóż mi, chyba nie będziesz tak stał!- powiedziałam i zaczęłam ciągnąć za
sznur. W tej samej chwili, Lenek jakby rozbudzony drgnął, zaczął bardzo mocno
gryźć i ciągnąć za pętlę na sznurze. Nareszcie! Udało się zerwać linę.
Uciekliśmy czym prędzej i skryliśmy się głęboko w lesie. Zmęczona, od razu położyłam się i zasnęłam.
------------------------------------------------------------------------------------------------------
Dzień czwarty
Obudziłam się w korzeniach wielkiego, rozłożystego drzewa i przez
chwilę zastanawiałam się gdzie jestem i co się stało.
- Zaraz… byłam w jaskini… nie, byłam u ludzi. Jak się tam
znalazłam? Ach tak już pamiętam, wpadłam w potrzask, później nie spałam dwie
noce… nie…- próbowałam jakoś to wszystko
uporządkować w głowie - Później Lenek przyszedł i pomógł mi… byłam zmęczona…
uciekliśmy do lasu i położyliśmy się pod drzewami… - rozejrzałam się i spostrzegłam że jestem w jakimś dziwnym miejscu. Na około był las, jednak leżałam na
polanie, na której nie było drzew,
żadnych roślin, trawy… Leżałam na suchej, ubitej ziemi. Powietrze było ciepłe, wilgotne i bezwietrzne. Lenek
zapewne udał się na polowanie. Spróbuję poszukać jakiś zwierząt.
~~ Po około pół godziny ~~
Jedynym zwierzęciem jakie spotkałam była Imisława. Bardzo
dziwne stworzenie z gatunku „rublia”. Wyglądała jak bocian, tyle że jej pióra były błękitne. Jej ogon przypominał koci, tyle że na jego końcu, po bokach wyrastały dwa rzędy piór. Wysiadywała młode.
- Śliczne dzieci, Imisławo – uśmiechnęłam się gdy spod niej
wyłoniły się dwa małe ptaszki. Wyglądały zupełnie jak ona.
- Tak… To jest Mundi – wskazała na jednego – a to Luba.
Och… - westchnęła – ale tutaj będzie im trudno żyć. Nie chodzi nawet o to iż
jest tu mało pożywienia, bardzo dobrze sobie z tym radzimy. Jednak
niebezpieczeństwa…
- IImisławo… może chciałabyś się przenieść na tereny mojej
watahy? Tam ty i twoje dzieci będziecie bezpieczne. Może nawet któreś z nich zechciałoby zostać
moim towarzyszem… to zapewni wam całkowite bezpieczeństwo, gdyż największym zagrożeniem dla ptactwa są wilki a one towarzyszy nie ruszają. Na naszych
terenach, jest bardzo mało innych drapieżników a o zagrożeniu ze strony ptactwa
to… wy, rublie chyba częściej biegacie i skaczecie niż fruwacie, więc zawsze
możecie schować się w gąszczu naszych lasów.
- Wiesz… to chyba dobry pomysł…
Imisława i jej dzieci zamieszkały na terenach WSC. Mundi –
synek Imisławy został moim towarzyszem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz