- Co ty robisz, Ruten - ptak mówił szeptem. Bordowy wilk lekko wzruszył ramionami i ziewnął.
- A co ci się nie podoba? Ten wilk nie był warty współczucia. To śmieć. Co światu przyniosłoby jego dłuższe życie? Przynajmniej na coś się przydał.
- A co ci się nie podoba? Ten wilk nie był warty współczucia. To śmieć. Co światu przyniosłoby jego dłuższe życie? Przynajmniej na coś się przydał.
- Ten wilk był tak samo żywy i świadomy, jak ty - odparł Mundus, marszcząc brwi - nie wiesz nawet, kim był.
- Widać to na pierwszy rzut oka - basior jeszcze raz obrzucił ponacinane ciało pogardliwym spojrzeniem i powiedział - zostawiamy go tutaj? Nie ma sensu grzebać, pewnie zaraz ktoś go znajdzie.
- Jak chcesz, teraz to już wszystko jedno... - szary ptak wyszedł z jaskini. Ruten najpierw podążył za nim, zabierając swoje rzeczy, jednak zanim minął wyjście, zatrzymał się. Kiedy pakował wszystko w domu, planował, że użyje tych przyrządów na tej wyprawie. Nie szkodzi, nic straconego. Mieli w końcu jeszcze całe dziewiętnaście wilków, na spokojnie da radę.
Popatrzył na buteleczkę z białym proszkiem. To intrygujące. Znów po jego grzbiecie przebiegł przyjemny dreszcz. Jeśli to, co mówił o niej Achpil jest prawdą... a to nie ulegało wątpliwości...
Ostatecznie zdecydował się wyjść z jaskini. Nie będzie robił niczego więcej. Wolał zagłębić się w swoich myślach, w których dostrzegł nagle całą tę półświadomą bandę zwierząt, które czekały na wyrok. Wszystkie należały do niego. Pozbycie się ich będzie bez wątpienia najlepszym, co zrobi podczas tej wycieczki. Ma przed sobą zagrodę chorych owiec, które trzeba było uśpić. Jak przyjemnie było móc pomyśleć o tym, jak jednym ruchem łapy sprawiłby, że wszystkie one naraz zasną. Bez wyrzutów sumienia. Nawet więcej, z czymś na kształt oddechu ulgi, że te półprodukty zbyt łaskawej cywilizacji nareszcie znikną, pozostawiając dobrym wilkom pustą przestrzeń do zajęcia na świecie. przecież sprawienie, że chociaż kilka szkodliwych elementów zniknie, to w pełni usprawiedliwione działanie, godne pochwały. To prawie jak jego spełniony obowiązek.
Zatrzymał się raz jeszcze. Poddany był uczuciu wzniosłego szczęścia, przekraczającego granice euforii. Mundus zniknął gdzieś z przodu, Azair wyszedł już wcześniej. Zaraz ich znajdzie. Albo sami się znajdą. Noc jest taka piękna.
Woda, potrzebował wody. Truchtem zaczął zbiegać w dół, wiedział bowiem, że u podnóża gór płynie rzeka, rozdzielająca się na kilka rozgałęzień. Nietrudno było odszukać któreś z nich, zwłaszcza, że w ciszy łatwo było usłyszeć odgłos spływającej z gór wody.
Koniec końców jednak, aby nie oddalać się od towarzyszy, którzy nadal musieli być tam, gdzie wcześniej, musiał zadowolić się zebranej w skałach deszczówce. Może to i lepiej, pomyślał. Dwa dni wcześniej padał przecież ulewny deszcz, ta woda musiała być zatem dosyć czysta.
Otworzył swoją buteleczkę, ostrożnie, żeby nie wysypać nawet okruszyny z zawartości. Następnie postukał buteleczką o strzykawkę, aby w środku znalazło się trochę białego proszku. Trudno było robić to w nocy, zwłaszcza, że chodziło tu o miligramy. Chwila skupienia i na samym dnie strzykawki znalazła się wystarczająca ilość substancji. Dodał wody i potrząsnął całością. Powinna się rozpuścić... tylko czy woda nie jest za zimna...
* * *
Nie minęło dziesięć minut, gdy wilk pojawił się ponownie w pobliżu jaskini, w której nadal leżało ciało Teodrina. Mundus czekał na niego z niepokojem.
- A gdzie Azair? - zapytał basior, uśmiechając się spokojnie. Trudno mu było jednak ukryć podniecenie, towarzyszące każdemu ruchowi.
- Chyba siedzi z jednym z tych wilków... - ptak kiwnął głową w stronę, w której mieściła się siedziba bandy, po czym wolno zaczął iść w tamtym kierunku. Ruten potruchtał za nim. Coś ściskało go w żołądku i mięśniach całego tułowia. Miał ochotę kilka razy podskoczyć, jednak powstrzymał się. Jego towarzysz obejrzał się i wbił w niego pytające spojrzenie. "Szczwany lis, coś dostrzegł" - pomyślał bordowy wilk i pohamował buchającą z niego energię.
- Wszystko w porządku? - Mundus zatrzymał się i zaczął śledzić wzrokiem wymijającego go właśnie basiora.
- W jak najlepszym - Ruten na chwilę zatrzymał się i położył mu łapę na karku - idziemy?
Po czym bez słowa ruszył ponownie. Po dłuższej chwili znaleźli się na terytorium tej swołoczy. Trzeba było znaleźć Azaira i to w miarę możliwości nie dając się dostrzec przyszłym celom. Nagle basior poczuł zaciskający się na swojej przedniej łapie szpon. Ten nieprzyjemny dotyk wywołał u niego jakąś nagłą falę rozdrażnienia.
- Co z tobą? - zapytał Mundus, uważnie patrząc mu w oczy.
- Chciałem... coś wypróbować - wilk odwzajemnił spojrzenie, a wręcz podłapał je i przez chwilę starał się zmusić ptaka do oderwania od siebie wzroku. Był maksymalnie skupiony. Biała substancja przyniosła doskonały efekt. Czuł, że gdyby bardzo się teraz postarał, mógłby przeciąć tym spojrzeniem metal.
Mundus jednak patrzył na niego tak samo uporczywie, jak wcześniej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz