środa, 15 maja 2019

Od Lucasa CD Joeny


Lucas spojrzał na waderę, a następnie przed siebie. 
- Twój dom jest tam, gdzie twoje serce. - odparł, a Joena przekrzywiła głowę na bok. Basior wiedział, że to co powiedział jest trudne do zrozumienia.  Kiedyś te słowa powiedziała mu jego matka. Lukas wtedy ich nie zrozumiał. Niedawno dowiedział się, co one tak naprawdę znaczą. Wraz z waderą wrócił do jaskini. Położył się i przymknął oczy.


Ciemność, mrok, cień. Tylko tyle Lucas mógł dostrzec. Wiedział, że to nie będzie zwykły sen. Znów spotka "go". Szedł przed siebie. Zatrzymał się dopiero wtedy, gdy usłyszał ciche warknięcie. Uśmiechnął się pod nosem. 
- Jak długo będziesz jeszcze się ukrywać?- spytał. Rozległo się głośne prychnięcie. 
- Nie ukrywam się szczeniaku. - odparł głos.
- Wszystko wskazuje na to, że się ukrywasz. 
- Jesteś denerwujący, tak jak twój ojciec. - odparł smok wyłaniając się z mroku. Mimo iż stał naprzeciwko Lucasa, basior miał małe trudności z dostrzeżeniem go. Czarne łuski zlewały się z ciemnością panującą w koło. 
- Czego tym razem chcesz Weryewe?
- Twój ojciec każe ci wracać. 
- Nie wrócę. 
- Znów bawisz się w zmianę Lucas? Wcześniej ojciec zlitował się nad tobą, ale teraz jesteś dorosły. 
- Dlatego sam mogę decydować o swoim życiu. 
- To przez nią?- spytał smok, a z mroku wyłoniła się Joena. Nie była ona prawdziwa. Była iluzją, która miała poruszyć białym basiorem.
- Nie wplątuj jej w te sprawy. - warknął Lucas. 
- Czyli ci na niej zależy. Twojemu ojcu przydadzą się te informacje. 
- Jeśli tylko spróbuje ją skrzywdzić. To nie zazna odemnie litości. 
- Grozisz ojcu?- spytał smok z uśmiechem. 
- Dla mnie nigdy nie był godny tego tytułu.
- Żebyś nie przegalopował. - warknął Weryewe. 
- Zrobiłeś się wrażliwy Weryewe. Chyba, że nie jesteś tak naprawdę nim. - spojrzał Lucas z dumą w oczy smoka. Różniły się od oczy jego znajomego. Nie były one złote, lecz czerwone. Smok ryknął przeraźliwie. 
- Słuchaj mnie smarkaczu. Nie będę się z tobą cackał! Masz wrócić, jeśli nie Joenie grozi niebezpieczeństwo. 
- Nie spodziewałem się, że będziesz tag zrozpaczony, by podszywać się pod Weryewe. - odparł Lucas uśmiechając się pod nosem. Ojciec warknął. 
- Będziesz tego żałował. - odparł wrogo i zniknął. Lucas został sam. Sam jeden w otaczającej go ciemności. Nagle zobaczył światło. 

- Lucas.- usłyszał głos. Był to głos samicy. Lucas spojrzał w jego kierunku. Światło oślepiało jego fioletowe oczy. 
- Lucas.- znów rozległ się głos.


Nagle Lucas otworzył oczy. Leżał, a przed nim stąpa uśmiechnięta Joena. 
- Coś się stało? - spytał sennie. 
- Możesz już normalnie funkcjonować. Twój kręgosłup jest zdrowy.
- Kiedy? 
- Jak spałeś przyszła Etain. Chciałam cię obudzić, ale nie wstawałeś. 
- Pewnie za mocny sen. - odparł Lucas wstając. 
- Gdzie zamierzasz iść? 
- Najpierw muszę coś załatwić, ale wrócę. - odparł. Zauważył, że Joena posmutniała. Lucas westchnął. Podszedł do wadery i dotknął nosem jej czoła. Samica spojrzała na niego zaskoczona. 
- Obiecuję, że wrócę. - odparł i odszedł. Ponownie opuścił tereny Watahy Srebrnego Chabra.

Koniec

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz