sobota, 25 maja 2019

Od Etain - Piąty trening mocy

Przemierzałam rozświetlone południowym słońcem, tonące w szmaragdowej zieleni drzew odległe ostępy lasu. Dziś, choć nieczęsto się to zdarzało, szłam spokojnie i bez pośpiechu. Z uwagą stąpałam cicho po ściółce, co chwilę podnosząc wzrok, by sprawdzić reakcje okolicznych ptaków, które prędzej czy później i tak uciekały spłoszone gdzieś w głąb puszczy, jak nie dźwiękiem moich kroków, to biało-brązowym futrem migającym między ciemnymi pniami drzew. Gdzieś przebiegł lis, gdzieś sarna, lecz ja nie zadawałam sobie trudu, by ruszyć w pościg. Zamiast tego zaczerpnęłam głęboki oddech, rozejrzałam się od niechcenia po okolicy, po czym sprawiłam, że moje futro zafalowało nagle kilkoma odcieniami zieleni. Kolory przebiegły od pyska do ogona, szczelnie pokrywając dawne barwy mojego futra. Spojrzałam w dół na swoją pierś i łapy. Choć z początku kaskada leśnych barw falowała niczym powietrze podczas upału, to wkrótce odcienie znalazły odpowiednie miejsce i niczym się już nie różniłam od otaczającego mnie krajobrazu. Niespiesznie ruszyłam parę kroków do przodu. Kolory na moim ciele zmieniły swoje położenie, tym razem jednak bezzwłocznie i tak płynnie, że proces ten był praktycznie niezauważalny. Uśmiechnęłam się, po czym, dla pewności, pokierowałam swoje kroki tam, gdzie gęściej rosły różnorakie krzewy, wśród których łatwiej było się ukryć nawet bez robienia użytku ze sztuki kamuflażu. Spacerowałam wśród ptaków, które zachowywały się, jakby w ogóle mnie tu nie było. Największą satysfakcję odczułam, przemykając niepostrzeżenie tuż przed nosem samotnej, pasącej sarny. Patrzenie na świat z nowej perspektywy zawsze było ciekawym doświadczeniem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz